1 maja 2017

Adagio Sostenuto: Rozdział 12


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 12/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”

Westchnąłem cicho, zamykając oczy. Szczupłe palce przesuwały się między moimi włosami, sporadycznie zakradając się za ucho lub na szyję, przez co uśmiechałem się lekko czując to przyjemne łaskotanie.  Wsunąłem nos w zagłębienie pomiędzy szyją a ramieniem starszego, co wywołało jego cichy śmiech.
- Przytulanka z ciebie – mruknął, nie podnosząc głosu. Zerknąłem na niego z dołu robiąc oburzoną minę. Nie odsunąłem się jednak, zamiast tego mocniej wczepiłem się w jego bok, szukając przyjemnego ciepła, jakie biło od ciała chłopaka.
Od prawie miesiąca co wieczór wkradałem się do akademika trzecioklasistów i nocowałem u Jong Hyuna. Starszy nie wyglądał na niezadowolonego. Powiedziałbym nawet, że czekał na mnie i bynajmniej nie byłem w tym momencie zbyt pewny siebie. Gdy tylko drzwi stawały otworem witał mnie pełen ulgi, łagodny uśmiech Jong Hyuna. Zupełnie tak, jakby obawiał się, że jednak nie przyjdę. Całował mnie wtedy w czoło na powitanie i przytulał do siebie tęsknie. Za każdym razem robiło mi się gorąco, choć nie byłem pewien, z jakiego powodu dokładnie. To było miłe uczucie, czuć się dla kogoś ważnym.
- Przecież i tak nie pozwolisz mi się odsunąć – stwierdziłem, na powrót zamykając oczy dając mu tym samym do zrozumienia, że ma nie przestawać mnie głaskać. Dotąd robiła tak tylko moja mama. Dotąd, nie miałem chłopaka.
- Masz rację, Bummie. Nie pozwolę, za bardzo lubię mieć cię tak blisko. Poza tym jutro pojedziemy do domu na Święta i przez dwa tygodnie nie będę miał cię przy sobie, muszę się nacieszyć tobą na zapas – odpowiedział bez ogródek, za co miałem ochotę go walnąć. Poczułem, jak pieką mnie policzki, a jednocześnie nieznośny ucisk w klatce piersiowej znów dał o sobie znać.
Prawdę mówiąc łudziłem się, że ojciec zmieni zdanie, co do mojego wyjazdu do Daegu, jednak niestety, nadal upierał się przy swoim. Wizja samotnych Świąt naprawdę nie była powalająca.  To znaczy nie tak do końca samotnych, bo za towarzystwo miałem mieć gosposię i żonę ojca. Nie przepadałem za nią, w zasadzie z wzajemnością i jakoś nie wyobrażałem sobie, żebyśmy mieli usiąść przy jednym stole i życzyć sobie wszystkiego najlepszego, skoro wcale tak nie myśleliśmy. Jong Hyun niewątpliwie wyczuł moją zmianę nastroju wywołaną tą wzmianką. Przytulił dłoń do mojego policzka i pogłaskał go z czułością. Popatrzyłem na niego niepewnie, nim ucałował moją skroń.
- Nie martw się, nie zostawię cię samego – obiecał, na co mimowolnie się uśmiechnąłem. Oparłem zmęczony czoło na tym jego pozwalając, by ciężkie powieki zasłoniły moje lśniące od wzbierających łez oczu. Przecież nie mogłem znów przy nim płakać! Zdarzyło się to raz i to był o jeden raz za dużo.
- Wiem, hyung.

Mój pokój niewiele zmienił się od czasu, kiedy zamieszkałem w internacie. Był nieruszony, dosłownie. Klucz do niego zostawiłem gosposi i kazałem jej nikogo tam nie wpuszczać. Nie chodziło wcale o wielkie skarby zawarte za jego drzwiami, bo takowych nie miałem. Nie lubiłem po prostu, kiedy ktoś myszkował w moich rzeczach. Szczególnie Ji Min, ta kobieta doprowadzała mnie do szału. Ledwo przyjechałem, już zaczęła wygłaszać swoje mądrości. Zdawałem sobie sprawę z tego, że przesadzałem, bo byłem do niej uprzedzony, nie mogłem temu zaprzeczyć. Mimo to dyktatura, którą wprowadzała pod względem porządku, pór posiłków czy chociażby wyglądu była oszałamiająco irytująca. Nieważne czy miałem wolny dzień czy nie, musiałem wstać najpóźniej o ósmej, bo o dziewiątej było śniadanie. Nie było spania do oporu, ani tym bardziej późnego kładzenia się do łóżka. O dziesiątej miałem być w swoim pokoju i już. Takie panowały zasady w tym domu, do których zdążyłem już w zasadzie przywyknąć.
Rzuciłem się na łóżko z kwaśną miną. Miałem spędzić tutaj dwa tygodnie. Ponad dwa tygodnie, za towarzystwo mając na dobrą sprawę tylko telewizor. Ojciec wyjechał w delegację tak, jak mówił, gosposia miała zbyt wiele na głowie, żeby mnie niańczyć, a Ji Min nie dość, że duszą towarzystwa nie była, to jednak też pracowała. Dodatkowo nie była w najlepszym humorze, bo niezbyt podobała jej się nieobecność mojego ojca i tutaj akurat ją rozumiałem. Bo w końcu co to za Święta, których nie można spędzić z rodziną? Został mi jeszcze tylko Zeus, który teraz zapewne zajadał się owsem, jakiego mu nasypałem po powrocie. Nie mogłem jednak spędzić dwóch tygodni w stajni nawet, jeśli byłbym w stanie. Była Wigilia, ostatnie trzy dni spędziłem mówiąc do Zeusa, który był bardziej zaabsorbowany naciąganiem mnie na kolejne miętówki.
- Jesteś głodny? Nie zjadłeś zbyt wiele. – W progu stanęła niska, starsza kobieta z siwymi włosami spiętymi w ciasny kok. Miała twarz surowej matki, ale ciepłe oczy, co łagodziło nieco aurę, jaką wokół siebie roztaczała. Była z rodzaju tych, które nie pozwalały wstać od stołu, dopóki nie zjadło się wszystkiego, co miało się na talerzu. Sam decydowałem, ile sobie nałożę. Mogłem wziąć dokładkę, ale jeśli przeceniłem swoje możliwości nie było przebacz.
- Nieszczególnie – przyznałem, podnosząc się do siadu. Wyciągnąłem telefon, spoglądając kątem oka na wyświetlacz. Poczułem zawód, ale z drugiej strony miałem świadomość, że Jong Hyun nie widział się z rodziną od kilku miesięcy. Nie wypadało więc siedzieć z nimi i pisać do mnie. Czułem się jednak dziwnie. Zdążyłem przywyknąć do jego ciągłej obecności przez wspólnie spędzane wieczory i teraz czułem większą pustkę, niż się spodziewałem. Rozmawialiśmy co prawda wieczorami, a rano zawsze czekał na mnie esemes o treści „Miłego dnia”, mimo to chwilami zwyczajnie za nim tęskniłem. – Zrobię sobie później tosty – dodałem widząc jej niezadowoloną minę i chcąc uprzedzić potok słów, jaki zapewne chciała skierować w moją stronę w ramach kazania na temat tego, że ciągle się rozwijam, więc powinienem regularnie jeść. Lubiłem ją, jednak czasami przesadzała ze swoją nadopiekuńczością. Gdybym chciał, zjadłbym obiad, prawda? Westchnęła cierpko, zaciskając usta w wąską kreskę. Pokiwała jednak głową nim zostawiła mnie samego.
Przeciągnąłem się, dając sobie mentalnego kopniaka, żeby wziąć się w garść. Zamiast użalać się nad sobą powinienem w końcu się rozpakować. Miałem trochę brudnych rzeczy, które należało zanieść do pralni. Tak, jak przyjechałem, tak na dobrą sprawę torbę wkopałem pod łóżko, wyciągając z niej jedynie ładowarkę. W pierwszej kolejności poszedłem pod prysznic, bo po podróży nie czułem się komfortowo. Min Ho odzyskał dobry humor po tym, jak udało mu się zaliczyć semestr, więc znów się na mnie wyżywał. Tym razem ze zdwojoną siłą, by nadrobić zaległości. Wepchnęli mnie do kałuży, oczywiście przypadkiem, a dzięki temu całą podróż spędziłem szczękając zębami na tylnym siedzeniu samochodu ojca cały przemoczony. Cud, że się nie rozchorowałem.
Spojrzałem na zegarek. Zrobiłem zbolałą minę widząc, że wskazówki niemal się nie poruszyły, odkąd patrzyłem na niego ostatnim razem. Zamknąłem oczy zastanawiając się, co ze sobą zrobić. Uśmiechnąłem się gorzko sam do siebie. Woo Hyun pojechał z rodzicami na narty, Jong Hyun cały dzień się do mnie nie odzywał, więc spodziewałem się, że pomaga przy przygotowaniu kolacji, a Onew odpisał z zastraszającą częstotliwością, bo raz na godzinę. Nie chciałem też się narzucać, dlatego podniosłem się w końcu z łóżka i wygrzebałem torbę. Telefon schowałem do kieszeni bluzy, którą miałem na sobie – notabene należącej do Jong Hyuna.
Prawdę mówiąc nie wiedziałem, jakim cudem znalazła się w moich rzeczach. Musiałem mu jej nie oddać po tym, jak spędziłem u niego którąś z nocy, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę. Nadal nim pachniała, a chociaż uważałem to za głupie i ckliwie, to jednak sam fakt, że należała do niego poprawiał mi humor. Nawet, jeśli tęskniłem za nim, bo było dla mnie niepojęte.
Podskoczyłem gwałtownie słysząc dźwięk dzwonka. Wrzucałem właśnie ubrania do kosza na pranie. Czyste wylądowały od razu w szafie, choć były już nieco pogniecione przez to, że tyle czasu spędziły w torbie. Wyjąłem telefon i zmarszczyłem brwi patrząc na wyświetlacz. Moja serce zabiło gwałtownie, a mnie zrobiło się słabo. Przez chwilę miałem wrażenie, że zemdleję. Zganiłem się w myślach i odebrałem, uśmiechając pod nosem.
- Bummie? Przeszkadzam? – Głos Jong Hyuna brzmiał trochę inaczej przez telefon, ale nadal wyłapywałem w nim tą czułość, przez którą miękło moje serce. Cholera, co ten człowiek ze mną robił i dlaczego z taką łatwością?!
- To głupie pytanie, nie sądzisz? – Spytałem, wychodząc z pralni. Korzystając z pustego domu rozciągnąłem się na kanapie i wyjrzałem za okno. Wcześnie robiło się ciemno, więc musiałem zapalić w pokoju lampę. Westchnąłem, słysząc stłumiony śmiech po drugiej stronie. Głupek. – I co cię tak bawi?
- Ty, bo jesteś uroczy. Przyznaj się, że tęskniłeś – stwierdził, na co mruknąłem z niezadowoleniem. – Nie gniewaj się, księżniczko, nie dlatego dzwonię. Obiecałem, że cię nie zostawię w Święta, pamiętasz?
- Pamiętam – odpowiedziałem, wpatrując się w ekran wyłączonego telewizora. Niby mógłbym poszukać jakiegoś świątecznego filmu, ale nie widziałem w tym najmniejszego sensu. Widziałem je tyle razy, że chociaż nadal mnie bawiły, ten jeden raz czułem, że pogłębiłyby moje podłe samopoczucie. – Ale nie możesz spędzić trzech dni rozmawiając ze mną przez telefon.
- Wiem, Bummie. Dlatego do ciebie dzwonię teraz. Wieczorem będę miał gościa i zostanie u mnie aż do Sylwestra. Nie miałbym czasu, a chciałem złożyć ci życzenia – przyznał ze spokojem, a ja zagryzłem dolną wargę, starając się powstrzymać ukłucie zawodu. Przełknąłem ślinę chcąc, by mój głos brzmiał normalnie. Przekręciłem się na kanapie, wciskając w jej oparcie.
- Rozumiem, hyung – mruknąłem cicho, starając się brzmieć normalnie. Nie chciałem, by odczuł moje rozczarowanie, bo robił dla mnie więcej, niż wszyscy inni razem wzięci. Mimo to łudziłem się, że chociaż wieczorem będę mógł z nim porozmawiać. Nie chciałem mu jednak robić wyrzutów z tego tytułu. To było zrozumiałe. W końcu z Woo Hyunem kontaktu nie miałem od naszego wyjazdu, taki okres obfitował w brak czasu.
- Nie smuć się, nie zerwę z tobą kontaktu na tych kilka dni. Tęskniłbym – zapewnił mnie, a ja przekląłem się za to, że nie byłem w stanie całkiem zamaskować tego, co wywołały we mnie jego słowa.
- Jong Hyun, nie musisz się o mnie martwić – zaśmiałem się do telefonu, zaciskając na nim mocniej palce. Wtuliłem się w bluzę i zwinąłem kłębek na kanapie. – Nie jestem sam. Zobaczymy się po nowym roku, tak? Jestem dużym chłopcem, poradzę sobie.
- Och, wiem, jesteś silnym i niezależnym mężczyzną, Bummie. Zwłaszcza w nocy, kiedy tak kurczowo się we mnie wtulasz, jak mała koala. Powinienem zrobić ci następnym razem zdjęcie i ustawić je sobie na tapetę?
- Yah, głupi! Patrzysz na mnie, kiedy śpię?! – Ofuknąłem go, chociaż dobrze wiedziałem, że w tym momencie jestem hipokrytą. Mimo to myśl, że mi się przypatrywał była taka krępująca… Nie sądziłem, że zwraca uwagę na tego typu szczegóły! Jak ja mu miałem teraz spojrzeć w oczy?
- Oczywiście. Mam do tego pełne prawo, jestem twoim chłopakiem, zamierzam z tego korzystać – odrzekł, a ja poczułem, jak pieką mnie policzki. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Przez niego szczerzyłem się niemal nieustannie. Nie miałem pojęcia, na czym to polegało. Jong Hyun mówił to, co myślał, ale ubierał to w takie słowa, że moje serce biło szybciej i przyprawiało mnie o zawroty głowy.
Nie odpowiedziałem, bo nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Sam fakt, że nazywał mnie „swoim chłopakiem” był dla mnie niesamowity. A kiedy do tego dochodziła myśl, że mu się podobam miałem ochotę zapaść się pod ziemię, by nie patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczyma, które widziały stanowczo zbyt dużo. Czasami czułem się przy nim zupełnie bezbronny, jakby jednym spojrzeniem potrafił odgadnąć wszystkie moje myśli.
- Mam dla ciebie prezent. W zasadzie dwa, ale na ten drugi będziesz musiał trochę poczekać – powiedział, przez co zmarszczyłem brwi. Sam miałem dla niego prezent. Chciałem mu go dać po Świętach, kiedy się zobaczymy. Wybrałem się wczoraj na zakupy korzystając z tego, że wszyscy moi znajomi byli zajęci i naprawdę długo chodziłem po centrum, starając się znaleźć coś, co odpowiadałoby moim oczekiwaniom. A miałem je naprawdę wielkie, bo chciałem, by było to dla niego coś wyjątkowego.
Milczałem przez dłuższą chwilę, przetwarzając jego słowa. Usłyszałem niecierpliwe westchnienie zmieszane z czymś, co chyba mógłbym nazwać rozbawieniem. Może nawet rozczuleniem? Trudno mi było odgadnąć, co chodzi Jong Hyunowi po głowie. Był chodzącą zagadką, tak prostą w tym, co robił i mówił, że tworzył przyjemny kontrast, a ja coraz bardziej zatracałem się w nim.
- Otworzysz mi? Nie będę ukrywał, że jest mi trochę zimno.
Poderwałem się do siadu i wbiłem wzrok w telefon. Patrzyłem na wyświetlacz, który rozbłysnął, kiedy tylko odsunąłem go od ucha trawiąc to, co Jong Hyun właśnie powiedział. Chwilę zajęło mi przyswojenie do wiadomości jego słów. Poderwałem się z kanapy i popędziłem do drzwi, otwierając je z rozmachem. Na progu stał Jong Hyun, w zielonej zimowej kurtce, okularach w grubej oprawie i zmierzwionych, przydługich włosach, w których plątały się płatki śniegu. Wpatrywałem się w niego oszołomiony, podczas gdy on odsunął telefon i zakończył połączenie. Schował go do kieszeni, po czym posłał mu rozbrajający uśmiech.
- Pewnie zabrzmię tandetnie i mało skromnie, jeśli powiem, że to ja jestem pierwszym prezentem? – Spytał retorycznie, a ja nie mogłem powstrzymać parsknięcia.
- Zabrzmisz, jak rasowy narcyz i wyjątkowo kiepski podrywacz – rzuciłem zgryźliwie, patrząc na niego z niedowierzaniem. Starałem się zrozumieć to, co się właśnie działo, ale jakoś nie bardzo docierał do mnie obraz całej sytuacji. Jong Hyun zaśmiał się, widząc moje zaskoczenie. Wyglądał na bardzo zadowolonego z efektu, jaki osiągnął, aczkolwiek nadal nie miałem pojęcia, co tutaj robił.
- Wpuścisz mnie, czy będziemy stać na mrozie? – Spytał, poprawiając okulary. Widniały na nich kropelki, w które zamieniły się płatki śniegu. W zasadzie w okularach widziałem go tylko kilka razy, kiedy siedział skupiony nad książkami ucząc się, a ja leżałem zakopany w jego pościeli przyglądając mu się. Oczywiście Jong Hyun myślał, że śpię, nie byłem głupi, żeby dać się przyłapać na wgapianiu się w niego. Był to jednak widok cholernie urokliwy. Od września jego włosy zdążyły znacząco podrosnąć, przez co teraz opadały mu na kark i czasem, kiedy nie chciały się poukładać zasłaniały oczy. Lubiłem głaskać go po głowie. Czasem kładł się na moich kolanach bez słowa i zwyczajnie zasypiał. Mogłem wtedy bezkarnie mu się przyglądać i zastanawiać, dlaczego to wszystko się dzieje. Może byłem złym człowiekiem, bo nie doceniałem tego, co dostawałem, ale chwilami bałem się, że jest zbyt dobrze. Dotąd wszystko, co działo się wokół mnie miało jakiś ukryty motyw. Nie chciałem, by i tym razem tak było.
- Co tu robisz? – Wydusiłem z siebie w końcu, ale złapałem go za dłoń i wciągnąłem do domu. Zatrzasnąłem za nim drzwi, rozpinając kurtkę, żeby móc się do niego przytulić. Wsunąłem dłonie pod poły grubego materiału, obejmując go ciasno w pasie. – Jesteś czasami takim idiotą… - Dodałem zduszonym głosem, nim wgryzłem się w dolną wargę. Nie sądziłem, że potraktuje tą obietnicę tak dosłownie.
- Przyjechałem po ciebie, Bummie. Twój ojciec powiedział, że nie możesz jechać do Daegu, ale nic nie zakazał ci spędzać Świąt u mnie. Zabieram cię do siebie – szepnął i sam mnie objął, muskając mój policzek. Podniosłem głowę, żeby na niego spojrzeć. Miał zaparowane okulary, więc pewnie mnie nie widział zbyt wyraźnie, ale nie wyglądało na to, żeby mu to bardzo przeszkadzało, skoro od razu się do niego przykleiłem. To było zbyt wiele niespodzianek dla mnie, jak na jeden dzień, zdecydowanie. Wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem, bo tylko to potrafiłem w tym momencie zrobić.
- Ale… Twoi rodzice… - Wybełkotałem, nie mogąc zebrać myśli. Kręciło mi się w głowie i gdyby nie trzymający mnie Jong Hyun pewnie runąłbym, jak długi. Zaśmiał się cicho, by zaraz zetknąć razem nasze czoła. Przytulił swoją chłodną dłoń do mojego ciepłego policzka i pogładził go delikatnie, zupełnie tak, jakby bał się, że zrobi mi tym krzywdę. To łaskotało w ten przyjemny sposób.
- Wyjechali na targi ogierów KWPN1 do Holandii. Miałem jechać z nimi, ale nie chciałem, żebyś spędzał Święta sam – odpowiedział, odgarniając moją grzywkę z czoła z łagodnym uśmiechem. Przypatrywał mi się przez chwilę, nim musnął przelotnie moje usta, a ja zadrżałem przez to niekontrolowanie. Zsunął palce na mój kark, jaki zadrapał z wyczuciem, przez co musiałem przygryźć dolną wargę, by nie mruknąć z zadowoleniem. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, po czym zaśmiałem się, zamykając oczy. Piekły mnie i naprawdę miałem ochotę się rozpłakać. Byłem święcie przekonany, że zostanę sam, a tymczasem zjawia się Jong Hyun – mój chłopak, który niczym książę na białym koniu przybywa, aby uratować księżniczkę z opresji.
- Wiesz, nie sądziłem, że tak dosłownie potraktujesz tą obietnicę – mruknąłem, zsuwając dłonie z jego pleców. Zacisnąłem palce na jego swetrze gdzieś na wysokości bioder chłopaka z niepewną miną. Nie chciałem być kłopotem, ale bałem się powiedzieć to na głos, żeby nie wziął mnie za niewdzięcznika. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś robił dla mnie coś bezinteresownie tylko po to, aby sprawić mi przyjemność.
- Przyjechałbym wcześniej, ale musiałem załatwić kilka spraw… Przepraszam, że jestem dopiero teraz – powiedział zmartwiony, na co pokręciłem energicznie głową. Pocałowałem go krótko, ale mocno, co wyraźnie go zaskoczyło. Prawdę mówiąc sam rzadko wykazywałem taką inicjatywę. Lubiłem się do niego przytulać, jednak to Jong Hyun zawsze mnie całował. Czasem krótko, czasem tak gwałtownie, jak wtedy, kiedy zgubiłem się w lesie, a on mnie znalazł. Teraz czułem potrzebę, by to zrobić. To było właściwe, tylko w taki sposób potrafiłem przekazać mu, co w tym momencie czułem. Dociskałem usta do tych jego czując, jak bardzo były spierzchnięte przez mróz.
- Pomożesz mi? – Spytałem cicho, kiedy odsunąłem się zaróżowiony. Byliśmy ze sobą od miesiąca, nadal jednak czułem się w tym wszystkim niedoświadczony. – Spakować się – dodałem, widząc jego pytającą minę. Zaśmiał się, po czym odsunął się i zdjął ośnieżoną kurtkę. Zawiesił ją na garderobie, zdejmując buty, które ustawił obok moich oficerek. Dopiero teraz zdjął z nosa okulary, żeby je przetrzeć. Zerknął w między czasie na mnie i chyba dopiero teraz uświadomił sobie, co miałem na swoich ramionach, bo uśmiechnął się nonszalancko, a ja miałem ochotę go walnąć za te głupie miny. Był zdecydowanie zbyt pewny siebie.
- Widzę, że komuś tutaj podobają się moje bluzy – zagaił, na co zazgrzytałem zębami. Czasami drażniła mnie jego bezpośredniość. Praktycznie zawsze. Oczywiste rzeczy wygłaszał na głos, żeby z premedytacją mnie zawstydzić i zirytować. Naprawdę nie miałem pojęcia, dlaczego to lubił, jednak w tym momencie zapragnąłem wepchnąć mu tą bluzę w ten kościsty tyłek.
- Oczywiście. Należą do mojego chłopaka, mam prawo mu je podbierać – odbiłem piłeczkę, wybierając na zagrywkę jego własną strategię. Brwi Jong Hyuna drgnęły nieznacznie, a w oczach zapalił się błysk zaskoczenia. Przez twarz chłopaka przemknął cień niedowierzania, jakby nie mógł przyjąć do wiadomości, że naprawdę nazwałem go w ten sposób. Złapał moją dłoń w swoją, a ja poczułem, że topnieję. Jeden zwrot, a wywołał w nim tyle ciepłych emocji. Nie sądziłem, że tak mu się to spodoba. Splotłem razem nasze palce, czując nagły przypływ odwagi. Ucałowałem jego policzek, nie kryjąc swojego rozbawienia i rozczulenia. Po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy to on tutaj był zagubiony. I mogłem powiedzieć, że ten widok był jednym z moich ulubionych. Jeden zero dla mnie.

Dom Jong Hyuna był o wiele większy, niż mój. Właściwie nie budynek sam w sobie, co teren, na którym się znajdował. Chłopak wyjaśnił mi, że z początku jego rodzina planowała hodować konie niedaleko domu, by mój wszystko łatwo kontrolować. Nie spodziewali się jednak, że zajdzie to na tak wysoką skalę, przez co trzeba było rozbudować ośrodek. Ostatecznie wykupili więcej ziemi gdzieś na obrzeżach miasta, tu w centrum zostawiając coś na zasadzie oddziału. Mimo wszystko na terenie posiadłości znajdowała się stajnia, kryta ujeżdżalnia oraz padok, teraz cały zaśnieżony, ale to nie było istotne, skoro można było ćwiczyć w budynku specjalnie do tego przeznaczonym.
Było już ciemno, w końcu zostało raptem kilka dni do końca roku. Już kiedy Jong Hyun do mnie dzwonił robiło się ponuro, zanim zajechaliśmy całkiem zapadł zmrok, przez co wszystkie domy lśniły światłami bardziej lub mniej ozdobione z okazji zbliżających się świąt. Z nosem przyklejonym do szyby wpatrywałem się w dom, niemal w całości zbudowany ze szkła. Wielkie okna chwilami zajmowały miejsce ściany, a konkretniej w dwóch miejscach – na wysokości przestronnego salonu, połączonego z jadalnią oraz na pierwszym piętrze, gdzie znajdował się też balkon. Drugiej strony domu nie widziałem, ale mogłem przypuszczać, że i tam znalazłbym szklaną ścianę.
- Chyba nigdy się nie przyzwyczaję – mruknąłem, wysiadając z samochodu. Auto samo w sobie było zwyczajne. Jeśli miałem być szczery spodziewałem się jakiegoś sportowego samochodu, zasponsorowanego przez ojca, ale wbrew pozorom tata Jong Hyuna miał dosyć surowe podejście do wychowania. Na wszystko trzeba było zapracować, dlatego chłopak woził Toyotą Auris z dwutysięcznego szóstego roku. Prawdę mówiąc nie znałem się zbytnio na motoryzacji, ale samochód wyglądał na zadbany. Używany, ale zadbany. Może dostał go w spadku? Nie miałem pojęcia, wystarczyło mi to, że widok starszego za kierownicą przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Chyba odkrywałem nowe fetysze dzięki niemu.
- Prędzej czy później na pewno. Chociaż wiesz? Bardzo tego nie chcę, lubię cię zaskakiwać – odpowiedział, wyjmując z bagażnika moją torbę. Łypnąłem na niego niezadowolony. Czasami te jego teksty były tak banalne i tandetne, że sam się sobie dziwiłem. Podobno najgorszy bajer był najbardziej skuteczny. Albo ja byłem mało wymagający.  
- Może nie powinienem tego mówić, ale robisz to niemal cały czas. Możesz być z siebie dumny – posłałem mu lekki uśmiech. Wyglądał na zadowolonego, bo mrugnął do mnie w ten swój zawadiacki sposób, a ja westchnąłem ciężko. Szczerze mówiąc nadal nie mogłem uwierzyć w to, że w Wigilię stanął w progu mojego domu tylko po to, żeby kazać mi się spakować i zawieźć mnie do siebie. Mój ojciec nie był z tego tytułu zadowolony. Zadzwoniłem do niego, bo Jong Hyun uparł się, że powinienem go powiadomić. Nie zapytać o zgodę, bo takowej bym nie dostał, a powiadomić. Kiedy jednak oznajmiłem, że i bez jego pozwolenia pojadę, ostatecznie mruknął coś o tym, że niech będzie. Może nie był to szczyt marzeń, ale zawsze coś.
- Planuję robić to nieustannie. Nie możesz się nudzić ze mną, Kochanie.
Potknąłem się na schodach, omal nie lądując na czterech. Wlepiłem wzrok w plecy starszego, kiedy otwierał drzwi. Nie miałem pewności czy się nie przesłyszałem. Nie zwracał się do mnie nigdy w taki sposób, bo nie rozmawialiśmy o łączących nas uczuciach. Byliśmy parą, tuliliśmy się do siebie wieczorami, całowaliśmy. Chwilami Jong Hyun wsuwał dłonie pod jego bluzę, w której zawsze sypiałem, gdy byłem u niego i głaskał mój brzuch, jednak nigdy tak na dobrą sprawę nie sprecyzowaliśmy tego, co nas łączyło. Podobałem mu się – tyle tylko wiedziałem i miałem pewność, że działa to w obie strony.
- Ale się spoufalasz, no pięknie. A może w końcu postanowiłeś wziąć mnie na randkę? – Spytałem z przekąsem, rozbierając swój płaszcz w obszernym przedpokoju. Rozejrzałem się, kiedy tylko wszedłem głębiej. Dom był mniej więcej wielkości mojego z tym, że znajdowało się w nim więcej rzeczy, aczkolwiek przez wielkie okno wydawał się być większy. Spodziewałem się czegoś bardziej surowego i nowoczesnego, a tymczasem salon był przytulnym miejscem, gdzie odcienie bieli i brązu przyjemnie ze sobą kontrastowały. W kominku, nad którym wisiał telewizor płonął ogień, a w kącie stał wielki, biały fortepian, odznaczający się na ciemnych panelach.
- Nie jestem w tym dobry, Bummie, więc niestety, na randkę cię nie zabiorę. Ale z przyjemnością pokażę ci swój pokój – odpowiedział Jong Hyun, obejmując mnie w pasie bez skrępowania. W końcu tutaj, na jego terenie nie musieliśmy się bać, że ktoś nas przyuważy. Może poza rodziną starszego, ale skoro wyjechali, czym miałem się przejmować?
- Zagrasz mi jeszcze? – Spytałem, wchodząc po krętych schodach na górę. Zerknąłem znacząco na fortepian, na co starszy zaśmiał się z zakłopotaniem. Od tej pamiętnej chwili, którą spędziłem z nim w sali muzycznej nie widziałem go grającego, a marzyłem, by ponownie usłyszeć Sonatę Księżycową w wykonaniu mojego chłopaka.
Jong Hyun popatrzył na mnie, niosąc moją torbę. Chciałem ją wziąć sam, ale uparł się, że jako gospodarz powinien przejąć ten obowiązek i przywilej. Nie zamierzałem się z nim kłócić, chociaż obawiałem się trochę, że będzie zły za ilość ubrań, które wziąłem ze sobą. Pewnie i tak czegoś zapomniałem, miałem pół godziny, żeby się spakować. A on mi nie pomagał, leżąc na moim łóżku oraz przeglądając to, co akurat wpadło mu w ręce. Czuł się bardzo swobodnie, aż nie byłem pewien czy to wada czy jednak zaleta.
- Po kolacji – obiecał, całując moją skroń, nim otworzył drzwi do swojego pokoju, a ja jęknąłem z zachwytem. Mój był o wiele mniejszy, bo całe piętro naszego domu składało się z wielu niewielkich pomieszczeń. Dodatkowo mój pokój był zagracony wszystkim, czym się dało i kiedyś nawet usłyszałem od Ji Min, że jest kobiecy. Pokój Jong Hyuna zdecydowanie taki nie był, a ten z akademika nijak umywał się do tego, co tu widziałem. Ścianę, na której znajdowały się drzwi pokrywał regał, w każdym milimetrze, nawet nad futryną, zastawiony przeróżnymi książkami. Tworzyły swego rodzaju biblioteczkę, aż musiałem odwrócić się w ich stronę nie przejmując się tym, że wgapiam się w ścianę z rozdziawionymi ustami. Nie sądziłem, by chłopak był takim fanem literatury.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu ciesząc się, że chłopak nie komentował mojej reakcji. W rogu stało biurko, będące częścią meblościanki, na której stały puchary różnej wielkości złote i błyszczące, z których Jong Hyun musiał być niesamowicie dumny. Pastelowe ściany w kolorze mięty ich właściciel po części ozdobił zdjęciami, tworzącymi kolarz, a po części niebieskimi flo2, które musiał wygrać na zawodach. Zagryzłem dolną wargę, zerkając na tablicę korkową nad biurkiem. I tu poprzypinał pinezkami różne wycinki z gazet, fragmenty interesujących go artykułów, a nawet sporadycznie mogłem dostrzec mniej profesjonalne zdjęcia. Spodziewałem się jeszcze wielkiego łóżka z baldachimem, ale zamiast niego dostrzegłem dwuosobową kanapę, rozkładaną ze skrzynią, w której musiała być schowana pościel. Przed nią stał szklany stolik i dwa fotele. Zaśmiałem się cicho. Za dnia pokój zmieniał się jego prywatny salon, wieczorem w sypialnię. Popatrzyłem na miękki, puchaty dywan, który łaskotał moje bose stopy. Zawsze chciałem taki mieć, miałem za to wykładzinę, na której przyjemnie się leżało z czasopismem w dłoni, ale na dłuższą metę było niewygodnie.
- Czuję się przy tobie, jak dzieciuch. Mój pokój roi się od pluszaków i szpargałów. Przypomina raczej składzik – stwierdziłem patrząc, jak starszy podchodzi do rozsuwanej szafy. Otworzył ją i wskazał na wolną półkę z niepewnym uśmiechem. Wyglądał, jakby specjalnie zrobił miejsce na moje ubrania. Czy mógł być bardziej kochany?
- Jesteś dzieciuchem – odparł kąśliwie, a ja wydąłem oburzony wargi. Zaśmiał się, ale to wcale nie sprawiło, że poczułem się mniej oburzony. – Jesteś dzieciuchem, ale moim, głupku. To w tobie lubię. Chyba nie sądzisz, że podobasz mi się mniej, bo twój pokój to urocza zbieranina wszystkiego, co ci się spodobało?
- A kto cię tam wie? Jesteś nieobliczalny – burknąłem, teatralnie pochylając się do torby, żeby ją rozpakować. Pokręcił rozbawiony głową, ale odsunął się, robiąc mi miejsce. Mogłem bez przeszkód udawać obrażonego i jednocześnie napawać się tym, że z każdej strony otaczała mnie obecność Jong Hyuna. W akademiku tak tego nie odczuwałem, ale tutaj, w jego prywatnym królestwie panował tylko on. Zacząłem zastanawiać się nad remontem, tylko ciekawe, kto by mi go zrobił.
- W takim razie powinieneś się mnie bać, Bummie. Kto wie, co przyjdzie do głowy komuś takiemu, jak ja? – Spytał, poprawiając okulary. Zerknąłem na niego z ukosa, odkładając spodnie na półkę. Zmrużyłem podejrzliwie oczy zastanawiając się czy szukać drugiego dna w jego słowach. To był ten problem, nigdy nie wiedziałem, na ile poważne jest to, co mówił, bo zawsze robił to w taki lekki, prosty sposób, że chwilami go nienawidziłem.
- Ciebie? Jesteś niegroźnym chłopcem, dlaczego miałbym się ciebie bać? – Spytałem, nie zamierzając pozwolić, żeby po raz kolejny zapędził mnie w kozi róg. Ile można było?!
Jong Hyun zaśmiał się cicho i rozplótł przedramiona, które miał skrzyżowane na wysokości klatki piersiowej. Łypnąłem na niego podejrzliwie, ale wpatrywałem się w niego hardo. Poczułem, jak chłopak łapie mnie za rękę, po czym przyciąga do siebie gwałtownie. Objął mnie w pasie, a ja westchnąłem zaskoczony. Chwyciłem go za ramiona, ale nie mogłem powiedzieć, że mi się to nie podobało. Bo podobało, nawet bardzo.
- Może dlatego, że jesteśmy tutaj sami i mogę zrobić z tobą, co zechcę? A wierz mi, chciałbym robić dużo rzeczy z takim niewinnym koalą, jak ty – powiedział z taką powagą, że włoski na moim karku stanęły dęba. Moje serce gwałtownie przyspieszyło, a we krwi wytworzyła się adrenalina, przez co zrobiło mi się słabo. Zapewne gdyby Jong Hyun mnie nie trzymał przewróciłbym się. Zaschło mi w ustach przez to, co powiedział. Nie byłem głupi, mogłem sobie dopisać całą resztę i tym razem miałem pewność, że nie będę wyolbrzymiał. Na samą myśl o tym, że starszy mógłby chcieć uprawiać ze mną seks robiło mi się gorąco.
Szczerze wcześniej o tym nie myślałem. To nie tak, że mi się nie podobał, nawet przeciwnie. Ciężko było to zaakceptować, ale Jong Hyun budził we mnie te uczucia, które odpowiadały za zauroczenie, jak i fascynację, dodatkowo pociągał mnie fizycznie, chociaż tego wyjaśnić nie mogłem. Mimo to taki scenariusz nie przyszedł mi do głowy. Czasem, kiedy trochę za bardzo go ponosiło podczas pocałunku czułem ten łaskoczący ucisk w dole podbrzusza, ale nie sądziłem, że to mogłoby prowadzić do czegoś głębszego. Nigdy nie przekraczał żadnej granicy, której ja bym nie chciał przełamać. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak wiele razy musiał się powstrzymywać przez wzgląd na mnie. Musiałem być naprawdę kiepski w te klocki, skoro przez miesiąc nie zorientowałem się, co znaczą te chwile.
Zaśmiał się i zwyczajnie pocałował krótko. Zamrugałem kilka razy, a chwilę po tym poczułem ciepłą dłoń na policzku. Musiałem wyglądać śmiesznie, trwając w dziwnym amoku. Nie wiedziałem, ile to trwa, ale na twarzy starszego malowało się swego rodzaju zakłopotanie. Zmarszczyłem nieznacznie brwi widząc, jak stara się to wszystko poukładać.
- Nie martw się, nie ściągnąłem cię tutaj tylko po to, żeby się z tobą przespać – zapewnił mnie, na co skinąłem mu powoli głową. Nie posądzałbym go o to. Nie był, jak Min Ho, który sypiał z Tae Minem wiedząc, że ten dzieciak go kocha. Drgnąłem na tą myśl. To możliwe, żebym ja kochał Jong Hyuna?
- Nie myślę tak – szepnąłem nim uśmiechnąłem się do niego łagodnie, niemal niewidocznie. Poczułem przyjemne ciepło, jakie wypełniło całe moje ciało. Nakryłem jego usta swoimi, przez krótką chwilę skubiąc jego wargi. Zakręciło mi się w głowie, jak zawsze, kiedy miałem go tak blisko. Traciłem grunt pod nogami przez tą jedną pieszczotę, do jakiej nie zamierzałem przywyknąć. Sprawiała mi zbyt wiele przyjemności. – Jestem po prostu zaskoczony. Zawsze tak otwarcie mówisz o tym, czego chcesz, że chwilami nie wiem, co ci odpowiedzieć.
- Nie musisz mi odpowiadać. – Pogłaskał mnie po policzku i oparł czoło o moje. Patrzyłem, jak opuszcza powieki, a to cudowne ciepło, bijące od niego zmieszało się z zapachem, który momentalnie mnie otumanił. Nie mogąc się powstrzymać zwyczajnie się do niego przytuliłem, chowając w ramionach, jakie zaraz chętnie mnie otoczyły.
- Muszę, bo nie chcę znów sytuacji, w której będziesz mnie unikał – mruknąłem w jego szyję. Poczułem, jak się spina, najwyraźniej przypominając sobie tych kilka dni, które dla mnie były katorgą. Dotąd miałem sobie za złe to, że wolałem spać na kozetce, zamiast po prostu spędzić noc z Jong Hyunem.
 - Nie dojdzie do niej, Bummie. Nie zostawię cię już więcej, obiecuję – odparł równie cicho, wsuwając na krótką chwilę palce w moje włosy. Zahaczył o kolczyk, który jeszcze nie zdążył się dobrze zagoić, przez co syknąłem cicho, bardziej spanikowany, niż przez rzeczywisty ból. Pierwszy tydzień w ogóle nie spałem na tej stronie. – Przepraszam. Chodź, zjemy w końcu coś, a później dam ci prezent, hm? I położymy się. Powinieneś odpocząć.
Odsunąłem się od niego niechętnie, ale pokiwałem głową. Posłałem mu czuły uśmiech, jeszcze raz całując go, tym razem w policzek. W ramach podziękowania, bo dotąd nikt nie zrobił dla mnie więcej, niż Jong Hyun przez ostatnie kilka miesięcy.

~***~
   
1Holenderski koń gorącokrwisty (pisane w paszporcie konia, jako rasa KWPN) – jedna z ras koni gorącokrwistych. Jest to nowoczesny koń sportowy średniego kalibru, zaliczany do czołówki sportu międzynarodowego.
2Flo (inaczej rozetka) nagroda przyznawana na zawodach jeździeckich zamiast medalu; otrzymuje ją zarówno koń jak i jeździec. Flo ma różne kolory, zależne od zajętego miejsca.

~***~