29 grudnia 2012

Han Syas


Tytuł: Han Syas
Gatunek: Romans/Humor/Smut
Paring: Ji Yong (Big Bang) & Sung Min (Super Junior)
Ostrzeżenia: Sceny erotyczne

– I po cholerę my tu, ha?
Ji Yong rozejrzał się omiatając ponurym wzrokiem tłumy artystów. Wcisnął dłonie do kieszeni znoszonych spodni, które tak uwielbiał i którymi chciał pokazać, jak głęboko ma całe to przedsięwzięcie. Mruknął coś niezadowolony zaciskając dłonie w pięści. Blondyn położył mu dłoń na ramieniu i poklepał go krzepiąco.
– Zostaliśmy zaproszeni GD – powiedział cierpliwie, po raz któryś tego wieczoru. – Wypadało przyjść.
Chłopak prychnął pod nosem jak rasowy kocur i strącił dłoń przyjaciela z barku. Wzruszył obojętnie ramionami, po czym rozejrzał się w poszukiwaniu gospodarzy. Liderka stała przy drzwiach i witała gości z promiennym uśmiechem. Obiecał sobie, że kiedy będzie z nią rozmawiał w cztery oczy nawrzuca jej, co nieco.
Ruszyli w stronę Kim mijając bardziej lub mniej znane twarze. W kilku z nich, Kwon rozpoznał członków Super Junior. Rozejrzał się obojętnie i dostrzegł Min Ho rozmawiającego z Kyu Hyunem. Przy barze stała grupka osób śmiejąca się z czegoś, jednak głośna muzyka zakłócała całe to przedstawienie. Lider oderwał wzrok od Si Wona i jego przyjaciół, po czym przeniósł spojrzenie na Tae. Pomachała im z daleka uśmiechając się promiennie. G-Dragon przywołał na twarz swój firmowy uśmieszek postanawiając godnie reprezentować swój zespół.
– Nie myślałam, że przyjmiecie zaproszenie! – Zaświergotała ściskając każdego po kolei.
Czarnowłosy odchrząknął cicho. Ktoś wpadł na niego, więc odepchnął niską dziewczynę na bok, jednak ta nawet nie zwróciła na niego uwagi zajęta dzikim tańcem z Jong Hyunem. Prychnął pod nosem korzystając z tego, że nikt go nie usłyszy.
– Wypadało przyjść – oznajmił takim tonem, jakby sam na to wpadł. – A tak w ogóle, jaka to okazja? – Spytał udając wielce zainteresowanego.
– Mamy nową dziewczynę w zespole – uśmiechnęła się do niego szeroko poprawiając kolorowe bransoletki na chudych nadgarstkach. – Chcemy wszystkim przedstawić Mio. A teraz wybaczcie muszę iść. Czujcie się jak u siebie.
Kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Skinął na członków zespołu, a ci rozeszli się w swoich kierunkach. Sam GD odszukał wzrokiem pustą kanapę i powędrował do niej zwinnie unikając zderzenia z tańczącymi. Opadł na poduszkę wzdychając ciężko. Nie znosił bycia liderem. Wiązało się to z reprezentacyjnością, której on nie posiadał. Nawet nie był najstarszy w Big Bang…
Wziął do ręki kwadratową szklankę i przyjrzał się zawartości. Wyglądało na whisky, w dodatku taką, którą ktoś już pił. Uznał, że ma to gdzieś. Uniósł szklankę, jakby chciał wznieść toast.
– Za problemy! – Zachrypiał, jednak muzyka zagłuszyła jego głos. – Za skurwysyństwo i właściciela tej szklanki. Gdziekolwiek jest…

Pił i pił. W sumie stracił rachubę gdzieś po siedmiu. A może nawet i dwunastu? Cóż, nie był pewny, to wiedział. Nawet nie specjalnie odczuł to ile wypił. Może lekko mu szumiało w głowie, ale nic poza tym. Spojrzał z wytęsknieniem na pustą szklankę i pokręcił głową.
– Żeby dalej pić, trzeba opróżnić to i owo – mruknął do siebie.
Choć niechętnie podniósł się z wygodnej kanapy, po czym wirując wśród tłumu udał się do miejsca, które powinno być męską toaletą. Po drodze mijał spektakle, których na trzeźwo oglądać by nie chciał. Pomijając fakt, że gdyby wszyscy byli trzeźwi, nie odstawialiby takich niespodzianek. Ji zaśmiał się ochryple widząc dwóch członków C.N.Blue świetnie bawiących się przy obłapianiu siebie nawzajem. Gdzieś nieopodal dwóch największych nieprzyjaciół splatało się w śmiertelnym uścisku tak, że nie wiadomo było, która kończyna, do kogo należy.
Cóż, przynajmniej w ubikacji nie było kolejki. Raczej nie było nikogo. Tym lepiej, pomyślał, chociaż szybko zmarszczył brwi zastanawiając się, czy może raczej nie powiedział tego na głos. Wzruszył tylko obojętnie ramionami i zniknął w jednej z kabin. Muzyki nie było tutaj prawie wcale słychać, więc w spokoju mógł się odlać.
Właśnie mył ręce, kiedy drzwi łazienki otworzyły się na oścież i do środka wpadły dwie osoby, jedna bardziej upita od drugiej. G-Dragon przyjrzał się uważnie chłopakowi, który podskakiwał jak piłka i szczerzył się do Sung Mina.
– Widzisz, nie zgubiłem się! – Pisnął, po czym bez ceregieli wpadł do kabiny zatrzaskując ją za sobą.
Czarnowłosy przeniósł wzrok na pozostałego chłopaka. Był zarumieniony od nadmiaru alkoholu i opierał się o ścianę, z trudem utrzymując na nogach.
– On tak zawsze? - Mruknął mierząc go uważnym spojrzeniem. Albo mu się wydawało, albo ten zarumienił się jeszcze bardziej. Kiwnął tylko powoli głową z miną, jakby zbierało mu się na mdłości i osunął się nieznacznie po ścianie.
– Tae Min tak zawsze.
–JEJCIU! – Z zajętej kabiny rozległ się podniecony, dziecięcy głosik. – Mają tu papier w pieski!
Załamał ręce. Uznał, że nie będzie o nic więcej pytać. Niewiedza była zbawieniem. Spojrzał tylko z współczuciem na starszego chłopaka i zrobił gest, jakby chciał go poklepać po plecach, jednak się rozmyślił.
– Nie wiem jak możesz z nim wytrzymywać.
Uśmiechnął się blado przenosząc wielkie, szkliste oczy wprost na jego twarz. W odpowiedzi zatoczył się lekko, po czym zacisnął palce na pobliskiej umywalce, by nie runąć jak długi na zimne kafelki. Wymruczał coś pod nosem. W uszach Kwona zabrzmiało to jak „Nigdy więcej nie będę pił”, ale równie dobrze mogło to być „Nie znoszę brukselki”, więc nie dopytywał się o szczegóły.
Na jego idealnie wykrojonych ustach pojawił się drwiący uśmieszek. Oparł się o ścianę obok niego taksując go roziskrzonym spojrzeniem. Zdawało mu się, że właśnie zaczyna odczuwać skutki upojenia alkoholowego. Widocznie u niego działały z opóźnieniem.
– Czy u was wszyscy mają taką słabą głowę? – Zagaił wyraźnie zaciekawiony. Co prawda nie chciał, by Sung Min pomyślał, że zapragnie robić z nimi zawody w piciu, ale właśnie tak to zabrzmiało. Z drugiej strony był pijany, więc raczej nie powinien tego pamiętać.
Pokręcił głową, jednak najwyraźniej zaraz tego pożałował. Zachwiał się zaciskając mocniej palce na brzegu umywalki, aż zbielały mu knykcie.
– Tylko ja – wybełkotał niewyraźnie przenosząc zamglony wzrok na niego. Czknął, na co Ji zaśmiał się tylko wyraźnie rozbawiony. Na i tak zaczerwienionych policzkach chłopaka pojawił się jeszcze większy rumieniec.
– Więc po co piłeś? – Spytał wyraźnie zaintrygowany.
– To był tylko jeden drink… – Mruknął i czknął ponownie. Poczuł, że ogarnia go fala gorąca. Wszystko wokół zawirowało i lekko ujechał na kafelkach. Za pewne wylądowałby twardo na tyłku, gdyby GD go nie złapał. Spróbował postawić go na nogach, ale ten tylko jęknął i pozieleniał na twarzy.
– Rany, ty naprawdę masz słabą głowę – westchnął z niedowierzaniem, jakby jego wcześniejsze słowa uznał za świetny dowcip. Posadził go na ziemi i sam usiadł obok niego. Nie zdążył nawet dobrze się oprzeć, kiedy rozgrzane ciało starszego chłopaka oparło się o niego jak o poduszkę. Spojrzał na jego twarz, po czym westchnął ponownie. – Dobranoc – dodał.
Drzwi do łazienki otwarły się z impetem. Klamka z hukiem wbiła się w ścianę, a grudki tynku opadły na ziemię. Do środka wkroczyły dwie osoby, w tym jedna czerwona na twarzy prawie tak, jak Sung Min. Z tą różnicą, że on nie był pijany tylko wściekły. Za brązowowłosym pojawił się Onew. Rozglądał się, jakby kogoś szukał i wyglądał na zatroskanego. Przygryzł dolną wargę, jednak nim zdążył coś powiedzieć ubiegł go Kyu Hyun.
– Łapy precz od niego! – Warknął wskazując oskarżycielsko na Kwona, jakby to on upił śpiącego chłopaka. Lider Big Bang zrobił tylko niewinną minę uśmiechając się przesłodko.
– Nie moja wina, że pozwoliłeś mu się upić – odparł beztrosko patrząc na niego jak na karalucha. Przeniósł leniwy wzrok na starszego chłopaka, siedzącego obok i pogłaskał go czule po policzku. – Powiem ci, że masz uroczego Hyunga – dodał z rozmarzeniem zerkając na niego kątem oka.
Wyglądał, jakby dostał w twarz. Zacisnął dłonie w pięści. GD miał przeczucie, że resztką trzeźwej siły woli powstrzymuje się, by nie skoczyć na niego.
– Dotknij go jeszcze raz, a media będą na bieżąco śledziły twoją operację – wycedził przez zaciśnięte zęby tak, że niemal ledwo go zrozumiał.
– Tae Min, gdzie jesteś? – Jęknął Onew i dopiero teraz sobie o nim przypomnieli. Zaglądał pod drzwi kabiny szukając członka swojego zespołu. Nie wyglądał na zadowolonego, kiedy w końcu go znalazł. Nie pukając wcześniej, otworzył drzwi jedynej zajętej kabiny. Ji musiał wsadzić sobie pięść do ust, by stłumić napad dzikiego śmiechu. Jego oczom ukazał się śpiący chłopak, ze spodniami wokół kostek i głową opartą o ścianę. Lider SHINee załamał ręce i ociągając się jak najbardziej mógł wszedł do środka łapiąc za materiał spodni. Nim zamknęły się za nim drzwi GD dojrzał jeszcze bokserki w pajacyki.
Przeniósł w końcu wzrok na stojącego w drzwiach chłopaka. Wyglądał, jakby miał zionąć ogniem lub ciskać błyskawicami z oczu. Spojrzał na niego z wyższością, co wyszło w jego mniemaniu wybornie, choć siedział pod umywalką. Objął w pół upitego chłopaka i przyciągnął do siebie. Śpiący mruknął coś cicho i oparł się bezwładnie o jego tors.
– Zostaw go – warknął zimno robiąc krok w jego stronę.
– Zazdrosny? – Zaświergotał uśmiechając się jak dziecko.
– Nie jestem gejem – wycedził robiąc kolejny krok w przód. – Hyung również, więc przestań go obłapiać.
Kwon objął go tylko mocniej.
– Nie oddam ci go… – Zrobił minę dziecka, które usiłuje obronić zabawkę. – Dzisiaj będzie moim Hyungiem.
Drzwi kabiny ponownie się otwarły i wyszedł z nich Onew targając za sobą śpiącego podopiecznego. Wyszedł z łazienki, jednak jego miejsce zajął zdyszany Si Won. Złapał Kyu Hyuna za przód koszuli i potrząsnął nim mocno.
– Pospiesz się! – Wydyszał z paniką w oczach. – Dae Sung bije się z kimś i wygląda na to, że inni mają zamiar się do nich dołączyć!
Szarpnął go za rękaw. Kyu Hyun nie wyglądał na takiego, który ma zamiar łatwo zrezygnować z wojny. Mierzył wściekłym spojrzeniem twarz G-Dragona usiłując wyrwać swoją koszulę z palców przyjaciela. Warknął coś do niego, jednak ten nie przejął się tym zbytnio. Si Won pociągnął go w stronę drzwi, po czym wyciągnął z łazienki.
Przez dłuższą chwilę słyszał tylko stłumioną muzykę i jakiś dziwny doping, za pewne towarzyszący wspomnianej bijatyce. Otrząsnął się z szoku spoglądając na uśpionego Sung Mina. Westchnął ciężko i pogładził jego zarumienioną twarz. Chłopak jęknął cicho przez sen. Posadził go na swoich kolanach, ponieważ zaczynało mu robić się niewygodnie i przytulił starszego opierając podbródek na jego rozgrzanym ramieniu. Musnął ustami szyję chłopaka, a słysząc ciche westchnienie zadowolenia uśmiechnął się z wyższością. Przygryzł skórę na jego obojczyku, po czym przyssał się do niej. Przeniósł usta na jego policzek zostawiając za sobą czerwoną malinkę.
Przytulił się do niego, jak do poduszki rozchylając lekko powieki. Czarnowłosy spojrzał na niego z góry wsuwając zimne dłonie pod materiał jego koszulki, na co on tylko zadygotał. Poruszył się niespokojnie siadając na jego biodrach i ocierając się lekko o niego. Chłopak mruknął cicho, po czym złączył nachalnie ich usta. Starszy nie protestował. Objął go mocniej nieświadomy tego, co robi, jednak szybko się od niego oderwał. Zamrugał kilka razy układając policzek na jego torsie.
– Hyung, chodźmy spać… – Wymruczał układając kolano między jego udami. Zagryzł wargę czując, jak w jego spodniach coś rośnie dzięki niemu.
Jak na zawołanie wziął go na ręce i wymknął się z łazienki. Skierował się prosto na piętro, gdzie dorwał pokój, który podobno miał należeć tej nocy do niego. Zamknął za nimi drzwi, po czym odnalazł sypialnię i rzucił się z chłopakiem na łóżko. Podniósł się lekko na łokciach wyszukując wzrokiem twarzy G-Dragona. Lider pochylił się nad chłopakiem z zadziornym uśmiechem. Wszystko działo się szybko i nie miał czasu pomyśleć co robi. Winę zrzucił na alkohol, który w tej grze odgrywał znaczącą rolę.
Poczynania jego kolegów przestały być dziwne, kiedy leżał na starszym i całował go zachłannie. Ciche pojękiwania tylko go pobudzały, przez co miękki dywan po chwili zapełniła kupka, zbędnych w tym momencie, ubrań. Tłoczyli się na ciasnym łóżku badając wzajemnie swoje ciała szczupłymi dłońmi i nie zaprzestając namiętnych pocałunków.
Kochali się długo i namiętnie, dopóki oboje nie stracili resztek siły. Sung Min doszedł brudząc pościel swoim nasieniem, a Ji Yong wkrótce po nim wewnątrz swojego kochanka. Opadł na niego dysząc ciężko. Czuł, jak drży pod nim, przekręca się powoli na bok i układa do snu nakrywając ich kołdrą. Nie potrafili nawet powiedzieć, w którym momencie zasnęli.

– Jak to Super Junior się rozpadło? – Kwon zmarszczył brwi patrząc na starszego chłopaka. Wzruszył ramionami w geście bezradności, po czym spojrzał na leżącą przed nimi gazetę.
– Mówiłem ci, że wiem tyle, ile mi powiedzieli – mruknął znudzony i upił potężny łyk czarnej kawy. – Ich menadżer rozwiązał umowę, bo któryś z nich przespał się na przyjęciu z jakimś kolesiem.
Czarnowłosy pomasował skronie wpatrując się w swoją jajecznicę. Z tamtego wieczora nie pamiętał wiele, jedynie tyle, że Tae Min zasnął na kiblu. Rozsiadł się wygodnie spoglądając na twarze przyjaciół.
– Cóż możemy tylko im współczuć i mieć nadzieję, że żaden z nas nie zrobił podobnie.

Dead Saturday +18


Tytuł: Dead Saturday
Gatunek: Angst +18
Paring: Tae Min (SHINee) & Ye Sung (Super Junior)
Ostrzeżenia: Brak, zdradzałyby zakończenie

Znali się od bardzo dawna. Lee Tae Min i Kim Jong Woon – to o nich tak długo pisali artykuły w gazetach. Dwie kontrowersje były najczęstszym tematem rozmów. Pierwsza – związek dwóch mężczyzn. Druga, różnica wieku, jaka między nimi powstała. Ale oni byli szczęśliwi. Odeszli ze swoich zespołów. SHINee się rozpadło, a Super Junior z trudem podnosiło swoją potłuczoną dumę. Jednak im to nie przeszkadzało. Nie, dopóki mieli siebie.
Byli ze sobą od dawna, co jednak skrupulatnie ukrywali. Spotykali się raz w tygodniu, w ten sam dzień, o tej samej godzinie. Spędzali ze sobą noc nie śpiąc. Leżeli obok siebie wpatrując się w uniesione kąciki ust, układając dłonie na piersiach, słuchając bicia uniesionych serc. Niejednokrotnie pieprzyli się w publicznej toalecie jęcząc jak tanie dziwki. Wielokrotnie kochali się czule we wspólnym łóżku, które dzielili razem jednej nocy, szepcząc czułe słowa, obiecując sobie wieczną miłość.
Związało ich ciche „Kocham cię” wypowiedziane na pierwszej wspólnej imprezie. Od tego wszystko się zaczęło. Regularnie spotykali się ze sobą, w dzień, w którym sobie wyznali uczucia, o godzinie rozpoczęcia zabawy. Wszystko miało znaczenie. Łapczywie chłonęli swój dotyk, na nowo badając ciało, z utęsknieniem szepcząc swoje imiona. Młodszy wplatał się w objęcia starszego popłakując czasem cicho. Leżeli wtedy do późna w nocy przytuleni do siebie, napawając się swoją obecnością. Nad ranem rozstawali się i niecierpliwie wyczekiwali soboty.
Pamiętał dokładnie ich pierwszy stosunek. Drobne, nieśmiałe dłonie młodszego błądziły po nagim ciele w poszukiwaniu doświadczenia, które spływało po gorących plecach jego kochanka. Obdarzał go namiętnymi pocałunkami przy cichych pojękiwaniach, drażniąc się z nim drobnymi otarciami. Gromadzone przez tyle lat pożądanie wybuchło pozbawiając ich tchu. Wpierw delikatne pchnięcia bioder z każdą kolejną chwilą stawały się agresywniejsze, doprowadzając ich do szaleństwa. Niczego nie przegapili z tego pamiętnego momentu, kiedy ich nieśmiałe, pełne chorego pragnienia ruchy doprowadziły kochanków do wspólnego uniesienia. Lee nie był taki niewinny, na jakiego wyglądał, co tylko pobudzało zmysły i doprowadzało Jong Woona do błogiego szaleństwa.
To była ich pierwsza rocznica, którą chcieli spędzić wyjątkowo. Tego dnia pokłócili się pierwszy raz. Nie była to poważna sprzeczka, choć serce młodszego pękało z bólu. Mieszkali ze sobą od paru dni, rodzice Tae Mina postanowili ich odwiedzić. Chłopak nie chciał, jednak jego ukochany nalegał, wmawiając mu, że to dobry pomysł. Przeliczył się. Ojciec młodszego najwyraźniej czekał na odpowiedni moment, aby zaatakować. Słowa wwiercały się w ich zakochane serca, rozsiewając truciznę, niszcząc psychikę. Zostawiły ślad, którego nie mogli już zmyć, nawet czułymi i szczerymi zapewnieniami ich głębokiej miłości. Nie mogli mieć dzieci. Nie mogli stworzyć normalnej rodziny. Jeśli zabraknie jednego, drugi zostanie całkiem sam, jako wyrzutek.
Wypadek zmienił całe ich życie. A w szczególności Tae Mina, który obawiał się najgorszego. Był taki szczęśliwy, kiedy okazało się, że Ye Sung już nie będzie spędzał dni w szpitalu! Pamiętał to nazbyt dokładnie. Pechowa sobota, przerażający pisk opon, cholernie bolesne uderzenie i utrata przytomności, gdy krew zaczęła spływać po masce samochodu. W tej jednej chwili zawalił się cały jego świat. Po raz pierwszy pragnął umrzeć. Choć później całe ich życie uległo drastycznej zmianie. Kochali się już pierwszej nocy, gdy tylko lekarze uznali, że Ye Sung nie musi z nimi przebywać. Tae Min zabrał ukochanego do domu. Wciąż i wciąż powtarzał, że teraz już wszystko będzie dobrze, że nareszcie będą razem. Ale Kim milczał. Po tak wielu nocach, które spędził zapłakany przy jego łóżku teraz miał go przy sobie. Mógł się przytulić do niego, ułożyć klatkę piersiową na jego torsie i zamknąć oczy ze szczęśliwym uśmiechem, błądzącym po jego dziecięcej buzi.
Czuł się chorobliwie szczęśliwy, kiedy rano pomagał mu zejść do kuchni. Zerkał na niego tak często, jak tylko mógł, pod byle pretekstem. Nie jadł, a chłopak go nie zmuszał. Nigdy nie robił nic wbrew jego woli. Głaskał go po chłodnych dłoniach, wpatrując się w jego oczy. Wiedział jednak, że to długo nie potrwa. Kim nie wychodził z domu. Tae Min mu nie pozwalał. Dobrze wiedział, że większość jego przyjaciół się odwróciła. Jedynie Onew i Min Ho go odwiedzali. Chłopak nie miał za złe członkom Super Junior tego, jak się zachowywali. Nienawidzili go, co okazywali na każdym kroku. Szydzili z jego orientacji, winili go za to, co się stało z ich przyjacielem. Zdaniem Si Wona, to Lee spowodował ten wypadek. Był głównym powodem tych kontrowersyjnych artykułów, którymi skrupulatnie oklejał ścianę w sypialni. Przeglądał gazety kilka razy dziennie, aby sprawdzić, czy nie przegapił ważnego fragmentu z wzmianką o nich. Dwójka przyjaciół martwiła się o byłego Maknae zespołu. Lee krzątał się z uśmiechem, wyłapując każde słowo, które do niego kierowali. Niektórych nie rozumiał. Nadal był jeszcze dzieckiem, które musiało się wiele nauczyć.
Kolejną noc spędził w objęciach swojego ukochanego. Szeptał cicho jego imię, przytulając się drobnymi plecami do jego zimnego torsu, splatając razem ich palce, drżąc pod wpływem dotyku. Teraz to on zajmował się zadowalaniem, to on dominował. Choć wcześniej zdarzało się, by Tae Min wychodził z inicjatywą, wiedział, że jego ukochany nie będzie w stanie sprostać ich wspólnym oczekiwaniom.
Kąpali się wspólnie. Robili to dość często, jednak Lee z czułą perfekcją nie odstępował starszego na krok. Z dnia na dzień jego skóra stawała się bledsza, przyjmowała odcień szarości a oczy szkliły się jak od płaczu. Choć Kim nie był chory milczał, nie zadowalając chłopaka nawet cichym „Kocham cię”. Nie musiał, doskonale to wiedział. Gładził jego skórę miękkim ręcznikiem, z dziecinnym uśmiechem na ustach. Był szczęśliwy, mimo, iż nie powinien. Nie przejmował się słowami przyjaciół, którzy po jakimś czasie przestali go odwiedzać. Nie podobało im się zachowanie chłopaka, który zażarcie bronił swojego wygasłego uczucia. Patrzeli na twarz Kima, napotykali jego pusty wzrok i wiedzieli, że nic nie mogą już zrobić.
Minęło pół roku, od pamiętnej soboty, w której jego życie omal nie legło w gruzach. Siedział przy stoliku z lekami nasennymi w ręce, wpatrując się w etykietkę, zachłannie wczytując się w treść. Tak bardzo go kochał. Chciał to wreszcie usłyszeć z jego ust, ciepłych i miękkich jak dawniej. Ale był tylko jeden sposób, by spełnić to marzenie. Podniósł się z miejsca, przeczesując palcami kasztanowe włosy. Wrócił do sypialni wysypując na rękę garść tabletek. Przypominały kolorem cukierki, które Ye Sung tak uwielbiał. Uśmiechając się pod nosem spojrzał na swój skarb. Leżał na łóżku z opuszczonymi powiekami. Wygładził białą koszulę, podchodząc do niego powoli. Spojrzał na zegarek. Dziesiąta trzynaście. Dokładnie za dwie minuty położy się obok niego, rozpamiętując ich pierwsze wyznanie. Czuł ciążące mu powieki, kiedy wsuwał się pod kołdrę, by położyć głowę, na nieruchomej klatce piersiowej. Choć bardzo się starał to zamaskować, nie potrafił. Dopiero teraz do niego dotarło, dlaczego Onew zawsze krzywił się i narzekał na smród, szalejący w domu pomimo różnych świeczek zapachowych, które młodszy poustawiał, aby zniwelować fetor rozkładającego się ciała.
Uśmiechnął się do siebie, kiedy ciężki sen zaczął go otulać przyjemnym ciepłem. Za chwilę miał się spotkać z ukochanym, usłyszeć jego ciepły głos, który pamiętnej soboty zamarł na zawsze, wraz z ciepłem, które tak uwielbiał. Pozostało tylko uczucie, którym obdarzał go, na co dzień. Nim odpłynął całkowicie, przypomniały mu się słowa Min Ho, które wypowiedział podczas ich ostatniego spotkania. Wywołały szerszy uśmiech na drętwiejących ustach chłopaka. Choi miał rację, uświadomił to sobie w tym momencie. Nie był już tym słodkim Maknae, nieśmiałym i wiecznie żywym. Był zboczonym nekrofilem.

12 grudnia 2012

Into the Fire


Tytuł: Into the Fire
Gatunek: AU
Paring: GTOP
Ostrzeżenia: Raczej brak
Ścieżka dźwiękowa: 1
Opowiadanie wzorowane na filmie 71: Into the Fire.

Droga Mamo
Trafiłem do szkoły. Kilka ostatnich dni zapadło mi w pamięci. Straciłem wszystkich przyjaciół, zaopatrzałem ich w broń, od której ginęli. Nosiłem na plecach rannych przyjaciół, mówiłem im, że wszystko będzie dobrze. Kłamałem. Wiedzieli o tym. Mimo to łgałem w ich umierające oczy, widziałem ich ostatnie tchnienia. Mijałem wrogów starając się przeżyć i wykonać swoje zadanie. Byliśmy w potrzasku, nie mieliśmy szans. Musieliśmy się wycofać. Nie wiem nawet, kiedy zostałem ranny. Wiem tylko, że Yi Jun Su został zastrzelony na moich oczach. Kiedy wciągaliśmy go do ciężarówki oddychał. Brud mieszał się z krwią, a on sam skomlał jak dziecko. Byłem przy nim, kiedy umierał w szpitalu polowym, nim przewieźli nas do szkoły. Zapędzili nas w kozi róg. Stąd nie ma ucieczki. Ale przecież żołnierz nie powinien uciekać, prawda?
Chciałbym Cię, chociaż raz móc zobaczyć, choć przez chwilę. Chciałbym powiedzieć Ci „Nie martw się”. Ale nie mogę. To byłoby kolejne kłamstwo. Teraz jestem bezpieczny, chociaż wcale tego nie czuję. Czuję się bezradny.  To chyba jedyne prawdziwe zdanie, które wypowiedziałem w ciągu ostatnich kilku dni. Nie potrafię zrobić nic, by pomóc przyjacielowi, nie jestem w stanie zasłonić jego pleców, kiedy widzę wymierzony w niego karabin. Jedyne, co potrafię to noszenie broni.
Kolejne dni, muszę spędzić tutaj. Nie jestem sam. Mój pluton składa się z pięćdziesięciu dziewięciu innych uczniów. Wszyscy są młodzi. Za młodzi na śmierć. Nie zdają sobie sprawy z sytuacji, nie wiedzą, co ich czeka. A czeka ich tylko jedno.
Zostałem dowódcą. Ale nie jest to powód do dumy. Jestem odpowiedzialny za ich życie i śmierć. Nie każdemu to odpowiada. Mnie też nie. Wiem, że nie jestem w stanie temu podołać. Ale nie ma wyjścia. To wojna. Nie ma czasu na dyskusje. Zostaliśmy sami. Możemy liczyć tylko na siebie… Na mnie.
Tej nocy nikt nie spał. Po raz pierwszy od wielu dni słyszałem śmiech. Nie potrafiłem ich uciszyć. Nie chciałem. Czułem się jak na jednej z przerw, bez zmartwień i kłopotów. Bez przeświadczenia, że mogę nie przeżyć nocy. W końcu jednak musiałem do nich pójść. Zamilkli, kiedy tylko otwarłem drzwi. Pustka i poczucie bezradności powróciło ze zdwojoną siłą. Nie zdążyłem powiedzieć słowa, kiedy usłyszałem warkot silnika. Warta spisała się na medal, choć składała się z niedoświadczonych młokosów.
Zszedłem pierwszy. Reszta zrobiła to niechętnie, popychana do przodu przez tych odważniejszych. To był nasz kapitan. Dwóch chłopaków się rozpłakało. Ze szczęścia? Wątpię. Tutaj nie można czuć niczego takiego. To raczej był swego rodzaj ulgi, ponieważ mogli jeszcze trochę pożyć. Dostaliśmy posiłki. Dwudziestu uczniów wysiadło z furgonetek. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby wiedzieć, co przeszli. Przeszli przez piekło. Jednego wynieśli na noszach, a ja wiedziałem, że trzeba będzie mu wykopać grób.
Ustawili się w szeregu. Wszyscy. Przyglądałem im się, a chociaż ich nie znam, wiem, o czym myślą. Boją się. Tak jak ja. Na moich barkach spoczywa ciężki obowiązek, więc nie daję po sobie tego poznać. Oni nie są głupi, wiedzą. Wodziłem wzrokiem po ich twarzach i wreszcie natrafiłem na niego. Zachciało mi się płakać. Jako jedyny nie wyrażał żadnych emocji. Nie patrzył na mnie, tylko gdzieś przeze mnie. Widziałem ten spokój na jego delikatnej, dziecięcej buzi, jakby nic go nie obchodziło. Jako jedyny się nie odzywał. Nie poruszał ustami, nie przytaknął głową.
Chcę żyć. Chcę wrócić do domu, żywy. Nie wiem, dlaczego, ale ten chłopak dodaje mi siły. Wpływa na innych. Wiem to po jednej nocy. Zaszył się w kącie, nie odzywając się do nikogo, nie patrząc na nikogo. Jakby był nieobecny. O jego imię musiałem spytać chłopaków, z którymi przyjechał. Kwon Ji Yong. Nie wygląda na smoka, chociaż czuję w nim dziwną siłę. Nie tylko ja. Dwójka moich towarzyszów, z którymi przyjechałem mówi to samo. Mam nadzieję, że przeżyjemy.

Droga Mamo
Zabiłem dzisiaj człowieka. Nie… Zabiłem dziecko. Czy to czyni mnie takim, jakimi są oni? Nie mogę spać. Ciągle mam przed oczami jego zakrwawioną twarz i ciche „Mamo” na ustach. On też nie chciał tu być. On też tęsknił, tak jak ja. Ale ja żyję i mam nadzieję.
Nie wiem, czy to był luźny dzień. Wszyscy uczyli się strzelać. Niektórzy z nich pierwszy raz trzymali broń w ręku. Nie ośmielili się mierzyć do siebie. Strzelali do drzewa. Powinienem ich pochwalić, ale co to za osiągnięcie? Uczą się zabijać, czy to wyczyn? Zdobyłem się tylko na jedno skinięcie głową. To nie ja nadzoruję ich trening. Ja się tylko włóczę, nie wiedząc, co zrobić.
Podzieliłem pluton na mniejsze drużyny. Jedni gotują, inni będą zajmować się zakopywaniem zwłok. Nikt nie chciał się zgłosić na ochotnika. Powinienem się im dziwić? Jest tyle pytań, na których nie znam odpowiedzi i nikt nie może mi pomóc. Z każdym kolejnym wystrzałem wiem, że nie mamy szansy na przeżycie. Tylko Kwon Ji Yong sprawia, że mimo wszystko mam nadzieję. Milczy, nie patrząc na nikogo. Skupia się na swojej pracy, każdy rozkaz wykonuje bez wahania, nie dając nawet poznać, czy go zrozumiał. Jego zapał daje innym motywację. Słabą, jednak starają się jak mogą. Chcą przeżyć. Chcą wrócić do matek i rodzin, nie chcą umierać.
Po raz pierwszy na mnie spojrzał, kiedy wystrzeliłem nabój. Po raz pierwszy spojrzał na mnie i widział tylko mnie. Nie wiem, o czym myślał. Jest dla mnie zagadką, której nie mogę rozwiązać. On mi nie pomaga. Mam wrażenie, że go zawiodłem. Zawiodłem i jego i siebie. Ale musiałem to zrobić… Nie, nie musiałem. Dobiłem tego chłopca, choć mogłem pozwolić mu na powolną, bolesną śmierć. Wmawiam sobie, że tak było dla niego lepiej, jednak może on chciał żyć pomimo bólu?
Sam nie wiem, kiedy dokładnie to się stało. Wiem tylko, że było już ciemno. Ustawiłem wartę, jednak w przeciągu kilku kolejnych minut, kiedy tylko zgasło światło przybiegł do mnie Lee Jong Hyun. Wyszedłem razem z innymi. Było ich pięciu. Choćby chcieli próbować, nie mieli szans. Wydałem rozkaz – wszyscy mieli przeczekać w ukryciu, aż przejdą. Ale miałem pecha i nie dziwię się temu. To uczniowie, nie żołnierze.
Jeden z najmłodszych wystrzelił. Trwało to tylko kilka sekund, ukryci za workami z piaskiem zasypaliśmy ich amunicją. Jeden przeżył. Podszedłem do niego. Umierał, a ja mogłem zadecydować czy skrócę mu męki. Nie chciałem. Zrobiłem to. Pociągnąłem za spust. Później słyszałem tylko echo wystrzału. Nikt się nie odezwał. Ji Yong patrzał na mnie. Wiedziałem, że go zawiodłem. Spanikowany kazałem wrócić wszystkim do klasy. Trójka chłopaków została, aby zakopać ciała.

Droga Mamo
Mój pluton potrzebował czterech dni, by uświadomić sobie jak kruche jest życie. Poszliśmy do lasu, by zbadać teren. Omal nie zginąłem. Liście chrzęściły pod naszymi stopami, łamaliśmy gałęzie, przedzierając się przez krzaki. Oprzytomniałem dopiero wtedy, kiedy chłopak przede mną upadł. Krzyknąłem „Padnij!” i przywarłem do wilgotnej ściółki. Spojrzałem na niego. Był martwy. Stróżka krwi ściekała po jego skroni. Chwilę potem usłyszałem odgłos nierównych kroków. Uciekał. Ktoś z naszych poderwał się i pognał za nim. Inni bez wahania zrobili to samo. Nie słuchali, kiedy kazałem im zaczekać. Ruszyłem w pogoń, jednak Kwon Ji Yong złapał mnie za rękaw. Niewiele myśląc wyrwałem się i po chwili biegłem za nimi.
Wypadliśmy na pole pszenicy. Albo żyta. Nie wiem, co to było, jednak napastnik gnał przed siebie. Jego ubranie zlewało się z kolorem zboża. Gorączkowo pędziliśmy za nim, dopóki nie usłyszałem obcego mi głosu. Poznałem go od razu jednak zdezorientowany potrzebowałem kilku sekund, aby zrozumieć znacznie tych słów. Zasadzka. Tak łatwo wyprowadziłem ich na pewną śmierć. Stanęliśmy momentalnie, unosząc pistolety. Rozległ się pojedynczy, głuchy strzał, a później chłopak przede mną gruchnął tępo o ziemię. Kwon znów coś krzyknął. Wszyscy podążali za jego głosem, jakby był ich przywódcą od dawna.
Kontakt z prawej – zaczęliśmy strzelać. Odpowiedzieli tym samym. Widziałem tylko ruchy w zbożu i tam właśnie celowałem. Nie tylko ja. Wszyscy zareagowali tak, jak powinni. Jedni z większym opóźnieniem inni znacznie szybciej. Przywarłem do ziemi, kiedy jeden z naboi świsnął tuż nade mną, by z cichym plaśnięciem zatopić się w ziemi. Dla mnie trwało to kilka godzin. Nie miałem czasu, by sprawdzić, co u innych. Musiałem w nich wierzyć i ufać, że sobie poradzą.
Przeczołgałem się do przodu. Lee Jong Hyun razem z bratem i dwójką innych chłopaków poszli przede mną. Ktoś krzyknął przerażony, ale nie był to nikt z mojego oddziału. Podniosłem się szybko, kiedy miałem pewność, że jestem na tyle blisko, aby celnie trafić w jednego z nich. Poczułem, jak ktoś mnie popycha, uderzyłem skronią o ziemię. Mo Sae Kang przemknął obok mnie niemal na klęczkach, zabijając chłopaka, który omal nie zabił mnie. Usłyszałem tylko ciche „Uważaj Hyung” i nim się obejrzałem Kwon pognał za nim. Otrząsnąłem się z szoku. Kilka chwil później było po wszystkim.
Wróciliśmy do szkoły, niosąc na plecach rannych i zabitych. Z osiemdziesięciu uczniów zostało nas sześćdziesięciu czterech, nie licząc mnie. Wśród tej piętnastki, było trzech śmiertelnie rannych oraz czterech, którzy mieli szansę przeżyć. Nie dysponujemy sprzętem, który jest im w stanie zapewnić życie. Mamo, ja wiem, że oni umrą. Jeśli nie dziś, to za kilka dni. Ale mam nadzieję, że uda się ich uratować.
Skontaktowałem się z moim dowódcą. Sami byli w trakcie walki. Nie słyszałem wszystkiego, co mi powiedział, jednak zdałem szczegółowy raport licząc na to, że on mnie słyszy. Obiecał, że przyśle nam wsparcie. Czekamy kopiąc groby poległym.

Droga Mamo
Nie śpię. I nie spałem, kiedy on do mnie przyszedł. Wyglądał jak zjawa. Płakał. Nawet teraz słyszę jego cichy szloch. Kiedy tylko go zobaczyłem, nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Nie wiedziałem, po co przyszedł. Milczał, tak jak przez pierwsze kilka dni. Później po prostu się do mnie przytulił.  Może to wszystko sobie wyśniłem? Wygląda na to, że podświadomie szukam jakiegokolwiek pocieszenia czy źródła dobroci. Nawet tak marnego, jak uścisk.
Powiedział, że jestem dobrym człowiekiem. Dlaczego tak myśli? Zabijam ludzi. Grzebię poległych przyjaciół. Noszę na plecach broń, której jestem gotów w każdej chwili użyć. Niewiele myśląc, po prostu go objąłem. Chciało mi się płakać, jednak nie zrobiłem tego, ze względu na Ji Yonga. Jest najlepszym, co mnie spotkało. Nie wiem, co to oznacza, ale kiedy patrzę na jego uśpioną twarz, mam ochotę uciekać. Razem z nim, by nie stała mu się krzywda.
Dzisiaj znów pochowaliśmy kolejnych towarzyszy. Ich rany były poważne. Pozostała trójka wije się z bólu, błagając o śmierć. Nie jestem w stanie na nich patrzeć, jednak robię to. Zmieniam im opatrunki, pomagam w trzymaniu ich, kiedy tylko mają dostać zastrzyk z morfiną. A także nadzoruję pracę przy zastawianiu pułapek.
Nie mam pojęcia, jak to się stało, że nie zauważyłem tego wcześniej. Lee Jong Hyun został porwany. Spostrzegłem to dopiero rano, jednak już jest za późno. Jego młodszy brat nie płacze. Cierpliwie pomaga we wszystkim, robiąc kilka rzeczy na raz. Wygląda przerażająco. Wszyscy są podenerwowani, a największe poczucie winy mam ja. Zawiodłem, jako dowódca i jako przyjaciel. Mo Sae Kang rzucił się na mnie na placu z pięściami. Nie mam mu tego za złe, bo zasłużyłem na to. Zareagowałem dopiero wtedy, kiedy Kwon stanął pomiędzy nami i dostał w twarz. Nie splunąłem nawet krwią rzucając się na Sae Kanga z pięściami. Rozdzielali nas. Dopiero Ji uświadomił mi, że nie powinniśmy się bić między sobą. To jest wojna. Musimy się trzymać razem. Ja jestem dowódcą i wydaję rozkazy, oni są moimi podwładnymi i mają się słuchać.
Lee wrócił. Może nie cały, ale żywy. Wraz z dowódcą armii. Patrzył na nas bez lęku. Moi przyjaciele celowali w niego z odbezpieczonej broni. To potwór. Tylko tyle byłem w stanie wywnioskować w pierwszej chwili. Czyścił sobie buty z kurzu, jakby nie był na wojnie. Za pewne zabijał ludzi bez mrugnięcia okiem, by nie przegapić gasnącego w ich oczach życia. Chociaż to my mieliśmy przewagę, chociaż ich było dwóch i nie posiadali broni, nikt nie byłby w stanie strzelić. Wszyscy poruszali się niespokojnie, z odrętwiającym strachem.
Mamo, nie zobaczymy się już więcej. Mogliśmy się poddać, ale zdecydowałem inaczej. Za kilka godzin staniemy do walki z całą armią. Nie mamy szans. Nie zobaczymy się nawet po śmierci. Ktoś, kto zabił i zabije tylu ludzi nie dostąpi zbawienia. Przygotowujemy się do walki. Staram się zagrzewać ich do boju, ale nie wiem, czy mi to wychodzi. Mo Sae Kang razem z bratem Jong Hyuna wyruszyli do lasu. Chcą udawać, że przeszli na ich stronę. Posiłki nie przybyły, jesteśmy zdani na siebie. Chcę móc powiedzieć ci, jak bardzo Cię kocham. Chcę Cię przytulił i rozpłakać się jak dziecko. Nie mogę. Boję się. Nie chcę umierać, nie w taki sposób.

Droga Pani Choi
Moje kondolencje, nie zwrócą Pani dziecka. Mogę jedynie współczuć, ponieważ dobrze wiem, jak wielką stratę Pani poniosła. Mój syn walczył u boku Seung Hyuna. Proszę ich nie opłakiwać, ponieważ to nie zwróci im życia. Proszę się modlić za nich. Te dzieci były dobrymi ludźmi. Zostały zmuszone do noszenia broni oraz zabijania, wbrew swojej woli.
Seung Hyun zginął, jako bohater oraz odważny dowódca, który dzielnie poprowadził swoich podwładnych. Proszę Panią, aby właśnie tak go Pani potraktowała. Dzięki ich męstwu, byliśmy w stanie rozprawić się z armią wroga. Opóźnili ich wystarczająco, byśmy mogli dotrzeć na miejsce na czas, jednak spóźnieni. Przepraszam.
Pani syn walczył do samego końca. Mimo, iż byli wyłącznie żołnierzami-uczniami bez nich nie bylibyśmy w stanie wygrać. Proszę wspominać go, jako bohatera, który poświęcił swoje życie dla ojczyzny oraz rodziny. Prosił mnie, bym przekazał Pani te listy oraz abym powiedział, że bardzo Panią kocha.

Moje najszczersze kondolencje
Sierżant Kwon Seong Hwan

11 grudnia 2012

Czytamy

Ame Mara
http://fanfiction-ame.blogspot.com/

Anna
http://shinee-night.blogspot.com/

Berrrrenika
http://yoru-ni-sasayaku.blogspot.com/

Bezzz
http://the-professionals-boy.blogspot.com/

Blackey
http://anomie-world.blogspot.com/

Cha Grellu
http://shinee-jongkey-yaoi.blogspot.com/

Cho KyoMin
http://shineestoriess.blogspot.com/

Ems
http://shinee-i-ja.blogspot.com/

Gomili.Giza
http://love-is-still-love.blogspot.com/

Justus
http://wposzukiwaniuszczescia-yaoi.blogspot.com/

Kim Sherleen
http://yaoikpop1.blogspot.com/

Lilyth
http://lilyth-world.blogspot.com/

Lunaye & Zayzy
http://everyloveshineeff.blogspot.com/

Machin_
http://hide-tears.blogspot.com/

Miss.Alice
http://troubles-maker.blogspot.com/

Nawiedzona
http://namroznymbiegunie.blogspot.com/

ShizukaAmaya
http://suna-no-oshiro.blogspot.com/p/blog-page.html

witness.
http://aegyotastic.blogspot.com/

zino
http://afterthewreckage.blogspot.com/

One-shot


Tytuł: Mandat
Paring: JongKey
Gatunek: Fluff, miniaturka
Ostrzeżenia: BRAK


Tytuł: Aeroplane
Paring: JongKey
Gatunek: Angst
Ostrzeżenia: BRAK


Paring: MinKey
Gatunek: Komedia/Romans/Smut
Ostrzeżenia: Kilka niecenzuralnych słów i odrobina smutu.


Tytuł: 25’th
Paring: JongKey
Gatunek: Fluff/odrobina Angstu
Ostrzeżenia: Brak


Tytuł: Innocence
Gatunek: Fluff/Romans/Humor
Paring: JongKey
Ostrzeżenia: Brak


Tytuł: Depressed
Gatunek: Angst/Smut
Paring: GTOP
Ostrzeżenia: Sceny erotyczne


Tytuł: Dream boy
Gatunek: Fluff
Paring: GTOP
Ostrzeżenia: Brak


Tytuł: Goodbye
Gatunek: Powiedzmy, że angst
Paring: JongTae
Ostrzeżenia: Brak


Tytuł: Give me a gift
Gatunek: Fluff
Paring: KyuMi
Ostrzeżenia: Brak




Tytuł: Smoke
Gatunek: Double Drabble/Fluff
Paring: TODae
Ostrzeżenia: Brak


Tytuł: Wywiad
Gatunek: Smut
Paring: KyuMi
Ostrzeżenia: Sceny erotyczne


Tytuł: Caffe
Gatunek: Smut
Paring: GTOP
Ostrzeżenia: Sceny erotyczne


Tytuł: Zły sen
Gatunek: Fluff
Paring: TODae
Ostrzeżenia: Brak


Gatunek: Double Drabble/Fluff
Paring: GTOP
Ostrzeżenia: Brak


Tytuł: Han Syas
Gatunek: Romans/Humor/Smut
Paring: Ji Yong (Big Bang) & Sung Min (Super Junior)
Ostrzeżenia: Sceny erotyczne


Tytuł: Dead Saturday
Gatunek: Angst + 18
Paring: Tae Min (SHINee) & Ye Sung (Super Junior)
Ostrzeżenia: Brak, zdradzałyby zakończenie


Tytuł: Into the Fire
Gatunek: AU
Paring: GTOP
Ostrzeżenia: Raczej brak

19 lipca 2012

O blogu

Blog głównie o tematyce miłości męsko-męskiej, której bohaterami są sławy K-POPu - głównie z zespołów SHINee oraz Big Bang. Zawiera opisy scen emocjonalnych, erotycznych, brutalnych oraz przede wszystkim fikcyjnych. Przed każdym rozdziałem umieszczane zostają odpowiednie informacje, na podstawie których czytelnik może stwierdzić, czy jest chętny do przeczytania opowiadania czy też jednak woli zrezygnować, dlatego też wszelkie typowo "hejterskie" komentarze są zbędne.

Jeśli przeczytałaś/łeś jakieś opowiadanie - zostaw po sobie ślad. Wasza opinia jest dla nas ważna, jako że wszystko, co tu się znajduje jest tworzone dla was. Bynajmniej nie chodzi nam o lawinę pochwał, niemniej dobrze jest wiedzieć, co sądzą o naszych wypocinach czytelnicy. Jest to też dla nas dodatkowa motywacja do pracy, dlatego zachęcamy do komentowania zarówno treści bloga, jak i jego wyglądu!

Opowiadania tworzone są przez fanów dla fanów. Prosimy o niekopiowanie tego, co znajduje się na blogu bez naszej wiedzy i zgody. W każde opowiadanie włożone są ogromne pokłady wysiłku, choć może nie są to historie na miano Stephena Kinga. Niemniej same je wymyślamy i piszemy, dlatego prosimy o uszanowanie naszej pracy.

Jeśli nie interesuje Cię takowa tematyka - bardzo prosimy, opuść naszego bloga bez niepotrzebnych komentarzy!

Grafika wykorzystywana na naszym blogu nie jest naszego autorstwa.
Pobieramy obrazy między innymi z poniższych stron:
http://angelwear.deviantart.com/
http://fuko-chan.deviantart.com/
http://kimmikris.tumblr.com/