1 maja 2017

Adagio Sostenuto: Rozdział 12


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 12/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”

Westchnąłem cicho, zamykając oczy. Szczupłe palce przesuwały się między moimi włosami, sporadycznie zakradając się za ucho lub na szyję, przez co uśmiechałem się lekko czując to przyjemne łaskotanie.  Wsunąłem nos w zagłębienie pomiędzy szyją a ramieniem starszego, co wywołało jego cichy śmiech.
- Przytulanka z ciebie – mruknął, nie podnosząc głosu. Zerknąłem na niego z dołu robiąc oburzoną minę. Nie odsunąłem się jednak, zamiast tego mocniej wczepiłem się w jego bok, szukając przyjemnego ciepła, jakie biło od ciała chłopaka.
Od prawie miesiąca co wieczór wkradałem się do akademika trzecioklasistów i nocowałem u Jong Hyuna. Starszy nie wyglądał na niezadowolonego. Powiedziałbym nawet, że czekał na mnie i bynajmniej nie byłem w tym momencie zbyt pewny siebie. Gdy tylko drzwi stawały otworem witał mnie pełen ulgi, łagodny uśmiech Jong Hyuna. Zupełnie tak, jakby obawiał się, że jednak nie przyjdę. Całował mnie wtedy w czoło na powitanie i przytulał do siebie tęsknie. Za każdym razem robiło mi się gorąco, choć nie byłem pewien, z jakiego powodu dokładnie. To było miłe uczucie, czuć się dla kogoś ważnym.
- Przecież i tak nie pozwolisz mi się odsunąć – stwierdziłem, na powrót zamykając oczy dając mu tym samym do zrozumienia, że ma nie przestawać mnie głaskać. Dotąd robiła tak tylko moja mama. Dotąd, nie miałem chłopaka.
- Masz rację, Bummie. Nie pozwolę, za bardzo lubię mieć cię tak blisko. Poza tym jutro pojedziemy do domu na Święta i przez dwa tygodnie nie będę miał cię przy sobie, muszę się nacieszyć tobą na zapas – odpowiedział bez ogródek, za co miałem ochotę go walnąć. Poczułem, jak pieką mnie policzki, a jednocześnie nieznośny ucisk w klatce piersiowej znów dał o sobie znać.
Prawdę mówiąc łudziłem się, że ojciec zmieni zdanie, co do mojego wyjazdu do Daegu, jednak niestety, nadal upierał się przy swoim. Wizja samotnych Świąt naprawdę nie była powalająca.  To znaczy nie tak do końca samotnych, bo za towarzystwo miałem mieć gosposię i żonę ojca. Nie przepadałem za nią, w zasadzie z wzajemnością i jakoś nie wyobrażałem sobie, żebyśmy mieli usiąść przy jednym stole i życzyć sobie wszystkiego najlepszego, skoro wcale tak nie myśleliśmy. Jong Hyun niewątpliwie wyczuł moją zmianę nastroju wywołaną tą wzmianką. Przytulił dłoń do mojego policzka i pogłaskał go z czułością. Popatrzyłem na niego niepewnie, nim ucałował moją skroń.
- Nie martw się, nie zostawię cię samego – obiecał, na co mimowolnie się uśmiechnąłem. Oparłem zmęczony czoło na tym jego pozwalając, by ciężkie powieki zasłoniły moje lśniące od wzbierających łez oczu. Przecież nie mogłem znów przy nim płakać! Zdarzyło się to raz i to był o jeden raz za dużo.
- Wiem, hyung.

Mój pokój niewiele zmienił się od czasu, kiedy zamieszkałem w internacie. Był nieruszony, dosłownie. Klucz do niego zostawiłem gosposi i kazałem jej nikogo tam nie wpuszczać. Nie chodziło wcale o wielkie skarby zawarte za jego drzwiami, bo takowych nie miałem. Nie lubiłem po prostu, kiedy ktoś myszkował w moich rzeczach. Szczególnie Ji Min, ta kobieta doprowadzała mnie do szału. Ledwo przyjechałem, już zaczęła wygłaszać swoje mądrości. Zdawałem sobie sprawę z tego, że przesadzałem, bo byłem do niej uprzedzony, nie mogłem temu zaprzeczyć. Mimo to dyktatura, którą wprowadzała pod względem porządku, pór posiłków czy chociażby wyglądu była oszałamiająco irytująca. Nieważne czy miałem wolny dzień czy nie, musiałem wstać najpóźniej o ósmej, bo o dziewiątej było śniadanie. Nie było spania do oporu, ani tym bardziej późnego kładzenia się do łóżka. O dziesiątej miałem być w swoim pokoju i już. Takie panowały zasady w tym domu, do których zdążyłem już w zasadzie przywyknąć.
Rzuciłem się na łóżko z kwaśną miną. Miałem spędzić tutaj dwa tygodnie. Ponad dwa tygodnie, za towarzystwo mając na dobrą sprawę tylko telewizor. Ojciec wyjechał w delegację tak, jak mówił, gosposia miała zbyt wiele na głowie, żeby mnie niańczyć, a Ji Min nie dość, że duszą towarzystwa nie była, to jednak też pracowała. Dodatkowo nie była w najlepszym humorze, bo niezbyt podobała jej się nieobecność mojego ojca i tutaj akurat ją rozumiałem. Bo w końcu co to za Święta, których nie można spędzić z rodziną? Został mi jeszcze tylko Zeus, który teraz zapewne zajadał się owsem, jakiego mu nasypałem po powrocie. Nie mogłem jednak spędzić dwóch tygodni w stajni nawet, jeśli byłbym w stanie. Była Wigilia, ostatnie trzy dni spędziłem mówiąc do Zeusa, który był bardziej zaabsorbowany naciąganiem mnie na kolejne miętówki.
- Jesteś głodny? Nie zjadłeś zbyt wiele. – W progu stanęła niska, starsza kobieta z siwymi włosami spiętymi w ciasny kok. Miała twarz surowej matki, ale ciepłe oczy, co łagodziło nieco aurę, jaką wokół siebie roztaczała. Była z rodzaju tych, które nie pozwalały wstać od stołu, dopóki nie zjadło się wszystkiego, co miało się na talerzu. Sam decydowałem, ile sobie nałożę. Mogłem wziąć dokładkę, ale jeśli przeceniłem swoje możliwości nie było przebacz.
- Nieszczególnie – przyznałem, podnosząc się do siadu. Wyciągnąłem telefon, spoglądając kątem oka na wyświetlacz. Poczułem zawód, ale z drugiej strony miałem świadomość, że Jong Hyun nie widział się z rodziną od kilku miesięcy. Nie wypadało więc siedzieć z nimi i pisać do mnie. Czułem się jednak dziwnie. Zdążyłem przywyknąć do jego ciągłej obecności przez wspólnie spędzane wieczory i teraz czułem większą pustkę, niż się spodziewałem. Rozmawialiśmy co prawda wieczorami, a rano zawsze czekał na mnie esemes o treści „Miłego dnia”, mimo to chwilami zwyczajnie za nim tęskniłem. – Zrobię sobie później tosty – dodałem widząc jej niezadowoloną minę i chcąc uprzedzić potok słów, jaki zapewne chciała skierować w moją stronę w ramach kazania na temat tego, że ciągle się rozwijam, więc powinienem regularnie jeść. Lubiłem ją, jednak czasami przesadzała ze swoją nadopiekuńczością. Gdybym chciał, zjadłbym obiad, prawda? Westchnęła cierpko, zaciskając usta w wąską kreskę. Pokiwała jednak głową nim zostawiła mnie samego.
Przeciągnąłem się, dając sobie mentalnego kopniaka, żeby wziąć się w garść. Zamiast użalać się nad sobą powinienem w końcu się rozpakować. Miałem trochę brudnych rzeczy, które należało zanieść do pralni. Tak, jak przyjechałem, tak na dobrą sprawę torbę wkopałem pod łóżko, wyciągając z niej jedynie ładowarkę. W pierwszej kolejności poszedłem pod prysznic, bo po podróży nie czułem się komfortowo. Min Ho odzyskał dobry humor po tym, jak udało mu się zaliczyć semestr, więc znów się na mnie wyżywał. Tym razem ze zdwojoną siłą, by nadrobić zaległości. Wepchnęli mnie do kałuży, oczywiście przypadkiem, a dzięki temu całą podróż spędziłem szczękając zębami na tylnym siedzeniu samochodu ojca cały przemoczony. Cud, że się nie rozchorowałem.
Spojrzałem na zegarek. Zrobiłem zbolałą minę widząc, że wskazówki niemal się nie poruszyły, odkąd patrzyłem na niego ostatnim razem. Zamknąłem oczy zastanawiając się, co ze sobą zrobić. Uśmiechnąłem się gorzko sam do siebie. Woo Hyun pojechał z rodzicami na narty, Jong Hyun cały dzień się do mnie nie odzywał, więc spodziewałem się, że pomaga przy przygotowaniu kolacji, a Onew odpisał z zastraszającą częstotliwością, bo raz na godzinę. Nie chciałem też się narzucać, dlatego podniosłem się w końcu z łóżka i wygrzebałem torbę. Telefon schowałem do kieszeni bluzy, którą miałem na sobie – notabene należącej do Jong Hyuna.
Prawdę mówiąc nie wiedziałem, jakim cudem znalazła się w moich rzeczach. Musiałem mu jej nie oddać po tym, jak spędziłem u niego którąś z nocy, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę. Nadal nim pachniała, a chociaż uważałem to za głupie i ckliwie, to jednak sam fakt, że należała do niego poprawiał mi humor. Nawet, jeśli tęskniłem za nim, bo było dla mnie niepojęte.
Podskoczyłem gwałtownie słysząc dźwięk dzwonka. Wrzucałem właśnie ubrania do kosza na pranie. Czyste wylądowały od razu w szafie, choć były już nieco pogniecione przez to, że tyle czasu spędziły w torbie. Wyjąłem telefon i zmarszczyłem brwi patrząc na wyświetlacz. Moja serce zabiło gwałtownie, a mnie zrobiło się słabo. Przez chwilę miałem wrażenie, że zemdleję. Zganiłem się w myślach i odebrałem, uśmiechając pod nosem.
- Bummie? Przeszkadzam? – Głos Jong Hyuna brzmiał trochę inaczej przez telefon, ale nadal wyłapywałem w nim tą czułość, przez którą miękło moje serce. Cholera, co ten człowiek ze mną robił i dlaczego z taką łatwością?!
- To głupie pytanie, nie sądzisz? – Spytałem, wychodząc z pralni. Korzystając z pustego domu rozciągnąłem się na kanapie i wyjrzałem za okno. Wcześnie robiło się ciemno, więc musiałem zapalić w pokoju lampę. Westchnąłem, słysząc stłumiony śmiech po drugiej stronie. Głupek. – I co cię tak bawi?
- Ty, bo jesteś uroczy. Przyznaj się, że tęskniłeś – stwierdził, na co mruknąłem z niezadowoleniem. – Nie gniewaj się, księżniczko, nie dlatego dzwonię. Obiecałem, że cię nie zostawię w Święta, pamiętasz?
- Pamiętam – odpowiedziałem, wpatrując się w ekran wyłączonego telewizora. Niby mógłbym poszukać jakiegoś świątecznego filmu, ale nie widziałem w tym najmniejszego sensu. Widziałem je tyle razy, że chociaż nadal mnie bawiły, ten jeden raz czułem, że pogłębiłyby moje podłe samopoczucie. – Ale nie możesz spędzić trzech dni rozmawiając ze mną przez telefon.
- Wiem, Bummie. Dlatego do ciebie dzwonię teraz. Wieczorem będę miał gościa i zostanie u mnie aż do Sylwestra. Nie miałbym czasu, a chciałem złożyć ci życzenia – przyznał ze spokojem, a ja zagryzłem dolną wargę, starając się powstrzymać ukłucie zawodu. Przełknąłem ślinę chcąc, by mój głos brzmiał normalnie. Przekręciłem się na kanapie, wciskając w jej oparcie.
- Rozumiem, hyung – mruknąłem cicho, starając się brzmieć normalnie. Nie chciałem, by odczuł moje rozczarowanie, bo robił dla mnie więcej, niż wszyscy inni razem wzięci. Mimo to łudziłem się, że chociaż wieczorem będę mógł z nim porozmawiać. Nie chciałem mu jednak robić wyrzutów z tego tytułu. To było zrozumiałe. W końcu z Woo Hyunem kontaktu nie miałem od naszego wyjazdu, taki okres obfitował w brak czasu.
- Nie smuć się, nie zerwę z tobą kontaktu na tych kilka dni. Tęskniłbym – zapewnił mnie, a ja przekląłem się za to, że nie byłem w stanie całkiem zamaskować tego, co wywołały we mnie jego słowa.
- Jong Hyun, nie musisz się o mnie martwić – zaśmiałem się do telefonu, zaciskając na nim mocniej palce. Wtuliłem się w bluzę i zwinąłem kłębek na kanapie. – Nie jestem sam. Zobaczymy się po nowym roku, tak? Jestem dużym chłopcem, poradzę sobie.
- Och, wiem, jesteś silnym i niezależnym mężczyzną, Bummie. Zwłaszcza w nocy, kiedy tak kurczowo się we mnie wtulasz, jak mała koala. Powinienem zrobić ci następnym razem zdjęcie i ustawić je sobie na tapetę?
- Yah, głupi! Patrzysz na mnie, kiedy śpię?! – Ofuknąłem go, chociaż dobrze wiedziałem, że w tym momencie jestem hipokrytą. Mimo to myśl, że mi się przypatrywał była taka krępująca… Nie sądziłem, że zwraca uwagę na tego typu szczegóły! Jak ja mu miałem teraz spojrzeć w oczy?
- Oczywiście. Mam do tego pełne prawo, jestem twoim chłopakiem, zamierzam z tego korzystać – odrzekł, a ja poczułem, jak pieką mnie policzki. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Przez niego szczerzyłem się niemal nieustannie. Nie miałem pojęcia, na czym to polegało. Jong Hyun mówił to, co myślał, ale ubierał to w takie słowa, że moje serce biło szybciej i przyprawiało mnie o zawroty głowy.
Nie odpowiedziałem, bo nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Sam fakt, że nazywał mnie „swoim chłopakiem” był dla mnie niesamowity. A kiedy do tego dochodziła myśl, że mu się podobam miałem ochotę zapaść się pod ziemię, by nie patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczyma, które widziały stanowczo zbyt dużo. Czasami czułem się przy nim zupełnie bezbronny, jakby jednym spojrzeniem potrafił odgadnąć wszystkie moje myśli.
- Mam dla ciebie prezent. W zasadzie dwa, ale na ten drugi będziesz musiał trochę poczekać – powiedział, przez co zmarszczyłem brwi. Sam miałem dla niego prezent. Chciałem mu go dać po Świętach, kiedy się zobaczymy. Wybrałem się wczoraj na zakupy korzystając z tego, że wszyscy moi znajomi byli zajęci i naprawdę długo chodziłem po centrum, starając się znaleźć coś, co odpowiadałoby moim oczekiwaniom. A miałem je naprawdę wielkie, bo chciałem, by było to dla niego coś wyjątkowego.
Milczałem przez dłuższą chwilę, przetwarzając jego słowa. Usłyszałem niecierpliwe westchnienie zmieszane z czymś, co chyba mógłbym nazwać rozbawieniem. Może nawet rozczuleniem? Trudno mi było odgadnąć, co chodzi Jong Hyunowi po głowie. Był chodzącą zagadką, tak prostą w tym, co robił i mówił, że tworzył przyjemny kontrast, a ja coraz bardziej zatracałem się w nim.
- Otworzysz mi? Nie będę ukrywał, że jest mi trochę zimno.
Poderwałem się do siadu i wbiłem wzrok w telefon. Patrzyłem na wyświetlacz, który rozbłysnął, kiedy tylko odsunąłem go od ucha trawiąc to, co Jong Hyun właśnie powiedział. Chwilę zajęło mi przyswojenie do wiadomości jego słów. Poderwałem się z kanapy i popędziłem do drzwi, otwierając je z rozmachem. Na progu stał Jong Hyun, w zielonej zimowej kurtce, okularach w grubej oprawie i zmierzwionych, przydługich włosach, w których plątały się płatki śniegu. Wpatrywałem się w niego oszołomiony, podczas gdy on odsunął telefon i zakończył połączenie. Schował go do kieszeni, po czym posłał mu rozbrajający uśmiech.
- Pewnie zabrzmię tandetnie i mało skromnie, jeśli powiem, że to ja jestem pierwszym prezentem? – Spytał retorycznie, a ja nie mogłem powstrzymać parsknięcia.
- Zabrzmisz, jak rasowy narcyz i wyjątkowo kiepski podrywacz – rzuciłem zgryźliwie, patrząc na niego z niedowierzaniem. Starałem się zrozumieć to, co się właśnie działo, ale jakoś nie bardzo docierał do mnie obraz całej sytuacji. Jong Hyun zaśmiał się, widząc moje zaskoczenie. Wyglądał na bardzo zadowolonego z efektu, jaki osiągnął, aczkolwiek nadal nie miałem pojęcia, co tutaj robił.
- Wpuścisz mnie, czy będziemy stać na mrozie? – Spytał, poprawiając okulary. Widniały na nich kropelki, w które zamieniły się płatki śniegu. W zasadzie w okularach widziałem go tylko kilka razy, kiedy siedział skupiony nad książkami ucząc się, a ja leżałem zakopany w jego pościeli przyglądając mu się. Oczywiście Jong Hyun myślał, że śpię, nie byłem głupi, żeby dać się przyłapać na wgapianiu się w niego. Był to jednak widok cholernie urokliwy. Od września jego włosy zdążyły znacząco podrosnąć, przez co teraz opadały mu na kark i czasem, kiedy nie chciały się poukładać zasłaniały oczy. Lubiłem głaskać go po głowie. Czasem kładł się na moich kolanach bez słowa i zwyczajnie zasypiał. Mogłem wtedy bezkarnie mu się przyglądać i zastanawiać, dlaczego to wszystko się dzieje. Może byłem złym człowiekiem, bo nie doceniałem tego, co dostawałem, ale chwilami bałem się, że jest zbyt dobrze. Dotąd wszystko, co działo się wokół mnie miało jakiś ukryty motyw. Nie chciałem, by i tym razem tak było.
- Co tu robisz? – Wydusiłem z siebie w końcu, ale złapałem go za dłoń i wciągnąłem do domu. Zatrzasnąłem za nim drzwi, rozpinając kurtkę, żeby móc się do niego przytulić. Wsunąłem dłonie pod poły grubego materiału, obejmując go ciasno w pasie. – Jesteś czasami takim idiotą… - Dodałem zduszonym głosem, nim wgryzłem się w dolną wargę. Nie sądziłem, że potraktuje tą obietnicę tak dosłownie.
- Przyjechałem po ciebie, Bummie. Twój ojciec powiedział, że nie możesz jechać do Daegu, ale nic nie zakazał ci spędzać Świąt u mnie. Zabieram cię do siebie – szepnął i sam mnie objął, muskając mój policzek. Podniosłem głowę, żeby na niego spojrzeć. Miał zaparowane okulary, więc pewnie mnie nie widział zbyt wyraźnie, ale nie wyglądało na to, żeby mu to bardzo przeszkadzało, skoro od razu się do niego przykleiłem. To było zbyt wiele niespodzianek dla mnie, jak na jeden dzień, zdecydowanie. Wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem, bo tylko to potrafiłem w tym momencie zrobić.
- Ale… Twoi rodzice… - Wybełkotałem, nie mogąc zebrać myśli. Kręciło mi się w głowie i gdyby nie trzymający mnie Jong Hyun pewnie runąłbym, jak długi. Zaśmiał się cicho, by zaraz zetknąć razem nasze czoła. Przytulił swoją chłodną dłoń do mojego ciepłego policzka i pogładził go delikatnie, zupełnie tak, jakby bał się, że zrobi mi tym krzywdę. To łaskotało w ten przyjemny sposób.
- Wyjechali na targi ogierów KWPN1 do Holandii. Miałem jechać z nimi, ale nie chciałem, żebyś spędzał Święta sam – odpowiedział, odgarniając moją grzywkę z czoła z łagodnym uśmiechem. Przypatrywał mi się przez chwilę, nim musnął przelotnie moje usta, a ja zadrżałem przez to niekontrolowanie. Zsunął palce na mój kark, jaki zadrapał z wyczuciem, przez co musiałem przygryźć dolną wargę, by nie mruknąć z zadowoleniem. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, po czym zaśmiałem się, zamykając oczy. Piekły mnie i naprawdę miałem ochotę się rozpłakać. Byłem święcie przekonany, że zostanę sam, a tymczasem zjawia się Jong Hyun – mój chłopak, który niczym książę na białym koniu przybywa, aby uratować księżniczkę z opresji.
- Wiesz, nie sądziłem, że tak dosłownie potraktujesz tą obietnicę – mruknąłem, zsuwając dłonie z jego pleców. Zacisnąłem palce na jego swetrze gdzieś na wysokości bioder chłopaka z niepewną miną. Nie chciałem być kłopotem, ale bałem się powiedzieć to na głos, żeby nie wziął mnie za niewdzięcznika. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś robił dla mnie coś bezinteresownie tylko po to, aby sprawić mi przyjemność.
- Przyjechałbym wcześniej, ale musiałem załatwić kilka spraw… Przepraszam, że jestem dopiero teraz – powiedział zmartwiony, na co pokręciłem energicznie głową. Pocałowałem go krótko, ale mocno, co wyraźnie go zaskoczyło. Prawdę mówiąc sam rzadko wykazywałem taką inicjatywę. Lubiłem się do niego przytulać, jednak to Jong Hyun zawsze mnie całował. Czasem krótko, czasem tak gwałtownie, jak wtedy, kiedy zgubiłem się w lesie, a on mnie znalazł. Teraz czułem potrzebę, by to zrobić. To było właściwe, tylko w taki sposób potrafiłem przekazać mu, co w tym momencie czułem. Dociskałem usta do tych jego czując, jak bardzo były spierzchnięte przez mróz.
- Pomożesz mi? – Spytałem cicho, kiedy odsunąłem się zaróżowiony. Byliśmy ze sobą od miesiąca, nadal jednak czułem się w tym wszystkim niedoświadczony. – Spakować się – dodałem, widząc jego pytającą minę. Zaśmiał się, po czym odsunął się i zdjął ośnieżoną kurtkę. Zawiesił ją na garderobie, zdejmując buty, które ustawił obok moich oficerek. Dopiero teraz zdjął z nosa okulary, żeby je przetrzeć. Zerknął w między czasie na mnie i chyba dopiero teraz uświadomił sobie, co miałem na swoich ramionach, bo uśmiechnął się nonszalancko, a ja miałem ochotę go walnąć za te głupie miny. Był zdecydowanie zbyt pewny siebie.
- Widzę, że komuś tutaj podobają się moje bluzy – zagaił, na co zazgrzytałem zębami. Czasami drażniła mnie jego bezpośredniość. Praktycznie zawsze. Oczywiste rzeczy wygłaszał na głos, żeby z premedytacją mnie zawstydzić i zirytować. Naprawdę nie miałem pojęcia, dlaczego to lubił, jednak w tym momencie zapragnąłem wepchnąć mu tą bluzę w ten kościsty tyłek.
- Oczywiście. Należą do mojego chłopaka, mam prawo mu je podbierać – odbiłem piłeczkę, wybierając na zagrywkę jego własną strategię. Brwi Jong Hyuna drgnęły nieznacznie, a w oczach zapalił się błysk zaskoczenia. Przez twarz chłopaka przemknął cień niedowierzania, jakby nie mógł przyjąć do wiadomości, że naprawdę nazwałem go w ten sposób. Złapał moją dłoń w swoją, a ja poczułem, że topnieję. Jeden zwrot, a wywołał w nim tyle ciepłych emocji. Nie sądziłem, że tak mu się to spodoba. Splotłem razem nasze palce, czując nagły przypływ odwagi. Ucałowałem jego policzek, nie kryjąc swojego rozbawienia i rozczulenia. Po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy to on tutaj był zagubiony. I mogłem powiedzieć, że ten widok był jednym z moich ulubionych. Jeden zero dla mnie.

Dom Jong Hyuna był o wiele większy, niż mój. Właściwie nie budynek sam w sobie, co teren, na którym się znajdował. Chłopak wyjaśnił mi, że z początku jego rodzina planowała hodować konie niedaleko domu, by mój wszystko łatwo kontrolować. Nie spodziewali się jednak, że zajdzie to na tak wysoką skalę, przez co trzeba było rozbudować ośrodek. Ostatecznie wykupili więcej ziemi gdzieś na obrzeżach miasta, tu w centrum zostawiając coś na zasadzie oddziału. Mimo wszystko na terenie posiadłości znajdowała się stajnia, kryta ujeżdżalnia oraz padok, teraz cały zaśnieżony, ale to nie było istotne, skoro można było ćwiczyć w budynku specjalnie do tego przeznaczonym.
Było już ciemno, w końcu zostało raptem kilka dni do końca roku. Już kiedy Jong Hyun do mnie dzwonił robiło się ponuro, zanim zajechaliśmy całkiem zapadł zmrok, przez co wszystkie domy lśniły światłami bardziej lub mniej ozdobione z okazji zbliżających się świąt. Z nosem przyklejonym do szyby wpatrywałem się w dom, niemal w całości zbudowany ze szkła. Wielkie okna chwilami zajmowały miejsce ściany, a konkretniej w dwóch miejscach – na wysokości przestronnego salonu, połączonego z jadalnią oraz na pierwszym piętrze, gdzie znajdował się też balkon. Drugiej strony domu nie widziałem, ale mogłem przypuszczać, że i tam znalazłbym szklaną ścianę.
- Chyba nigdy się nie przyzwyczaję – mruknąłem, wysiadając z samochodu. Auto samo w sobie było zwyczajne. Jeśli miałem być szczery spodziewałem się jakiegoś sportowego samochodu, zasponsorowanego przez ojca, ale wbrew pozorom tata Jong Hyuna miał dosyć surowe podejście do wychowania. Na wszystko trzeba było zapracować, dlatego chłopak woził Toyotą Auris z dwutysięcznego szóstego roku. Prawdę mówiąc nie znałem się zbytnio na motoryzacji, ale samochód wyglądał na zadbany. Używany, ale zadbany. Może dostał go w spadku? Nie miałem pojęcia, wystarczyło mi to, że widok starszego za kierownicą przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Chyba odkrywałem nowe fetysze dzięki niemu.
- Prędzej czy później na pewno. Chociaż wiesz? Bardzo tego nie chcę, lubię cię zaskakiwać – odpowiedział, wyjmując z bagażnika moją torbę. Łypnąłem na niego niezadowolony. Czasami te jego teksty były tak banalne i tandetne, że sam się sobie dziwiłem. Podobno najgorszy bajer był najbardziej skuteczny. Albo ja byłem mało wymagający.  
- Może nie powinienem tego mówić, ale robisz to niemal cały czas. Możesz być z siebie dumny – posłałem mu lekki uśmiech. Wyglądał na zadowolonego, bo mrugnął do mnie w ten swój zawadiacki sposób, a ja westchnąłem ciężko. Szczerze mówiąc nadal nie mogłem uwierzyć w to, że w Wigilię stanął w progu mojego domu tylko po to, żeby kazać mi się spakować i zawieźć mnie do siebie. Mój ojciec nie był z tego tytułu zadowolony. Zadzwoniłem do niego, bo Jong Hyun uparł się, że powinienem go powiadomić. Nie zapytać o zgodę, bo takowej bym nie dostał, a powiadomić. Kiedy jednak oznajmiłem, że i bez jego pozwolenia pojadę, ostatecznie mruknął coś o tym, że niech będzie. Może nie był to szczyt marzeń, ale zawsze coś.
- Planuję robić to nieustannie. Nie możesz się nudzić ze mną, Kochanie.
Potknąłem się na schodach, omal nie lądując na czterech. Wlepiłem wzrok w plecy starszego, kiedy otwierał drzwi. Nie miałem pewności czy się nie przesłyszałem. Nie zwracał się do mnie nigdy w taki sposób, bo nie rozmawialiśmy o łączących nas uczuciach. Byliśmy parą, tuliliśmy się do siebie wieczorami, całowaliśmy. Chwilami Jong Hyun wsuwał dłonie pod jego bluzę, w której zawsze sypiałem, gdy byłem u niego i głaskał mój brzuch, jednak nigdy tak na dobrą sprawę nie sprecyzowaliśmy tego, co nas łączyło. Podobałem mu się – tyle tylko wiedziałem i miałem pewność, że działa to w obie strony.
- Ale się spoufalasz, no pięknie. A może w końcu postanowiłeś wziąć mnie na randkę? – Spytałem z przekąsem, rozbierając swój płaszcz w obszernym przedpokoju. Rozejrzałem się, kiedy tylko wszedłem głębiej. Dom był mniej więcej wielkości mojego z tym, że znajdowało się w nim więcej rzeczy, aczkolwiek przez wielkie okno wydawał się być większy. Spodziewałem się czegoś bardziej surowego i nowoczesnego, a tymczasem salon był przytulnym miejscem, gdzie odcienie bieli i brązu przyjemnie ze sobą kontrastowały. W kominku, nad którym wisiał telewizor płonął ogień, a w kącie stał wielki, biały fortepian, odznaczający się na ciemnych panelach.
- Nie jestem w tym dobry, Bummie, więc niestety, na randkę cię nie zabiorę. Ale z przyjemnością pokażę ci swój pokój – odpowiedział Jong Hyun, obejmując mnie w pasie bez skrępowania. W końcu tutaj, na jego terenie nie musieliśmy się bać, że ktoś nas przyuważy. Może poza rodziną starszego, ale skoro wyjechali, czym miałem się przejmować?
- Zagrasz mi jeszcze? – Spytałem, wchodząc po krętych schodach na górę. Zerknąłem znacząco na fortepian, na co starszy zaśmiał się z zakłopotaniem. Od tej pamiętnej chwili, którą spędziłem z nim w sali muzycznej nie widziałem go grającego, a marzyłem, by ponownie usłyszeć Sonatę Księżycową w wykonaniu mojego chłopaka.
Jong Hyun popatrzył na mnie, niosąc moją torbę. Chciałem ją wziąć sam, ale uparł się, że jako gospodarz powinien przejąć ten obowiązek i przywilej. Nie zamierzałem się z nim kłócić, chociaż obawiałem się trochę, że będzie zły za ilość ubrań, które wziąłem ze sobą. Pewnie i tak czegoś zapomniałem, miałem pół godziny, żeby się spakować. A on mi nie pomagał, leżąc na moim łóżku oraz przeglądając to, co akurat wpadło mu w ręce. Czuł się bardzo swobodnie, aż nie byłem pewien czy to wada czy jednak zaleta.
- Po kolacji – obiecał, całując moją skroń, nim otworzył drzwi do swojego pokoju, a ja jęknąłem z zachwytem. Mój był o wiele mniejszy, bo całe piętro naszego domu składało się z wielu niewielkich pomieszczeń. Dodatkowo mój pokój był zagracony wszystkim, czym się dało i kiedyś nawet usłyszałem od Ji Min, że jest kobiecy. Pokój Jong Hyuna zdecydowanie taki nie był, a ten z akademika nijak umywał się do tego, co tu widziałem. Ścianę, na której znajdowały się drzwi pokrywał regał, w każdym milimetrze, nawet nad futryną, zastawiony przeróżnymi książkami. Tworzyły swego rodzaju biblioteczkę, aż musiałem odwrócić się w ich stronę nie przejmując się tym, że wgapiam się w ścianę z rozdziawionymi ustami. Nie sądziłem, by chłopak był takim fanem literatury.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu ciesząc się, że chłopak nie komentował mojej reakcji. W rogu stało biurko, będące częścią meblościanki, na której stały puchary różnej wielkości złote i błyszczące, z których Jong Hyun musiał być niesamowicie dumny. Pastelowe ściany w kolorze mięty ich właściciel po części ozdobił zdjęciami, tworzącymi kolarz, a po części niebieskimi flo2, które musiał wygrać na zawodach. Zagryzłem dolną wargę, zerkając na tablicę korkową nad biurkiem. I tu poprzypinał pinezkami różne wycinki z gazet, fragmenty interesujących go artykułów, a nawet sporadycznie mogłem dostrzec mniej profesjonalne zdjęcia. Spodziewałem się jeszcze wielkiego łóżka z baldachimem, ale zamiast niego dostrzegłem dwuosobową kanapę, rozkładaną ze skrzynią, w której musiała być schowana pościel. Przed nią stał szklany stolik i dwa fotele. Zaśmiałem się cicho. Za dnia pokój zmieniał się jego prywatny salon, wieczorem w sypialnię. Popatrzyłem na miękki, puchaty dywan, który łaskotał moje bose stopy. Zawsze chciałem taki mieć, miałem za to wykładzinę, na której przyjemnie się leżało z czasopismem w dłoni, ale na dłuższą metę było niewygodnie.
- Czuję się przy tobie, jak dzieciuch. Mój pokój roi się od pluszaków i szpargałów. Przypomina raczej składzik – stwierdziłem patrząc, jak starszy podchodzi do rozsuwanej szafy. Otworzył ją i wskazał na wolną półkę z niepewnym uśmiechem. Wyglądał, jakby specjalnie zrobił miejsce na moje ubrania. Czy mógł być bardziej kochany?
- Jesteś dzieciuchem – odparł kąśliwie, a ja wydąłem oburzony wargi. Zaśmiał się, ale to wcale nie sprawiło, że poczułem się mniej oburzony. – Jesteś dzieciuchem, ale moim, głupku. To w tobie lubię. Chyba nie sądzisz, że podobasz mi się mniej, bo twój pokój to urocza zbieranina wszystkiego, co ci się spodobało?
- A kto cię tam wie? Jesteś nieobliczalny – burknąłem, teatralnie pochylając się do torby, żeby ją rozpakować. Pokręcił rozbawiony głową, ale odsunął się, robiąc mi miejsce. Mogłem bez przeszkód udawać obrażonego i jednocześnie napawać się tym, że z każdej strony otaczała mnie obecność Jong Hyuna. W akademiku tak tego nie odczuwałem, ale tutaj, w jego prywatnym królestwie panował tylko on. Zacząłem zastanawiać się nad remontem, tylko ciekawe, kto by mi go zrobił.
- W takim razie powinieneś się mnie bać, Bummie. Kto wie, co przyjdzie do głowy komuś takiemu, jak ja? – Spytał, poprawiając okulary. Zerknąłem na niego z ukosa, odkładając spodnie na półkę. Zmrużyłem podejrzliwie oczy zastanawiając się czy szukać drugiego dna w jego słowach. To był ten problem, nigdy nie wiedziałem, na ile poważne jest to, co mówił, bo zawsze robił to w taki lekki, prosty sposób, że chwilami go nienawidziłem.
- Ciebie? Jesteś niegroźnym chłopcem, dlaczego miałbym się ciebie bać? – Spytałem, nie zamierzając pozwolić, żeby po raz kolejny zapędził mnie w kozi róg. Ile można było?!
Jong Hyun zaśmiał się cicho i rozplótł przedramiona, które miał skrzyżowane na wysokości klatki piersiowej. Łypnąłem na niego podejrzliwie, ale wpatrywałem się w niego hardo. Poczułem, jak chłopak łapie mnie za rękę, po czym przyciąga do siebie gwałtownie. Objął mnie w pasie, a ja westchnąłem zaskoczony. Chwyciłem go za ramiona, ale nie mogłem powiedzieć, że mi się to nie podobało. Bo podobało, nawet bardzo.
- Może dlatego, że jesteśmy tutaj sami i mogę zrobić z tobą, co zechcę? A wierz mi, chciałbym robić dużo rzeczy z takim niewinnym koalą, jak ty – powiedział z taką powagą, że włoski na moim karku stanęły dęba. Moje serce gwałtownie przyspieszyło, a we krwi wytworzyła się adrenalina, przez co zrobiło mi się słabo. Zapewne gdyby Jong Hyun mnie nie trzymał przewróciłbym się. Zaschło mi w ustach przez to, co powiedział. Nie byłem głupi, mogłem sobie dopisać całą resztę i tym razem miałem pewność, że nie będę wyolbrzymiał. Na samą myśl o tym, że starszy mógłby chcieć uprawiać ze mną seks robiło mi się gorąco.
Szczerze wcześniej o tym nie myślałem. To nie tak, że mi się nie podobał, nawet przeciwnie. Ciężko było to zaakceptować, ale Jong Hyun budził we mnie te uczucia, które odpowiadały za zauroczenie, jak i fascynację, dodatkowo pociągał mnie fizycznie, chociaż tego wyjaśnić nie mogłem. Mimo to taki scenariusz nie przyszedł mi do głowy. Czasem, kiedy trochę za bardzo go ponosiło podczas pocałunku czułem ten łaskoczący ucisk w dole podbrzusza, ale nie sądziłem, że to mogłoby prowadzić do czegoś głębszego. Nigdy nie przekraczał żadnej granicy, której ja bym nie chciał przełamać. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak wiele razy musiał się powstrzymywać przez wzgląd na mnie. Musiałem być naprawdę kiepski w te klocki, skoro przez miesiąc nie zorientowałem się, co znaczą te chwile.
Zaśmiał się i zwyczajnie pocałował krótko. Zamrugałem kilka razy, a chwilę po tym poczułem ciepłą dłoń na policzku. Musiałem wyglądać śmiesznie, trwając w dziwnym amoku. Nie wiedziałem, ile to trwa, ale na twarzy starszego malowało się swego rodzaju zakłopotanie. Zmarszczyłem nieznacznie brwi widząc, jak stara się to wszystko poukładać.
- Nie martw się, nie ściągnąłem cię tutaj tylko po to, żeby się z tobą przespać – zapewnił mnie, na co skinąłem mu powoli głową. Nie posądzałbym go o to. Nie był, jak Min Ho, który sypiał z Tae Minem wiedząc, że ten dzieciak go kocha. Drgnąłem na tą myśl. To możliwe, żebym ja kochał Jong Hyuna?
- Nie myślę tak – szepnąłem nim uśmiechnąłem się do niego łagodnie, niemal niewidocznie. Poczułem przyjemne ciepło, jakie wypełniło całe moje ciało. Nakryłem jego usta swoimi, przez krótką chwilę skubiąc jego wargi. Zakręciło mi się w głowie, jak zawsze, kiedy miałem go tak blisko. Traciłem grunt pod nogami przez tą jedną pieszczotę, do jakiej nie zamierzałem przywyknąć. Sprawiała mi zbyt wiele przyjemności. – Jestem po prostu zaskoczony. Zawsze tak otwarcie mówisz o tym, czego chcesz, że chwilami nie wiem, co ci odpowiedzieć.
- Nie musisz mi odpowiadać. – Pogłaskał mnie po policzku i oparł czoło o moje. Patrzyłem, jak opuszcza powieki, a to cudowne ciepło, bijące od niego zmieszało się z zapachem, który momentalnie mnie otumanił. Nie mogąc się powstrzymać zwyczajnie się do niego przytuliłem, chowając w ramionach, jakie zaraz chętnie mnie otoczyły.
- Muszę, bo nie chcę znów sytuacji, w której będziesz mnie unikał – mruknąłem w jego szyję. Poczułem, jak się spina, najwyraźniej przypominając sobie tych kilka dni, które dla mnie były katorgą. Dotąd miałem sobie za złe to, że wolałem spać na kozetce, zamiast po prostu spędzić noc z Jong Hyunem.
 - Nie dojdzie do niej, Bummie. Nie zostawię cię już więcej, obiecuję – odparł równie cicho, wsuwając na krótką chwilę palce w moje włosy. Zahaczył o kolczyk, który jeszcze nie zdążył się dobrze zagoić, przez co syknąłem cicho, bardziej spanikowany, niż przez rzeczywisty ból. Pierwszy tydzień w ogóle nie spałem na tej stronie. – Przepraszam. Chodź, zjemy w końcu coś, a później dam ci prezent, hm? I położymy się. Powinieneś odpocząć.
Odsunąłem się od niego niechętnie, ale pokiwałem głową. Posłałem mu czuły uśmiech, jeszcze raz całując go, tym razem w policzek. W ramach podziękowania, bo dotąd nikt nie zrobił dla mnie więcej, niż Jong Hyun przez ostatnie kilka miesięcy.

~***~
   
1Holenderski koń gorącokrwisty (pisane w paszporcie konia, jako rasa KWPN) – jedna z ras koni gorącokrwistych. Jest to nowoczesny koń sportowy średniego kalibru, zaliczany do czołówki sportu międzynarodowego.
2Flo (inaczej rozetka) nagroda przyznawana na zawodach jeździeckich zamiast medalu; otrzymuje ją zarówno koń jak i jeździec. Flo ma różne kolory, zależne od zajętego miejsca.

~***~
  

30 marca 2017

Adagio Sostenuto: Rozdział 11


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 11/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”


Październik się skończył, a wraz z nim ładna pogoda. Na dworze było coraz bardziej ponuro, nałogowo rosił deszcz i było najzwyczajniej w świecie zimno. Nie podobało mi się to ani trochę, poza tym miałem paskudny humor i kilka pierwszych dni spędziłem w pokoju pod kołdrą udając, że jestem chory. W zasadzie nie musiałem udawać – nieustannie miałem stan podgorączkowy przez to, jak bardzo emocje we mnie buzowały i sam Min Ho stwierdził, że wyglądam, jakbym w każdej chwili miał zemdleć. Nie przyglądałem się sobie, ale kiedy przelotnie zerknąłem w lustro wychodząc z łazienki dostrzegłem sińce pod oczyma, a moje tęczówki lśniły w nienaturalny sposób zupełnie tak, jakbym naprawdę miał gorączkę. To nie było dziwne. Niemal nie spałem po nocach, rozmyślając nad tym, co zrobić, żeby przekonać ojca do wyjazdu. Nie chciałem spędzać Świąt sam w domu, jedząc kolację do lustra, ale każdy pomysł, jaki przyszedł mi do głowy wydawał się być głupi. To tylko potęgowało mój ponury nastrój i depresyjny wygląd.
Spędzałem cały dzień pod kołdrą z telefonem przed nosem, wypisując do Onew. Cieszył się, że znów rozmawiamy. Choć nadal miałem nieodparte wrażenie, że to Jin Ki nie potrafiłem go o to spytać wprost, kiedy pocieszał mnie na ten swój uroczy, ciepły sposób, dodając otuchy. Przez Dni Otwarte trochę zaniedbałem naszą „znajomość”. Nie rozmawialiśmy tak często, jak jeszcze kilka miesięcy temu, a ja tęskniłem za tym. Za siedzeniem po nocach, długimi rozmowami i wzajemnym pocieszaniu się. Czasami czułem się tak, jakbym miał tylko jego. Wiedział o rzeczach, o których nie powiedziałbym nikomu prosto w oczy. Może dlatego, że w internecie człowiek staje się bardziej otwarty i chętny do zwierzeń?
Potrzebowałem mu się wyżalić nie martwiąc się, że być może będę mu musiał następnego dnia spojrzeć w oczy. Odkąd pojawiłem się w tej szkole nic nie szło po mojej myśli, a przecież to ja sam ją sobie znalazłem, sam załatwiałem wszystkie formalności, aby się tu dostać i to ja ciężko trenowałem, żeby mieć jak najlepsze wyniki na zawodach. Dlaczego więc nie potrafiłem teraz cieszyć się z tego, że osiągnąłem to, co chciałem? Czułem się tak, jakby dopadła mnie jakaś chandra. Zwątpiłem sam w siebie i miałem odwagę powiedzieć o tym jedynie Onew pomimo, że to Jong Hyun przyciągał mnie do siebie, kiedy widział, że coś jest nie tak. Dlaczego do cholery tak bardzo bałem się mu zwierzyć, skoro sam mi to proponował?! Co było ze mną nie tak?! I co ważniejsze… Dlaczego do diabła przychodził mi na myśl w tej chwili?!
Jin Ki wypisywał mi zwolnienia, chociaż nie był tym faktem zachwycony. Wiedział, że symuluję, dlatego zagroził, że jeśli od poniedziałku nie pojawię się w szkole nie da mi kolejnego usprawiedliwienia. To trochę mnie otrzeźwiło. Nie mogłem pozwolić sobie na zaległości, jako że nie dałbym rady nadgonić materiału. W dodatku zbliżały się egzaminy semestralne, a co za tym szło tematów do przerobienia było znacznie więcej. To wpędzało mnie w jeszcze większe załamanie. Czułem się zupełnie bezsilny. Wszystko się waliło, a ja nie mogłem zrobić z tym nic. Nie mogłem dopuścić do tego, aby mój ojciec miał kolejny powód do narzekania, a z pewnością kiepskie oceny sprawiłyby mu nieopisaną radość. Zawsze kładł nacisk na moją edukację, jako że planował, bym w przyszłości odziedziczył po nim interes, jako jedyny „męski potomek”. Moje życie było już zaplanowane – jak życie większości uczniów tej szkoły, ale czasami odnosiłem wrażenie, że im się to podoba. Chełpili się swoim bogactwem, którego na dobrą sprawę nie mieli. To był przypadek, że akurat oni znaleźli się w tej rodzinie. Kwestia zrządzenia losu, na jaki nie mieli wpływu. Może dlatego tak bardzo drażniło mnie to, jak się z tym obnosili?

Całą sobotę przeleżałem w łóżku. Perspektywa zjawienia się na zajęciach po tygodniowej nieobecności nie napawała mnie wcale optymizmem. Wychodziłem co prawda na stołówkę raz dziennie, żeby zjeść obiad, ale starałem się być wtedy tak niewidoczny, jak to tylko możliwe – aczkolwiek i tak dla większości byłem po prostu bezimiennym uczniem, jakiego mijali na korytarzu i kojarzyli z widzenia, nie powinienem więc się przejmować. Niestety, nie miałem tyle szczęścia, jeśli chodziło o nauczycieli, którym płacili za to. Gdy wynurzałem się z pokoju zagajał mnie wychowawca, pytał o samopoczucie i z ciepłym uśmiechem wyganiał do łóżka, choć czułem, że robi to bardziej z obowiązku niż chęci. Liczyła się jednak intencja, przynajmniej tak sobie wmawiałem, leżąc w sobotnie popołudnie pod kołdrą, najedzony i śpiący.
Prawda była taka, że drażniło mnie to. Chciałem być sam, co doceniał jedynie Min Ho, nie zmuszając mnie do żadnych rozmów ani dyskusji. Jedynie od czasu do czasu wygłaszał swoje opinie na temat mojego koszmarnego wyglądu, raz nawet zdobył się na zmierzwienie mi włosów, gdy wychodziłem z łazienki i posłał mi krzepiący uśmiech, jednak na tym się kończyło, ponieważ nie komentowałem tego w żaden sposób, a on najwyraźniej po prostu czuł potrzebę powiedzenia tego. Nie chciało mi się pomimo, że zdawałem sobie sprawę z tego, jak się prezentował mój wizerunek.
Nie miałem mu tego jednak za złe. Wiedziałem, że robił to przez wzgląd na Jong Hyuna – albo byłem taki naiwny i miałem na to zwyczajnie nadzieję. Mogło też chodzić o Tae Mina, z którym pomimo utarczki na początku naszej znajomości bardzo dobrze się dogadywałem. Nie widywałem się z nim, chociaż w każdy weekend odwiedzał Min Ho. Pisałem za to z nim, a z jakiejś nieznanej mi przyczyny wiedział, że niemal nie wychodzę z pokoju. Wątpiłem, by to mój współlokator mu o tym powiedział. Rzucił raz uwagą, że wszyscy traktują go, jako łącznika. Nie wiedziałem wtedy, o co chodzi, chociaż śmiałem się z niego, że pasowałby mi na podwójnego agenta.
W niedzielę Jong Hyun przyniósł mi obiad. Byłem zaskoczony, kiedy ktoś zapukał do drzwi i okazało się, że to on. Wprawdzie widywałem się z nim podczas tych niewielkich ekspedycji do stołówki, ale kończyło się jedynie na krótkim uśmiechu, jaki posyłał w moją stronę, czułym całusie, który sporadycznie składał na moim czole, gdy nie zdążyłem przed nim uciec i przypatrywaniu mi się, jakby chciał w ten sposób wybadać mój stan zdrowia. Przyglądał mi się intensywnie, a jednocześnie łagodnie, głaskał mój policzek samymi opuszkami, po czym obiecywał, że będzie dobrze. Zawsze znalazł mnie wtedy, kiedy w pobliżu nie było żywej duszy, co z jednej strony niezmiernie mnie cieszyło. Nie chciałem, żeby ktoś nas zobaczył. Może się wstydziłem, nie miałem pojęcia. Niemniej nie było to normalne zachowanie dwójki chłopaków, a gdyby przypadkiem to Min Ho nas podejrzał, kiedy Jong Hyun głaskał mnie po policzku… Nie chciałem Nawet sobie wyobrażać, co by to było.
Jong Hyun nie poruszał tematu mojego ojca. Chyba czekał, aż sam się na to zdecyduję, ja jednak nie chciałem mu więcej zawracać głowy swoimi problemami, chociaż on rzucał jawnymi aluzjami. Miał swoje zmartwienia, a jak dotąd nieustannie sprawiałem mu jakieś kłopoty. Byłem upierdliwy i kłopotliwy, tak po prostu. Świadomie czy nie, nieważne. Wpędzałem go w problemy, przez co obrywał on z kolei obrywał od swojego ojca. A myśl, że chłopak ma z mojego tytułu nieprzyjemności, byłaby tylko gwoździem do trumny.
Czułem się z tym tak cholernie źle szczególnie, że nasza relacja przebrała nieco inny obrót, niż z początku się spodziewałem. Po części sam unikałem jego towarzystwa nie chcąc, by widział mnie w takim stanie. Z jakiegoś powodu wolałem, gdy byłem przy nim w lepszej formie. Nie mogłem być słaby, bo to by znaczyło, że jestem bezbronny, a ostatnie, na czym mi zależało, to wyjście przed brunetem na ofiarę losu i nieudacznika. Czasem tak się czułem, ale wypadało zachować pozory. Pomimo, że Jong Hyun już dawno mnie przejrzał i sprawiał, że przy nim wszelkie bariery opadały. Pomagał mi z własnej woli, a ja mimo to miałem wyrzuty sumienia. Powinienem być bardziej samowystarczalny, niezależny. Chociaż chłopak chyba lubił się o mnie troszczyć. Wyglądało na to, że sprawia mu to przyjemność, bo kiedy przyszedł w jego oczach dostrzegłem swego rodzaju ulgę i najwyraźniej cieszył się, że mnie widzi.
Tylko dlatego nie wyrzuciłem go z pokoju. I dlatego, że stęskniłem się za nim, co uświadomił mi, gdy przekroczył próg pokoju, nie czekając na moje pozwolenie, odstawił przykryty folią talerz na szafkę, a później złapał moją twarz w dłonie i pocałował – mocno, tęsknie, zupełnie tak, jakby przez cały ten czas tego mu brakowało najbardziej. Dotykał moich ust swoimi, nie pozwalając mi się odsunąć, ale nawet nie chciałem. Wiedziałem, że to było złe. Nie powinienem tak bardzo się w to wszystko wkręcać. Niewiele jednak potrafiłem poradzić na to, co budził we mnie ten pajac, któremu czasami najchętniej bym przyłożył, kiedy mi dokuczał. Mimo to, wtedy, kiedy mnie pocałował obudziła się we mnie niewyobrażalna tęsknota i nie potrafiłem nie zacisnąć palców na jego grubej bluzie, jednocześnie oddając pocałunek, zatapiając się w miękkich, pulchnych wargach, odbierających mi rozum, budzących to dziwne uczucie gdzieś w żołądku, przypominające łaskotanie.
Leżałem z głową na jego kolanach czując, jak duża dłoń gładzi mnie po włosach. Od czasu do czasu odgarniał moją grzywkę czy przeczesywał kosmyki, a ja jedynie bardziej się rozleniwiałem. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, nie miałem na to ani ochoty ani siły, a Jong Hyun nie nalegał. Przyglądał mi się za to, łaskocząc opuszkami skórę mojej szyi, przez co zawierciłem się niespokojnie, mamrocząc pod nosem.
- Jesteś uroczy, Bummie – szepnął z rozbawieniem, a ja spojrzałem na niego z dołu dużymi, lśniącymi oczyma wyraźnie oburzony. Przynajmniej starałem się na takiego wyglądać, ale chyba mi nie wyszło, bo dostrzegłem na twarzy chłopaka rozczulenie. Zamrugałem leniwie, kiedy nachylał się nade mną i składał drobny pocałunek na moich spierzchniętych ustach. – Spróbuj zasnąć – dodał, po czym wyprostował się, poprawiając na moich ramionach kołdrę. Wtuliłem się w nią, wczepiając w miękki materiał z utęsknieniem. Było mi zimno przez to, że cały tydzień spędziłem w łóżku, niemal się nie podnosząc, dlatego chwila spędzona na siedząco była dla mnie męcząca. Dodatkowo byłem niewyspany. Mimo, że tych kilka dni spędziłem pod kołdrą, nie mogłem spać, dręczony myślami, a kiedy już usnąłem – budziłem się po kilkudziesięciu minutach jeszcze bardziej zmęczony. Z tego też powodu nie chciałem protestować. Obecność Jong Hyuna działała kojąco, co zauważyłem już wtedy, gdy pierwszy raz spałem z nim w jednym łóżku.
Zacząłem przysypiać, kiedy Min Ho wrócił z treningu i zamknął się w łazience. Przez chwilę wydawało mi się, że wypłoszy to Jong Hyuna. Ten jednak nic sobie nie zrobił z faktu, że wtulałem się w jego uda, a jego przyjaciel właśnie nas zastał w takiej sytuacji. Znaczy się wiedziałem, że dla mojego współlokatora nie było nic nietypowego w relacji dwóch chłopaków. Sypiał w końcu z jednym i czasami się zastanawiałem, jak bardzo nie interesowało go zdanie innych, skoro nieszczególnie się z tym ukrywali. Byłem jednak zbyt zmęczony na to, żeby choć mrugnąć. Błogi spokój, jaki dawał ten drobny gest sprawiał, że chciałem jedynie usnąć, odcinając się od problemów.
- Długo będziesz z nim siedział? – Min Ho wyszedł z łazienki, trąc włosy ręcznikiem. Musiał uznać, że śpię, bo ściszył głos oraz starał się robić jak najmniej hałasu. Jong Hyun zsunął dłoń na mój policzek, kiedy szatyn siadał na swoim łóżku.
- Chwilę. Chcę mieć pewność, że śpi. Wygląda, jakby nie robił tego od września – głos Jong Hyuna nie był tak miękki, jak kiedy zwracał się do mnie, ale zdecydowanie cichszy, niż zwykle i przez to, że starał się dbać o mój komfort poczułem przyjemne ciepło w okolicach żołądka. Cudem powstrzymałem się od sennego westchnienia przyjemności, nie mogłem jednak odmówić sobie mocniejszego wtulenia się w jego dłoń, jaką nakrył mój policzek.
Min Ho zerknął na mnie przelotnie, a ja dziękowałem sobie w duchu za to, że drzemałem.  Znaczy się udawałem. Miałem solidne alibi dla swojego zachowania i skrupulatnie to wykorzystywałem. Relacja pomiędzy mną i Jong Hyunem nie była jeszcze sprecyzowana, ale niewątpliwie nie zaliczała się jedynie do tej przyjacielskiej, skoro tak chętnie mnie całował, przy czym ja z równą ochotą się temu poddawałem. Dlatego też wolałem, by nikt się o tym nie dowiadywał… Choć to głównie przez wzgląd na fakt, że obaj byliśmy chłopakami. Czułem się dziwnie z myślą, że tyle przyjemności sprawiała mi bliskość kolegi. Nie chciałem się jednak od niego odsuwać, a nawet najchętniej bardziej bym do niego przylgnął, a to sprawiało, że bałem się swoich uczuć.
Dotąd byłem przekonany, że pociągają mnie dziewczyny. To nie tak, że nie myślałem wcześniej o chłopakach. Wiedziałem, że Onew był mężczyzną i czasami, kiedy było mi naprawdę źle zastanawiałem się, jakby to było, gdybym mógł się do niego przytulić. Gdyby fikcja była rzeczywistością, miałbym go tylko dla siebie i spędzał z nim wieczory na wspólnych czułościach. Trzymał za rękę u siebie w pokoju i rozplatał nasze palce, kiedy ojciec wpadałby znienacka oznajmiając, że wychodzi. Śmiałem się wtedy zawsze z siebie i tłumaczyłem sobie, że być może i jest to zauroczenie, ale nic poza tym.
Leżąc samotnie w łóżku przypominałem sobie wszystkie chwile spędzone z którąś z dziewczyn, chociaż nie było ich wiele. Nie przepadałem za pocałunkami, trzymaniem się za rękę czy przytulaniem. Miałem dziewczynę, bo podobała mi się. Miała śliczne oczy, cudowny uśmiech, który chwytał mnie za serce i osobowość, jakiej nie spotkałem u nikogo innego, ale odkąd pamiętam stroniłem od jakiejkolwiek bliskości. Całowaliśmy się na „dzień dobry” i na „dowidzenia”, tuliłem ją do siebie, gdy siedzieliśmy w kinie czy przed telewizorem na kanapie w jej mieszkaniu, jednakże nie sprawiało mi to nie wiadomo jak wielkiej przyjemności. Byłem nastawiony do tego raczej neutralnie. Lubiłem jej pożyczać swoje bluzy albo kiedy siadała na moich kolanach, aczkolwiek bez tego typu czułości też mógłbym przeżyć. Mój świat by się nie skończył. Czy to przez to, że bardziej pociągali mnie chłopcy…?
- Nie widziałem, by wcześniej był taki spokojny – przyznał mój współlokator, zwracając na siebie większą uwagę Jong Hyuna, a przy tym i moją. Nie wiem, jak wyglądała jego mina, ale znając go ponaglał chłopaka do rozwinięcia swojej wypowiedzi. Usłyszałem znużone westchnienie, a później coś opadło na krzesło przy biurku, zapewne ręcznik, jakim się wycierał. – Zwykle jest bardziej spięty. Nigdy nie leży tak spokojnie, potrafi się rzucać na łóżku tak, że mam ochotę wystawić go przed akademik, bo nie daje mi spać. Często budzi się po kilka razy w nocy albo nie może długo zasnąć. To naprawdę wkurza – w głosie Min Ho pobrzmiewała nuta rozbawienia. Mnie za to nie było do śmiechu. Naprawdę tak było po mnie wszystko widać czy to Min Ho był dobry w obserwowaniu ludzi i wyciąganiu wniosków przez dystans, jaki utrzymywał? I przede wszystkim, dlaczego na Boga ktoś, z kim nie łączyło mnie nic, poza udzielaniem mu korepetycji z angielskiego w ogóle mnie obserwował?!
- Ki Bum wiele przeszedł. Sam wiesz, jak to jest, kiedy rodzice mają wobec ciebie wymagania. Z tym, że twój ojciec cię wspiera. On nie ma tyle szczęścia. – W głosie Jong Hyuna pobrzmiewała ostrzegawcza nuta. Mój współlokator wzruszył ramionami na znak, że nie wnika. To była dobra cecha. Przynajmniej moim zdaniem. Nie wydawało mi się jednak, by tym razem zamierzał tak po prostu odpuścić. Dziwiło mnie to, dlatego tym bardziej nadstawiałem uszu.
- Jong Hyun, nie, żeby mi na tym zależało, ale przez cały okres trwania naszej znajomości ani razu nie leżałem z głową na twoich kolanach nawet, kiedy Tae Min wyznał mi miłość, więc ten argument jest kaleką – stwierdził z politowaniem. Brunet się nie odezwał, ale nie przestał mnie też głaskać po włosach, chociaż jego ruchy stały się nieco bardziej nerwowe. Zsunął dłoń na mój policzek, jaki bez skrępowania nakrył palcami i zaczął gładzić. – Widzę, jak na niego patrzysz. Znam cię lepiej, niż ktokolwiek inny. Nie widziałem, byś zachowywał się w ten sposób nawet w stosunku do So Dam. Traktujesz go, jakby był ze szkła, a znasz go raptem od dwóch miesięcy. Poza tym wybacz, ale nie można powiedzieć, by Ki Bum odwzajemniał twoje zaangażowanie albo po prostu go nie widzi.
- Nie szkodzi – wypalił tak gwałtownie, że w ostatniej chwili powstrzymałem się przed otworzeniem oczu. Czułem się coraz bardziej skrępowany. To nie była rozmowa, jaką powinienem słyszeć, zbyt bardzo godziła w uczucia Jong Hyuna, ale dlatego właśnie tak bardzo byłem jej ciekaw. Nigdy nie potrafiłem rozszyfrować starszego chłopaka. Kiedy byłem blisko zdawało mi się, że wiem, co myśli, jednak zawsze było coś, co pozostawało zagadką. Chciałem wiedzieć, co siedzi w jego głowie. Może byłoby mi łatwiej poukładać sobie wszystko. – Masz rację. Tym razem jest inaczej. Nie potrafię na niego nie patrzeć, kiedy jest blisko i nawet się nie staram tego ukrywać. Nie potrafię się nie uśmiechnąć, gdy na niego patrzę ani odpuścić sobie zaczepienia go. Chcę, by zwracał na mnie swoją uwagę. Nieważne, w jaki sposób. Przypomina mi trochę mnie, wiesz? Tylko przy mnie nie było nikogo, kto stanąłby po mojej stronie.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć – chłopak przerwał mu i mogłem wyczuć w jego głosie nutę goryczy. Usłyszałem ciche westchnienie, więc uznałem, że Jong Hyun musiał się na te słowa uśmiechnąć.
- Wiem. Ale wiem też, że dla mnie jest za późno. Dla niego nie. Nie chcę nic w zamian. Chcę tylko móc mu pomóc, jeśli tej pomocy będzie potrzebował.
Min Ho zaśmiał się cicho. Nie rozumiałem za bardzo dlaczego, jednak w tej chwili nie było to dla mnie ważne. Zaciskałem palce na kołdrze, wgryzając się w dolną wargę, aby powstrzymać jej drżenie. Coraz mniej rozumiałem Jong Hyuna i coraz bardziej jego zachowanie wpływało na to, co czułem. Bałem się jednak przyznać sam przed sobą. To było nowe, a ja nie chciałem się rozczarować.
- Jestem twoim przyjacielem i zawsze stanę po twojej stronie, Jong Hyun. Obaj jednak wiemy aż za dobrze, jak wygląda życie i że nie jest ono usiane różami. Więc jeśli zobaczę, że Ki Bum przez ciebie płacze zabiję cię.

W połowie listopada zaczęły się powtórki do testów. Każdy nauczyciel na półrocze robił sprawdzian z danego semestru, który w dużej mierze wpływał na końcową ocenę. Z początkiem grudnia miały się zacząć zaliczenia, na domiar złego z każdego przedmiotu pisaliśmy prace semestralne, a na ich oddanie czas mieliśmy tylko do końca miesiąca. W szkole zaczęła unosić się napięta atmosfera, każdy chciał w końcu dostać jak najlepszą ocenę, aby nie zawieźć oczekiwań rodziców opłacających tą prestiżową szkołę. Było to trochę tak, jak w wielkiej korporacji tuż przed nawiązaniem ważnego kontraktu z wpływowym klientem. Być albo nie być. Wszystko trzeba było postawić na jedną kartę.
Lee Min Ho przestał mi dokuczać, chociaż warczał na każdego, kto próbował się do niego odezwać. Chociaż to chyba było za mocno powiedziane. Kiedy miał ku temu okazję, podstawiał mi nogę albo szturchał barkiem w zatłoczonym korytarzu. Był bardziej drażliwy, niż zwykle i omal nie pobił jakiegoś pierwszoklasisty, kiedy ten kichnął i go wystraszył. Mimo to nie zaprzątał sobie głowy mną i uprzykrzaniem mi życia aż tak, jak zazwyczaj. Nie wymyślał też bardziej dziwacznych sposobów na znęcanie się nade mną. Większość swojego czasu spędzał na korepetycjach, bo o ile przez dwa miesiące naukę olewał, tak teraz musiał zaliczyć wszystkie przedmioty, jeśli chciał w dalszym ciągu kontynuować tutaj swoją edukację. Nie był już zawieszony, dlatego miał więcej roboty przez to, że nadal uczęszczał na treningi. Po przerwie świątecznej nasza szkoła miała zagrać mecz ze studentami Akademii Wychowania Fizycznego, co w dużej mierze przyczyniło się też do częstszych nieobecności mojego współlokatora.
Se Kyung z kolei zrobiła się milcząca. Nie byłem pewien czy przejmowała się tym, co się działo czy jednak miała to w głębokim niepoważaniu, ale razem ze swoimi koleżankami większość czasu spędzały na jadalni drapiąc coś śmiesznymi długopisami w zeszytach, a później przeklinając pod nosem tak, jak nie przystało dziewczynom. Powiedziałbym raczej, że usiłują znaleźć jakiś sposób na zaliczenie bez uczenia się, ale kiepsko im to szło. Nie byłem jednak na tyle ciekawy, aby w to wnikać. Dla własnego dobra. Aczkolwiek musiałem przyznać, że po tym incydencie, kiedy Jong Hyun ją uderzył namiętnie mnie ignorowała. Traktowała jak powietrze, a ja wcale nie tęskniłem za uwagą, jaką mi wcześniej poświęcała. Sporadycznie, gdy miała gorszy dzień rzucała jakąś złośliwą uwagą, na którą nie reagowałem i na szczęście na tym się kończyło. Martwiłem się, że ten stan rzeczy długo nie potrwa, ale jak to mówią, nie zagląda się darowanemu koniowi w zęby.
Oprócz zbliżających się sprawdzianów, jakie stresowały mnie dużo bardziej niż Dni Otwarte miałem jeszcze jeden powód do zmartwień. Do Świąt pozostał miesiąc, a mój ojciec nie zamierzał zmienić swojego stanowiska. Wolał, abym siedział sam w domu pod jego nieobecność niż dobrze bawił się z matką. Może to był jakiś sposób na torturowanie mnie? Nie miałem pojęcia, ale drażniło mnie to. Nie rozmawiałem z nim od tego incydentu po naszym występie. Nie odbierałem od niego telefonów, ale on też nie naciskał jakoś szczególnie. Zadzwonił dwa razy i na tym się skończyło. Nie, żebym czuł się tym faktem zawiedziony, zdążyłem przywyknąć. Potęgowało to jednak moje zirytowanie, przez co chodziłem nastroszony, jak chmura gradowa tonąc w swoich myślach.
Woo Hyun określił mnie mianem tykającej bomby zegarowej, gotowej wybuchnąć, bo odpowiadałem krótko i sarkastycznie zawsze, kiedy się do mnie odzywał, z każdym kolejnym pytaniem będąc bardziej rozdrażnionym. Chwilami nawet dla Tae Yeon byłem szorstki, która po tym, jak stanęła za mną nie mogła szukać wsparcia u swoich byłych już koleżanek, więc trzymała się z nami. Jeśli o mnie chodziło, to nie wyglądała na pokrzywdzoną. Woo Hyun nadal jej docinał, a ona mu odpyskiwała, szukali coraz to nowszych wyzwisk, ale z mojego punktu widzenia wyglądało to jednoznacznie. Mieli się ku sobie, tylko jeszcze o tym nie wiedzieli. Nie powiedziałbym tego jednak głośno, chociaż zdarzyło mi się im dokuczać z tego powodu. Zrobiłem to raz i naskoczyli na mnie do tego stopnia, że Kyung Soo musiał się wtrącić, bo obawiałem się o swoje życie.
Nawet Jong Hyun przestał się ze mną drażnić. Chociaż to było złe określenie – zwyczajnie nie miał na to czasu. Jako trzecioklasista przygotowywał się do matury, a to oznaczało, że miał jeszcze więcej na głowie, w końcu każdy podchodził do tego tematu poważnie. Słyszałem o tym, że egzaminatorki nie mogły nawet zbyt mocno się pomalować, aby nie rozpraszać uczniów podczas testów, zaczynałem nawet nieco się obawiać mimo, że mnie to czekało za rok. Wyobrażałem sobie, jak wielką presję musiał odczuwać Jong Hyun, aby uzyskać jak najlepszy wynik. Dodatkowo prowadził nasze treningi, nie był już zawieszony, więc wrócił do drużyny piłkarskiej i naprawdę zaczynałem się zastanawiać, czy sypia po nocach. Jakby tego było mało – pojawiał się na korepetycjach z matematyki, udzielał się, pomagając innym i to wszystko z dobrej woli.
Czułem się coraz bardziej zauroczony jego osobą, a to zaczęło mnie przerażać. Po wielu przemyśleniach doszedłem do wniosku, że tak mogę to nazwać. Nie było łatwo przyznać się przed samym sobą, ale ile można było się okłamywać? Za każdym razem, kiedy go widziałem mimowolnie przypatrywałem mu się, nie mogąc nacieszyć oczu jego widokiem. Dostrzegałem, jak bardzo miał pokrążone i przekrwione oczy, przez co wyglądał, jak małe szczenię, miał spierzchnięte usta od nieustannego gryzienia ich i zmęczoną twarz, a mimo to widziałem w nim determinację. Zupełnie tak, jakby za wszelką cenę chciał wszystkim udowodnić, że stać go na więcej. Był tak cholernie ambitny, że zazdrościłem mu tego, ale nie w tym złym znaczeniu tego słowa. Sam nie miałem na tyle motywacji, łatwo się poddawałem i widząc jego zaangażowanie czułem potrzebę, aby pokazać mu, że ja również jestem zdolny, by dać z siebie wszystko.
To było złe, szczególnie, że nie spędzaliśmy ostatnio ze sobą zbyt wiele czasu. Sądziłem nawet, że zapomniał o tym, co się wydarzyło albo po prostu przestało mieć to dla niego jakieś znaczenie. Chociaż… Nie, żeby kiedyś miało, prawda? Na pewno tylko ja coś sobie ubzdurałem, jak zawsze zresztą.
Mimo to nadal po nocach śniły mi się jego ciepłe, miękkie usta przyciśnięte do moich i dłonie trzymające za kark, bym mu nie uciekł, kiedy zachłannie badał strukturę moich warg. W dalszym ciągu zwijałem się w kłębek zaplątany w pościel wspominając to, jak obejmował mnie w nocy i jakie ciepło biło od ciała chłopaka. Ganiłem się wtedy za swoje myśli, wracałem do rozmowy z ojcem, przez co stawałem się na powrót rozdrażniony. Długo nie mogłem zasnąć, a później cały dzień chodziłem zmęczony. Do tego stopnia, że po kilkunastu dniach przestałem się przejmować. Byłem tak niewyspany, że już mi było wszystko jedno, co się ze mną stanie, bylebym mógł się przespać. Przestałem nawet reagować na kłótnie Tae Yeon i Woo Hyuna, co zaczęło ich niepokoić. Podejrzewali, co zaprzątało mi myśli. Żadne z nich nie miało jednak odwagi powiedzieć tego na głos, za co byłem im wdzięczny.

Piątkowe popołudnie spędzałem w klasie matematycznej na dodatkowych zajęciach. Nie było ograniczenia wiekowego – niezależnie od tego, do której klasy się chodziło pan Kang pozwalał usiąść ławce każdemu, by później podzielić nas na grupki i zająć się poszczególnymi tematami. Na dworze padało, chociaż to było chyba zbyt słabe określenie na tą ulewę. Mimo, że była dopiero trzecia nauczyciel zapalił światła. Chmury były tak ciemne, a pogoda ponura, że miałem wrażenie, jakby już za chwilę miał zapaść zmrok.
Siedziałem w ławce i usiłowałem rozwiązać jakieś równanie, co było dla mnie istną czarną magią. Bolała mnie głowa, a przez zmęczenie, jakie odczuwałem nie mogłem się skupić. Był też jeden, niewielki aspekt, który niemiłosiernie mnie rozpraszał. A mianowicie Jong Hyun. Kilka ławek dalej siedział na blacie jednej z nich, nachylony nad książką. Tłumaczył coś pierwszoklasistce, sunąc opuszką palca po tekście, patrząc na niego do góry nogami. Eun Ha marszczyła brwi pod grzywką w skupieniu, najwyraźniej starając się zrozumieć jak najwięcej. Jej gęste włosy, sięgające ramion przysłaniały twarz dziewczyny, kiedy nachylała się nad zeszytem, prawdopodobnie próbując uzyskać odpowiedni wynik. Czułem nieprzyjemne ukłucie gdzieś w okolicach żołądka.
Nie pierwszy raz widziałem ich razem. Regularnie przychodziła na zajęcia i zawsze na początku prosiła Jong Hyuna o pomoc, przez co spędzał z nią cały ten czas pomimo, że w klasie czasami było naprawdę sporo osób. Co gorsza, musiałem przyznać, że wyglądają razem uroczo, kiedy Jong Hyun uśmiechał się na ten swój zmęczony sposób, a dziewczyna zadzierała podbródek, żeby na niego spojrzeć, gdy coś do niego mówiła. Długie rzęsy rzucały cienie na jej blade policzki, a brunet cierpliwym i łagodnym głosem odpowiadał na pytania, gestykulując przy tym dużymi dłońmi, zupełnie tak, jakby próbował coś zobrazować. Odkąd weszliśmy do sali na mnie nie spojrzał ani raz.
Przełknąłem ślinę, nachylając się nad swoim zeszytem. Naprawdę próbowałem wynieść coś z tych zajęć. Cholera, usiłowałem odciągnąć myśli od Jong Hyuna, ale dziwnym trafem za każdym razem, kiedy próbowałem w końcu znaleźć to przeklęte miejsce zerowe funkcji liniowej. Podnosiłem wzrok znad zeszytu i pod ciemną grzywką posyłałem mu ukradkowe spojrzenie, którego nie wyłapywał. Nienawidziłem tego działu tak cholernie mocno. Na lekcji niby wszystko rozumiałem, ale kiedy przychodziło co do czego, nie potrafiłem rozwiązać nawet „prostego” zadania. Mimowolnie znów zerknąłem w stronę Jong Hyuna. Wyprostował się i rozluźnił nieco krawat mundurka. Biłem się z myślami, jednak odnosiłem wrażenie, że mnie unika. Niby miałem świadomość tego, co się działo. Był zajęty, ale mimo to gdzieś w głowie świtała mi myśl, że może to tylko dla niego dobry pretekst, by trzymać się ode mnie z daleka. Przecież mieliśmy razem zajęcia, mógł chociaż raz się do mnie uśmiechnąć. To przecież nic nie kosztowało…
Przypomniały mi się słowa Woo Hyuna, z pierwszego tygodnia mojego pobytu tutaj. Jong Hyun był dobry w przedmiotach ścisłych. Skoro przychodził na zajęcia z matematyki i pomagał innym to było to oczywiste. Tylko dopiero teraz dotarło do mnie, co to znaczyło. Wcześniej niby wiedziałem o tym, ale nie dotyczyło mnie to. Tak, jakby ta wiedza była, ale niepotrzebna. Zagryzłem wargę, spoglądając na swój podręcznik w zamyśleniu. Uśmiechnąłem się pod nosem rozgoryczony, kiedy dotarło do mnie, jak beznadziejną wymówką byłaby matematyka. Zaraz też zganiłem się w myślach. Nie mogłem być egoistą i oczekiwać, że życie Jong Hyuna będzie kręciło się tylko wokół mnie. Poświęcał mi wystarczająco dużo czasu z własnej, nieprzymuszonej woli. Powinienem przestać zachowywać się, jak mała dziewczynka i skończyć tą żałosną szopkę.
- Na dzisiaj wystarczy – nauczyciel spojrzał na zegarek, który opasał jego nadgarstek. Dochodziła czwarta, a deszcz nie tracił na swojej sile. Po lekcjach nie było dzwonków, więc czas mierzyło się orientacyjnie. Czasem siedziałem dłużej, kiedy był trudniejszy temat.
Większość uczniów zaczęła się zbierać, wrzucając swoje rzeczy do plecaków i ja nie byłem wyjątkiem. Ociągałem się jednak, wpatrując w skupieniu w swoje dłonie. Miałem co prawda jeszcze zajęcia taneczne, ale nie były teraz dla mnie priorytetem. Chciałem, by Jong Hyun już wyszedł. Nie chciałem go mijać, bo to znaczyło, że musiałbym się z nim pożegnać. Wypadałoby, prawda? Moja duma nie zniosłaby, gdybym ja pierwszy się do niego odezwał. Jemu najwyraźniej też się nie spieszyło, bo czekał, aż Eun Ha spakuje swoje rzeczy. Nie powinno mnie tak nurtować, dlaczego to robi, ale tak było. Mój telefon zabrzęczał cicho, kiedy dostałem wiadomość od Onew. Spojrzałem na wyświetlacz i westchnąłem zmęczony.

Onew: Rozbiłem apteczkę. Dyrektor się wścieknie, jak to zobaczy, cała szafka śmierdzi kroplami na żołądek.

Parsknąłem mimowolnie. Mogłem to sobie wyobrazić, bo to nie był pierwszy incydent, kiedy Onew coś popsuł. Zawsze wtedy strasznie panikował, choć nie pamiętam, by ktoś pociągnął go do jakichś poważniejszych konsekwencji. Odpisałem mu pospiesznie, zerkając jeszcze ponad ekranem telefonu. Jong Hyun wyszedł z klasy, przepuszczając dziewczynę przodem, jak na gentlemana przystało. Nie wiem, czy mogłem to nazwać plusem sytuacji, ale dzięki temu, że tak mało spędzałem z nim czasu rozmawiałem więcej z Onew. Chociaż o tym, co zacząłem czuć nie powiedziałem nawet jemu. Bałem się tego, co oznaczały moje myśli. Tego, jak określi ucisk, który pojawiał się w moim żołądku, gdy widziałem, jak starszy nie patrząc na mnie śmieje się ze swoją koleżanką. Gdzieś tam wewnątrz sam siebie strofowałem, że wyolbrzymiam i niepotrzebnie panikuję. Prawdą jednak było to, że się bałem. Nie przyznawałem się przed samym sobą, ani nie wyobrażałem sobie, jak podchodzę do Woo Hyuna i mówię mu „Wiesz, całowałem się z Jong Hyunem, ale przestał na mnie zwracać uwagę, chyba mu się znudziłem”. Mimo to zacząłem się zastanawiać, co czuł Tae Min wiedząc, że nie może mieć Min Ho tylko dla siebie. Ich relacja nie była wiążąca, mojej z Jong Hyunem nawet nie mogłem sprecyzować. Chyba dlatego mi odbijało, bo nie wiedziałem, czego się spodziewać.

- Kim Ki Bum, ty durniu – mruknąłem pod nosem zły na samego siebie. – Ty ofiaro losu, łajzo przebrzydła, naiwny głupku – mamrotałem dalej, przestępując z nogi na nogę. Wpatrywałem się w drzwi zupełnie tak, jakby wyrządziły mi największą krzywdę, jaką tylko można było sobie wyobrazić. Było mi zimno. Może i miałem na prawda grubą, pluszową bluzę z komicznie wielkim zamkiem, jaki miał służyć za jej ozdobę, ale była cała przemoczona. Jak cały ja. Mokre włosy przykleiły mi się do czoła, dlatego też odgarnąłem je niecierpliwym gestem i potarłem rzęsy, na których znajdowały się pojedyncze krople wody. Zastygłem z dłonią zawieszoną w powietrzu wahając się przez chwilę. Powinienem zapukać? Nie było za późno? Chyba było, bo kiedy wbiegałem do akademika ochroniarz stojący z wielkim, czarnym parasolem w jednej dłoni i pękiem kluczy w drugiej ponaglał mnie, żebym się pospieszył, jako że chciał zamknąć budynek.
Długo ze sobą walczyłem, by tu przyjść. Po zajęciach z kółka tanecznego siedziałem w pokoju przy biurku i starałem się znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby nie myśleć. Siedziałem nad funkcją liniową ze słuchawkami na uszach, ale nie napisałem ani jednej liczby w zeszycie. Wpatrywałem się tępo w na wpół zapisaną kartkę, dopóki nie poczułem w pokoju zapachu potu i deszczu. Odwróciłem się, bardziej wyczuwając czyjąś obecność, niż ją słysząc. Min Ho wrócił z treningu… A to oznaczało, że Jong Hyun również musiał być już w swoim pokoju. Irracjonalny pomysł nagle stał się planem idealnym, kiedy wypadłem z pokoju, jak burza, nie myśląc na dobrą sprawę nawet o pogodzie, która w zestawieniu z moimi nieodpowiednimi ubraniami dawała wyjątkowo żałosny obraz mojej osoby.
Zagryzając mocno dolną wargę, ściskając pasek mojej torby zapukałem do drzwi, przeklinając na samego siebie. Zamknąłem oczy, kiedy usłyszałem szmer, zapewne odsuwanego krzesła, a po chwili kroki bosych stóp. Sprężyna w klamce jęknęła cicho pod naporem i chwilę po tym dostrzegłem Jong Hyuna w dresie ze szczoteczką do zębów w ustach. Miał wilgotne włosy, musiał niedawno brać prysznic. Patrzył na mnie zdumiony, a ja poczułem, jak się czerwienię.
- Ki Bum? Co ty tu robisz? – Wymamrotał z początku niewyraźnie. Dopiero po chwili musiało mu przyjść do głowy, żeby wyjąć szczoteczkę. Nadal jednak miał pianę w ustach, na policzku znalazło się trochę miętowej pasty, co zauważyłem niemal od razu. Byłem takim kretynem.
- Przeszkadzam? – Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, czując się wyjątkowo głupio. Jong Hyun nadal w lekkim szoku pokręcił głową, po czym przepuścił mnie. Wszedłem do pokoju, starając się jak najbardziej rozluźnić. Drżałem, co próbowałem zamaskować, po części dla własnej wygody. Jakoś nie podobała mi się myśl, że szczękałbym przed nim zębami, próbując wytłumaczyć swój absurdalny plan. Zachciało mi się korepetycji w piątek wieczorem. Tak, jakbym nie mógł z tym poczekać do następnego popołudnia.
Chłopak na chwilę zniknął w łazience, aby opłukać usta. Stałem w przedpokoju, jak ostatnia sierota zastanawiając się, jak bardzo absurdalnie zabrzmi moja wymówka. Naprawdę długo ze sobą walczyłem, kiedy w głowie zrodziła się myśl, żeby przyjść do Jong Hyuna i zapytać go, czy mi pomoże. Z początku zakładałem, że zrobię to jutro, ale ostatecznie pod wpływem jakiegoś impulsu wypadłem z pokoju tuż przed dziewiątą i biegnąc przez ulewę dopadłem akademika trzecioklasistów. Dopiero, gdy drzwi za mną się zamknęły dotarło do mnie, jak idiotycznie się zachowałem.
- Bummie? – Brunet popatrzył na mnie, wychodząc z łazienki. Zagryzłem dolną wargę, kiedy zarzucał na moją głowę ręcznik. Usłyszałem ciche westchnienie, a zaraz po tym wciągnął mnie do niewielkiego pomieszczenia, gdzie zdjął mi z ramienia torbę. – Naprawdę… To było tak pilne, że nie mogło poczekać do rana? – Spytał zniecierpliwiony, kiedy nie odpowiadałem. Było mi wstyd, ale czasu cofnąć nie mogłem.
- Przepraszam – bąknąłem w końcu, odtrącając jego dłonie, kiedy wycierał mi włosy. Łypnąłem na niego z ukosa. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Coś zakuło mnie w piersi, kiedy przez myśl przemknęło mi, że nie jestem tu mile widziany i przeszkadzam. Pewnie chciał się położyć. Zakładałem, że nie miał wolnej soboty, a każda godzina snu była dla niego na wagę złota. Takie myślenie ani trochę nie pomagało. Sprawiało jednak, że czułem się, jak największy kretyn chodzący po tym ośrodku i pragnąłem zapaść się pod ziemię z własnej głupoty. Już wiedziałem, dlaczego ojciec wiecznie miał pretensje.
- Same problemy z tobą – pokręcił głową zrezygnowany, a ja spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Przez chwilę miałem wrażenie, że robi mi się słabo. Zakręciło mi się w głowie, choć nie, bym pierwszy raz słyszał te słowa. Kiedy Zeus uciekł, powiedział to samo, jednak teraz poczułem się, jakby mnie spoliczkował. Zgarbiłem się, wypuszczając powietrze z płuc, mając ochotę zniknąć. Nawet, jeśli nie wyglądał, jakby mówił poważnie. – Jesteś cały przemoczony, chcesz się rozchorować?
- Chciałem, żebyś mi pomógł z matematyką… – Mruknąłem cicho, zduszonym głosem modląc się, żeby nie usłyszał tej beznadziejnej wymówki. Zapragnąłem wrócić do swojego pokoju, do mojego łóżka i schować pod kołdrą przeklinając swoją głupotę. I naiwność.
Starszy zdjął ręcznik z mojej głowy widząc, że stoję, jak słup soli i nie kwapię się do tego, żeby cokolwiek zrobić. Wpatrywałem się w swoje buty, pociągając zmarzniętym nosem. Jong Hyun odetchnął głęboko. Czułem na sobie jego intensywne spojrzenie i z każdą chwilą robiło mi się coraz bardziej niekomfortowo.
- Bummie… – Zaczął, ale szybko urwał, zupełnie tak, jakby zmienił zdanie. Zamilkł na chwilę, podczas której do głowy nie przyszło mi, żeby na niego spojrzeć. Najwyraźniej tego oczekiwał, jednak widząc, że nie ma na co liczyć odetchnął głęboko. – Przyniosę ci coś na przebranie. Poczekaj.
Popatrzyłem za nim, kiedy wychodził z łazienki. Ubranie przykleiło się do mojego ciała, mokre i ciężkie, przez co odczuwałem dyskomfort. Ostatecznie zdecydowałem się zebrać w sobie na tyle, aby zdjąć buty i bluzę, którą powiesiłem na kołku doczepionym do jasnych kafelek. Przełknąłem ślinę przez ściśnięte gardło, odklejając koszulkę od ramion. Drzwi skrzypnęły cicho, więc odwróciłem się, dostrzegając Jong Hyuna ze znacznie łagodniejszym wyrazem twarzy i ubraniami, jakie położył na zamkniętej muszli. Podszedł do mnie, bez słowa łapiąc za brzeg mojej koszulki. Wsunął pod nią dłonie i zadarł materiał, ostatecznie go ze mnie zdejmując. Zrobiło mi się gorąco, policzki zapiekły mnie żywym ogniem przez to, w jak głupiej sytuacji się znalazłem. Wcześniej żaden chłopak, z którym się całowałem nie rozbierał mnie, jakbym był małym dzieckiem. Może dlatego, że nigdy nikogo takiego nie było.
- Poradzę sobie! – Fuknąłem zażenowany, wyrywając mu ubranie z dłoni, przez co kilka kropel wody trysnęło mi na twarz. Zobaczyłem na jego ustach cień uśmiechu, ale nie sprawiło to, że poczułem się lepiej. Zacisnąłem usta w wąską kreskę, zerkając na niego spod grzywki, która zdążyła znów opaść na moje czoło. Chłopak odgarnął moje włosy, nim zamrugał kilkakrotnie. Pewnie próbował jakoś zneutralizować pieczenie oczu. Z takiej odległości dobrze widziałem, jak opuchnięte i zaczerwienione były.
- Przebierz się, a potem powiesz mi, z czym masz problem, dobrze? – Spytał retorycznie i zostawił mnie samego w łazience. Zagryzłem wargę, patrząc za nim. Nie rozumiałem tej sytuacji, ani trochę. Jeszcze chwilę temu czułem się zawstydzony swoim durnowatym pomysłem, a teraz miałem wyrzuty sumienia. Czego mogłem się spodziewać? Jong Hyun był zmęczony, niewyspany, a ja wpadałem z niezapowiedzianą wizytą. Też byłbym zły. Dlaczego byłem takim cholernym egoistą?
Wyszedłem po kilku minutach, czując się znacznie lepiej. To znaczy fizycznie. Nie było mi już zimno przez mokre ubrania, które teraz wisiały na niewielkiej suszarce przy kaloryferze pod wieszakiem na ręczniki. Włosy nadal miałem wilgotne, ale nie kleiły się już tak do mojego czoła czy skroni, chociaż wyglądałem zapewne, jak miotła przez to, że sterczały na wszystkie strony. Zgasiłem za sobą światło i zamknąłem drzwi. Przy biurku paliła się lampka, tak jak wtedy, kiedy chłopak pierwszy raz mnie pocałował, więc pomimo mroku, jaki panował w pokoju widziałem, gdzie iść. Przełknąłem po raz kolejny ślinę, czując wielką gulę, narastającą w gardle. Rękawy bluzy opadły na moje zmarznięte dłonie, gdy wyłamywałem sobie nerwowo palce. Boże… Jak można było być takim idiotą?
- Chodź tu – Jong Hyun siedział na biurku i przyglądał mi się podkrążonymi oczyma. Zadrżałem na myśl, że przez swoje zachcianki odciągam go od snu, którego miał w ostatnim czasie tak niewiele. Zwilżyłem spierzchnięte usta koniuszkiem języka, ale posłusznie zbliżyłem się, siadając na krześle. Ogromne poczucie winy opadło na moje ramiona, przez co nie miałem odwagi się odezwać. Wpatrywałem się tępo w blat zastanawiając się, kiedy chłopak się na mnie wścieknie. – Z czym masz problem, Bummie? – Spytał łagodnym głosem, przyglądając mi się cierpliwie. Rozdrażnienie, jakie wywołałem swoją niespodziewaną wizytą zdawało się minąć, a to wcale nie sprawiało, że było mi lżej. Wręcz przeciwnie. Jong Hyun naprawdę chciał mi pomóc, podczas gdy ja po prostu szukałem pretekstu, żeby z nim pobyć. Jeśli się dowie o tym, chyba umrę ze wstydu.
- Nie rozumiem funkcji – burknąłem ochrypłym głosem, zerkając na niego skruszonym wzrokiem. Wyciągnął dłoń, żeby pogłaskać mnie po włosach, przy okazji robiąc w nich większy chaos. Mimowolnie zmrużyłem oczy, nie mogąc się oprzeć przyjemności, jaką przez to poczułem. Chłopak nachylił się nade mną, zsuwając nieco dłoń, przez co głaskał teraz kciukiem moje kości policzkowe. Moje serce kurczyło się z każdą kolejną chwilą, zapadając w sobie. Zdusiłem w sobie pragnienie, by się do niego przytulić i sięgnąłem po torbę, z której wyjąłem książkę. Chłopak odsunął dłoń od mojej twarzy, żeby oprzeć ją wygodnie na blacie biurka. Nachylił się nad stroną, którą otworzyłem.
- To nie jest trudne. Czego dokładnie nie rozumiesz?
- Chyba… Wszystkiego – bąknąłem cicho, zezując na niego aby wybadać jego reakcję, czy przypadkiem nie będzie chciał się ze mnie naśmiewać. – To znaczy na lekcji jest w porządku. No wiesz, rozwiązuję wszystkie zadania, rozumiem, co mówi do mnie profesor Kang, ale kiedy przychodzi do pracy sam na sam z książką… Nie wiem nic.
Brunet zrobił minę, jakby rozumiał, o co mi chodziło. Naturalnie nie byłem jedynym uczniem z takim problemem, bo większość osób, z którymi rozmawiałem miała tą samą „przypadłość”. Dlatego też wydawało mi się, że nie muszę nic więcej dodawać, zresztą chłopak nawet nie dopytywał.
- Pomogę ci. Chociaż mogłeś mnie o to zapytać na zajęciach tak, jak Eun Ha.
Skinąłem bezwiednie głową. Poczułem irytację na dźwięk tego imienia, a w głębi umysłu pojawiła się wizja Jong Hyuna, siedzącego na blacie ławki, przy której siedziała dziewczyna i ze skupieniem wsłuchiwała się w jego słowa, wpatrująca się w niego, jak oczarowana. Odepchnąłem od siebie tę myśl, biorąc głęboki wdech. Chociaż nie powinienem, byłem zazdrosny. Kiedy widziałem ich razem piekliłem się wewnątrz, a moje wnętrzności skręcały się boleśnie, momentalnie pogarszając mój humor.
Zacisnąłem palce na kolanach, wlepiając tępy wzrok w książkę. Nie słyszałem tego, co mówił do mnie Jong Hyun. Moje myśli szalały, w głowie toczyła się bitwa, wyrzuty sumienia zalewały mnie coraz mocniej, podobnie jak krytyka, wymierzona we mnie i moje dziecinne zachowanie. Jong Hyun nie był mój. Nie miałem prawa ani żadnych podstaw, żeby wymagać od niego skupienia się tylko na mojej osobie. Lubił mnie, więc mi pomagał. To nie było powodem, dla którego powinienem czuć złość, gdy poświęcał czas komuś innemu. Ale tak było, a to tylko pogarszało mój i tak parszywy nastrój.
Naprawdę starałem się słuchać oraz sprawić, żeby ta chora sytuacja przyniosła nam jakieś korzyści. Kiwałem głową za każdym razem, kiedy Jong Hyun pytał mnie, czy „widzę”, ale żadne z jego słów nie zapisywało się w mojej pamięci. Mój umysł się wyłączył i potrafił jedynie dręczyć mnie obrazem chłopaka, tłumaczącemu coś niskiej szatynce. Wcześniej liczyłem na to, że kiedy dostanę choć trochę jego uwagi poczuję się lepiej. W końcu jeszcze dwa tygodnie temu wszystko było w normie, a teraz niemal się nie widywaliśmy, przez co przeklinałem sam siebie za to, że wcześniej z własnej woli unikałem jego towarzystwa. Nie było mi lepiej, ani trochę. Kiedy gestykulował dłońmi, a ja patrzyłem na niego nieobecnym wzrokiem przypominało mi się, jak tłumaczył coś na zajęciach i musiałem zagryźć wargę, żeby chociaż trochę się opanować. Ale to nie pomogło, więc ostatecznie wlepiłem wzrok w zeszyt, nad którym trzymałem długopis gotów coś zanotować. Czy raczej starałem się sprawić takie wrażenie. Usłyszałem pełne politowania i zniechęcenia westchnienie. Gdybym był psem, położyłbym po sobie uszy, a tak mogłem tylko się zgarbić, próbując stać się w ten sposób niewidocznym.
- Bummie, słuchasz mnie w ogóle? – Spytał zniecierpliwiony, wpatrując się we mnie. Zacisnąłem usta w wąską kreskę, walcząc przez chwilę sam ze sobą. Co mu miałem powiedzieć? Nie słucham, bo w ogóle nie zależy mi na funkcjach? To było niemożliwe, już wolałem, żeby na mnie nakrzyczał i mnie stąd wywalił, każąc spać na korytarzu, niż gdybym miał się przyznać do tego, po co tu przyszedłem.
- Słucham przecież – odpowiedziałem, spoglądając na niego.
- Słuchasz, ale nie słyszysz – to było stwierdzenie, któremu towarzyszyło pełne zrezygnowania opuszczenie powiek. Na chwilę Jong Hyun się rozluźnił, jego ramiona opadły, a ja poczułem jeszcze większe wyrzuty sumienia. Chociaż wydawało mi się, że to niemożliwe. Chłopak sięgnął po mój zeszyt, który zamknął, by zaraz wyjąć długopis z mojej dłoni i odłożyć go na blat stolika. Zsunął się z biurka, po czym kucnął przede mną, ujmując moje dłonie w swoje. W jego oczach dostrzegłem teraz coś zupełnie innego. Cień zmartwienia oraz troski, przysłonięty odrobiną zmęczenia, a wszystkie te emocje tworzyły tak bolesną mieszankę, że cudem się nie rozpłakałem. Często miałem na to ochotę, ale jak na prawdziwego faceta przystało nie robiłem tego. Musiałem być silny.
- Ki Bum, co się dzieje? Widzę, że coś jest nie tak. Chodzi o tą sytuację z ojcem? – Spytał, przez co mimowolnie uśmiechnąłem się, patrząc na niego z góry przez to, w jakiej pozycji się znajdowaliśmy. Niesamowitym było dla mnie to, jak Jong Hyun potrafił być uroczym człowiekiem. Gdzieś tam wewnątrz poczułem ulgę, że się nie domyślił, ale nie zamierzałem kłamać i zrzucać całej winy na mojego tatę. Pokręciłem więc głową i zbierając w sobie całą moją (dosyć mizerną) odwagę nachyliłem się, żeby go objąć.
- Jest w porządku, hyung – szepnąłem słabym głosem, zamykając oczy. Wyczułem pod palcami, jak chłopak spina ramiona, jednak szybko się rozluźnił. Musiał być zaskoczony zwrotem, jakiego użyłem, czego nie zrobiłem świadomie. – Po prostu… Tęskniłem – dodałem po chwili milczenia będąc mu wdzięcznym za to, że nie naciskał. Jong Hyun nigdy nie naciskał. Był najbardziej cierpliwą osobą, jaką znałem. Usłyszałem stłumiony śmiech, a chwilę po tym dłonie starszego objęły mnie w pasie znacznie mocniej, niż ja to zrobiłem. Podniósł się, ciągnąc mnie za sobą, przez co wstałem i spojrzałem na niego z pytaniem. Para ciemnych, niemal czarnych w tym słabym świetle, oczu wpatrywała się w moją twarz, a na jego pełnych ustach błąkał się miękki uśmiech, od którego robiło mi się słabo.
- Bummie… Jeśli chciałeś przyjść do mnie spać wystarczyło powiedzieć. Nie wygoniłbym cię przecież – powiedział rozbawiony, a ja zmarszczyłem groźnie brwi. Nie pomyślałem o tym! Co on mi tu imputował? Aczkolwiek trochę racji w tym miał. Znaczy się potrzebowałem pretekstu, żeby z nim posiedzieć, nie spać, tylko teraz czekała mnie kolejna noc spędzona z Jong Hyunem. Była już cisza nocna, ochroniarz sam mnie popędzał, bo chciał zamknąć akademik. Kim-Ki-Bum-ty-DE-BI-LU. Gdyby mi nie otworzył naprawdę spałbym na korytarzu.
- Głupi jesteś – burknąłem jakże elokwentnie, na co starszy tylko się zaśmiał. Poczułem łagodny pocałunek na swoich wargach, który nieco ostudził moją nagła chęć rzucenia mu się do gardła. Przyciągnął mnie mocno do siebie i dosłownie wtulił w swoją klatkę piersiową, opierając podbródek na moim barku.
- Cieszę się, że cię mam – wymruczał z czystym zadowoleniem niskim, zmęczonym głosem wprost do mojego ucha. Przez mój kręgosłup przebiegł dreszcz, stawiający dęba włoski na karku. Przytuliłem się do niego, chwytając jego bluzy. – Też za tobą tęskniłem, wiesz?
- Za mną nie można nie tęsknić – wypaliłem, co wywołało cichy śmiech Jong Hyuna. Serce mi zmiękło na ten dźwięk. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio się śmiał. Jednak było coś, co potrafiłem zrobić, a Eun Ha nie. Przez chwilę milczał, jedynie sunąc dłońmi po moich plecach, a to rozgrzewało w ten przyjemny sposób i sprawiało, że stawałem się coraz bardziej senny. Pewnie gdyby nie pozycja, w jakiej się znajdowaliśmy już dawno bym spał. Szczególnie, że ostatnimi czasy naprawdę nie sypiałem zbyt dobrze.
- A gdybym za tobą nie tęsknił? Przyszedłbyś do mnie pod pretekstem pouczenia się matematyki? – Odciął się zgryźliwie, a ja zafurczałem cicho pod nosem. To był cios poniżej pasa!
- Już tak sobie nie schlebiaj, pajacu – fuknąłem cicho, starając się wyplątać z jego objęć, czego mi nie ułatwiał. Nie wydawało się, by chciał mnie puścić, bo zacieśniał objęcia w miarę, jak próbowałem się odsunąć. – Kiedy miałem przyjść poprosić o pomoc, skoro ciągle jesteś zajęty nawet na zajęciach? – Syknąłem, patrząc na niego spode łba. Na jego ustach pojawił się jeden z tych zawadiackich uśmieszków, jakie serwował mi zawsze, gdy chciał mi dokuczyć, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Ki Bum, ty chyba nie jesteś zazdrosny, hm?
Wciągnąłem powietrze ze świstem, wpatrując w niego szeroko otwartymi oczyma. Nie byłem pewien czy widział wypieki, jakie pojawiły się na mojej twarzy, ale mnie momentalnie zrobiło się gorąco. Byłem pewien, że żartował. Musiał, bo przecież nie było możliwości, żeby się domyślił. Nie było takiej opcji! Tylko co, jeśli nie byłem dostatecznie dyskretny?
- Chciałbyś, dupku! – Warknąłem wściekły i zażenowany, zaczynając się szarpać, by jak najszybciej wyswobodzić się z jego uścisku. Może zareagowałem zbyt gwałtownie, ale myśl, że chłopak odkryje mój mały sekret mnie przerażała. Jeszcze pomyśli sobie o mnie nie wiadomo co, a tego bym nie chciał. Ale chwila, od kiedy ja się przejmowałem tym, co Kim Jong Hyun o mnie myślał?
- Owszem, chciałbym. To chyba nic złego? – Popatrzyłem na niego zszokowany, przestając się wyrywać. Starałem się doszukać w jego twarzy choć cienia fałszu albo kpiny. Czegoś, co potwierdzi moje przypuszczenia, że żartuje, jednakże niczego takiego nie zauważyłem. A co, jeśli mówił prawdę? Co, jeśli chciał? To było nierealne, ale moje serce zabiło z nadzieją tak mocno, że to aż bolało. Przełknąłem ślinę, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Wpatrywałem się w Jong Hyuna, w jego lśniące, podkrążone, niemal szczenięce oczy. Tonąłem w ich głębi, podkreślaną przez niewielkie światło wydobywające się ze stojącej na blacie biurka lampki. Widziałem cienie, jakie rzucały rzęsy na wydatne, nieco pulchne policzki i traciłem rachubę czasu. Usiłowałem zrozumieć to, co powiedział, aż wreszcie pokręciłem tylko głową, decydując się odwrócić wzrok. Zagryzłem dolną wargę, jednak starszy nie pozwolił mi długo uciekać wzrokiem. Złapał mnie za podbródek i zmusił, bym znów na niego spojrzał.
- Tak ciężko ci zrozumieć, że mi się podobasz, Ki Bum? – Spytał retorycznie, a ja mógłbym przysiąc, że usłyszałem w jego głosie zawód. – Sądzisz, że to wszystko to był tylko kaprys?
- Nie! – Zaprzeczyłem od razu, zanim zdążyłem ugryźć się w język. – Po prostu… Nie wiem, co mam myśleć o tym wszystkim. Czuję się zagubiony. Nagle pojawiam się w nowym miejscu, poznaję nowych ludzi, nie zawsze przyjaźnie nastawionych. Zaczynam myśleć, że to był błąd, że nie powinienem był tu przyjeżdżać, bo tak byłoby łatwiej. A potem pojawiasz się ty i mącisz mi w głowie. To, co wiedziałem dotychczas okazuje się być nieprawdą albo być niekompletne, cała twoja osoba przewraca mój światopogląd do góry nogami i nie wiem, co o tym sądzić. Nie chcę wyjść na głupka, który zbyt dużo dobie wyobraża. Nie chcę się rozczarować.
Patrzyłem, jak powieki chłopaka drgają, kiedy starał się nie mrugać, wręcz zachłannie wyłapując każde moje słowo. Przytulił dłoń do mojego policzka, jaki pogłaskał opuszką kciuka, a później objął mnie po raz kolejny i docisnął do swojego ciepłego ciała, zamykając w żelaznym uścisku.
- Dlaczego miałbyś się rozczarować, Bummie? Wydaje mi się, że dosyć jasno okazuję ci swoje zainteresowanie tobą. Co mam jeszcze zrobić, żebyś dopuścił do siebie taką myśl? Ile razy mam cię pocałować, byś to zrozumiał? Naprawdę, muszę mówić wprost? Sądziłem, że wiesz. Naprawdę… Widziałeś kiedyś, żeby dwóch przyjaciół się całowało? – Popatrzył na mnie z mieszanką rozbawienia i rozczulenia, aczkolwiek mnie wcale nie było do śmiechu. Miałem ochotę go walnąć za to, że tak świetnie się bawi, podczas gdy moje serce galopowało z każdym kolejnym zdaniem, jakie wypowiadał, doprowadzając moją krew do stanu wrzenia. Do tej pory nie wiedziałem, jak bardzo zależało mi na potwierdzeniu moich przypuszczeń, jednak teraz, gdy przytulałem się do jego ciepłej klatki piersiowej i czułem zapach, który mnie otumaniał uświadomiłem sobie, że potrzebowałem tego. Mieć pewność. Nie chciałem po raz kolejny domniemywać, całe moje życie na tym się opierało.
- Wyobraź sobie, że jeszcze dwa miesiące temu uważałem się za osobę heteroseksualną, więc raczej nie było łatwo pogodzić się z taką myślą – mruknąłem ponuro, ale Jong Hyun tylko się uśmiechnął i pogłaskał mnie po włosach. Skubnął moje usta swoimi, przez co wyrwało mi się krótkie, ciche westchnienie, przepełnione przyjemnością. Ile razy jeszcze sprawi, że moje serce zatrzyma się, a mnie zabraknie tchu? Byłem pewien, że gdyby w tej chwili mnie nie trzymał w swoich ramionach przewróciłbym się. Nogi miałem jak z waty, niemal się pode mną uginały, ale to nie przeszkadzało Jong Hyunowi posłać mi czarującego, pełnego rozczulenia uśmiechu. Jak miałem go traktować poważnie, skoro nigdy nie wiedziałem, jakiej reakcji się po nim spodziewać?
- W takim razie powinieneś się do tego przyzwyczaić, Bummie. Chcę cię mieć na wyłączność.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć na taką szczerość z jego strony. Aczkolwiek powinienem był już do tego przywyknąć.
- To naprawdę takie zadziwiające? – Spytał, starając się ukryć rozbawienie, co wcale mu nie wyszło. Chciałem coś burknąć, ale nie zdążyłem. Objął mnie ciaśniej zupełnie, jakbym był jakimś pluszowym misiem. Przytulił nos do mojej skroni, a ja mogłem tylko zagryźć dolną wargę, nie rozumiejąc już zupełnie nic. – Ki Bum, jesteś mądrym chłopcem. Chyba wiesz, co to oznacza?
- Wiem, pajacu – mruknąłem pod nosem, zaciskając palce na jego bluzie. – Ale w takim razie… To znaczy, że jestem twoim chłopakiem?
Na usta Jong Hyuna wpełzł jeden z tych zawadiackich uśmieszków, przez które miałem największą na świecie ochotę go udusić. Posłałem mu mordercze spojrzenie, a chwilę po tym z mojego gardła wydobył się cichy jęk, gdy chłopak dosłownie popchnął mnie na łóżko. Sam zaraz opadł obok mnie i kiedy próbowałem podnieść się do siadu, przyciągnął mnie do siebie, zamykając w żelaznym uścisku, przytulając do siebie.
- Nie, Bummie – wymruczał wprost do mojego ucha sprawiając, że włoski na moim karku stanęły dęba. Wplótł palce w moje włosy i zaczął je przeczesywać pieszczotliwie w taki sposób, że momentalnie zrobiło mi się błogo. Miałem ogromną ochotę usnąć, traktując go, jak wielką poduszkę. – Dopóki się na to nie zgodzisz, nie mogę cię tak nazywać. Ale nie będę ukrywał, że chciałbym mieć cię tylko dla siebie. Ty nie?
Wgryzłem się w dolną wargę tak mocno, że omal nie pękła. Przypomniałem sobie, co czułem, kiedy widziałem Jong Hyuna z tą dziewczyną. Eun Ha była bardzo miła i sympatyczna, nic nie miałem do niej, skąd. Nawet bardzo ją lubiłem. Jednak ten ucisk w żołądku był dla mnie jednoznaczny. Wypuściłem powoli powietrze z płuc, spoglądając na tarza chłopaka. Przypatrywał mi się cierpliwie, najwyraźniej nie chcąc mnie poganiać, za co byłemu wdzięczny.
- Chciałbym, Jong Hyun – przyznałem w końcu. Brunet ucałował moje czoło, po czym naciągnął na nas kołdrę. Deszcz w dalszym ciągu bębnił o parapet, najwyraźniej nie zamierzając przestać. Teraz jednak mi to nie przeszkadzało, kiedy leżałem niemal w mroku, przytulony do ciepłego ciała Jong Hyuna. Czasem się zastanawiałem, jak to się działo, że zawsze był taki gorący. A może to po prostu mnie wiecznie było zimno?
- W takim razie uważam, że wszystko jest już jasne i nie będziesz się zadręczał, hm? – Duża dłoń przesunęła się po moim ramieniu, aż wreszcie chłopak przytulił ją do mojego policzka, który pogłaskał opuszką kciuka z niebywałą czułością. Moje serce zrobiło fikołka, a ja musiałem się zganić za to, że takie drobne gesty przyprawiają mnie o zawroty głowy. Przytaknąłem mu, nie chcąc już mówić nic więcej. Westchnąłem tylko, wczepiając się w niego, jak koala, ściskając w palcach materiał jego bluzy. Jakkolwiek idiotycznie by to brzmiało ja, Kim Ki Bum, miałem chłopaka.


~***~