27 marca 2016

Adagio Sostenuto: Rozdział 2


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 2/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”


Trudno było mi się zdecydować, który dzień tygodnia jest tym znienawidzonym. Do tej pory nie miałem dylematu – jak większość ludzi decydowałem się na poniedziałek. Nikt nie lubił wstawać wcześnie rano po udanym weekendzie, nie byłem wyjątkiem. Teraz jednak miałem spory problem, aby wybrać odpowiedni.
Wizyta w sekretariacie nie sprawiła, że zapałałem miłością do tego miejsca. Tak, jak powiedział Woo Hyun dostałem polecenie, by zmienić kolor włosów na naturalny. Brązowy albo czarny – ale nie blond. To nie był kolor dla Koreańczyka nie ważne, że dobrze czułem się tylko w nim i wyglądał u mnie bardziej odpowiedni, niż każdy inny. Trzeba było pogodzić się z myślą, że muszę kupić czarną farbę i przeprowadzić konkretny zabieg kosmetyczny. Dodatkowo okazało się, że jestem zmuszony wybrać sobie jeszcze dwa dodatkowe zajęcia pozalekcyjne. Wybór był spory. Zdecydowałem się na zabawę w kucharza, bo to nawet lubiłem i dałem się namówić Woo Hyunowi na towarzyszenie mu podczas zajęć tanecznych. Piłka nożna i zajęcia muzyczne mnie nie pociągały w nawet najmniejszym stopniu, nie potrafiłem grać na żadnym instrumencie i nie rozpoznawałem Mozarta od Beethovena. Poza kilkoma pojedynczymi kompozycjami. Wolałem skupić się na jeździe konnej, a każdy prowadzący wymagał, by traktować poważnie jego zajęcia i to, co się na nich robiło. Chciałem wybrać kółka, które najmniej pochłaniałyby mój cenny czas.

W poniedziałek rano niezbyt wyspany siedziałem w sali na matematyce razem z Woo Hyunem. W przeciwieństwie do mnie tryskał energią, optymizmem i Bóg jedyny wie, czym jeszcze. Zastanawiałem się, co wprawia go w taki dobry nastrój. Reszta uczniów może nie była tak negatywnie nastawiona do świata, jak ja, ale też nikt nie kręcił się na swoim miejscu, jakby usiadł tyłkiem w mrowisku, ani nie nucił wesoło pod nosem, jak nawiedzony.
- Kim Ki Bum? – Podniosłem się niepewnie z krzesła, spoglądając wprost na nauczyciela. Mężczyzna zsunął okulary z nosa, wskazując mi dłonią tablicę. Spojrzałem na jakieś równanie wypisane na nim kredą i przełknąłem ślinę. Pierwszy dzień, a ja już miałem się ośmieszyć. – Rozwiąż to proszę. I nie denerwuj się tak, tylko skup. Matematyka nie gryzie.
Przez klasę przemknął szmer śmiechu, przez co sam uniosłem kąciki ust ku górze. Szybko jednak zrzedła mi mina, kiedy wstałem od stolika i ruszyłem przez salę, odprowadzany ciekawskimi spojrzeniami reszty uczniów. Większość z nich zerkała co rusz na moje włosy, których nie zdążyłem przefarbować. Modliłem się w duchu, by nikt mnie nie zaczepił, póki tego nie zrobię.
Spojrzałem na równanie, biorąc w palce kredę. Odetchnąłem, powoli przypominając sobie to, czego nauczyłem się w poprzedniej szkole i na korepetycjach. Nie miałem większych problemów z tym przedmiotem. Stresowałem się jednak, nie wyjść na nieuka z brakami przed całą klasą i nauczycielem, który już wyglądał, jakby miał mnie na widelcu. Ewidentnie szukał jakiegoś „haka” na mnie. Nie miałem tylko pojęcia, po co.
Odetchnąłem raz jeszcze, wpisując na samym końcu wynik. Spojrzałem wyczekująco na profesora, który notował coś w swoim zeszyciku z okularami wsuniętymi głęboko na nos. Podniósł na mnie wzrok, jednak szybko przeniósł go na tablicę. Milczał, najwyraźniej pobieżnie sprawdzając moje obliczenia. Westchnął, wracając wzrokiem do mnie, aby zaraz spleść palce na blacie. Widziałem, jak co rusz, pewnie niekontrolowanie, zerka na moje włosy. Wskazał na nie palcem, a ja zezując spojrzałem na grzywkę. W duchu odetchnąłem modląc się, żeby coś powiedział.
- Masz dobrą technikę. Cieszę się, że znasz podstawy, chociaż dobrze by było, gdybyś przychodził na zajęcia dodatkowe w każdy piątek. – Zsunął okulary z nosa, poskładał je i odłożył na brzeg biurka. Odetchnął, drapiąc się w skroń, a dopiero po tym wrócił do mnie wzrokiem. – Ale ten kolor włosów nie jest akceptowany w naszej szkole. Z pewnością poinstruowali cię o wymogach, jakie tu obowiązują?
- Tak, panie profesorze – odpowiedziałem od razu, dobrze wiedząc, do czego to zmierza.
- Oczekuję, że na następnych zajęciach zjawisz się wyglądając normalnie. Możesz usiąść.
Wypuściłem powietrze z płuc, kierując się do swojej ławki z poczuciem ulgi kołatającym się w sercu. Mogło być gorzej.

Podczas długiej przerwy zszedłem z Woo Hyunem sto stołówki. Usiadłem przy stoliku, który zajmowałem podczas poprzednich posiłków. Siedziała przy niej gromadka, z którą za każdym razem jedliśmy, dlatego przywitałem się z nimi uprzejmie. Uśmiechnąłem się kwaśno do Woo Hyuna, kiedy posłał mi ten swój szeroki uśmiech, przez który zmrużył oczy. Miałem wrażenie, że gdyby nie uszy, to śmiałby się dookoła głowy.
Gadał jak najęty nie zwracając uwagi na to, że pisałem coś zawzięcie na telefonie. Takie błahostki nigdy nie przeszkadzały mu w opowiadaniu kiepskich żartów, czy przekazywaniu najświeższych plotek z życia szkoły. Spędziłem z nim dwa dni i już byłem tego pewien. Przez tych kilka dni dał mi próbkę swoich „umiejętności”, nie chciałbym tego powtórzyć, jednak moja przyszłość rysowała się w czarnych barwach. Na duchu tak naprawdę podnosił mnie Onew, chociaż przez ostatnich kilka dni nie miałem zbyt wiele czasu, aby z nim porozmawiać. Dzisiaj rano nawet do mnie zadzwonił spanikowany chcąc się upewnić, że wszystko jest w porządku i nie wylądowałem w szpitalu na OIOMie.
- Jak pierwszy dzień na zajęciach? – Zagaił mnie Kyung Soo, przysuwając swój talerz z makaronem na gęsto bliżej mnie. Wzruszyłem ramionami, wzdychając ciężko. Był współlokatorem Woo Hyuna, choć na zajęcia chodził z zupełnie inną grupą.
- Smoczyca dała mu popalić na chemii. Nie chciała go wpuścić do klasy!
Zauważyłem już, że Woo Hyun należał do ludzi, którzy nie posiadają czegoś takiego, jak granice. Był jak dziecko. Nie miał zahamowań w tym, co robił i o co pytał, dla niego nie było tematów tabu.
Zgromiłem „przyjaciela” spojrzeniem, jednak chłopak siedzący obok wybuchnął śmiechem. Przeniosłem na niego niedowierzający wzrok. Burknąłem coś cicho pod nosem, grzebiąc widelcem w swoim obiedzie.
- Co, jak to? Przez włosy? – Pokiwałem głową na jego słowa. Miałem pełne usta, więc nie chciałem opluć wszystkiego dookoła. – Nie martw się, jest wymagająca, ale dobrze uczy. Trudno u miej mieć słabe oceny. Chyba, że z odpowiedzi.
- Koczował na korytarzu, nie widział tej „rzeźni niewiniątek”, którą znowu urządziła – rzucił brunet, na co Kyung Soo pokiwał ze zrozumieniem głową. Niezbyt podobało mi się to określenie i nawet zacząłem się cieszyć, że nie spędziłem tej lekcji chowając się za książką, byleby tylko nie wzięła mnie do odpowiedzi. A zrobiłaby to na pewno – jak do tej pory na wszystkich trzech lekcjach musiałem pokazać nauczycielom, na co mnie stać.
- Nie masz czego żałować. Za każdym razem wybiera trzy losowe osoby i zadaje im trzy pytania. To, że odpowiesz na jedno nie gwarantuje ci wcale, że unikniesz złej oceny – skrzywił się na swoje własne słowa. Westchnąłem cicho, podpierając podbródek na dłoni.
- Czyli co muszę zrobić, żeby się wybronić? – Spytałem trochę niepewnie. Kyung Soo wzruszył bezradnie ramionami, więc spojrzałem na Woo Hyuna, który aktualnie zajadał się makaronem.
- Musisz znaleźć przedmiot, z którego będziesz miał wyższą ocenę, jeśli zależy ci na dobrym świadectwie. I przykładać się do sprawdzianów, tylko tym podciągniesz sobie ocenę. – Pochylił się do mnie, uśmiechając złośliwie. Poruszył znacząco brwiami, przez co spojrzałem na niego pytająco. – Ale znam kogoś, kto jest dobry ze ścisłych. Nie odmówi ci pomocy.
Kopnąłem go pod stołem w kostkę, nie mogąc się powstrzymać. Złapał się za nogę, krzywiąc z grymasem usta. Posłał mi przepełnione niedowierzaniem spojrzenie, jakby nie przypuszczał, że jestem zdolny do takich aktów bestialstwa.
- No wiesz? Ja się staram cię podnieść na duchu, a ty mi się tak odwdzięczasz?
- Wolałbyś, żebym przymierzył but do twojego tyłka? – Warknąłem, na co chłopak szybko uniósł dłonie w obronnym geście.
- Tylko pytałem. Naprawdę, musisz być taki brutalny? To wcale nie dodaje ci atrakcyjności.
Posłałem mu piorunujące spojrzenie w tej chwili myśląc tylko o tym, by zacisnąć palce wokół jego szyi i przyglądać mu się, jak zmienia kolory. Nie chciałem jednak narobić sobie problemów już pierwszego dnia, zresztą! Zabiłbym idiotę, a poszedł siedzieć, jak za człowieka. I chyba trochę go lubiłem mimo tego, że przez większość czasu mnie najzwyczajniej w świecie wkurzał.
- O kim mówicie? – Wtrącił Kyung Soo, nadstawiając uszu.
- O Jong Hyunie – odpowiedział od razu Woo Hyun, ignorując moje nieme protesty. Kopnąłem go znów pod stołem, tym razem mocniej, przez co leżące na blacie sztućce zagrzechotały cicho. – Oj, przestań się dąsać! Dobrze wiesz, że mam rację!
- Rozmawiałem z nim RAZ, idioto! – Warknąłem niezadowolony. Dla bezpieczeństwa odsunął krzesło od stołu, by w razie czego być poza zasięgiem moich nóg. – I to w dodatku przeze mnie spadł z konia. Z tego przyjaźni raczej nie będzie!
Prychnął, oblizując usta z sosu. Tak bardzo chciałem mu przyłożyć w tym momencie, że zacisnąłem dłonie w pięści gotów się na niego rzucić.
- To nie ma znaczenia, jeśli poprosisz go o pomoc, on ci nie odmówi – wtrącił Kyung Soo, a ja spojrzałem na niego z lekkim szokiem. Pokiwał głową widząc moją minę i zjadł porcję makaronu z widelca. – No tak. W zeszłym roku miałem problemy z matematyką i musiałem chodzić na korki. Jong Hyun co piątek pomaga staremu Lee z opornymi uczniami. Nie rwie się do tego jakoś szczególnie, sam z siebie do ciebie nie przyjdzie, ale jeśli go poprosisz, to nie odmówi.
- Zaczynam odnosić wrażenie, że na siłę chcecie mi znaleźć znajomych – mruknąłem, mierząc wzrokiem wpierw jednego, a później drugiego. Kyung Soo zaśmiał się i trącił mnie łokciem, przez co miałem ochotę zepchnąć go z krzesła.
- Dobrze jest znać wszystkie opcje. Przyda ci się to tutaj.
Odetchnąłem tak głęboko, że zakręciło mi się w głowie. Nie miałem ochoty się z nimi dyskutować. Nie miałem jeszcze żadnych problemów (poza wiszącym nade mną fatum w postaci koloru włosów), dlatego nie widziałem potrzeby w debatowaniu nad tym. Zapchałem usta makaronem na znak, że dyskusję uważam za zakończoną. Rozejrzałem się przy tym po stołówce. Szukałem wzrokiem jakiejkolwiek oznaki odmienności w postaci zbyt mocnego makijażu u dziewcząt czy blond czupryny takiej, jak moja. Zawiodłem się jednak, co nie poprawiło mi humoru.
Przez weekend po pierwsze nie miałem jak zmienić koloru włosów, a po drugie nadal się wahałem czy chcę to zrobić. Wciąż łudziłem się, że uda mi się jakoś obejść ten wymóg, niestety do tej pory wszystko świadczyło przeciwko mnie. Nie wyglądało na to, że wszyscy są kategorycznie przeciwko temu. Z wywodów Woo Hyuna wnioskowałem, że każdy tutaj twardo jest na „nie” w stosunku do jakiejkolwiek odmienności, przez co z początku trochę się bałem. Jednak zwiedzając szkołę, by nie zgubić się w drodze na lekcje zauważyłem, że uczniowie wpierw spoglądali na mnie, a później wracali do swoich zajęć. Podniosło mnie to na duchu. Niezbyt lubiłem być w centrum zainteresowania, jeśli chodziło o nieprzychylne sensacje. Niemniej nie każdy był tak neutralnie nastawiony do mnie, bo spotykałem się z nieciekawymi komentarzami na mój temat. Miałem nadzieję, że jeśli już się przefarbuję to wtopię się w tłum i przestanę zwracać na siebie taką uwagę.
Odetchnąłem ciężko, odsuwając od siebie pusty talerz. Większość stresu opadła, a ja poczułem, że jestem głodny. Wcześniej za bardzo się stresowałem, by zjeść śniadanie.  Spojrzałem ponaglająco na Woo Hyuna, który teraz akurat uznał, że najlepiej będzie, jeśli zapomni o mnie na rzecz telefonu. Prychnąłem pod nosem chcąc tym sposobem zwrócić jego uwagę. Podniósł pytający wzrok, a ja znacząco popukałem w zegarek. Zrobił minę cierpiętnika, ale zwlókł tyłek z krzesła.
- Wakacje powinny trwać zdecydowanie dłużej – zamarudził, przez co prychnąłem rozbawiony.
- Przed chwilą tryskałeś optymizmem i wręcz rwałeś się do lekcji, a teraz już ci przeszło? – Spytałem, wyginając nieco brwi. Błysnął białymi zębami w uśmiechu, ustawiając talerz w okienku do zwrotu naczyń. Zaraz zrobiłem to samo i poprawiając dyndającą na ramieniu torbę ruszyłem w kierunku wyjścia ze stołówki.
- Mam dzisiaj dwie godziny muzyki z Se Kyung, też byś stracił humor, gdybyś sobie o tym przypomniał.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Poklepałem go krzepiąco po ramieniu ciesząc się, że mnie tej przyjemności życie oszczędziło. Nie znaczyło to wcale, że miałem lepiej od niego. Za każdym razem, kiedy mijaliśmy ją na korytarzu rzucała do swoich koleżanek kąśliwe uwagi na temat moich włosów i statusu majątkowego Woo Hyuna. Pogodziłem się z myślą, że raczej się nie zaprzyjaźnimy, prawdę mówiąc nieszczególnie mi na tym zależało.
- To chyba jedyny przedmiot, z którego jest lepsza ode mnie – warknął, kiedy się nie odzywałem przez chwilę. Przypatrywałem mu się kątem oka, wędrując w kierunku sali z biologii. Przypuszczałem, że jego duma nie może tego znieść i prawdę mówiąc wcale mu się nie dziwiłem. Też nie byłem zadowolony z myśli, że ktoś taki, jak ona mógłby jeździć lepiej ode mnie.
Na samo wspomnienie siodła poczułem ukłucie tęsknoty. Od tygodnia nie jeździłem, Zeus pewnie dostawał gorączki przez ciągłe stanie w boksie. Widziałem co prawda, jak spacerował w sobotę po szkolnym pastwisku, jednakże doskonale wiedziałem, jak nadgorliwy miał temperament. Nie potrafił usiedzieć w miejscu, przez co trochę ciężko nam się z początku pracowało. Dosyć szybko jednak złapaliśmy wspólny język. Na moje szczęście.

Przeciągnąłem się z uśmiechem, wychodząc na zalany słońcem dziedziniec. Większość uczniów korzystała z ładnej pogody i wychodziła ze szkoły, aby zaczerpnąć świeżego powietrza zwłaszcza, że nie wiadomo było, jak długo jeszcze będziemy mogli cieszyć się słońcem. W środę po zajęciach miałem kilka godzin wolnego, jako że kończyłem wcześnie. Woo Hyun kończył godzinę po mnie, dlatego postanowiłem poczekać na niego koło stajni, przy okazji chcąc sprawdzić, co u Zeusa. Chodziłem do niego codziennie, niestety nie miałem jeszcze okazji, by na nim pojeździć. Coraz bardziej tęskniłem za siodłem.
Przystanąłem koło boiska i spojrzałem na murawę. Dookoła biegła grupka trzecioklasistów. Obstawiałem, że mają trening, co nie zdziwiłoby mnie wcale. Z tego, co mówił Kyung Soo i Woo Hyun trzy razy w tygodniu dostawali cięgi od trenera. Zmarszczyłem brwi, kiedy przebiegali koło bramy. Zauważyłem, że na czele truchta nie kto inny, jak sam Jong Hyun (o zgrozo, czy ta szkoła naprawdę była taka mała, że ciągle miałem z nim styczność?!), a obok niego leniwym krokiem sunął doberman. To musiał być ten, który wystraszył Zeusa. Choć nie, bym chciał go poznawać z bliska.
Jong Hyun zatrzymał się i odetchnął. Gdy odchylił głowę krople potu spłynęły po jego twarzy, a później szyi, znikając pod kołnierzem wilgotnej koszulki. Rzucił coś do całej reszty, czego nie zrozumiałem, ale jak zaczęli się rozchodzić pomyślałem, że to koniec albo mają przerwę. Odsunąłem się na bok, przepuszczając ich, a przy tym przyglądając się każdemu z zaciekawieniem.
Jong Hyun wyszedł jako ostatni, wycierając ręcznikiem kark. Minął mnie, zerkając w moją stronę. Dostrzegłem w jego oczach cień zaskoczenia, jakby się mnie tutaj nie spodziewał, jednakże zniknął tak szybko, jak tylko się pojawił. Posłał mi przelotny, figlarny uśmiech. Spiąłem się, gdy wyłapałem jego wzrok. Zacisnąłem usta w wąską kreskę, wpatrując się w niego niezbyt zadowolony. Poczułem ukłucie niepokoju w żołądku. Sam nie wiedziałem, dlaczego reagowałem tak chaotycznie. Był dla mnie chodzącą zagadką, nigdy nie wiedziałem, czego się po nim spodziewać. Kiedy przyjechałem w piątek po południu wydawał się być wyrozumiały, przez weekend nawet na niego nie wpadłem, na szkolnym korytarzu mnie ignorował, a teraz uśmiechał się do mnie, jakby nigdy nic. To nie było normalne! Zapewne dlatego tak mnie denerwował. Lubiłem mieć wszystko pod kontrolą, a jego charakter uciekał mi przez palce.
Prychnąłem pod nosem, ostentacyjnie go ignorując. Wzruszyłem w stronę stajni. Wcisnąłem dłonie w kieszenie spodni momentalnie tracąc humor. Wkurzał mnie swoją osobą. Sposobem, w jaki na mnie patrzył, jakby wiedział o mnie wszystko i przewidywał, co mi chodzi po głowie. Znałem go głównie z widzenia, ale jego zachowanie względem reszty uczniów wcale nie potwierdzało słów dwójki moich znajomych. Jak dla mnie był snobem ze zbyt wysokim ego.
Poczułem, jak ktoś na mnie wpada, wyrywając mnie z zamyślenia. Złapałem się zaskoczony za ramię, marszcząc przy tym brwi. Zanim zorientowałem się, co się dzieje, silne dłonie złapały mnie za przód koszuli, szarpiąc gwałtownie.
- Patrz, jak chodzisz, laleczko – warknął czarnowłosy chłopak, wpatrując się we mnie ciemnymi, zimnymi oczyma. Wbiłem w niego zdezorientowany spojrzenie, otwierając szerzej oczy. Nie miałem pojęcia, kto to był, ale pachniał potem i antyperspirantem (co o dziwo wcale nie było taką złą mieszanką), więc przypuszczałem, że też właśnie skończył trening. Przełknąłem ślinę, nie odrywając wzroku od ciemnych tęczówek. Taksował mnie wzrokiem, na dłużej zatrzymując się przy włosach. Na pełnych ustach pojawił się kwaśny, wyniosły uśmiech. Nie zdziwiło mnie to, nadal nie były czarne, jako że czekałem, aż przyjdzie farba. Zamówiłem ją w piątek, ale nadal jej nie dostałem.
Puścił mnie, niemal popychając, a ja zachwiałem się lekko na równym chodniku. Spojrzał na mnie z drwiną, przechylając głowę na bok. Wyglądał teraz trochę jak pudel, słuchający swojego właściciela.
- Nie pamiętam żeby w szkole otworzyli burdel – powiedział z szyderczą miną, nonszalancko zarzucając na ramię wilgotny ręcznik. Zacisnąłem szczęki, w myślach odliczając do pięciu. Starałem się nie wybuchnąć i nawet dobrze mi szło, dopóki ktoś nie chwycił mnie za włosy, szarpiąc boleśnie.
- Hyung myślisz, że wyglądałby bardziej męsko, gdyby mu je obciąć? – Usłyszałem nad sobą ochrypły głos, przepełniony tym samym ironicznym wydźwiękiem. Szatyn teatralnie udał, że się zastanawia, aż po chwili zacmokał zniesmaczony. Przeniósł wzrok na chłopaka, którego nie widziałem.
- Wyglądałby jeszcze bardziej pedalsko.
- To możliwe? – Zarechotał na swoje własne słowa, jakby opowiedział niezwykle zabawny żart. Kopnąłem go w kostkę i trzasnąłem pięścią w nos. Pisnął zaskoczony, jak nadepnięta zabawka dla psa. Złapał się za twarz, wbił we mnie zdziwione spojrzenie, szeroko otwierając oczy.
- Wyżywanie się na innych nie sprawia, że jesteś bardziej męski. Próbujesz się dowartościować? Wielka klata mały ptaszek? – Syknąłem przez zaciśnięte zęby. Szybko pożałowałem swoich słów widząc minę chłopaka, do którego je skierowałem. Spiął swoje mięśnie, zaciskając dłonie w pięści. Widziałem, jak żyłka na jego skroni pulsuje. Przestąpił kilka kroków w moją stronę i przywołał na usta uśmiech, na widok którego po karku przeszedł mi dreszcz. Pożałowałem swoich słów w chwili, kiedy przywalił mi pięścią w twarz. Chwycił mnie znów za koszulę szarpiąc tak, że niemal unosiłem się nad chodnikiem.
- Masz bardzo niewyparzony język. Nie wiesz, jak powinieneś zwracać się do starszych, dziewczynko? – Spytał retorycznie, niemal plując mi śliną w twarz. Zamknąłem oczy, wzdrygając się. Przełknąłem ślinę starając się zrobić to jak najbardziej niewidocznie nim spojrzałem na niego hardo nie chcąc, aby pomyślał, że się go boję. Choć niechętnie musiałem to przyznać – wystraszyłem się.
- Nie wiesz, jak traktować kobiety? – Odparowałem niemal od razu, wpatrując się w ciemne oczy, tryskające złością. Szarpnął moją koszulą tak mocno, że niechcący ugryzłem się w dolną wargę, rozcinając zębami skórę. Wydałem z siebie niezadowolony jęk, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Poluzuj gumkę między uszami, bo ci chyba za bardzo na ten mały móżdżek uciska! Chcesz mi zęby wybić, pajacu? – Fuknąłem na niego, zaciskając palce na nadgarstkach chłopaka. To chyba mu się niezbyt spodobało. Poczułem silne uderzenie w twarz i byłem pewien, że jutro będę miał siniaka. Dookoła zebrała się już całkiem spora grupka gapiów. Tylko czekałem, aż zjawi się nauczyciel, a ja wyląduję na dywaniku u dyrektora.
- Min Ho, zostaw go – usłyszałem gdzieś za sobą i skrzywiłem się, wydając przy tym z siebie pełen niezadowolenia jęk. Wspomniany spojrzał na mnie zaciekawiony jakby oczekiwał, że mu cokolwiek powiem. Byłem jednak zbyt skupiony na przeklinaniu pod nosem, żeby zwrócić na niego uwagę. – Odpuść mu, dobra? W sobotę ma sprawdzian, nie chcę, żeby się okazało, że nowy skoczek został kontuzjowany jeszcze przed treningiem. Policzycie się przy innej okazji.
Poczułem, jak ucisk na koszuli robi się lżejszy. Odetchnąłem w duchu, odwracając się przez ramię z niezbyt usatysfakcjonowaną miną. Od strony bramy podążał nie kto inny, jak sam Kim Jong Hyun. Przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz zobaczę Woo Hyuna, który będzie kołował po placu wyśpiewując „A nie mówiłem”. Chociaż słysząc jego wypowiedź odnosiłem wrażenie, że nie chce, by potencjalny kandydat na dobrego jeźdźca przeszedł mu koło nosa. Wpatrywał się we mnie za każdym razem tak, jakby się zastanawiał, co potrafię. Jakby usiłował samym wzrokiem przetestować moje umiejętności. Dupek. To było wkurzające.
- Księżniczka potrzebuje księcia na białym koniu, bo sama sobie nie poradzi? – Spytał z drwiną, patrząc na mnie z wyższością. Posłałem mu uroczy uśmiech, po czym wystawiłem ostentacyjnie środkowy palec, momentalnie poważniejąc.
- Powiedziałbym, żebyś się pieprzył, ale jeśli używasz penisa tak często i sprawnie, jak mózgu, to ci współczuję – skrzywiłem się z niesmakiem i zmierzyłem go krytycznym wzrokiem. Min Ho rzucił się w moją stronę z wyraźną ochotą dołożenia mi. Odruchowo uskoczyłem, wzdrygając się z lekkim zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Jong Hyun złapał mnie za rękaw i szarpnął, posyłając karcące spojrzenie. – No co? To nie ja zacząłem!
 - Przestań, bo zmienię zdanie i pozwolę, żeby ci jeszcze raz przyłożył – powiedział ze spokojem, na co wywróciłem oczyma. Puścił mnie, spoglądając na chłopaka stojącego nieopodal. Jego kolega, któremu wcześniej przyłożyłem przytrzymywał szatyna, który prężył się, szamocąc, przez co widoczne były na jego rękach i szyi pulsujące żyły. – Weź na luz albo zrób sobie dodatkową rundkę dookoła boiska, co? Najlepiej dwie.
- I tak go dorwę – warknął, wyrywając się z uścisku. Poprawił swoją koszulkę, posyłając mi wściekłe spojrzenie. Rozejrzał się gniewanie po zebranych. Najwyraźniej dotarło do nich, że spektakl skończony, bo nagle każdy przypomniał sobie o swoich zajęciach. Odwrócili się na pięcie udając, że nic nie zaszło. Westchnąłem ciężko, łypiąc spode łba na Jong Hyuna. Patrzył na mnie, jak starszy brat na tego młodszego, który coś przeskrobał i zasługiwał na naganę.
- Nie gap się tak. I na pewno nie zamierzam ci dziękować, nie prosiłem o pomoc – burknąłem pod nosem. Bolał mnie policzek, na pewno był zaczerwieniony i myślałem nawet przez chwilę czy by nie pójść do pielęgniarki, jednak uznałem, że i tak mi nie pomoże na to. Zwykłe stłuczenie, do przeżycia.
- Nie zrobiłem tego dla ciebie – wtrącił, a ja wyłapałem w jego głosie nutę nonszalancji. – Jeśli dobrze potrafisz jeździć nie mogę pozwolić, żeby przez twoje wybryki szkoła straciła zawodnika. I jeśli ci życie miłe to mu nie podpadaj, Lee Min Ho nie jest pobłażliwy, kiedy się godzi w jego dumę.
- No coś ty – sarknąłem z drwiną. Złapałem za swoją torbę, zawieszając ją na ramieniu i już chciałem znów ruszyć w stronę stajni, kiedy kątem oka dostrzegłem, jak rusza za mną.
- Skąd w tobie tyle niechęci?
Wzruszyłem ramionami, chwytając za pasek, aby się nie zsunął.
- Jesteś wkurzający. Tak po prostu – stwierdziłem lekkim tonem, co wywołało na twarzy chłopaka pełen rozbawienia uśmieszek. Wskazałem na niego palcem i zmarszczyłem przy tym brwi. – Widzisz?! O tym mówię właśnie! Co cię widzę na korytarzu to uśmiechasz się do mnie w ten sposób, jakbyś wszystko wiedział i wszystko cię bawiło. Reagujesz za każdym razem tak samo, a to irytuje. Cały ty jesteś irytujący.
- Nie przesadzasz trochę? Znamy się od kilku dni, a rozmawialiśmy ze sobą… Może raz? – Zmarszczył brwi w konsternacji, przywołując myślący wyraz twarzy. Widocznie usiłował sobie przypomnieć jeszcze jakiś incydent poza tym, kiedy spadł z konia, w którym wymienilibyśmy coś więcej, niż kilka spojrzeń. – Chociaż nie wiem, czy to tak do końca była rozmowa.
- Czemu się nie odczepisz? – Syknąłem przez zaciśnięte zęby. Westchnął cierpiętniczo i posłał mi pełne politowania spojrzenie. – Już, pomogłeś mi, jestem ci za to wdzięczny. A teraz idź sprawdzić czy cię nie ma w szkole. Co się tak mnie uczepiłeś?
- Nie pomyślałeś może, że robię to, bo chcę się zaprzyjaźnić? – Odpowiedział pytaniem na pytanie. Zacmokałem zniesmaczony robiąc pełną niedowierzania minę.
- Jasne. Świnie latają, mój wygląd nie ma znaczenia, a ilość zer na koncie wcale nie ma znaczenia.
- Dlaczego jesteś taki złośliwy? – Zapytał, zatrzymując się gwałtownie, szarpiąc mnie za ramię, bym odwrócił się w jego stronę. – Naprawdę, okropny z ciebie pesymista. Nie każdy w tej szkole jest nastawiony na „nie”. Nie musisz z góry nastawiać się na atak.
Patrzyłem na niego przez chwilę. Nie wyglądał, jakby kłamał, zresztą nie wiedziałem, po co by mu to było. W końcu tak, jak powiedział wcześniej nie wiele ze sobą rozmawialiśmy. Pokręcił tylko głową, chyba nie oczekując, że mu odpowiem. I tak nie zamierzałem, dobrze wiedziałem, jak działa ten świat. Wolałem nie ryzykować, dlatego bez słowa ruszyłem w stronę stajni, poprawiając swoją torbę na ramieniu. Jong Hyun ruszył za mną, ocierając się ręcznikiem, jako że w dalszym ciągu po jego skórze spływały krople potu.
Weszliśmy przez wielkie, dębowe drzwi, a ja zaciągnąłem się charakterystycznym zapachem siana. Momentalnie się uśmiechnąłem ignorując na tych kilka chwil Jong Hyuna. Przyglądał mi się, czułem na sobie jego wzrok. Byłem jednak zbyt zaabsorbowany moim koniem, który wystawił z zaciekawieniem łeb przez drzwiczki boksu i zarżał przyjaźnie, wstrząsając głową. Wyciągnąłem do niego dłonie, układając je od razu na miękkich chrapach. Pogłaskałem go po pysku, uśmiechając się do niego.
- Z twoją ręką wszystko w porządku? – Wypaliłem nagle przypominając sobie o tym. Nie patrzyłem jednak na chłopaka. Wyjąłem z kieszeni miętowe cukierki pudrowe, które Zeus zaraz chętnie schrupał, wydając z siebie niskie rżenie, przypominające raczej pomruk. Łypnął niezbyt ufnie na towarzyszącego mi bruneta, przestępując z łapy na łapę.
Jong Hyun spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym powiedział coś dziwnego. Zerknąłem na niego przelotnie, szybko jednak się odwracając. Prychnąłem pod nosem. Uśmiechał się w ten głupkowaty sposób, przez co czułem, jak rośnie mi ciśnienie.
- Martwisz się?
- Chyba śnisz – syknąłem i rzuciłem w niego na wpół oślinioną miętówką. Wybuchnął śmiechem, uchylając się, a ogier zarzucił łbem, rżąc głośno, falując wargami w ten komiczny sposób. – Staram się zachować pozory.
- Nie jest źle, była spuchnięta przez cały wieczór. Adagio też nic nie jest – dodał widząc, jak otwieram usta. Zacisnąłem je w wąską kreskę, posyłając mordercze spojrzenie w stronę tych ciemnych, lśniących pewnością siebie oczu. Cholera, to pytanie naprawdę było takie oczywiste? Przysunął się o kilka kroków, wyciągając dłoń, żeby poklepać Zeusa po smukłej szyi. Koń zastrzygł nerwowo uszami, ale się nie cofnął, co trochę mnie zdziwiło. Spojrzałem na chłopaka, jednak ten skupił całe swoje zainteresowanie na zwierzęciu. – A co z nim? Wyszedł z tego cało?
- To twardy zawodnik – odpowiedziałem pewnym tonem, niemal nie pozwalając mu dokończyć zdania. Podrapałem ogiera pod brodą, na co przymrużył oczy, a ja zaśmiałem się. Wyglądał uroczo. – Bywało gorzej, uwierz.
- Na przykład?
- Wykupiłem go z rzeźni. – Spojrzałem na chłopaka. Był ewidentnie zaskoczony, chociaż mnie teraz, po tych kilku latach już niezbyt to ruszało. Zacmokałem, wywracając oczyma. – Nie patrz tak na mnie. Wiem, nie każdy może poszczycić się nieskazitelnym rodowodem.
- Raczej jestem zdziwiony tym, że ktoś takiego konia oddał w takie miejsce. Widziałem, jak się porusza. Rzadko trafia mi się arab o tak idealnej budowie ciała. Wyglądałby pięknie w ujeżdżeniu.
- Wolimy skakać – westchnąłem, głaszcząc szyję zwierzęcia z lekkim uśmiechem. – Często uciekał poprzednim właścicielom i przynosił więcej strat jak zysku. Zresztą… Z początku sam musiałem go kilka razy gonić po lesie. Uciekał zawsze, jak była burza, a był poza boksem.
- Boi się burzy?
Chwycił ogiera za ucho i zaczął lekko masować. Pokiwałem głową, przyglądając się to jednemu, to drugiemu. Na Zeusa spoglądałem z niedowierzaniem. Sam nie wiedziałem, co ich wszystkich tak do tego chłopaka ciągnęło, ale nie zamierzałem brać w tym udziału.
- I mężczyzny. Dziw bierze, że pozwolił ci podejść do siebie – mruknąłem cicho, opierając się o drzwi boksu. Chłopak wzruszył lekko ramionami.
- Trochę się znam na koniach.
Wywróciłem oczyma z politowaniem, nie doszukując się w jego głosie ani krzty skromności. Naprawdę mnie to wkurzało. Straciłem przez to ochotę na jakiekolwiek inne rozmowy, aczkolwiek i tak wątpiłem w to, by wyszła z tego jakaś głębsza znajomość.
Popchnąłem go ramieniem, żeby się odsunął, po czym otworzyłem drzwiczki, chwytając za miękką szczotkę. Zatrzasnąłem drzwiczki i naparłem na bok konia, by się trochę odsunął, po czym zacząłem szczotkować miękką sierść zamaszystymi ruchami, furcząc cicho pod nosem.
- Powiedz mi lepiej czego nie potrafisz – burknąłem, łypiąc na niego przez ramię. Uśmiechnął się do mnie lekko. Przechylił głowę, krzyżując przedramiona na wysokości klatki piersiowej. Oparł się o betonowy filar i wbił we mnie roziskrzone spojrzenie. Przez chwilę milczał, a ja czułem się trochę nieswojo z tym. W końcu nikt nie lubił być tak perfidnie obserwowany. Odetchnął płytko, zaczesując do tyłu wilgotne włosy palcami. Uniósł przy tym nieznacznie brwi, odsunął się od boksu i zarzucił brudny ręcznik na ramię.
- Rozszyfrować cię, a to wielka szkoda. Jesteś intrygujący i chętnie poznałbym kilka twoich sekretów – powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zamarłem ze szczotką zawieszoną w powietrzu. Patrzyłem na niego zaskoczony, jednak Jong Hyun nie powiedział już nic więcej. Mrugnął do mnie z czarującym uśmiechem, a później skierował się do wyjścia, pogwizdując pod nosem, tym samym zostawiając mnie w konsternacji.

~***~