22 sierpnia 2016

Adagio Sostenuto: Rozdział 9


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 9/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”


Mruknąłem niezadowolony pod nosem czując, jak robi mi się duszno. Kręciłem się niespokojnie na miejscu, dopóki siano nie dźgnęło mnie w nos. Zmarszczyłem się ze zdziwieniem i dopiero teraz zdecydowałem się otworzyć zaspane oczy. Było mi gorąco, niewygodnie, a do tego zdrętwiał mi cały lewy bok. Kiedy się ruszyłem poczułem promieniujący ból i „mrówki, spacerujące po mojej ręce. Skrzywiłem się, ale zdecydowałem się odczekać kilka chwil, aż mi przejdzie. Leżałem spokojnie z opóźnieniem zauważając, że moja poduszka unosiła się leniwie, a później opadała. Potarłem ostrożnie powieki tak, by nie przysporzyć sobie bólu, po czym podniosłem zaspany wzrok. Pomiędzy moimi brwiami wykwitła zmarszczka, kiedy dostrzegłem pogrążoną we śnie twarz. To, co wziąłem za poduszkę okazało się być klatką piersiowa Jong Hyuna. Przełknąłem ślinę, czując nagłą suchość w ustach.
Z wolna zaczęło do mnie docierać wszystko to, co stało się poprzedniego dnia. Właściwie wieczora. Na myśl przyszedł mi w zasadzie tylko ten nieszczęsny pocałunek, o który sam poprosiłem. Wcześniej byłem zamroczony zmęczeniem, teraz z trzeźwym umysłem patrzyłem na twarz pogrążonego we śnie Jong Hyuna, uśmiechając z rozczuleniem. Kiedy na niego zerknąłem wystraszyłem się, że nie śpi. Miał lekko rozchylone powieki, ale słysząc senny pomruk odetchnąłem z ulgą. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Podniosłem się ostrożnie, aby go nie obudzić, po czym potarłem zaspane oczy. Nie mogłem powiedzieć, żebym się wyspał, ale zmęczeniem też bym tego nie nazwał. Zrzuciłem z siebie koc i wyplątałem się delikatnie z objęć ciepłych ramion. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem nie przypuściłbym, że ma więcej mięśni, niż z początku mi się wydawało. A może po prostu przez te dwa miesiące nieco się uwydatniły? Nadal nie powiedziałbym o nim „mięśniak”, jednak w porównaniu do niego byłem chucherkiem z niedowagą.
Zeus drzemał w prowizorycznym boksie z jedną nogą odciążoną. Promienie słońca wdzierały się soczyście do środka szopy przez szpary między deskami i dostrzegłem, jak bardzo jego sierść była brudna po samotnej tułaczce w lesie. Czy raczej mogłem sobie to wyobrazić widząc, w jakim stanie była jego szyja. Jong Hyun musiał poprzedniego wieczora nakryć go derką1, bo nie przypominałem sobie, bym coś takiego ze sobą przynosił.
Poczułem ukłucie w żołądku. Bolała mnie myśl, że przeze mnie miał tyle nieprzyjemności. Powinienem coś z tym zrobić, tylko nie wiedziałem, co. Bo przecież nie pobiję się z Min Ho. Miał wiele sposobów, jak mi dopiec bez wychylania się, przekonałem się o tym, kiedy przechodząc obok mnie na stołówce trącił niby to przypadkiem moją butelkę z sokiem. Zalał mi wtedy książkę do angielskiego i dostałem dodatkowe zadania z gramatyki w ramach kary. Sam jeszcze sobie poradzę. Ale co zrobić, żeby dali spokój Zeusowi?
Westchnąłem ciężko, odwracając wzrok do twarzy śpiącego chłopaka. Miał zmierzwione włosy, w których błąkały się źdźbła siana, a cienka stróżka śliny ściekała z kącika jego ust, na których skupiłem swoją uwagę. Mimowolnie oblizałem swoje. Zadrżałem, czując na nich ciepło i miękkość tych, należących do chłopaka. Przełknąłem ślinę, starając się opanować myśli, jakie od razu zaczęły pędzić na najwyższych obrotach. Ten wczorajszy pocałunek skomplikował więcej, niż przypuszczał mój zaćmiony umysł. Nie był zobowiązujący, więc nie powinienem się martwić, ale zastanawiałem się, co dalej. Przyznałem się do tego, że traktuję bruneta jak przyjaciela, owszem. Tylko co z tego, skoro chwilę po tym się całowaliśmy? I dlaczego do cholery tak mi się podobał pocałunek z innym chłopakiem?
Pokręciłem głową, targając swoje włosy. Nie powinienem martwić się na zapas. I nie zamierzałem. Zamiast tego wyjąłem telefon z kieszeni, czy raczej zacząłem go tam szukać, ale po naszych nocnych „igraszkach” na sianie wysunął się i wtopił w słomę. Zmarszczyłem dotąd gładkie czoło. Była siódma, kilka minut po, a zawody rozpoczynały się o dziesiątej. Zagryzłem wargę, zerkając niepewnie na chłopaka. Nie chciałem go budzić, ale musieliśmy jeszcze dostać się do szkoły na zawody. O ile w ogóle pozwolą wziąć mi w nich udział po numerze, jaki wywinąłem. Miałem świadomość, że Min Ho się wykręci, jeśli spróbuję powiedzieć dyrektorce, dlaczego zniknąłem z terenu szkolnego. Zresztą, nie miałem dowodów! Nic mu nie zrobią za to, że otworzył bramę padoku, w ciągu dnia robiło się to tyle razy, że na pewno nie było to zbrodnią. A fakt, że przy okazji wygonił mojego konia… Cóż, tak czy inaczej byłem pewien, że jeśli spróbuję na niego donieść tylko się ośmieszę. Chyba musiałem pomyśleć nad jakąś wiarygodną wymówką.
- Jong Hyun? – Szepnąłem, układając dłoń na ramieniu śpiącego chłopaka. Mruknął coś, kiedy go szturchnąłem i pochyliłem się lekko, starając się jednak na niego nie dmuchać. Odczuwałem dyskomfort przez nieświeży oddech, więc i pewnie dla niego nie było by to zbyt przyjemne. Westchnąłem cierpko, kiedy przekręcił się na drugi bok. Uderzyłem go w ramię rezygnując z łagodnej pobudki. Wydał z siebie zduszony jęk, po czym rozchylił powieki, aby spojrzeć na mnie nieprzytomnie.
- Co? – Burknął ochryple, patrząc na mnie z wyrzutem. Wyglądał uroczo z tym kogutem na głowie. Omal nie parsknąłem śmiechem, bo cały jego image pana perfekcyjnego właśnie rozmazał się w moich oczach na dobre. Powstrzymałem się, dając sobie mentalnego kopniaka. Poznawanie go od tej strony było całkiem interesujące.
- Siano – wypaliłem, wskazując palcem na jego włosy. – Śpiąca Królewna powinna już wstawać, nie mamy zbyt dużo czasu.
- Na co? – Ziewnął potężnie, nawet nie zasłaniając ust dłonią. Wyglądał na wyczerpanego, aż miałem wyrzuty sumienia, że go obudziłem. Nachyliłem się za to nad nim, by trzepnąć go w ten nastroszony czerep. Dobry Boże, jak ten człowiek mi dźwigał ciśnienie… I ja się niby martwiłem?
- Na szybki numerek, na miłe rozpoczęcie dnia – sarknąłem, patrząc na niego z niezadowoleniem. Zdążył podnieść się do siadu i właśnie tarł swoje popuchnięte od snu powieki, przeciągając się zaraz z rozkosznym uśmiechem na ustach. Nie do końca wiedziałem, dlaczego tak lekko przychodzi mi żartowanie w ten sposób, ale z drugiej strony wolałem potraktować to swobodnie, niż uważać na wszystko, co mówiłem. Bądź co bądź, zawsze mogłem obrócić wszystko w żart tak, jak robił to nagminnie Jong Hyun. Tym bardziej, że i on lubił robić aluzje do tego typu tematów. Podobnie jak Woo Hyun. Najwyraźniej było to tutaj popularne poczucie humoru.
- Nie miałbym nic przeciwko takiej pobudce – odpowiedział, patrząc na mnie lśniącymi ślepiami. Bo w tej chwili to właśnie przypominały jego oczy – dwa błyszczące, szczenięce ślepka, dodatkowo mocniej podkrążone przez niewyspanie i fakt, że ledwo je otworzył. Zacząłem zwracać uwagę na zaskakujące rzeczy.
- Nie wątpię, ale zanim zaczniesz mnie rozbierać wzrokiem to może pomyśl, jak wyjaśnimy w szkole noc spędzoną tutaj – zasugerowałem, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. Mlasnął sennie, przybierając skonsternowany wyraz twarzy. Nie do końca się jeszcze obudził, więc ciężej przyswajał to, co aktualnie do niego mówiłem. Rozejrzał się, chyba dopiero teraz sobie uświadamiając to, gdzie byliśmy i co się stało. Przybrał nieco poważniejszy wyraz twarzy, co niezaprzeczalnie mnie ucieszyło. Drażniło mnie to, kiedy wszystko taktował tak lekkomyślnie.
- Która godzina? – Spytał, patrząc na mnie znacznie przytomniejszym wzrokiem.
- Po siódmej. Ale trzeba jeszcze dotrzeć do szkoły i może doprowadzić się do porządku, tak na wszelki wypadek. No wiesz, nie wypada, by wyrzucali nas w takim stanie.
Parsknął śmiechem, przesuwając językiem po zębach z cichym cmoknięciem, jakby w ten sposób chciał się pozbyć tego dziwnego uczucia z ust. Sam mimowolnie się uśmiechnąłem, chociaż wizja tak rychłego powrotu do domu wcale nie była kusząca. Na pewno jemu też to nie odpowiadało, ale cóż, skoro wiedział, jakie konsekwencje mogą z tego wypłynąć chyba nie miałem powodów, aby robić sobie wyrzuty. Aczkolwiek gdyby nie mój niewyparzony jęzor, nigdy by do tego nie doszło. To było jak domino, wystarczyło trącić jedną kostkę, by posypała się cała układanka.
Jong Hyun zmierzwił włosy, spoglądając na zegarek, jaki miał na nadgarstku. Pokiwał tylko głową, zbierając koc, który wytrzepał z siana na tyle, na ile potrafił i schował do plecaka. Miał całe zmięte ubrania, przez co podejrzewałem, że sam nie wyglądam lepiej. Zerkałem na niego niepewnie, po części trochę się bojąc, że jednak będzie chciał poruszyć temat pocałunku. Zachowywał się jednak, jakby to było coś normalnego, naturalnego w naszej relacji – czymkolwiek była. Uśmiechał się do mnie tak, jak zawsze i żartował. Nie puścił tego w niepamięć, czułem to. Był bardziej rozluźniony i swobodny. Myślałem, że będzie niezręcznie, ale nawet po pierwszym pocałunku tak nie było. Chociaż, to chyba nie do końca tak. Było niezręcznie, przynajmniej ja się tak czułem, bo Jong Hyun uznał, że lepiej będzie ze mną nie rozmawiać. Nastroszył się, jak prawdziwa księżniczka i strzelał fochy. Teraz, kiedy zerkał na mnie z ukosa, mrugał do mnie z zawadiackim uśmiechem, na co wywracałem oczyma. Nie miałem więc chyba wielu powodów do obaw.
- Zbieraj się. Nie ma daleko, jeśli idzie się drogą, ale jednak jest to kawałek do przejścia – rzucił w końcu, podchodząc do Zeusa. Przypiął do jego kantara2 uwiąz3 i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak ten człowiek był zorganizowany. Też powinienem czasami pomyśleć, zanim coś zrobię. Sytuacja miała jednak swoje plusy, przynajmniej wróciłem do rozmów ze starszym chłopakiem.
- Nie mam wiele do zebrania.
Podniosłem się, otrzepując z siana. Dopiero teraz przeciągnąłem się, na co zastałe kości jęknęły z niemym protestem. Zakręciło mi się w głowie, dlatego musiałem się podeprzeć płotku, jaki wydzielał miejsce składowania siana od worków pełnych najpewniej jakiegoś zboża. Wsunąłem jeszcze palce we włosy, chcąc je względnie okiełznać. Poprawiłem bluzę, jaka zsunęła się z moich ramion, przez chwilę się wahając. Pomimo, że świeciło już słońce, to jednak poranki były tak samo chłodne, jak wieczory. Dlatego zdecydowałem się jeszcze zachować bluzę tym bardziej, że Jong Hyun i tak się o nią nie upominał. W zasadzie miałem już trochę jego ubrań w szafie, może powinienem mu je kiedyś oddać.
Chwyciłem za uwiąz, ciągnąc zwierzę do wyjścia. Nie zaprotestował, tylko wstrząsnął łbem, parskając cicho. Zerknąłem wyczekująco na bruneta, kiedy zarzucał plecak na ramiona. Nie wiedziałem, gdzie była ta droga, o której mówił. Postanowiłem zatem zdać się na niego, bo jak znałem siebie owszem, dotarłbym do szkoły, ale po drodze pobłądziłbym ze dwa razy. Może w mieście się nie gubiłem, ale w lesie czy na polu już owszem. Dlatego odczekałem, aż Jong Hyun otworzy drzwi, przez które wyprowadziłem Zeusa i od razu ruszyłem za chłopakiem. Odetchnąłem głęboko, czując ten charakterystyczny dla wsi zapach poranka. Uśmiechnąłem się mimowolnie, wracając na chwilę myślami do czasów, kiedy spędzałem wakacje u babci na wsi. Aż zatęskniłem za tym pianiem koguta, szczekaniem psa i ganianiem świń. Dostawałem później zawsze ochrzan, bo chociaż w zagrodzie było czysto, to zawsze wracałem umorusany.
Wypuściłem powoli powietrze z płuc, wychodząc na polną drogę. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że Jong Hyun zamiast ganiać po lecie za mną po prostu przyszedł tędy spodziewając się, że znajdę stodołę i postanowię tam zostać. Jeśli naprawdę tak było, to zacznę się zastanawiać, czy przypadkiem nie posiada jakichś paranormalnych zdolności. Nie zdążyłem jednak o nic zapytać, nawet wyobrazić go sobie w stroju super-bohatera, bo poczułem, jak wsuwa w swoją dłoń moją. Zerknąłem na niego pytająco, gdy zaciskał niezbyt mocno swoje palce. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, z pewną dozą czułości, po czym pokonał dzielącą nas odległość, całując mnie w policzek. Coś drgnęło w moim żołądku, przez co przełknąłem ślinę, niepewnie unosząc kąciki ust. Nie powiedział nic, po prostu trzymał mnie za rękę, przesuwając od czasu do czasu kciukiem po wierzchu mojej dłoni. Cisza, która temu towarzyszyła wcale nie była krępująca. Powiedziałbym raczej, że była wręcz na miejscu. Nie przychodziło mi do głowy nic, co mógłbym powiedzieć, dlatego też cieszyłem się, że wcale nie muszę. Odetchnąłem tylko powoli, samemu zaciskając powoli palce na ciepłej dłoni bruneta. Zupełnie nie rozumiałem jego zachowania. Ani tym bardziej swojego, dlaczego czułem gorąco, uderzające do twarzy.

Z duszą na ramieniu wchodziłem na teren szkoły. Jong Hyun puścił przed tym moją dłoń, bo widok dwóch chłopaków trzymających się za ręce nie zasługiwał zapewne na owacje. Już i tak miałem wystarczająco dużo problemów z niektórymi uczniami. Dawanie im kolejnych pretekstów do wyżywania się na mnie byłoby czystą głupotą. Chociaż… Chyba mogłem mówić, że miałem po swojej stronie Jong Hyuna? Niemniej, patrząc na rozgardiasz, który towarzyszył szkole od samego rana nikt by na to nie zwrócił uwagi. Dlatego z ulgą odetchnąłem, kiedy bez przeszkód zaprowadziłem Zeusa do boksu. Omal nie zemdlałem, kiedy rozluźniłem się, a adrenalina opadła. Zrobiło mi się słabo, dosłownie. Na szczęście obyło się bez bliskiego spotkania z podłogą. Spodziewałem się raczej, że jeśli ktoś zobaczy nas wchodzących główną bramą na teren szkoły zaczną się pytania lub chociażby znaczące spojrzenie. Było na szczęście na tyle wcześnie, że sporo osób biegało jeszcze w dresie, nauczyciele też nie byli zbyt zorganizowani, przez co tym razem obyło się bez jakiejkolwiek reprymendy. Już nawet nie chodziło o mnie, a o Jong Hyuna, który z mojego powodu mógł się wpakować w niezłe tarapaty. Musiałem chyba podziękować Bogu, Buddzie, czy kto to tam w końcu u góry był, może nawet i sam Zeus za to, że nie był tak do końca wyprany z człowieczeństwa.
Miałem na tyle czasu, aby się umyć, doprowadzić do porządku i wyciągnąć ubrania z szafy. Zwykle nie jeździłem w białych bryczesach4. Szybko się brudziły, jak na ubrania w tym kolorze przystało, a tego typu rzeczy były drogie. Nie chodziło wcale o to, że nie było mnie na nie stać. Było, mógłbym co rusz zmieniać je i na każdą godzinę jazdy mieć inne. Tylko wolałem, by ojciec nie robił mi wyrzutów, że wyrzuca pieniądze w błoto. Pilnowałem więc bardzo tego, co robiłem. Niemniej na tego typu wydarzenia ubierałem się reprezentacyjnie. Nie mogłem wyglądać, jak niechluj, skoro wszyscy inni też specjalnie się stroili. Nawet konie wyglądały w ten dzień szczególnie. Sporo jeźdźców zaplatało zwierzętom na grzywach koreczki5. Choć mnie osobiście się to nie podobało.
Wyjąłem rajtrok6, który czekał na okazję w szafie, bym mógł go założyć. Odetchnąłem, powoli się ubierając. Wsunąłem białą koszulę w bryczesy, przeglądając się w lustrze. Stresowałem się. Może i mój mały wyskok udało mi się zatuszować – co w zasadzie nie powinno w normalnych okolicznościach nikogo cieszyć, w końcu jak mogli nie zauważyć, że całą noc nie było dwójki uczniów?! – ale i tak pozostawała jeszcze konkurencja, w której chciałem jak najlepiej wypaść. Ujeżdżeniem już się tak nie przejmowałem. To był wymysł Jong Hyuna i chociaż oczywiście nie zamierzałem odstawić tego na pół gwizdka, to jednak wiązałem przyszłość ze skokami przez przeszkody. Potrafiłem jeździć, całkiem dobrze zresztą, bo w końcu trenowałem to od kilku lat, nie mogłem więc być w tej dziedzinie nowicjuszem. Stres jednak zawsze dawał mi się we znaki. Pewnie dlatego właśnie nie zszedłem na śniadanie mimo, że powinienem. Nic bym nie przełknął.
Odetchnąłem ciężko, wciągając na nogi oficerki. Przez okno akademika widziałem, jak goście zaczynają się zbierać. Był to dla mnie znak, że powinienem pójść do stajni wyszczotkować Zeusa, który po swojej nocnej eskapadzie zdążył tylko dopaść wiadra z wodą i zjeść kilka marchewek, nim zostawiłem go samego. Trochę się martwiłem, że jest zbyt zmęczony. Wyglądał jednak dobrze, wręcz nawet roznosiła go energia i chyba nie przejął się zbytnio tym, że spędził noc w prowizorycznych warunkach. Może przynajmniej on nie będzie się stresował. Zresztą, i ja powinienem się uspokoić, jeśli nie chciałem namieszać w głowie zwierzęciu swoim irracjonalnym lękiem.
Wszedłem do boksu z toczkiem7 pod pachą i czarnymi, skórzanymi rękawiczkami w środku. Te w przeciwieństwie do tych, których używałem na treningach wyglądały na nowe – miałem je na rękach raz, może dwa razy na zawodach. Nawet specjalnie dzisiaj zaczesałem włosy do tyłu z ulgą przyjmując fakt, że ich kolor nie wpłynął jakoś szczególnie na moją prezencję. Ze zdziwieniem zarejestrowałem, że wyglądałem teraz zaskakująco dobrze. A może po prostu przywykłem już do czarnych włosów.
Zeus wystawił ubrudzony łeb z boksu, patrząc na mnie wielkimi oczyskami. Pokręciłem tylko głową ze zrezygnowaniem, od razu zabierając się do czyszczenia go. W stajni panował rozgardiasz, dlatego postanowiłem zająć się nim w jego boksie. Drążków nie było na tyle, żebyśmy nagle wszyscy wyprowadzili swoje konie. Nie było to najwygodniejsze, jednak wielokrotnie szczotkowałem go w tych niewielkich czterech ścianach – w zasadzie nie tak małych – i nie stanowiło to dla mnie przeszkody nie do pokonania. Spoglądałem ze zniecierpliwieniem na zegarek, chcąc jak najszybciej się uwinąć, a przy tym nie pobrudzić. Ogier nie współpracował zbyt podekscytowany tym, co niebawem miało nastąpić. Lubił się popisywać, była to dla niego idealna okazja do tego, by dać upust energii, jaka go roznosiła. Wyczuwał napięcie wiszące w powietrzu, moje niezbyt udolnie zamaskowane zdenerwowanie i atmosferę, jaka towarzyszyła pokazowi. Niby szkolny występ, a tyle znaczył!
Osiodłałem go ostrożnie, zakładając mu siodło. Nie chciałem zbyt mocno zacisnąć popręgu8, ale musiałem zadbać o to, żeby sprzęt nie przesuwał się w czasie jazdy. Chyba nie chciałem wylądować przed widownią na piachu. Po owijki9 oraz ogłowie10 musiałem się wrócić, nie dałbym rady zabrać wszystkiego na raz. Wszedłem do kantorka, gdzie trzymaliśmy cały sprzęt. Skierowałem się do swojego wieszaka nie chcąc tracić więcej czasu. Zostałem w stajni jako jeden z ostatnich, co dodatkowo mnie stresowało. Odetchnąłem ciężko, starając się nie myśleć zbyt wiele. Powtarzałem sobie, że będzie dobrze. W końcu co mogło pójść nie tak, skoro nie udało się Min Ho wyeliminować mnie z tego pokazu?
Odwróciłem się, słysząc trzask drzwi. Do środka wszedł Jong Hyun i najwyraźniej przyszedł tutaj w tym samym celu, co ja, bo zdejmował z półki owijacze, jakie przeglądał jeszcze przez chwilę, chcąc dobrać odpowiedni kolor pod czaprak11. Spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się nikle, w ten swój zawadiacki sposób. Był już kompletnie ubrany z tą różnicą, że w przeciwieństwie do mnie miał na sobie ciemno zielony rajtrok. Tak dla odmiany miał na sobie czarne bryczesy i oficerki jeździeckie, chociaż to dla mnie nie było zbyt wielkim zaskoczeniem.
- Ty jeszcze tutaj? – Spytałem, chwytając za naczółek12. Jong Hyun wygiął swoje kształtne brwi, odwracając się bardziej w moją stronę. Odłożył owijacze z powrotem i podszedł do mnie, krzyżując przedramiona na szerokim torsie.
- Dziwi cię to, Bummie? Wiesz, spędziłem noc w stogu siana, nie miałem sporo czasu na to, żeby się umyć i ubrać – odpowiedział żartobliwie, na co prychnąłem tylko. Niech tylko spróbuje mi to wypomnieć, a jak Boga kocham, wepchnę mu palcat w tyłek.
- No coś ty? Poważnie? Nowe hobby czy tak rekreacyjnie? – Sarknąłem, patrząc na niego z dystansem. Zaśmiał się krótko, niemal szczekliwie i uniósł od razu dłonie w obronnym geście. Oho, czyżby pan „Wrogość to wysublimowany pociąg seksualny” postanowił wziąć sobie do serca udowadnianie mi, że jest miłym człowiekiem?
- Ani jedno, ani drugie. Chociaż chyba znalazłem sobie nowe hobby, to fakt – przytaknął po chwili zamyślenia, opierając się o ścianę z nonszalancką pozą. Jeśli myślał, że to jest pociągające, to się mylił. Nie było ani trochę, a tylko zachęcało mnie do rzucenia mu się do gardła.
- Jest coś jeszcze poza nałogowym wkurzaniem mnie? – Burknąłem, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem. Jak zwykle, nic sobie z tego nie robił, a ja dawałem się wciągać w jego gierki słowne. Czyli reasumując, wszystko wróciło na poprzednią ścieżkę. Dlaczego ja się zadręczałem, jak nie było czym? Powinienem raczej się obawiać, że pewnego pięknego dnia utopię tego słonia i potem będę się martwił, gdzie ukryć ciało.
Jong Hyun pokręcił rozbawiony głową. Naprawdę nie miałem pojęcia, co takiego fajnego jest w drażnieniu mnie i droczeniu się ze mną. Byłem bardziej niż pewien, że jeśli wydrapię mu oczy, to już taki zadowolony nie będzie.
- Przyszedłeś mnie sprowokować przed zawodami, bo boisz się, że ze mną przegrasz? – Spytałem złośliwie, uśmiechając się do niego iście niewinnie. Zadarłem nieznacznie podbródek dostrzegając, jak kąciki jego ust układając się w zadowolonym uśmieszku. Musiało mu się podobać to, że potrafiłem się odgryźć. Większość uczniów tutaj raczej nie potrafiła odpowiadać na takie zaczepki. Może poza Min Ho, ale to palant, więc się nie liczył.
- Zamiast zadzierać nosa powinieneś lepiej skupić się na tym, jak utrzymać się w siodle – polecił iście dobrotliwym tonem. Prychnąłem rozbawiony. I mówił to ktoś, kto sam zleciał z konia. – Nie mam powodów do obaw, jesteś dobry, ale ja jestem lepszy.
- Inaczej będziesz śpiewał, kiedy się okaże, że Adagio do pięt nie dorasta Zeusowi – odciąłem się od razu, co wywołało jego cichy śmiech. Naprawdę nie potrafiłem go rozgryźć. Ewidentnie mi dokuczał, dupek jeden! Naprawdę starałem się nie wkurzyć na niego, bo to by zdecydowanie nie pomogło mi wygrać. Odliczyłem więc od dziesięciu w dół, wpatrując się w niego niemal bezczelnie.
- Oby tylko ten twój kucyk nie strącił zbyt wielu belek – dodał zgryźliwie, a ja miałem ochotę go kopnąć. Poczerwieniałem ze złości, jak zawsze, kiedy Jong Hyun za bardzo się angażował w docinki.
- Jeśli chcesz mnie wkurzyć, to nawet się nie staraj! Bo na wsparcie z twojej strony nawet nie liczę – fuknąłem, tak nie do końca z prawdą. Był bliski sprowokowania mnie i to bardzo. Brunet tylko się uśmiechnął miękko, przysuwając do mnie. Spojrzałem na niego zaskoczony, kiedy obejmował dłońmi moją szyję i zamykał usta w pewnym, ale jednocześnie łagodnym pocałunku. Odruchowo opuściłem powieki, pozwalając mu na to, by przesunął swoimi wargami po moich, nadal nieco spierzchniętych. Był to zwykły buziak, który trwał dłużej, niż przelotny całus. Musnął kilka razy moje usta, przez co westchnąłem z zadowoleniem. Rozluźniłem się i ułożyłem dłonie na jego ramionach gotów pogłębić pieszczotę. Jong Hyun jednak odsunął się, spoglądając na moją twarz. Cholernie nie znosiłem tego spojrzenia, kiedy wodził wzrokiem po moich oczach z czymś, czego nie rozumiałem. Było to jakby pomieszanie czułości z troską, na swój sposób łagodne i miękkie, a jednocześnie śmiało, jakby dobrze wiedział, co robi. Przełknąłem ślinę, mimo wszystko nie mogąc oderwać wzroku od ciemnych tęczówek, w których igrały figlarne ogniki.
- Ale przynajmniej przestałeś się stresować – szepnął, całując mnie w czoło. Miał rację. Stres zamienił się w determinację i gdzieś w odmętach podświadomości majaczyła mi myśl, że zrobił to z premedytacją. Bym przestał się tak martwić. Sprowokował mnie specjalnie. Zaśmiałem się, czując się głupio. Tak łatwo dałem się podejść.
- Jesteś okropny, Jong Hyun. Naprawdę. Twoje niekonwencjonalne metody sprawiają, że nie nadawałbyś się na pedagoga – mruknąłem, przechylając głowę na bok. Chłopak zaśmiał się cicho, przez co jego oczy zamieniły się w dwa urocze półksiężyce. Miał tak charakterystyczny i denerwujący uśmiech, że aż zaraźliwy. Odsłaniał dolne dziąsła, rozciągał szeroko wargi przez co wyglądał, jak jakiś jaskiniowiec czy inny neandertalczyk. Był szczery, rozluźniłem się przez to zapominając o wcześniejszej złości.
- Najważniejsze, że są skuteczne, Bummie. Ale teraz już lepiej chodź, popieścimy się później – obiecał, odsuwając się ode mnie. Wytrzeszczyłem oczy na dwuznaczność tych słów. Nie, żeby mi to przez myśl nie przemknęło, ale w tej chwili był nieprzyzwoity! Burknąłem pod nosem pełne wyrzutu „Dupek”, na co zrobił wyraźnie zadowoloną minę, znikając zaraz za drzwiami. I jak ja miałem być zdrowy psychicznie, kiedy w tej przeklętej szkole notorycznie działo się coś, przez co zdrowy rozsądek szedł na spacer razem z logiką?

Wypuściłem powoli powietrze z płuc. Ściągnąłem mocniej wodze, by zawrócić konia, po czym poprowadziłem go prosto na okser13, patrząc między jego uszami. Ogier wybił się, podwijając pod siebie swoje kopyta, po czym zgrabnie wylądował na piachu, parskając krótko. Startowałem jako siódmy, a drążki ustawione były na wysokości metra. Przejazd nie był wcale taki prosty. Przed samym startem zmienili nam kolejność przeszkód i bałem się, że je teraz pomylę. Nie miałem czasu na błędy.
Skupiłem się, prostując w siodle. Zeus rzucił raz łbem, ale przytrzymałem cugle, zaciskając na nich palce. Nakierowałem go na stacjonatę14, którą pokonał bez większego trudu, a później na rów z wodą. Nie przepadałem za ta przeszkodą. Woda za nią potrafiła wystraszyć zwierzę, kiedy już ją dojrzało. Kasztan wykonał kolejne cztery kroki, a ja zacisnąłem powieki. Spodziewałem się, że odmówi skoku. Parsknął, przysiadając na tylnych łapach i przemknął nad belką, trącając ją kopytem. Zadygotała, przez co wstrzymałem oddech, nachylając się równolegle do grzbietu. Kopyta gruchnęły o ziemię, a ja odwróciłem się w chwili, kiedy burza oklasków dała mi znać, że przeszkoda jest nietknięta. Uśmiechnąłem się szeroko, po czym poklepałem ogiera po spoconej szyi w ramach nagrody.
- Bezbłędny przejazd Kim Ki Buma i Zeusa! Czas pięćdziesiąt dwie sekundy! – Usłyszałem głos jednego z nauczycieli, który zajmował się komentowaniem. Ruszyłem kłusem w stronę wyjścia z ujeżdżalni, po czym zeskoczyłem z siodła i niemal rzuciłem się ogierowi na szyję, podczas gdy profesor zapowiadał kolejnego uczestnika, tym razem z innej szkoły. Przeniosłem wzrok na siwą klacz, która wchodziła właśnie na czworobok z jeźdźcem na grzbiecie. Siedział w siodle dumny i wyprostowany, patrząc na wszystkich z wyższością, jakby ten przejazd był dla niego łatwością. Zmarszczyłem brwi, głaszcząc łopatkę ogiera. Prychał cicho ze zmęczenia, ale byłem pewien, że jest tak szczęśliwy, jak ja. To był jeden z naszych najlepszych występów! Byłem z niego cholernie zadowolony i nawet jeśli nie znajdzie się nikt chętny do uczenia mnie, nie szkodzi. Pobiłem osobisty rekord, to wystarczyło.
Zdjąłem toczek, by rozsypać włosy. Nieco opadły, chociaż lakier nadal je trzymał. Ustawiłem Zeusa w cieniu, by ochłonął, a sam spoglądałem na kolejnych zawodników z zaciekawieniem. Nie było wielu, którzy pokonywali przeszkody bez najmniejszego błędu. Liczyła się też postawa i sposób prowadzenia konia, czy potrafiło się odpowiednio rozplanować przejazd albo obliczyć kroki zwierzęcia. Długo zajęło mi opanowanie tego, prawdę mówiąc nadal miałem z tym problemy, dlatego Zeus trącał belki.
Zagryzłem wargę, dostrzegając karą klacz. Z gracją wyminęła gniadego ogiera i weszła na ujeżdżalnię, wstrząsając łbem. Miała zaplecione koreczki, a na ogonie dostrzegałem dobierańca15. Zastanawiałem się czy to Jong Hyun ją uczesał czy polecił zrobić to komuś innemu. Nie posądziłbym go o taki talent, ale biorąc pod uwagę dotychczasowe wydarzenia chyba nie zdziwiłbym się, gdyby potrafił pleść końskie grzywy.
Szturchnął klacz piętami, przez co wyrwała się do przodu, wyrzucając przed siebie zgrabne łapy. Sierść zwierzęcia połyskiwała olśniewająco w popołudniowym słońcu, a ruchy były wręcz perfekcyjne. A może to tylko ja odnosiłem takie wrażenie? Jong Hyun prowadził pewnie i zdecydowanie. Nie dostrzegałem sygnałów ani poleceń, jakie wydawał Adagio, kiedy bez trudu pokonywała kolejne przeszkody. Niemal płynęła nad belkami, z elegancją podwijając kopyta, a kiedy lądowała wyglądała, jakby nie dotykała piasku. Jej ogon falował za nią, gdy chłopak bez problemu kierował się na odpowiednie stacjonaty. Zagryzłem dolną wargę, lustrując go uważnym wzrokiem. Wyglądał tak cholernie dobrze, skupiony na tym, by skończyć przejazd bez jakiegokolwiek błędu, wpatrzony przed siebie ze spokojem oraz opanowaniem, jakiego ja nie potrafiłem utrzymać. Wyglądał, jakby był w swoim żywiole i teraz rozumiałem, dlaczego to on zajmował się naszą grupą. Wiedział, co robił. Kołysał się w rytm jej ruchów, nawet nie myśląc o tym. Miał taką wprawę, że robił to odruchowo.
Przełknąłem ślinę, czując uścisk w sercu. Nie dorastałem mu do pięt, ten przejazd to była dla niego formalność, podczas gdy ja musiałem się nieźle napocić, aby nie zrzucić żadnej belki. Jong Hyun natomiast ledwo dotykał wodzy, a Adagio robiła to, o co ją prosił. Musiała być naprawdę miękka w pysku. W dodatku nie widziałem, by brunet kiedykolwiek używał palcata. Był przeciwny tego typu metodom. Sam uważałem, że jeśli jeździec musiał w ten sposób wymusić posłuszeństwo na koniu, nie radził sobie dostatecznie z panowaniem nad zwierzęciem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Za dużo czasu z nim spędzałem.
Jong Hyun zsiadł z konia, nawet nie czekając na wyniki. Albo go to nie interesowało albo był tak bardzo pewny siebie. Jedno i drugie zakrawało o ignorancję. Teraz jednak, widząc jego zdolności oraz talent wcale się temu nie dziwiłem. Wcześniej uważałem go za snoba, który tylko dużo mówił. Widziałem jednak, że miał do tego pełne prawo. Ja nie miałem talentu, a on tak. Potrafił go wykorzystać oraz rozwinąć. Zazdrościłem mu tego, ponieważ wszystko, co osiągnąłem przypisywałem ciężkiej pracy.
- Co jest, Bummie? Nie cieszysz się, że tak dobrze ci poszło? – Spytał Jong Hyun, podchodząc do mnie. Posłałem mu słaby uśmiech. Jednocześnie cieszyłem się z mojego małego osiągnięcia i zastanawiałem się, jak wiele jeszcze mi brakuje. Myślałem, że sporo już umiem, a tymczasem się myliłem. I uświadomił mi to jeden przejazd. Tylko czego mogłem się spodziewać po chłopaku, którego rodzice od dziecka sadzali w siodło?
Wypuściłem powoli powietrze z płuc. Głaskałem Zeusa, patrząc na ujeżdżalnię, gdzie startował kolejny zawodnik. Zastanawiałem się czy gdybym miał taki talent jak Jong Hyun, to mój ojciec zacząłby być ze mnie dumny. Może powinienem posłuchać porad chłopaka, skoro się na tym znał? Chciał mi przecież pomóc, tylko dlaczego?
- Ki Bum – upomniał się o moją uwagę, a ja spojrzałem na niego. Skinąłem mu głową, posyłając zaraz złośliwy uśmieszek.
- Co to za popisy na ujeżdżalni, co? Chciałeś mi zaimponować? – Spytałem, podając ogierowi kilka miętówek. Schrupał je chętnie, krusząc wielkimi zębiskami. Jong Hyun wykrzywił usta w nonszalanckim uśmieszku.
- A co, udało mi się?
- O tak. Zastanawiałem się, jakim cudem utrzymujesz się w siodle – pokręciłem głową z niedowierzaniem. To wcale go nie usprawiedliwiało! Nie musiał być taki arogancki. – Z takim ego to byś i do bryczki miał problem się zmieścić.
Parsknął śmiechem, jakbym właśnie opowiedział świetny żart. Pogłaskał z niebywałą czułością chrapy Adagio, by zaraz wziąć ode mnie kilka cukierków i podać klaczy. Przyglądałem mu się ukradkiem z zaciekawieniem. Nie raz widziałem, w jaki sposób obchodził się z końmi. Nigdy nie spotkałem osoby, która tak kochała te zwierzęta i otaczała je taką troską czy czułością. Każdy gest przesiąknięty był jego serdecznością. Ten widok chwytał za serce, musiałem to przyznać, chociaż niechętnie.
- Przyznaj, że wypadłem świetnie – zachęcił mnie, krzyżując przedramiona na wysokości klatki piersiowej. Uśmiechnął się w ten cwany sposób, a w jego oczach pojawił się znajomy błysk. – Chyba, że się wstydzisz?
- Oczywiście. Krępujesz mnie, hyung... Nie wiedziałeś? – Zagryzłem dolną wargę i zacisnąłem dłonie na wodzy Zeusa, tuż pod jego pyskiem. Zrobiłem niepewną minę, odwracając wzrok. Jong Hyun zaśmiał się, po czym pochylił w moją stronę. Zerknąłem na niego z ukosa. Wcześniej udawałem, jednak tej reakcji się nie spodziewałem. Rozejrzałem się od razu, by upewnić się, że nikt nas nie widzi.
- Gdybyś się jeszcze zarumienił to powiedziałbym, że jesteś rozkosznym aniołkiem. Takim z rogami, żeby mu podtrzymywała aureolę – mruknął sarkastycznie, a ja poczułem dreszcz, przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Nie powinienem tak reagować, zdecydowanie. Nie chcąc stracić twarzy posłałem mu uroczy uśmiech, z miną prawdziwego niewiniątka. Zagryzłem swoje różowe usta, co niemal od razu przykuło wzrok chłopaka. Na chwilę, niemal ułamek sekundy, ale jednak na nie spojrzał. To podbudowało nieco moją pewność siebie.
- Przecież wiesz, że jestem skromnym, wstydliwym chłopakiem. Pasowałbym do tej roli idealnie.
Przez jego twarz przemknął dziwny cień, który nieco zbił mnie z pantałyku. Moje serce zabiło mocniej, gdy chłopak zbliżał się do mnie, przez co poczułem ciepły oddech, owiewający moje usta. Przez sekundę myślałem, że mnie pocałuje, tu przy wszystkich. Staliśmy nieco na uboczu, ale mimo to gdyby ktoś przechodził, z łatwością mógłby nas dostrzec. Poczułem przypływ paniki, choć nie potrafiłem się ruszyć oczekując na to, co zaraz nastąpi. Przełknąłem ślinę, jednak nie doczekałem się pocałunku. Wargi starszego zatrzymały się kilka milimetrów od moich. Kusiło mnie, by ich posmakować, miałem jednak na tyle zdrowego rozsądku, aby wiedzieć, że to nieodpowiednie.
- Chętnie naruszę tą niewinność i zdeprawuję tego aniołka – wymruczał niskim, nieco ochrypłym głosem. Brzmiał tak dwuznacznie, że momentalnie zapiekły mnie policzki. Te żarty zaczynały być nieprzyzwoite! Odepchnąłem go od siebie, furcząc ze złości. Trzepnąłem go w ramię, za które od razu się złapał z szerokim uśmiechem na ustach. To wcale nie było zabawne! Ani trochę!
- Głupi jesteś, wiesz? – Warknąłem, mierząc go morderczym wzrokiem. Budził we mnie tak skrajne emocje, że zaczynałem się obawiać o moją równowagę psychiczną. Pokazałem mu język, ciągnąc Zeusa do boksu. Miałem zdecydowanie dosyć, jak na jeden dzień. A nawet cały miesiąc.

~***~

1Derka – okrycie konia zakrywające cały tułów, czyli kłodę, a także czasem część szyi.
2Kantar – rodzaj uproszczonej uzdy, używanej nie do jazdy, lecz podczas czyszczenia lub wyprowadzania konia.
3Uwiąz – sznur do prowadzenia i przywiązywania konia, na przykład podczas czyszczenia.
4Bryczesy – specjalne spodnie do jazdy konnej; od wewnętrznej strony mają zamszowe wstawki, które zapewniają dobrą przyczepność do siodła.
5Koreczki – PODGLĄD
6Rajtrok – marynarka do jazdy konnej, używana głównie na występach i zawodach.
7Toczek – nakrycie głowy zapinane pod brodą, które chroni głowę jeźdźca w czasie jazdy przed urazami i zranieniami. Wykonany jest przeważnie z włókna szklanego obciągniętego materiałem. Jest elementem ubioru wskazanym podczas jazdy konnej i obowiązkowym podczas zawodów. Obecnie często zastępowany bezpieczniejszym i trwalszym kaskiem jeździeckim.
8Popręg – pas biegnący pod brzuchem konia służący do utrzymywania siodła na grzbiecie zwierzęcia.
9Owijacze (inaczej owijki)  bawełniane lub polarowe bandaże używane do owijania nóg konia nad kopytami; mogą być zapinane na rzepy.
                10Ogłowie – skórzana uprząż zakładana przed jazdą na głowę konia; stanowi całość wraz z wędzidłem i wodzami.
11Czaprak – bawełniana lub filcowa podkładka pod siodło wchłaniająca pot konia i chroniąca jego grzbiet przed obtarciami.
12Naczółek – pasek na czole konia.
13Okser – szeroka przeszkoda, którą koń musi pokonać jednym skokiem. Okser zbudowany jest z dwóch stacjonat o tej samej wysokości.
14Stacjonata – pojedyncza przeszkoda.
15Dobieraniec – PODGLĄD
  
~***~


5 sierpnia 2016

Adagio Sostenuto: Rozdział 8


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 8/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”

Siedziałem na twardej, drewnianej ławce wpatrzony w zieloną murawę. Nieszczególnie interesowało mnie to, co działo się na boisku. Powiedziałbym nawet, że miałem to w głębokim niepoważaniu i gdyby to zależało ode mnie, to na pewno by mnie tutaj nie było. Wolałbym zabrać Zeusa na przejażdżkę. Od niemal tygodnia nie miał siodła na grzbiecie, przez co stał się nieznośny. Nie słuchał się i nieustannie roznosiła go energia. Wyglądało na to, że wszystko z nim dobrze - biegał po padoku i dokazywał, jakby był co najmniej źrebakiem, a nie ośmioletnim wałachem. O kolce najwyraźniej zupełnie zapomniał, bo za każdym razem, kiedy mnie widział rżał donośnie, falując wargami tak mocno, że niejednokrotnie udało mu się mnie popluć. Wyglądał, jakby miał mi za złe rekonwalescencję, którą musiał przechodzić.
Podniosłem wzrok, gdy tylko usłyszałem jęk zawodu ze strony naszej drużyny. Min Ho, który odbiegał od bramki gości skrzywił się ze złością, kiedy okazało się, że jego strzał, choć celny, nie był wystarczający. Chłopak, który stał na bramce już wykopywał piłkę na drugą stronę boiska po tym, jak złapał ją, wykonując zgrabnego fikołka. Zacząłem się zastanawiać czy na treningach uczą się, jak nie łamać sobie przy tym kości.
Można w zasadzie powiedzieć, że Dni Otwarte oficjalnie się rozpoczęły. A otwierał je ten mecz - nasza szkolna reprezentacja grała obecnie z drużyną studentów, którzy nawiasem mówiąc nie byli wcale tacy najgorsi i nawet moje niewprawne oko było w stanie to stwierdzić. Nie dziwiłem się wcale, że moi koledzy biegali po boisku niemal desperacko usiłując przemknąć pod pole karne przeciwników. I o ile potrafili wykiwać innych zawodników, tak do tej pory ich bramkarz radził sobie z obroną lepiej, niż nasz. Byłem pewien, że gdyby nie fakt, że nasi w ostatniej chwili wybijali piłkę, najedlibyśmy się przez niego wstydu.
- Mogę?
Spojrzałem na chłopaka, który pochylał się nade mną, ale szybko odwróciłem głowę. Przez oczami rozbłysło mi tysiące małych iskierek, przez co musiałem potrzeć powieki, aby pozbyć się tego dziwnego uczucia. Październikowe słońce postanowiło tym razem z nami obejrzeć ten mecz. Grzało niemiłosiernie, a jakby tego było mało wiatr, który sporadycznie raczył trybuny obecnością był odpychająco rozgrzany. Nie przynosił spodziewanej ulgi i nawet nie chciałem wiedzieć, co przeżywają ludzie na boisku. Ociekali potem, włosy lepiły im się do czoła, a koszulki do ciała. Pomyśleć, że będą biegać tak dziewięćdziesiąt minut...
- Jasne - burknąłem w końcu, kiedy udało mi się pozbyć sprzed oczu czarnych plam. Zamrugałem jeszcze kilka razy, otwierając szeroko oczy, przez co chłopak zaśmiał się łagodnie. Łypnąłem na niego niezbyt zadowolony z tego faktu, chociaż nie brzmiało to drwiąco. Wręcz przeciwnie, po raz pierwszy od kilku dni poczułem w stosunku do kogoś czystą sympatię. Spojrzałem na delikatną twarz, którą okalały jedynie pojedyncze pasemka karmelowych włosów. Chłopak spiął włosy w kitkę z tyłu głowy, co nie było wielkim zaskoczeniem. Większość dziewczyn też tak robiła, przez zdrowy rozsądek. Poza tymi, które nadal były na tyle puste, aby sądzić, że przepocone kłaki, niechlujnie rozrzucone przez wiatr są atrakcyjne.
Szczerze nie do końca wiedziałem, dlaczego młodszy się do mnie przysiadł. Obstawiałbym raczej, że będzie koczował w szatni albo z resztą drużyny, by w przeciągu tych kilku chwil, jakie mieli zawodnicy między jedną a drugą połową meczu, by rzucić się „ukochanemu" na szyję. Nie rozmawiałem z nim, nie licząc tego pamiętnego razu, kiedy spytał mnie o Min Ho. Wiedziałem co prawda, że wynajął sobie gdzieś pokój, przez co nie okupował już mojego, nie miałem jednak pojęcia, co go tu przywiało. Rzecz jasna poza chęcią nadstawienia się tej przerośniętej żabie. Woo Hyun tak go określał, a ja bardzo szybko uznałem, że miał w tym rację. Nie zmieniało to faktu, że na mojej twarzy malowało się spore zaskoczenie, na które ten nie zwracał zbyt wielkiej uwagi. Był zbyt pochłonięty obserwowaniem swojego partnera, jaki ganiał po boisku z takim zapałem, jakby wysiłek, prażące słońce i brak cienia nie stanowiły najmniejszego problemu. Zaraz jednak zrobił zamyśloną minę, przez co między jego wyregulowanymi brwiami pojawiła się drobna zmarszczka. Całkiem urocza, nawiasem mówiąc. Wyglądał trochę jak porcelanowa laleczka z tą swoją nieskazitelną urodą. Nie pasował do kanonu większości nastolatków, którzy byli jak gąsienice uwięzione w kokonie. Brakowało im trochę, by wykluć się i rozprostować pokryte fantazyjnymi wzorkami skrzydła. On jednak zdawał się nie przechodzić etapu poczwarki lub dawno miał go za sobą.
- Nazywam się Tae Min. Lee Tae Min. Wcześniej chyba nie miałem okazji się przedstawić.
- Miałeś za to okazję zrobić ze mnie gbura - mruknąłem, nie siląc się wcale na żadne uprzejmości. To nie tak, że jakoś szczególnie mnie tamto ubodło. Droczyłem się w ten sposób z wieloma osobami i naprawdę nie obchodziło mnie to, co pomyślą o mnie ci, którzy mnie nie znają. Bardziej przeszkadzało mi to, że (nieświadomie) dał Jong Hyunowi pretekst do nabijania się ze mnie. Pomimo jego zapewnień, że nie miał nigdy nic złego na myśli w dobie ostatnich wydarzeń naprawdę zaczynałem w to wątpić. O ile wcześniej patrzył na mnie jak na robaka, którego trzeba rozdeptać, tak teraz całkowicie mnie ignorował. I sam już nie wiedziałem czy to mi się bardziej podoba czy jednak wolałem toczyć z nim wojnę na spojrzenia. Odepchnąłem jednak szybko te myśli od siebie. Jong Hyun nie był sensem mojego istnienia, żebym ciągle o nim rozmyślał.
Tae Min zaśmiał się z lekkim zakłopotaniem. Zupełnie nie przypominał tego sarkastycznego rozpuszczonego bachora, jakiego poznałem kilka dni temu. Wolałem jednak uważać i zachować czujność. Tutaj nigdy nie wiadomo, z kim ma człowiek do czynienia.
- Wiem, przepraszam - powiedział ze skruchą, ale zaraz jego spojrzenie nabrało mocy. - Ale ty też nie byłeś zbyt uprzejmy. Nie dziw się, że tak zareagowałem.
Oczywiście, wszystko moja wina, przecież zawsze tak było. Nie powinienem był być przecież zdziwiony tym, że kolejna osoba ma mi coś za złe. Świętoszek był ze mnie kiepski, to fakt, jednak naprawdę zaczynałem powoli mieć dosyć tego wszystkiego. Od incydentu w pokoju Jong Hyuna wszystko się pieprzyło, jak kostki domina. Ten gadzi pokurcz był na mnie obrażony, Min Ho ciskał we mnie gromami za każdym razem, kiedy mnie mijał, a jego docinki stawały się coraz bardziej uciążliwe. W dodatku dołączyła do niego grupka Se Kyung po upokorzeniu, jakie zafundował jej Jong Hyun. Jakby tego było mało dostałem telefon od ojca, któremu nie podoba się, że więcej uwagi poświęcam jeździe, niż nauce. Jego zdaniem już teraz, chociaż rok szkolny ledwo się zaczął, powinienem mieć szansę na świadectwo z wyróżnieniem. Znów zaczął robić mi wyrzuty, że nie będzie żył wiecznie i na pewno nie zamierza całe swoje życie utrzymywać darmozjada, a jeśli nie zacznę myśleć o przyszłości skończę pracując na śmieciarce. A przecież oceny miałem dobre, nauczyciele się nie skarżyli i nawet brałem udział w tych przeklętych Dniach Otwartych, choć nie miałem na to najmniejszej ochoty. Starałem się jak mogłem, byleby tylko go zadowolić, dlaczego ciągle coś mu nie pasowało? To nie było motywujące, kiedy ojciec zamiast dopingować swoje dziecko tylko je pogrążał.
Tae Min widząc, że nie zamierzam się odezwać pochylił się, chcąc wyłapać mój wzrok. Od dłuższego czasu wpatrywałem się w najniższy rząd trybun. Wyłamywałem przy tym palce, pustym wzrokiem obserwując bliżej nieokreślony punkt. Moje myśli zaczęły szaleć i nawet się nie spostrzegłem, kiedy chłopak szturchnął mnie lekko łokciem. Niestety na tyle mocno, że mój własny zsunął się z uda, o które go opierałem. Byłbym spadł z ławki, gdybym w porę nie złapał równowagi. Spojrzałem na niego zdziwiony. Ostatnio coraz częściej odlatywałem.
- Hej, nie bierz tego tak do siebie - zaśmiał się, wracając wzrokiem do boiska. Od razu odszukał tej konkretnej osoby, a chociaż nie wiedziałem o nim zbyt wiele, to nie potrzebowałem żadnej, aby połączyć ze sobą kilka faktów. Wystarczyło mi to, że koczowałem na kozetce w gabinecie Onew, bo ktoś kolonizował mój pokój.
- Przyjechałeś dla niego? - Spytałem obojętnym tonem, aczkolwiek byłem pewien, że ten zrozumie, o co mi chodzi. Skinął głową, a na jego twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech. Zaraz jednak przygasł, zastąpiło go coś, czego nie potrafiłem nazwać, ale szybko się zreflektował, zagryzając wargę. Był to ułamek sekundy, podczas którego dało się wyczuć, że nie wszystko jest tak, jak być powinno nim w jego oczach na nowo zapłonął ten radosny blask, który pojawiał się w ciemnych tęczówkach za każdym razem, gdy tylko patrzył na swojego partnera. Jakby był dla niego najcenniejszy.
- Tak. Ten mecz jest dla niego ważny, dlatego chciałem tutaj być - powiedział z tak rozbrajającą szczerością i prostotą, że aż poczułem zazdrość o to, co musiał czuć do Min Ho. Spojrzał na mnie. Przez chwilę poczułem się przytłoczony emocjami, jakie widniały na jego niemal dziecięcej twarzy. Poczułem ukłucie w sercu, jako że do złudzenia w tym momencie te dwa tlące się ogniki przypominały mi oczy Jong Hyuna. Pomimo, że te nie były tak podkrążone i ciemne, że otaczał je wachlarz gęstych rzęs na krótką chwilę wróciłem myślami do tych chwil, podczas których jego spojrzenie nabierało intensywności, gdy zbyt długo mi się przyglądał.
Wypuściłem powoli powietrze z płuc, uśmiechając się kwaśno. To, co widziałem w oczach Tae Mina było tak niewinne i krystaliczne, że gdyby porównać to do tafli wody przypominała by odcieniem lazurowy błękit morza, w którym odbijało się nieskazitelnie czyste niebo. Zazdrościłem mu tego, co czuł nieważne, co to było.
- Długo jesteście ze sobą? - Dopytałem zastanawiając się, czy powinienem w ogóle poruszać ten temat. Przecież na dobrą sprawę się nie znaliśmy, a ja nie wiedzieć dlaczego tak bardzo chciałem wypytać go o wszystkie szczegóły. Dostać choć odrobinę tego, co sam miał. Byłem w tym momencie egoistyczny, ale zafascynował mnie na tyle, że zupełnie zapomniałem o myślach, jakie kłębiły się do tej pory w mojej głowie, chociaż przemykał między nimi Jong Hyun, co jeszcze chwilę temu potrafiło mnie zirytować.
Tae Min zawahał się na chwilę. Zagryzł pulchną, dolną wargę i milczał, przez co nabrałem wątpliwości. Już chciałem się odezwać, przeprosić za swoją dociekliwość, ale jego usta wykrzywiły się w smutnym uśmiechu, a przygaszony wzrok przeniósł na swoje dłonie, które bawiły się strzępkiem koszulki.
- Nie jesteśmy parą - przyznał tak cichym głosem, że wśród tej wrzawy trudno było wyłapać jego słowa. Zrobiłem zdziwioną minę, co najwyraźniej dla niego samego nie było zaskoczeniem. Odetchnął, zbierając w ten sposób siły, aby powiedzieć więcej. - To tylko seks, nic więcej. Min Ho nie jest typem uczuciowca i nie oczekuję, że kiedyś się to zmieni. Cieszę się z tego, co mam i co od niego dostaję nawet, jeśli to niewiele.
Miałem ochotę się rozpłakać. Zapiekły mnie oczy, więc zamrugałem kilka razy nie chcąc, by słone krople pociekły po moich policzkach. Byłem facetem, nie wypadało beczeć przed publicznością. Mimo to poczułem, jak na moim sercu zaciska się metalowa obręcz. Było mi żal Tae Mina pomimo, że on najwyraźniej wydawał się być zadowolony z takiego stanu rzeczy. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że to ja jestem tutaj osobą obiektywną, a on oszukuje samego siebie. Byłem bardziej niż pewien, że nawet upośledzony emocjonalnie idiota dostrzegłby to, co czuł do Min Ho. Widziałem wiele par, które zarzekały się, że to miłość na całe życie, ale tak naprawdę tylko w oczach Tae Mina dostrzegałem ten blask, który uczucie potrafiło obudzić w człowieku jedynie raz w życiu.
- Kochasz go - to było stwierdzenie, nie pytanie. Chłopak spoważniał, patrząc na mnie bardziej surowym wzrokiem. Był wyjątkowo dojrzały, jak na swój młody wiek.
- To nie ma nic do rzeczy. Nie jestem naiwny i nie chcę robić sobie złudnych nadziei. Min Ho też mi ich nie daje. To sprawiedliwy układ. - Głos, jakim to wypowiedział był aż nazbyt przesiąknięty spokojem. Zupełnie tak, jakby maskował w ten sposób kłamstwo. Gdzieś tam w głębi duszy jednak łudził się, że jest inaczej. Pokiwałem powoli głową. Współczułem mu. Jeszcze chwilę temu sam chciałem być na jego miejscu, a teraz zastanawiałem się, jak potrafił żyć z myślą, że osoba, która była dla niego najważniejsza nie czuła tego samego. Chyba nie potrafiłbym się oszukiwać. Trudno byłoby mi się pogodzić z myślą, że mając kogoś na wyłączność, tak naprawdę nie należałaby do mnie.
Chłopak zaśmiał się, nie tracąc swojego dobrego humoru. Machnął lekko drobną dłonią, tym samym odpędzając od siebie melancholijny nastrój. Na powrót wbił wzrok w murawę boiska, ale jego samopoczucie już mi się nie udzielało. Może i za bardzo przejmowałem się rzeczami, które mnie nie dotyczyły. Wiedziałem jednak, że nie spojrzę na Min Ho tak, jak jeszcze rano, kiedy wychodził w dobrym nastroju z pokoju i kierował się w stronę boiska. Nie był co prawda moim bliskim przyjacielem, a tylko współlokatorem, jednak wcześniej do głowy by mi nie przyszło, że potrafiłby zachowywać się w ten sposób. Musiał wiedzieć, skoro „nie dawał Tae Minowi złudnych nadziei". 
Przełknąłem ślinę, wyjmując zaraz butelkę z wodą, by upić kilka łyków. Miałem zamiar ją schować, ale zawahałem się, wyciągając ją po chwili w stronę chłopaka z niemym pytaniem w przymrużonych oczach.
- Chcesz?
Skinął głową, uśmiechając się znów nieznacznie. To było zaskakujące biorąc pod uwagę nasze pierwsze spotkanie. Byłem pewien, że raczej się nie polubimy i właściwie wcale nie zależało mi na pozyskaniu kolejnego znajomego. To byłby tylko kłopot. Na samą myśl o znajomościach, jakie tutaj nawiązałem poczułem uścisk w żołądku. Od tego myślenia rozbolała mnie głowa. Byłem zmęczony, chociaż sypiałem odpowiednio i ostatnie dnie nie były takie uciążliwe, bo przecież odpadły mi treningi z Zeusem. I Jong Hyunem, co w tej chwili przyjmowałem z niemałą ulgą. Gdybym miał teraz mieć styczność z nim po tym, co usłyszałem od Tae Mina pewnie bym się załamał. Nie pomogło mi to w żaden sposób, a tylko pogorszyło sprawę. Bo co by się stało, gdybym wtedy nie wyszedł?
- Dziękuję - odpowiedział, przenosząc na mnie swoje ciemne oczy. Upił łyk wody, po czym oddał mi butelkę, a ja zakręciłem ją i wrzuciłem do torby. Dostrzegłem, że mi się przygląda, przez co zrobiłem pytającą minę. - Wiesz, jesteś taki, jak opowiadał hyung. Z początku nie chciałem mu wierzyć, bo każdy tutaj to fałszywy egoista, który myśli, że kupi wszystko za pieniądze rodziców. I podczas naszego pierwszego spotkania naprawdę miałem wrażenie, że trafiłem na kolejnego snoba. Ale potem zobaczyłem, jak Jong Hyun się z tobą droczy i zrozumiałem, co miał na myśli.
Westchnąłem tylko cicho. Nie miałem ochoty odpowiadać, jednak zaintrygowały mnie jego słowa. Jong Hyun mu o mnie mówił? Tylko co? A skoro dzielił się z Tae Minem takimi przemyśleniami wiedział, co tak naprawdę łączyło go z Min Ho?
- To znaczy jaki jestem? - Spytałem niezbyt przytomnie. Wzruszył lekko ramionami, jakby nie do końca wiedział, jak powinien to ująć.
- Budzisz zaufanie pomimo tego, że jesteś bardzo... Zdystansowany. Nie pasujesz do tego środowiska, ale w pozytywnym tego znaczeniu. Jesteś zbyt przyzwoity, zbyt porządny na to, co reprezentują sobą ci zepsuci przez pieniądz ludzie. Nawet nauczyciele są skorumpowani, chociaż starają się zachować pozory przyzwoitości. Nie dziwię się wcale, że hyung cię lubi, pomimo, że wydajesz się być do niego uprzedzony.
Zrobiłem naburmuszoną minę. To go rozbawiło, bo zaśmiał się, jednak mnie wcale do śmiechu nie było. Mimowolnie odszukałem wzrokiem brązowej czupryny, która siedziała kilka ławek niżej i wpatrywała się tymi swoimi szczenięcymi oczyma w murawę. Momentalnie przypomniało mi się, dlaczego sam nie uczestniczy w meczu, przez co odezwały się we mnie dawno zapomniane wyrzuty sumienia. Tym razem nie tłumiłem ich czczymi wymówkami. To nic, że nie prosiłem go o pomoc. Udzielał mi jej za każdym razem, kiedy widział, że jej potrzebuję. Nie pytał, po prostu to robił. Dlaczego więc byłem do niego „uprzedzony", skoro dla mnie - nic nieznaczącej osoby potrafił skazać sam siebie na potępienie ze strony wymagającego ojca?

Pomimo, że sam nie brałem udziału w meczu nie dawało mi to przywileju, aby się lenić. Sobotnie spotkanie rozpoczynało Dni Otwarte, na które szkoła przeznaczyła dwa weekendy. W pierwszy dzień odbywał się mecz oraz kilka innych spotkań, już nie tak głośnych, jednak w dalszym ciągu istotnych dla pewnych osób. Większość stoisk pozostawała otwarta przez całe cztery dni, tak jak kawiarenka, którą przygotowały moje koleżanki z kółka cukierniczego. Były też jednak atrakcje, które rozplanowano na każdy dzień osobno, aby nie zniechęcić potencjalnych sponsorów i urozmaicić czas tym, którzy przyszli popatrzyć, choć i tak wiadomo było, kogo głównie przyjdą tutaj wyławiać.
W niedzielę miały odbyć się zawody hippiczne1, w których brałem udział, jak również, na których najbardziej mi zależało. Z kolei w ostatni weekend października oprócz tego, co już otwieraliśmy z początkiem szkoła prezentowała się z dresażem2, a także układem, na który Young Bae kładł coraz większy nacisk. Zażyczył sobie, żebyśmy po meczu przyszli do niego pomimo tabunu ludzi, którzy kręcili się po terenie szkoły. Na szczęście udało mu się to wyperswadować, gdy tylko okazało się, że nasza sala jest zajęta przez drużynę studentów, którym służyła za szatnię. Wolałem nie wiedzieć, jak będzie wyglądała, kiedy nam ją zwrócą.
Razem z Tae Minem wyszedłem na zewnątrz, kierując się w stronę sali gimnastycznej. Otworzyli tam szkolną kawiarenkę, a przed otwartymi na oścież drzwiami poustawiano dodatkowe stoły, by chętni mogli spędzić czas na świeżym powietrzu i skorzystać z resztek ładnej pogody. Zadbano nawet o ogromne parasole, zapewniające odrobinę cienia, przez co wielu chętnie przystawało na to nieme zaproszenie. My z kolei planowaliśmy uczcić mecz zimną colą i ciastkiem, bo na nic innego nie mogliśmy sobie tutaj pozwolić. Nasza drużyna co prawda nie wygrała, ale zawsze lepszy remis niż bolesna porażka nawet, jeśli bezbramkowy. Co swoją drogą było głupie, bo nabiegali się i nic z tego nie mieli, ale przed naszymi chłopakami były jeszcze dwa mecze, więc mieli szansę się zreflektować.
Woo Hyun, Min Ho, Kyung Soo i chłopak, którego kojarzyłem tylko z widzenia siedzieli pod parasolem przebrani, chociaż nadal mokrzy. Prawie tak, jakby wyszli spod zimnego prysznica i po prostu się nie wycierali. Ten ostatni żywo o czymś gestykulował, a ja szybko spostrzegłem, kim był ów osobnik. Niezbyt udany bramkarz naszej drużyny najwyraźniej miał najwięcej do powiedzenia. Reszta nie wyglądała na zbyt zadowolonych z jego obecności, a i ja prawdę mówiąc nie miałem zbytniej ochoty tam podchodzić. Jakoś nie wyobrażałem sobie siebie, siedzącego obok Min Ho po opowieści Tae Mina pomimo, że ten cały w skowronkach od razu popędził w stronę szatyna. Dopiero teraz dostrzegłem dystans, jaki między nimi tworzył. Uśmiechnął się do niego co prawda, jednak nie było w tym ani odrobiny czułości, jaką obdarzał go młodszy chłopak. Miałem ochotę go walnąć, ale ponieważ obiecałem z nimi posiedzieć, nie mogłem się wycofać.
Zapewne gdybym miał spędzić tych kilka godzin tylko w towarzystwie Tae Mina i mojego współlokatora każda dłużąca się minuta byłaby katorgą. Woo Hyun w zasadzie też nie był żadnym urozmaiceniem, bo skutecznie podnosił mi ciśnienie, jak to na niego przystało. Po utarczce z Se Kyung stał się nie do zniesienia. Z początku myślałem, że dalej będzie drążył sprawę z Jong Hyunem, ale jemu najwyraźniej bardziej przeszkadzał fakt, że Tae Yeon została wyrzucona z „Team Jong Hyun's Bitch", jak zwykł określać to kółko wzajemnej adoracji, przez co nie mógł już dogryzać dziewczynie, która z kolei bynajmniej nie zmieniła swojego nastawienia w jego kierunku. Było to męczące i to bardzo - cały swój czas spędzałem teraz z tą dwójką, przez co zacząłem mieć dosyć ich ciągłych kłótni. Nieważne, że któreś mówiło akurat do mnie. Najlepszą zabawą było dogryzienie temu drugiemu. Gorzej, jak z dziećmi.
Po kilku nieudanych próbach zamordowania naszego bramkarza i ciemnych chmurach, jakie zaczęły się kłębić w oddali Woo Hyun odpuścił i razem z Kyung Soo uznali, że czas najwyższy zostawić go samego sobie tym bardziej, że zaczęło robić się ciemno, nie tylko przez pogarszającą się pogodę. Mieli jeszcze spotkanie z ich trenerem, dlatego też niedługo po tym dołączył do nich Min Ho, a razem z nim i Tae Min, który tylko uśmiechnął się do mnie mówiąc mniej więcej tyle, co „Nie martw się". Spędziłem z nim popołudnie, a już zdążyłem go polubić. W każdym razie sam szybko się ulotniłem, niemal pobiegłem w stronę stajni, nie chcąc słuchać przemądrzałego głosu ani chwili dłużej. Jeszcze tego by brakowało, żeby ten głupek zaczął mnie agitować i przekonywać, że to drużyna źle grała, nie on.
Na wysokości klombu z tujami zwolniłem, dostając zadyszki. Nie miałem zbyt dobrej kondycji mimo, że tyle czasu spędzałem w siodle. Musiałem przystanąć, aby zaczerpnąć oddechu i dopiero po kilku kolejnych chwilach ruszyłem znacznie spokojniejszym krokiem w stronę ogrodzenia. Rozejrzałem się w poszukiwaniu Zeusa, którego tu nie było. Zmarszczyłem brwi, spoglądając na zegarek. Była już co prawda szósta, ale zwykle później sprowadzali konie do boksów. Wzruszyłem tylko ramionami sam do siebie i wszedłem do stajni, trzymając się nieco z brzegu nie chcąc dostać jakąś zabłąkaną marchewką, jaką któreś zwierzę mogło akurat chrupać. Podszedłem do boksu kasztana, by zaraz uśmiechnąć się do zwierzęcia promiennie. Problem polegał na tym, że ta klitka była pusta. Mina mi zrzedła, ale zaraz zastąpiło ją przerażenie. To gdzie do jasnej cholery był mój koń?!
Jak z procy wypadłem na zewnątrz zaraz po tym, jak przeszukałem wszystkie boksy łudząc się, że ktoś postanowił zrobić mi psikusa - czytaj Se Kyung - i przestawić go do innego, by przyprawić mnie o niewielki zawał. Ten jednak zdążył zamienić się przy okazji w udar z wylewem, kiedy okazało się, że na padoku naprawdę go nie ma. Zwierzę tej wielkości nie mogło wyparować, ani tym bardziej się zgubić. Rozumiem królik, nawet ten pies, który się tutaj błąkał - ale koń?
Usłyszałem szyderczy śmiech, wydobywający się z krtani wysokiego chłopaka o czarnych włosach, przypominających raczej pudla niż ułożoną fryzurę. Spojrzałem na Min Ho z mordem w oczach bliski rzucenia się na niego. Skoro byłbym w stanie pobić tą wywłokę, tym bardziej nie miałbym żadnych skrupułów, żeby dowalić jemu. Szczególnie że wzbierająca w moich żyłach adrenalina skutecznie podnosiła mi ciśnienie.
- Coś zgubiłeś? - Spytał drwiąco, na co jego koledzy zarechotali. On sam się nie śmiał i szybko ich uciszył, aczkolwiek nie starał się nawet zachować dyskrecji. Palant dobrze wiedział, że i tak nic mu nikt nie zrobi. A ja nie musiałem wypytywać, żeby zrozumieć, dlaczego najprawdopodobniej Zeusa tu nie było.
- Wypuściłeś go? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, co spotkało się tylko z kolejną falą złośliwego śmiechu. Co ja takiego zrobiłem, ze los się na mnie uwziął? Min Ho wzruszył lekko ramionami, jakby nie miał pojęcia, o czym mówię. Zaraz jednak zmrużył ciemne oczy w taki sposób, jakby nie podobały mu się moje słowa.
- Uważaj z oskarżeniami, laleczko - ostrzegł robiąc krok w moją stronę. Nie odsunąłem się tylko dlatego, że w tej chwili targała mną wściekłość połączone ze strachem. Do tego stopnia miotałem się w tym, co teraz czułem, że dosłownie wrosłem w wybrukowany chodnik.
- Obiecuję ci, że jeśli tylko coś mu się stanie wepchnę ci oczy do żołądka - wycedziłem przez zaciśnięte zęby, zanim ruszyłem w kierunku szkoły. I co ja miałem w tej sytuacji zrobić? Nie mogłem tak po prostu opuścić terenu szkoły i iść szukać konia, nie mogłem też go zostawić samego sobie. Jeśli Min Ho rzeczywiście się do niego dorwał kto wie, co mógł mu zrobić? Nadal miałem w pamięci to, jak rzucali w niego kamieniami dla zabawy, z pewnością nie mieliby trudu wystraszyć go na tyle, by zachęcić zwierzę do ucieczki w kierunku lasu. Rozejrzałem się, szukając pomocy łudząc się, że odpowiedź sama do mnie przyjdzie. W tej sytuacji do głowy przychodziły mi tylko dwa rozwiązania - pójść do nauczyciela, który na pewno by mi nie uwierzył i nie zainteresował się tym, co się stało albo skierować prośbę w kierunku jakiegoś ucznia, wciągnąć go w kłopoty oraz narazić na nieprzyjemności. Jakby tego było mało do głowy przychodziła mi tylko jedna osoba. I naprawdę zacząłem wierzyć, ze Przeznaczenie ze mnie kpi.
Objąłem się mocniej ramionami, pocierając o nie dłońmi, by choć trochę się rozgrzać. Oberwałem gałęzią, jakiej nie dostrzegłem w mroku, przez co skrzywiłem się zastanawiając, czy będę miał podrapaną twarz. Świeciłem sobie latarką, co jednak nie dawało zbyt wiele. W lesie szybciej robiło się ciemniej, a gęste korony drzew nie przepuszczały ani odrobiny światła księżyca, jaki próbował zajrzeć między liśćmi i choć odrobinę mi pomóc w poszukiwaniach. Może nie było to najmądrzejsze posunięcie z mojej strony - samotna wyprawa do lasu w poszukiwaniu konia z całą pewnością nie należała do rozsądnych. Nigdy jednak nie twierdziłem, że jestem mądry. To nie było tak, że chciałem pójść sam. Próbowałem poszukać pomocy u Jong Hyuna pomimo mojego postanowienia, że o nic więcej go nie poproszę. Nie chciał mnie nawet wysłuchać, a ja mu się nie dziwiłem. Mimo tego nieprzyjemnego uczucia, jakie temu towarzyszyło uśmiechnąłem się tylko do niego i przeprosiłem, że mu przeszkadzam. Wystarczająco narobiłem mu kłopotów, może to i nawet lepiej?
Drgnąłem, kiedy w ciszy, jakiej towarzyszył jedynie szelest liści poruszanych chłodnym, przenikającym kości wiatrem pojawił się odgłos łamanych gałęzi. Spojrzałem za siebie i powoli wypuściłem powietrze z płuc. Nie bałem się, bo niby czego? Złego wilka z bajki o Kapturku? Byłem tutaj sam i mogłem najwyżej się zgubić. A ta wizja owszem, już przerażała. Patrzyłem pod nogi, nie chcąc się przewrócić na nierównej ściółce, to znów wbijałem czujne spojrzenie w mrok, chcąc dostrzec chociażby niewielki ruch, jaki mógłby świadczyć o obecności Zeusa. Nie chciałem nawet myśleć, jak bardzo ta banda go wystraszyła. Martwiłem się, że coś sobie zrobił. Biedne zwierzę przeze mnie miało same nieprzyjemności. Nie był niczemu winny, to mnie nie lubili, a on obrywał, bo chcieli zrobić mi na złość. Podłe zagranie, ponieważ bolało najbardziej.
Zadrżałem, kuląc się w sobie. Robiło się coraz zimniej i moja cienka koszulka z długim rękawem nie chroniła przed tym ani trochę. Równie dobrze mógłbym iść teraz bez niej. Nie pomyślałem jednak o tym, żeby pójść do pokoju po coś grubszego, czego teraz bardzo żałowałem. Była połowa jesieni mimo, że przez cały dzień prażyło słońce. Wcześniej nie przyszło mi do głowy, że przecież noce są już chłodne. Nie uzyskawszy pomocy od Jong Hyuna po prostu wymknąłem się korzystając z zamieszania, jakie towarzyszyło nam od rana. Nie byłem pewien ile czasu już krążyłem pomiędzy drzewami, nie miałem pojęcia, w którym miejscu się znajdowałem ani nawet, która była godzina. Kiedy spojrzałem w telefon od razu zamknąłem oczy oślepiony blaskiem ekranu przez to, że moje źrenice gwałtownie się zwęziły. Odetchnąłem widząc, jakie cyfry znajdują się na tarczy cyfrowego zegara. Było grubo po dziewiątej i nawet gdybym chciał wrócić do szkoły, nie zdążyłbym przed ciszą nocną. Pozostawało mi więc czekać do rana, aż zacznie się przejaśniać.
Zacisnąłem skostniałe palce na latarce, która dawała coraz słabsze światło. Od ponad dwóch godzin nieustannie ją wykorzystywałem. Nie byłem pewien ile przeciętnie trzymają baterie w takich urządzeniach, jednakże znając moje szczęście niedługo. Włóczenie się po lesie w całkowitych ciemnościach ani trochę mi się nie podobało. Desperacko zacząłem przeczesywać teren pragnąc jak najszybciej znaleźć zwierzę. Mogłem spędzić resztę nocy na mchu pod warunkiem, że nic mu nie będzie. Teraz jednak widniało przede mną fatum rychłej śmierci, o której nikt prędko się nie dowie. Znajdą mnie zamarzniętego, zwiniętego w kłębek pod jakąś sosną, porośniętego grzybami. I nawet po śmierci nie będę miał spokoju, bo ojciec będzie mnie przeklinał.
- Zeus! - Pisnąłem, kiedy tylko usłyszałem parsknięcie. Poświeciłem w tamtym kierunku, przez co oczy zwierzęcia rozbłysły. Popędziłem w jego stronę, dostając nagle zastrzyku energii. Ulżyło mi na tyle, że przestałem się martwić swoim głupim wyskokiem, za który niechybnie oberwę. Ogier w pierwszej chwili się cofnął, ale kiedy mnie rozpoznał zarżał żałośnie zupełnie tak, jakby mi się skarżył. Objąłem go za szyję i od razu poczułem, jak drży. Nie byłem pewien czy to ze strachu czy zimna, ale zapragnąłem rzucić się do gardła temu kretynowi. Już ja go urządzę... O ile mnie nie zawieszą.
- Nigdy więcej mi tak nie rób! Wiesz, jak się o ciebie martwiłem? - Spytałem, głaszcząc go po smukłej szyi. Miał pełno igieł w grzywie, znalazł się nawet jakiś zabłąkany, zeschnięty liść i chyba kilka gałązek. Nie miałem pewności. Złapałem za kantar, po czym rozejrzałem się spanikowany. Znalazłem go, no dobrze, ale co teraz? Jęknąłem żałośnie z politowania dla samego siebie. Poczułem, jak Zeus szarpie delikatnie łbem, aby zwrócić moją uwagę. Spojrzałem na niego pytająco, ale zaraz spojrzałem za niego. Poświeciłem latarką między drzewami, żeby w słabym świetle dostrzec coś, co przypominało stodołę. Albo może szopę? To nie miało znaczenia, aczkolwiek śmiałem przez to przypuszczać, że byłem bardzo daleko od szkoły. Pociągnąłem ogiera w tamtym kierunku nie widząc lepszego rozwiązania. Przynajmniej w razie deszczu nie umrę mokry.

Siedziałem skulony pod drewnianą ścianą. To, co znalazłem, czy raczej znalazł Zeus przypominało bardziej ruderę niż jakąkolwiek stodołę. Znajdowała się na skraju lasu, a kilkaset metrów dalej dostrzegałem coś, co przypominało farmę. Przypuszczałem, że należała do któregoś z gospodarzy i myślałem nawet przez chwilę czy nie poprosić ich o pomoc, jednak odłożyłem to na jutro. Nie miałem siły po kilkugodzinnej wędrówce przez las, a i ogier nie wyglądał na zadowolonego na myśl o kolejnym spacerze, który niechybnie zająłby nam sporo czasu. Dlatego wprowadziłem go do czegoś, co dawniej musiało być boksem dla konia. Znalazłem nawet spory stóg siana, którego nakładłem do koryta, aby chociaż Zeus mógł coś zjeść. Pomimo, że burczało mi w żołądku to nie korciło to do próbowania tych rarytasów.
Usiadłem w stogu, zakopując się w suchej trawie. Nie było to najwygodniejsze miejsce do spędzenia nocy, ale na tą chwilę musiało wystarczyć. Zapewniało również nieco ciepła, przez co szybko zrobiło mi się błogo. Rozluźniłem się na tyle, że przestałem drżeć i szczękać zębami. Wiatr gwizdał w szparach pomiędzy deskami. Po kilkunastu minutach zaczęło to działać na mnie jak kołysanka. Zwinięty w kłębek powoli odpływałem, chociaż w resztkach otumanionej zmęczeniem podświadomości umysł krzyczał, aby nie zasypiać. Podobno, kiedy ludzie zamarzali robiło im się ciepło i łatwo zapadali w sen, z którego nigdy się nie budzili. Nie chciałem tak skończyć. Nie potrafiłem jednak z tym walczyć. Zgarbiłem się, chowając głowę w ramionach, aby zapewnić sobie jak najwięcej ciepła. Byłem taki zmęczony... Marzyłem o tym, aby usnąć i choć na chwilę pozbyć się myśli, jakie kotłowały się w mojej głowie począwszy od poczucia winy na furii i bezradności kończąc.
- Jezu, same problemy z tobą.
Otworzyłem oczy i poderwałem się gwałtownie do siadu, rozsypując przy tym siano na wszystkie możliwe strony. Kilka źdźbeł zawieruszyło się w moich włosach, a na policzku zdążył odcisnąć materiał koszulki, którą miałem na sobie. Serce podskoczyło mi do gardła, a oddech przyspieszył do tego stopnia, że zrobiło mi się słabo. Pociemniało mi przed oczami, ale uniosłem głowę próbując zignorować pisk w uszach. Patrzyłem niewidzącym wzrokiem na chłopaka, który stał nade mną z rękami wciśniętymi w kieszenie spodni. Byłem bardziej niż pewien, że to zwidy. Musiałem być tak wycieńczony, że miałem halucynacje. Albo umarłem, tylko czy wtedy zrobiłoby mi się zimno w chwili, kiedy się podniosłem?
Zakręciło mi się w głowie, przez co zmarszczyłem brwi. Usłyszałem westchnienie, w jakim pobrzmiewała ulga, a zaraz po tym coś na mnie opadło. Zdjąłem z siebie gruby materiał, który okazał się być ciepłą bluzą. Stłumiony łoskot towarzyszył plecakowi, kiedy ten upadał rzucony na drewnianą posadzkę. Potarłem opuchnięte od zmęczenia oczy i spojrzałem raz jeszcze na chłopaka. Czułem piasek pod powiekami, którego w żaden sposób nie mogłem się pozbyć. Siano zachrzęściło, gdy tylko intruz usiadł obok mnie. Tym razem usłyszałem westchnienie pełne zniecierpliwienia, a zaraz po tym bluza znalazła się na moich ramionach. Zarzucił mi ją na plecy niezbyt delikatnie, ale to nie było ważne. Drgnąłem, kiedy z lekkim opóźnieniem dotarło do mnie, że jest rozgrzana. Momentalnie złapałem za jej poły, mocniej ją na siebie naciągając. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo byłem zmarznięty. Zacząłem dygotać i szczękać zębami, co starałem się zamaskować. Zacisnąłem zęby, by przestały przeraźliwie klekotać. Musiałem zachować pozory, że wszystko było w porządku.
- Jesteś idiotą, liczę, że masz tego świadomość. Co ci w ogóle strzeliło do głowy?! - Głos, do tej pory spokojny rozbrzmiewał złością i rozdrażnieniem. Skuliłem się, patrząc tępym wzrokiem przed siebie, jak skarcony przez właściciela pies. Dlaczego zawsze musiałem wszystko spieprzyć?
- Zeus uciekł - bąknąłem niewyraźnie. Nie miałem siły nawet na to, żeby znaleźć coś bardziej rozsądnego na swoją obronę. Poczucie winy sprawiało, że odechciewało mi się wszystkiego. Spływało po moim karku obezwładniając ciało i umysł, w którym echem rozbrzmiewały tylko słowa mojego ojca. Potrafiłem tylko sprawiać kłopoty. Byłem niewdzięcznikiem, który nie umiał docenić tego, co ludzie dla niego robili. To przeze mnie doszło do tej sytuacji. Gdyby nie mój niewyparzony język nikt nie wypuściłby Zeusa, a ja nie błąkałbym się po lesie sam. To z mojej winy Jong Hyun nie chciał mi pomóc.
Odetchnąłem ciężko i mocniej wczepiłem się w ciepłą bluzę. W tej chwili była dla mnie jedyną bezpieczną ostoją. Tylko ona chroniła mnie przed tym, co przychodziło z zewnątrz. Chłopak siedzący obok milczał, jakby próbował się uspokoić. Byłem przygotowany na wybuch złości, przyjąłbym go z pokorą. Wolałem to od tej ciszy, która rozbrzmiewała w moich uszach i ogłuszała. Miałem sobie za złe to, co zrobiłem, choć na antypatię Min Ho do mojej osoby niewiele mogłem poradzić.
- Ty kretynie... - Usłyszałem tylko zrezygnowany głos, jaki przeszedł w szept i poczułem dłonie, obejmujące mnie w pasie. Niemal wpadłem na niego, chociaż nie zaprotestowałem. Zagryzłem tylko dolną wargę, żeby się nie rozpłakać. Skrzywiłem się lekko, wypuszczając drżąco powietrze z płuc, po czym wczepiłem się w materiał jego koszulki. Nie panowałem nad drżeniem ramion, ponieważ starałem się zapanować nad sobą. Naprawdę miałem dosyć tego wszystkiego. Ciągle robiłem coś nie tak, jak powinienem, chociaż starałem się jak mogłem.
- Przepraszam - bąknąłem, zamykając piekące mnie oczy. Poczułem zapach, który znałem, może niezbyt dobrze, ale na pewno nie mogłem go pomylić z żadnym innym. Jong Hyun przytulił mnie do siebie mocno, jedną z dłoni układając na moich włosach. Milczałem, po prostu tak siedząc. Pozycja nie była najwygodniejsza, ale moje ciało odrętwiało na tyle, że nie miałem ochoty się ruszać. Nie chciałem się do tego przyznać przed samym sobą, ale tęskniłem za nim. Za tym, że mi dokuczał, ale patrzył na mnie z uśmiechem, że mnie denerwował i drażnił, pojawiał się wtedy, kiedy nie powinien, by rzucić jakąś kąśliwą uwagą oraz wciągnąć w beznadziejną dyskusję. Przeszkadzało mi to, że nie zwracał na mnie uwagi. I poczułem ulgę, gdy mnie objął. To było złe, egoistyczne i całkowicie niemoralne. Jong Hyun mi pomagał, a ja go wykorzystywałem. Tylko co mogłem poradzić na to, że było mi w tej chwili tak dobrze? Potrzebowałem tego - by ktoś tak po prostu mnie czasami przytulił nie pytając o nic. Nie byłem tak samowystarczalną osobą, za którą chciałem uchodzić.
Oddychałem spokojnie, podczas gdy starszy przeczesywał palcami moje włosy. To było takie nierealne. Naprawdę zacząłem się zastanawiać, czy wszystko ze mną w porządku.
- Dlaczego tu jesteś? - Spytałem w końcu zduszonym, ochrypłym głosem bojąc się, że mógłby to źle odebrać. Nie mogłem dłużej udawać. Lubiłem go pomimo tego, co tak usilnie sobie wmawiałem.
Spojrzałem na niego z dołu lśniącymi oczyma. Rozluźniłem ramiona, które już nie drżały i teraz czekałem na jego odpowiedź, wpatrując się w twarz chłopaka. Przyglądał mi się trudnym do odgadnięcia wzrokiem. Nadal miałem wrażenie, że jest w nim resztka rozczarowania, jednak przebijała się przez to troska i ulga, jaką czuł... Na mój widok? Nie miałem pewności, może tylko niepotrzebnie sobie dopowiadałem? Dlaczego miałby się o mnie martwić? Nie miał do tego powodów, w końcu byłem w stosunku do niego „uprzedzony". Nie potrafiłem nawet mu podziękować za pomoc, tylko naskakiwałem na niego. Co było ze mną nie tak? Żaliłem się, że nie miałem nikogo, a kiedy pojawiała się osoba gotowa mi pomóc, ja to odrzucałem.
Chłopak milczał, wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Najwyraźniej sprawdzał czy dobrze się czuję i czy wszystko jest w porządku. Odetchnął spokojnie, a ja musiałem wytężyć przyćmiony umysł, aby zrozumieć wszystko, co się działo. Chociaż każdy bodziec docierał do mnie z opóźnieniem.
- Miałem wyrzuty sumienia - szepnął, po czym przeniósł dłoń z moich włosów na policzek. Przytuliłem się do niej, zamykając oczy. Usłyszałem urwane westchnienie, jakie towarzyszyło jego uśmieszkowi. Zignorowałem to jednak, by spojrzeć na niego pytająco. Nie bardzo rozumiałem, dlaczego Jong Hyun miałby mieć wyrzuty sumienia. Przecież nie zrobił nic złego. Na jego miejscu sam bym sobie odmówił. On jednak zaczął mnie głaskać, przesuwając opuszką kciuka wzdłuż kości policzkowej. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że nasze nosy się stykały. Czułem jego oddech, jaki owiewał moje usta. Na myśl przyszła mi ostatnia sytuacja, podczas której byłem tak blisko. Spiąłem się lekko, co chłopak najwyraźniej wyczuł, bo nieznacznie się odsunął.
- Po raz pierwszy przyszedłeś do mnie, żeby o coś poprosić. Byłem tak rozgoryczony, że dopiero, kiedy wypadłeś ze szkoły dotarło do mnie, co mówiłeś. Jak wyszedłem na zewnątrz ciebie już nie było.
Opuściłem wzrok. Nie potrafiłem znieść mocy jego spojrzenia. Coś ściskało mnie wewnątrz. Czułem w brzuchu łaskotanie i spinałem się, mając w głowie tylko pustkę. Jong Hyun przyglądał mi się tak intensywnie, że nie potrafiłem rozszyfrować tego, co kryło się w ciemnych, połyskujących nieodgadnionym blaskiem tęczówkach. To krępowało. Było mi prościej, gdy widziałem w jego oczach ironię albo kpinę, łatwiej było zająć stanowisko, jeśli sypał docinkami, niż przypatrywał mi się w tak łagodny sposób. To nie pasowało do niego, ale jednocześnie nadawało mu tak troskliwego wyrazu, że moje poczucie winy tylko rosło, mocniej chwytające za mój żołądek.
- Znów to robisz - powiedział, ujmując mój podbródek w palce. Niepewnie podniosłem wzrok, napotykając wpierw pełne usta, a później migdałkowate oczy, tym razem bardziej podkrążone przez zmęczenie, jakie niewątpliwie odczuwał. Zwilżyłem koniuszkiem języka wargi czując nagłą suchość w ustach. Nachylił się nade mną mimo, że jeszcze chwilę temu zwiększył między nami dystans. Nie wiedziałem, co ma na myśli. Jong Hyun musiał dostrzec to na mojej twarzy, ponieważ uniósł kąciki ust w miękkim uśmiechu, łapiącym za serce. - Dlaczego zawsze odwracasz wzrok, Bummie?
Zacisnąłem usta, znów mając ochotę spojrzeć gdzieś, gdzie nie będzie tych dwóch tęczówek, czarnych w mroku, jaki nas otaczał. Zebrałem w sobie resztki mojej pewności siebie i wytrzymałem. Wczepiłem za to dłonie w jego koszulkę. Obejmowałem go, czego na początku nie byłem świadom. Nie widziałem zbyt dobrze jego twarzy, ale nie było to dla mnie najistotniejsze w tej chwili. Starałem się znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie, które brzmiałoby na tyle wiarygodnie, bym nie musiał się przyznawać do skrępowania, jakie odczuwałem. Bałem się, że mnie wyśmieje.
- Bo patrzysz na mnie w taki sposób, że nie wiem co myślisz - mruknąłem w końcu. Była to całkiem spora część prawdy. Nie mogłem jednak powiedzieć wszystkiego. Głównie dlatego, że sam jeszcze nie rozumiałem moich odczuć. To nie miało sensu, nawet najmniejszego. Najpierw mnie całuje, później mówi, że to „niepoprawne", a teraz znów patrzy na mnie w taki sposób, jakby miał ochotę przytulić swoje wargi do moich. Odpychałem od siebie te myśli, wmawiałem sobie, że widziałem za dużo mimo ogromu czułości, jaki dostrzegałem w każdym geście, który kierował w moją stronę.
Jong Hyun uśmiechnął się szerzej. Nie wyglądał na usatysfakcjonowanego tą odpowiedzią, ale nie zamierzałem nic dopowiadać. Poczułem się za to speszony. Naśmiewał się ze mnie, byłem tego pewien. Powinienem przestać tyle myśleć nad rzeczami, które nie miały miejsca, nie byłbym taki rozgoryczony.
Oparłem ciężką głowę na jego ramieniu. Musiałem zamknąć oczy, by dać im chwilę odpocząć, a przy tym znalazłem pretekst, by oderwać od niego wzrok. To zakrawało o bezczelność. Mrugał leniwie i patrzył na mnie lekko przysłoniętymi przez plątaninę rzęs oraz grzywki oczyma, uśmiechał się przy tym do swoich myśli, przez co nie wiedziałem, jak się zachować. Nie lubiłem, kiedy nie panowałem nad sytuacją. Przy Jong Hyunie nigdy nie wiedziałem, czego się spodziewać.
- Cieplej ci? - Spytał cicho, odgarniając włosy z mojej twarzy. Pokiwałem tylko głową, przez co potarłem policzkiem o jego ramię i połaskotałem grzywką skórę jego szyi. Pachniał tak samo jak wtedy, kiedy u niego nocowałem. Z tą różnicą, że teraz dochodziła woń ciepła jego ciała, nie była to jednak zła mieszanka. W tych warunkach wystarczająca. - Naprawdę jesteś głupi, Ki Bum. Poszedłeś do lasu nikomu nic nie mówiąc... Mogłeś chociaż uprzedzić Woo Hyuna - dodał od razu, a ja wyczułem w jego głosie nutę wyrzutów sumienia, jakie w dalszym ciągu musiał odczuwać przez to, że nie chciał mnie wysłuchać. Otworzyłem oczy, aby móc na niego spojrzeć. Objąłem go w pasie i uścisnąłem. Nie chciałem, żeby miał sobie coś za złe. - A gdyby ci się coś stało? Pomyślałeś o tym?
- Nie - bąknąłem niewyraźnie w jego koszulkę, co spotkało się z pełnym politowania westchnieniem. Naprawdę się martwił? Dlaczego było mi z tym tak dobrze, chociaż przecież nie powinno? Byłem złym człowiekiem, skoro cieszyło mnie coś takiego, jednak niewiele potrafiłem poradzić na to ciepło, jakie spłynęło do mojego żołądka wraz ze słowami starszego. - Ale nie mogłem zostawić Zeusa samego, a nauczyciele na pewno nie pomogliby mi go poszukać. Poza tym gdybym powiedział Woo Hyunowi chciałby mi pomóc i wplątałbym go w kłopoty.
- A tak wplątałeś mnie - rzucił lekko z rozbawieniem. Nie miał nic złego na myśli, ale mimo to zasępiłem się, spoglądając gdzieś za siebie.
- Wiem, przepraszam.
Pokręcił głową i odsunął mnie od siebie delikatnie. Zrobiłem zaskoczoną minę, jednak na tym nie poprzestał. Ujął moją twarz w swoje dłonie w taki sposób, bym spojrzał na niego i nie mógł odwrócić wzroku. Zrobił to jednak na tyle subtelnie, że wyglądało to niemal na pieszczotę. Pogłaskał moje policzki palcami nim zetknął razem nasze czoła z rozczulonym uśmiechem. Na chwilę opuścił powieki zupełnie tak, jakby nie przeszkadzało mu to, że narobiłem mu tyle problemów oraz znów wciągnąłem go w kolejne.
- Dlaczego mnie przepraszasz? Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem. I wchodziłem tutaj z premedytacją. Gdybym nie chciał myślisz, że poszedłbym cię szukać? - To było pytanie retoryczne, ale miałem ogromną ochotę odpowiedzieć. Zamiast tego zsunąłem nieco dłonie, łapiąc w palce koszulkę gdzieś na wysokości jego bioder. Zmiąłem ją tak bardzo, że nadawała się najpewniej tylko do prania. Nie myślałem jednak o tym, podobnie jak o wielu innych rzeczach zbyt zajęty uspokajaniem oddechu. Brunet spojrzał na mnie nim odetchnął powoli, zsuwając spojrzenie na moje usta. To był ułamek sekundy, przez co nie byłem pewien czy jednak mi się nie wydawało. - Uważam cię za przyjaciela, chociaż ty tak o mnie nie myślisz. Obiecałem ci pomóc, Bummie, bo wiem, że nikt inny tutaj nie jest do tego zdolny. Nie mogę jednak robić tego wbrew tobie.
- Nieprawda - wymamrotałem, dosłownie mu przerywając. Wbiłem w niego harde spojrzenie, co wprawiło go w konsternację. Przełknąłem ślinę, ale nie zamierzałem się teraz wycofywać. - To nieprawda, że nie myślę o tobie jak o przyjacielu, Jong Hyun. Po prostu za każdym razem, kiedy rozmawialiśmy żartowałeś ze mnie i docinałeś mi. Czepiałeś się słówek, starałeś się mnie zirytować, a ja miałem wrażenie, że czerpiesz satysfakcję z tego, że się wściekam przez twoje uszczypliwości. Pomagałeś mi, ale zaraz po tym zawsze robiłeś coś kąśliwego i szyderczego, choć zapewniałeś, że nie masz nic złego na myśli. - Zaciąłem się, zsuwając wzrok na swoje dłonie. Chłopak czekał cierpliwie, aż pozbieram myśli, za co byłem mu wdzięczny. Wątpiłem, bym miał siłę próbować jeszcze raz. Było mi teraz tak gorąco, że bluza, którą mi dał zaczęła mi powoli przeszkadzać. - Kiedy mnie pocałowałeś spanikowałem. Nie wiem, dlaczego, ale się wystraszyłem. Sam powiedziałeś, że to było niewłaściwie, ale nie chciałem, żebyś potraktował to, jako niechęć z mojej strony do ciebie. Mimo tego wszystkiego lubię cię. Może po prostu byłem uprzedzony.
To była moja najdłuższa wypowiedź, która wydobyła się z moich ust w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu minut. Nie wiedziałem, która dokładnie była godzina, jednak to nie było dla mnie w tym momencie istotne. Podniosłem wzrok na Jong Hyuna. Nie od razu odpowiedział, dotykając mojej twarzy ledwie opuszkami palców. Głaskał ją w ten sam delikatny sposób, jaki zapamiętałem i patrzył za nimi tęsknie, jakby nad czymś intensywnie rozmyślał. Nie uśmiechał się, a w jego oczach widziałem rozżalenie zmieszane z żalem.
- Przepraszam. Naprawdę nie chciałem być dla ciebie chamski. Ale zwracałeś na mnie uwagę tylko wtedy, kiedy cię denerwowałem. W innym wypadku byłeś podejrzliwy i nieufny. Sceptycznie podchodziłeś do wszystkiego, co robiłem - powiedział w końcu, wracając spojrzeniem do moich oczu. Posłał mi skruszony uśmiech, a zaraz po tym odsunął się ode mnie i zabrał dłonie. Zadrżałem, a pomimo, że nie czułem chłodu zrobiło mi się zimno. - Ten pocałunek był niewłaściwy, chociaż chciałem to zrobić już wtedy, kiedy siedziałeś przy mnie przed pianinem. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie kusiło, żeby cię pocałować. Nie miej mi tego za złe, Bummie. Nie zrobię tego więcej tak, jak obiecałem.
Patrzyłem na niego zamroczony. Nie byłem pewien, który z nas w tym momencie ma większe wyrzuty sumienia. Jong Hyun się zadręczał, bo źle odebrałem jego zachowania, a ja, bo niesprawiedliwie go oceniłem. Nie miałem odwagi się ruszyć, ale jednocześnie pragnąłem go dotknąć. Gdzieś w głębi poczułem zawód, gdy tylko powtórzył to zapewnienie. Cichy głos w podświadomości szeptał, że go nie złamie i wytrwa w swoim postanowieniu. Sprawiło to jednak, że sam nabrałem ochoty, aby znów posmakować jego ust. Pamiętałem to, co czułem, kiedy mnie całował i chciałem znów pozwolić mu rozbudzić we mnie te emocje. Nie miałem jednak odwagi przemóc się, by chociażby się do niego przysunąć.
Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek brunet sięgnął po plecak, z którego wyjął koc. Zrobiłem zdziwioną minę patrząc na puchaty kawałek materiału, jaki teraz rozkładał. Byłem tym tak zaskoczony, że na chwilę zapomniałem o rozmowie, jaką prowadziliśmy.
- Powinieneś się położyć. Już późno, lepiej żebyś nie wyglądał jak siedem nieszczęść, kiedy będziesz tłumaczył się przed naszymi nauczycielami - polecił, nakrywając mnie zaraz. Zamrugałem kilka razy, jednak pozostałem w takiej pozycji, w jakiej siedziałem. Nie było mi już zimno, pomimo, że w dalszym ciągu odczuwałem zmęczenie. Narastało z każdą chwilą, coraz trudniej było mi zrozumieć jego słowa.
Oblizałem po raz kolejny usta, jakie zagryzłem od razu. Popatrzyłem na starszego chwytając za koc. Nieco go z siebie zsunąłem, żeby móc przykryć i jego. Ja nie pomyślałem nawet o bluzie, a on najwyraźniej o wszystkim. Nie znaczyło to jednak, że zamierzałem pozwolić mu się rozchorować. Nie byłem na tyle zmęczony, aby nie skojarzyć tych kilku faktów. Przysunąłem się do niego, jako że stóg siana nie był wcale taki duży. Zawahałem się jednak, co nie umknęło uwadze Jong Hyuna. W jego oczach dostrzegłem zawód i od razu zrozumiałem, że musiał to opacznie odebrać. Uśmiechnął się do mnie słabo, starając się to zamaskować.
- Spróbuj zasnąć, dobrze? - Poprosił łamiącym się głosem. To zachowanie było tak odmienne od tego, które znałem, że nie mogłem go znieść. Serce z każdą kolejną chwilą ściskało mi się mocniej i byłem pewien, że jeszcze trochę, a się rozpłaczę z bezsilności.
- Pocałuj mnie - wypaliłem nagle, bez zastanowienia. Nawet w moich uszach zabrzmiało to żałośnie, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Widziałem zaskoczenie na jego twarzy, sam jednak byłem pewien swoich słów bardziej, niż tych wypowiedzianych wcześniej. - Pocałuj mnie, Jong Hyun - powtórzyłem, nie odwracając wzroku. Nie wiem, co zobaczył w moich oczach, ale ja widziałem w tych jego niedowierzanie zmieszane z niepewnością. Wahał się, jednakże krótko. Chwycił mnie za kark i przyciągnął do siebie, rozpaczliwie dociskając ciepłe usta do moich. Przez myśl przemknęło mi, że bał się, że zmienię zdanie i się rozmyślę. Złapałem się jego ramion, kiedy zakręciło mi się w głowie.
Ten pocałunek diametralnie różnił się od tamtego. Jong Hyun nie był delikatny. Nie dotykał mnie, jakbym był z porcelany i nie było w nim tej niepewności, którą wyczuwałem wtedy w jego pokoju. Teraz gwałtownie miażdżył moje usta, wpijał się w nie zachłannie oraz odbierał oddech nie pozwalając się odsunąć. Trzymał mnie pewnie, obejmował zdecydowanie i zaciskał palce na moich ramionach, nie dając nawet chwili na to, aby się zrewanżować. Mimo to starałem się nadążyć. Naparłem na niego, by oddać pocałunek, przez co przylgnąłem do gorącego ciała, nie pozostawiając pomiędzy nami nawet najmniejszego ostępu. Zamknąłem oczy, podczas gdy moje serce szaleńczo wybijało nierówny rytm. Zrobiło mi się gorąco. Krew szumiała mi w uszach, uderzała do twarzy. Zawierciłem się niespokojnie. Byłem zbyt oszołomiony, by zrozumieć, że jeden pocałunek potrafił mnie pobudzić. Ale nie mogłem dłużej okłamywać sam siebie, że to mi się nie podobało.
Szalałem wewnątrz, kiedy nasze wargi ocierały się o siebie. Rozum krzyczał i ostrzegał, ale ciało nie chciało słuchać. Lgnąłem do niego mrucząc cicho, przez co szybko poczułem na swoich ustach jego uśmiech. Nie dałem mu jednak tej satysfakcji. Mocniej wpiłem się w te ciepłe usta, zachłannie badając ich strukturę. Trzymałem się go kurczowo bojąc, że jeśli mnie puści przewrócę się, chociaż siedziałem na sianie. Zdrętwiały mi palce od trzymania jego koszulki, jednak nie byłem w stanie się odsunąć. Smakował nocą i pachniał trawą, przypominał letni wieczór - ciepły oraz łagodny, a jednocześnie niespokojny, by w końcu mogła zerwać się burza i porwać mnie w swoje objęcia. Upajałem się z radością tym, co budził we mnie desperacki dotyk nienasyconych ust.
Jong Hyun złapał mnie za włosy i zacisnął na nich palce. Wdarł się do wnętrza moich ust językiem, nie pozwalając ani na chwilę zdominować pieszczoty. Coś przewróciło mi się w żołądku. Poczułem łaskotanie, przez co jęknąłem zduszenie, krzywiąc się nieznacznie. Oderwałem się od niego na chwilę, przerywając cienką stróżkę śliny, jaka łączyła nasze wargi. Rozchyliłem powieki, jednak niewiele widziałem. Patrzyłem na niego, jak przez mgłę biorąc płytkie oddechy. Kręciło mi się w głowie przez to, że zbyt gwałtownie wciągnąłem powietrze do płuc. Czułem, jak pieką mnie usta. Spojrzałem na te należące do chłopaka. Były opuchnięte, jeszcze pełniejsze, niż zazwyczaj. Kusiło mnie, by znów ich posmakować. To było jak Puszka Pandory, której nie powinienem był otwierać.
Zadrżałem, unosząc wzrok do jego oczu. Nie patrzył na mnie. Zetknął tylko razem nasze czoła, oddychając szybko i nierówno. Głaskał mnie po policzku, podczas gdy ja przyglądałem mu się z zafascynowaniem. Uniosłem dłoń, by dotknąć opuszkami jego twarzy. Nie byłem pewien, czy mogę sobie na to pozwolić, ale dostrzegając błogi uśmiech na ustach Jong Hyuna nabrałem więcej pewności siebie. Popchnąłem go lekko, by opadł na plecy i sam ułożyłem się na jego klatce piersiowej, przytulając zaraz nos do skroni starszego. Zaciągnąłem się jego zapachem, czując się głupio. Prawie, jak zakochany nastolatek, ale przecież nie czułem nic takiego do niego. Może było to zwykłe zauroczenie jego osobą? Nie wiedziałem jeszcze, co to znaczy, ale czy naprawdę trzeba było wszystko nazywać po imieniu? Wolałem zostawić to tak, jak jest i korzystać z okazji, że miałem przy sobie kogoś, na kim mogłem polegać.
Zamknąłem oczy, kiedy naciągnął na nas koc. Chłopak objął mnie ramionami, by zapewnić mi więcej ciepła, a ja posłałem mu w odpowiedzi pełen wdzięczności uśmiech. Schowałem twarz przy jego szyi czując, jak ze zdwojoną mocną dopada mnie zmęczenie. Chwilowy skok adrenaliny spowodowany pocałunkiem ustąpił. Zostawił po sobie jednak to kiełkujące uczucie euforii, której nie rozumiałem. W głębi obawiałem się tego, co będzie rano, chociaż w tej chwili byłem zbyt zmęczony na to, aby się martwić. Jeszcze kilkadziesiąt minut temu zadręczałem się tym, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku dni. Teraz - leżąc przy Jong Hyunie czułem znów ten błogostan i przyjemne rozleniwienie, jakby nagle wszystkie moje zmartwienia prysły za sprawą jego ciepłego oddechu, który łaskotał moją skroń oraz dotyku, budzącego dreszcze za każdym razem, gdy przesuwał dużą dłonią po moich drżących plecach. Osobliwy był fakt, że to obecność chłopaka przynosiła takie ukojenie, ale nie było mi z tym źle. I co jeszcze dziwniejsze, z tą myślą również czułem się dobrze. Przecież to wcale nie musiało znaczyć, że byłem inny.

~***~

1Skoki przez przeszkody (zawody hippiczne) olimpijska konkurencja jeździectwa, jedna z siedmiu wspieranych przez Międzynarodową Federację Jeździecką (FEI). W konkurencji tej, koń i jeździec pokonują przeszkody ustawione na torze zwanym parkurem z jak najmniejszą liczbą błędów.
2Ujeżdżenie (dresaż) dyscyplina jeździecka, w której koń z jeźdźcem muszą wykonać szereg figur i zaprezentować różne chody na placu zwanym czworobokiem.

~***~