10 września 2015

Innocence


Tytuł: Innocence
Gatunek: Fluff/Romans/Humor
Paring: JongKey

Usłyszałem cichy jęk zawiasów. Westchnąłem ciężko i skierowałem zaspany wzrok w stronę drzwi. Skrzywiłem się przy tym, by dać przybyszowi do zrozumienia, jak bardzo nie jestem zadowolony z tej wizyty.
– Key… Wiesz, która godzina? – Chłopak przygryzł dolną wargę i skinął niepewnie głową. Zmarszczyłem brwi, tworząc na moim dotychczas gładkim czole długą bruzdę. – Coś się stało, Bummie? – Spytałem łagodniej, przyglądając mu się z troską.
Nie odpowiedział. Podszedł do łóżka i wdrapał się na nie, spoglądając na mnie tymi swoimi ciemnymi, kocimi oczyma. Na chwilę zapomniałem o złości, jaką odczułem, kiedy brutalnie przerwano mi próbę zapadnięcia w objęcia Morfeusza.
– Nie mogę spać – wymruczał ochryple, siadając na moich udach.
Przylgnął do mojego ciała, ocierając się przy tym zmysłowo o moje krocze. Poczułem przyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Momentalnie zapomniałem o tym, że powinienem udawać wściekłego lub chociaż niezadowolonego. Zacisnąłem palce na zgrabnych biodrach młodszego i ułożyłem usta w zagłębieniu jego szyi. Przygryzłem pachnącą malinowym musem do ciała skórę, co wywołało u niego cichy jęk. Zafalował biodrami, w wyniku czego momentalnie zrobiło mi się gorąco.
– Hyung, mogę dzisiaj spać z tobą? – Spytał szeptem, wsuwając chłodne dłonie pod moją koszulkę.
Momentalnie otrzeźwiałem. Oderwałem się od jego kuszącej szyi, na której tworzyłem właśnie malinkę. Spojrzałem na niego z podejrzliwą miną, wpatrując się w hipnotyzujące oczy.
– Okay, co jest? – Spytałem otwarcie, mrużąc nieco oczy, by dać mu w ten sposób do zrozumienia, że nie dam się już podejść. Wydął różowe usta robiąc minę obrażonego dziecka. Uznałem to za urocze, jednak hardo nie zmieniałem swojej postawy.
– Mam ochotę spędzić noc z moim chłopakiem, to takie dziwne?
– To normalne, skoro wyglądam jak chodzący seks i pragnie mnie dosłownie każdy – odpowiedziałem bez ogródek, nawet nie siląc się na skromność, co (jak zawsze) spotkało się z prychnięciem pełnym rozbawienia. – Dziwi mnie określenie, którym mnie uraczyłeś. A więc? Co przeskrobałeś i dlaczego to ma związek ze mną?
Zmieszał się, co u Ki Buma było rzadkością i tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam rację. Skrzyżowałem ramiona na szerokiej klatce piersiowej, taksując go badawczym spojrzeniem. Zmiął w palcach róg mojej koszulki. Patrzył na swoje dłonie najwyraźniej nie wiedząc, w jaki sposób powinien mi przekazać tragiczną wiadomość, jaką najwyraźniej przyniósł. Odchrząknąłem ponaglająco. Głównie dlatego, że zdążyłem się już podniecić, przez co bokserki zaczęły mnie nieprzyjemnie uwierać.
– Zgubiłem kluczyki od twojego samochodu… – Wymamrotał i od razu poderwał głowę, by na mnie spojrzeć i zasypać mnie lawiną słów. – Ale to był przypadek, Jong Hyun! Byłem pewien, że położyłem je na szafce! Szukałem wszędzie, ale ich nie ma! Ściągnąłem nawet ślusarza, żeby otworzył auto, ale ich tam nie było… Przepraszam, Jong Hyunnie – westchnął płaczliwie, przez co w momencie zrobiło mi się go szkoda. Jednocześnie uznałem, że wygląda niezwykle uroczo.
Przylgnął do mnie ciasno, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi, jakby się bał, że zacznę na niego krzyczeć. Objąłem go ramionami i zacząłem głaskać go po plecach, powstrzymując kłębiący się we mnie śmiech. Normalnie urządziłbym mu awanturę godną tej, jakie musiałem przeżywać, gdy Ki Bum darł się na mnie, bo zapomniałem o czymś trywialnym. Problem leżał gdzieś indziej…
– Bummie, położyłeś je na szafce – powiedziałem z rozbrajającą szczerością, na co spiął się i wbił we mnie zaskoczone spojrzenie. – Kazałeś mi o nich pamiętać i nazwałeś mnie „skamieniałym, leniwym dinozaurem”.
Wyprostował się, wpatrując się we mnie w taki sposób, jakby szacował czy aby na pewno mówię prawdę. Westchnął cierpiętniczo, po czym podniósł się z łóżka i poprawił swoje włosy. Zerknął przy tym w zawieszone przy szafie lustro. Zmarszczyłem po raz kolejny brwi, spoglądając na niego z niemym pytaniem wypisanym na twarzy. Key jednak mnie zignorował i skierował się do drzwi, wywołując tym u mnie zdziwienie.
– Hej! A ty dokąd? – Spytałem z oburzeniem, bo zdążyłem się już nastawić na przyjemnie spędzony wieczór. Obrócił się do mnie, oparł o zamknięte drzwi i posłał rozkoszny uśmiech, pod wpływem którego zmiękłyby mi kolana, gdyby nie to, że aktualnie półleżałem na łóżku. Zagryzł kusząco dolną wargę, robiąc przy tym minę niewiniątka jakby to, co jeszcze przez chwilą wyprawiał na moich kolanach nie miało miejsca.
– Idę spać. Mam jutro nagranie w studiu, nie mogę przez twoje podwyższone libido zaspać, erotomanie – odpowiedział i posłał mi w locie całusa, nim wyszedł z pokoju uśmiechając się złośliwie pod nosem.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę, spoglądając na moje pobudzone krocze. Przełknąłem z niezadowoleniem ślinę, by szybko naciągnąć na siebie kołdrę, aż po same uszy z zażenowania i złości, że dałem się tak łatwo podejść. Może mi ktoś w końcu powie, za co ja go kochałem?