27 lipca 2016

Adagio Sostenuto: Rozdział 7


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 7/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”

Otworzyłem oczy czując narastający chłód. Nade mną pochylała się czyjaś twarz – ciemne oczy lśniły w porannym blasku, a między brwiami pojawiła bruzda świadcząca o tym, że chłopak miał zmarszczone brwi. Poderwałem się gwałtownie zaskoczony. Nie spodziewałem się takiej pobudki! Poczułem przeszywający ból w skroni po spotkaniu z głową intruza, a zaraz po tym rozległ się niezadowolony jęk, kiedy złapał się za nos.
- Ki Bum! Zwariowałeś?!
Odwróciłem się, masując czoło. Przede mną stał Jin Ki z wytrzeszczonymi oczyma pełnymi niedowierzania. Rozejrzałem się zdezorientowany. Na raz przypomniało mi się, dlaczego spędziłem noc na kozetce w gabinecie higienisty i momentalnie zapiekły mnie policzki. Boże, taki wstyd...
- Co ty tu robisz?! Dlaczego nie jesteś w pokoju? – Spytał, kiedy nadal milczałem. Odwrócił się do lustra chcąc sprawdzić, czy z jego twarzą wszystko w porządku. Przełknąłem ślinę rozkojarzony. Potarłem oczy i ziewnąłem potężnie, przeciągając się od razu.
- Min Ho miał gościa – wychrypiałem, spuszczając nogi na ziemię. To nie było tak do końca kłamstwo przecież… – A że w gabinecie było otwarte okno...
- Ki Bum, dlaczego nie przyszedłeś powiedzieć? – Spytał, kręcąc głową z politowaniem. Zrobiłem urażoną minę, ale nie odpowiedziałem. Spojrzałem tylko na swoje dłonie, ściągając rękawy bluzy. Drgnąłem na samą myśl, że muszę ją oddać Jong Hyunowi. To oznaczało spotkanie, a spotkanie rozmowę. Zagryzłem dolną wargę czując, jak dreszcze przechodzą przez moje ciało. Nadal miałem wrażenie, że czuję jego usta na swoich, jakby wypaliły tym pocałunkiem niewidzialny ślad. Ciągle miałem wrażenie, że mnie obejmuje, gładzi po włosach. Co z nim było nie tak? Byłem chłopakiem, do cholery! Jak mógł mnie POCAŁOWAĆ?!
- Słuchasz mnie? – Jin Ki westchnął zniecierpliwiony, pstrykając mi palcami przed nosem. Natychmiast oprzytomniałem, odpychając od siebie myśli o Jong Hyunie. Zrobiło mi się zimno, jakby wraz z nimi uleciało całe ciepło.
- T-Tak, cały czas – wydukałem, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Wywrócił oczyma. Chyba nie miał zbyt dobrego humoru.
- Naprawdę, same problemy z tobą. Wystawię ci zwolnienie za pierwsze godziny, ale masz iść na dwie ostatnie. Rozumiemy się?
Pokiwałem tylko głową w milczeniu. Patrzyłem na niego, zakładając buty. Uśmiechnął się do mnie lekko, a ja poczułem ulgę. Może po prostu się martwił…? Potargał mi i tak zmierzwione włosy, nim zamknął okno, którym się tutaj wkradłem. Zanim usiadł przy biurku spojrzał jeszcze na mnie z taką miną, jakby sobie o czymś przypomniał.
- A właśnie, przywieźli Zeusa dzisiaj rano. Weterynarz mówił, że powinien odpocząć kilka dni od siodła. Po lekcjach możesz się z nim zobaczyć – dodał widząc, jak od razu zmierzam do drzwi. Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na niego przez ramię. Pogroził mi palcem, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Bo ci nie napiszę zwolnienia.
Westchnąłem ciężko, wywróciłem oczyma, ale pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Dobrze, mamo – burknąłem tylko, nim wyszedłem, chcąc się oporządzić i wziąć książki. Najchętniej olałbym to, co Jin Ki do mnie mówił, jednak miałem świadomość kłopotów, jakie bym na siebie sprowadził. W końcu kto w prestiżowej szkole cieszył się z wagarowiczów?

Szedłem z Woo Hyunem w stronę łazienki. Nie miałem pojęcia, o czym mi opowiadał. Chciałem jak najszybciej iść do Zeusa, ale mój przyjaciel miał pilną potrzebę uściśnięcia swojego drogiego przyjaciela, jaki skrupulatnie odwracał jego uwagę na ostatni niej lekcji. Czekałem na niego przy umywalkach, w między czasie spoglądając w lustro. Wyglądałem, jakby ktoś co najmniej wrzucił mnie pod pociąg, rozjechał walcem, a później do kompletu podeptał. Worki pod oczami świadczyły o niewyspaniu – na bladej twarzy wyjątkowo się odznaczały, co więcej w którymś momencie rozciąłem sobie zębami wargę, tylko nie wiedziałem, w którym.
- Już? – Burknąłem, kiedy wychodził z szerokim uśmiechem. Wyciągnął rękę w moją stronę, jakby chciał mnie poklepać po plecach, ale odskoczyłem od niego, jak oparzony. – A może byś się tak najpierw umył?! – Warknąłem, na co zrobił pytającą minę. Inteligencją nie grzeszył, to fakt.
- Zrobiłeś się strasznie drażliwy, wiesz? – Spojrzał na mnie z zawiedzioną miną. Zazgrzytałem zębami, mierząc go morderczym spojrzeniem.
- Przykro mi, że nie chcę mieć żadnego kontaktu, nawet pośredniego z twoim „kolegą”! – Warknąłem, kierując się w stronę drzwi. Może i miał rację. Może i byłem drażliwy, ale z drugiej strony odnosiłem wrażenie, że mam do tego pełne prawo. Martwiłem się o Zeusa, nie widziałem go od wczorajszego wieczora, a w dodatku nieustannie gryzło mnie to, co stało się później. Co prawda nie mówiłem Woo Hyunowi o tym… Incydencie w pokoju Jong Hyuna, ale nieustannie o tym myślałem. Ciężko przechodziło mi nazwanie tego wprost, nadal miałem wrażenie, że coś sobie ubzdurałem. To przecież było takie nieprawdopodobne. Obaj byliśmy chłopakami, nawet nie znaliśmy się za dobrze, bo większość czasu, jaki razem spędzaliśmy mijał nam na wzajemnym droczeniu się – czy raczej to Jong Hyun się ze mną droczył, wkurzał mnie, doprowadzał do szewskiej pasji, a ja kipiałem złością ku jego uciesze. Zastanawiałem się czy z nim o tym nie porozmawiać, kilka razy nawet chciałem podejść do niego na korytarzu, ale widząc, jak kręci się koło niego Se Kyung zmieniałem zdanie. Poza tym odnosiłem wrażenie, że mnie ignoruje. To dodatkowo sprawiało, że miałem mętlik w głowie. Może powinienem pójść tym śladem i sam zachowywać się, jakby nie istniał?
- Idziemy do stajni? – Spytał Woo Hyun, wycierając dłonie w spodnie.
- Tak, chcę zobaczyć Zeusa. I muszę porozmawiać z panem Parkiem – odpowiedziałem, naciskając na klamkę. Pchnąłem drzwi, ale ledwo to zrobiłem, uderzyły w coś z głuchym hukiem. Wypadłem na korytarz, szukając przeszkody, którą napotkało drewno. Wytrzeszczyłem oczy widząc Jong Hyuna, który trzymał się za nos. Miałem ochotę zaśmiać się histerycznie, ale gapiłem się tylko na niego, kiedy ze skrzywioną miną odsuwał dłoń, aby sprawdzić, czy nie ma na niej krwi. Woo Hyun za to się nie krępował. Zaczął rżeć jak idiota, klepiąc mnie po ramieniu. Nawet nie miałem ochoty w tym momencie go kopnąć, żeby przestał.
- O bracie, ty to masz wyczucie! – Zawył, tym samym ściągając na mnie uwagę osób, jakie znajdowały się w pobliżu. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Czy wszystkie najbardziej żenujące momenty musiały przypaść właśnie mnie?
- To było niechcący – burknąłem, łypiąc na Jong Hyuna.
- Jesteś zdolny do wszystkiego – stwierdził wyniośle, niemal z pretensją w głosie, co spowodowało, że nawet Woo Hyun się uciszył. Patrzył się na bruneta z rozdziawionymi ustami. Trudno było powiedzieć, kto był bardziej zaskoczony, on czy jednak ja.
- Jakbym robił to z premedytacją bardziej bym się postarał – warknąłem, kiedy dostrzegłem wyraz jego twarzy. Trudno było nadążyć za tym człowiekiem. Wczoraj całował mnie, jakbym miał mu się rozsypać w ramionach, a teraz patrzył wręcz z odrazą. W dużych, ciemnych oczach widziałem coś, czego nie potrafiłem dokładnie nazwać. Uczucia tlące się w lśniących tęczówkach balansowały na granicy wstrętu i rozczarowania, niechęci oraz frustracji, a bijąca od niego awersja jak i niesmak były wręcz wyczuwalne. Tylko czekać, aż zacznie mi wmawiać, że się na niego rzuciłem.
- Masz w tym wprawę – rzucił sucho, a ja zapragnąłem się na niego rzucić. Ale z pięściami. Co za palant. Teraz będziemy sobie wyrzucać? Naprawdę go nie rozumiałem. Miał jakieś rozdwojenie jaźni?
- Takiej twarzy już nic nie zaszkodzi – uciąłem lakonicznie, po czym bezceremonialnie go wyminąłem. Wypuściłem powietrze z płuc uświadamiając sobie, że od kilku chwil nie oddychałem. Zawsze tak było, kiedy się zdenerwowałem. Poczułem się urażony, chociaż nie chciałem się do tego przyznać. Nie znaczył dla mnie tyle, żebym się martwił jego zachowaniem, a jednak kuło mnie gdzieś w środku to, jak mnie potraktował. Nawet, jeśli był zły, że wczoraj wyszedłem nie musiał się tak zachowywać.
- Co mu się stało? – Spytał Woo Hyun, kiedy udało mu się mnie wreszcie dogonić. Wzruszyłem ramionami, ale nie odpowiedziałem. Byłem bardziej niż pewien, że jeśli się teraz odezwę, to wybuchnę. Kto mu dał do cholery prawo zachowywać się w taki sposób, jakby to była moja wina?!
Chłopak odwrócił się, jednak ja uparcie szedłem w jedynym słusznym kierunku. Dyszałem ciężko, dłonie wciskając w kieszenie spodni. Trzasnąłem drzwiami ze szkoły tak mocno, że nawet samozamykacz im nie pomógł. Objąłem się ramionami, gdy tylko poczułem chłodny wiatr. Pogoda postanowiła chyba wreszcie wziąć się za siebie, co nie napawało optymizmem naszych chłopców z drużyny piłkarskiej. Jeśli będą grali w deszczu na pewno się pochorują – to z kolei zmniejszało frekwencję na lekcjach, a więc i nauczyciele niezbyt się cieszyli, że październik kończył się takim akcentem.
Zwolniłem kroku, kiedy rozbolały mnie nogi. Odetchnąłem ciężko i rozluźniłem ramiona, jakie do tej pory cały czas pozostawały spięte. Miałem dosyć, naprawdę. Odkąd pojawiłem się w tej szkole ciągle coś było nie tak. I zazwyczaj wszystko kręciło się wokół jednej osoby. Już nawet Min Ho nie dawał mi tak popalić, a ciągle mi dokuczał albo próbował w ten czy inny sposób zemścić się na mnie za to, że został wykluczony z rozgrywek piłkarskich.
- Jong Hyun jest dziwny – powiedział nagle Woo Hyun, a ja spojrzałem na niego, jak na kosmitę.
- Teraz dopiero to odkryłeś, Sherlocku? – Zadrwiłem, co spotkało się z kolejną, pełną urazy miną. Westchnąłem ciężko, wchodząc do stajni. Od razu poczułem ten charakterystyczny zapach, co pomogło mi się nieco rozluźnić. – Jak ja to mówiłem, to mi nie wierzyłeś.
-  Bo wcześniej się tak nie zachowywał – zaczął się usprawiedliwiać, na co wywróciłem oczyma z politowaniem. Jasne. Odkąd go znam, zachowuje się, jakby jednocześnie miał okres, był w ciąży, przechodził kryzys wieku średniego i menopauzę. – Nie był zbyt towarzyski, zawsze był indywidualistą, ale kiedy z kimś rozmawiał nie był taki… chamski. Nawet, jak miał zły dzień. Coś ty mu zrobił? – Spojrzał na mnie z podejrzliwą miną, a ja omal nie zachłysnąłem się śliną. Spokojnie, Ki Bum. Przecież niczego się nie domyśli.
- Wyglądam, jakbym mu coś zrobił? – Odpowiedziałem pytaniem na pytanie mając nadzieję, że dostatecznie wymijająco. Woo Hyun uniósł brwi z powątpiewaniem i skrzyżował przedramiona na piersi.
- Myślisz, że nie widziałem, jak cię wczoraj wytargał stąd po tym, co się stało Zeusowi?
- A co to ma do rzeczy? – Zmrużyłem podejrzliwie oczy, podchodząc do boksu. Miękkie chrapy trąciły mnie w policzek, a ja wyciągnąłem dłoń, aby pogłaskać zwierzę po łbie. Woo Hyun patrzył na mnie wyczekująco. Westchnąłem ciężko, wzruszając ramionami. – Nie wiem, co go ugryzło, daj mi spokój. Skąd mam wiedzieć, co siedzi w jego głowie? Wyglądam na jasnowidza?
- Nie, masz winę wypisaną na twarzy – odpowiedział niemal od razu. Nie spojrzałem na niego, wyjąłem za to garść miętówek, jakie Zeus chętnie pochłonął. Wyglądał znacznie lepiej. Poczułem ogromną ulgę, aż zrobiło mi się słabo, przez co zaczęło mi szumieć w uszach, a obraz na chwilę się rozmył. Szybko doszedłem do siebie, ale musiałem podeprzeć się ręką o drzwi boksu. Łypnąłem na Woo Hyuna, który odchrząknął znacząco, ewidentnie domagając się wyjaśnień.
- Co ci mam niby powiedzieć? Że się z nim całowałem? – Warknąłem, zanim zdążyłem się powstrzymać. Parsknął śmiechem, po czym popatrzył na mnie ze współczuciem.
- Daj spokój, nie jestem aż tak naiwny. To byłaby najgorsza wymówka. Ale przyjacielowi mógłbyś powiedzieć, o co chodzi – dodał, robiąc urażoną minę. Nie miałem pojęcia czy tylko udawał głupka, czy może naprawdę był takim idiotą, ale zdecydowanie byłem mu za to wdzięczny. Pewnie uwierzyłby w najgłupsze kłamstwo, jakie bym wymyślił. Załamałem ręce, wchodząc do boksu. Złapałem za szczotkę, żeby móc wyszczotkować ogiera, który zdążył już zjeść cukierki pudrowe i zaczął się niecierpliwić. Skutkowało to tym, że szarpał mnie za włosy swoimi zębiskami – nie podobał mu się czarny kolor, a ja się wcale nie dziwiłem. Przywykł do blondu.
- Przecież ci mówię, że nie wiem, o co mu chodzi – jęknąłem, widząc upór na jego twarzy. – Jakbym wiedział, to by mnie to tak nie wkurzyło! Zachowuje się jak palant, a ja nie mam pojęcia, co mu niby zrobiłem.
Przez chwilę patrzył na mnie podejrzliwie, ale ostatecznie dał za wygraną. Niezmiernie mnie to ucieszyło, nie zamierzałem ciągnąć dłużej tej głupiej dyskusji, jak również nie chciałem myśleć już o Jong Hyunie. Miałem go dosyć.
Wyszczotkowałem Zeusa, jaki mrużył swoje wielkie ślepia z zadowolenia, kiedy masowałem plastikową szczotką jego łopatki i grzbiet. Kręcił się, kiedy zsuwałem miękką na brzuch, a w pewnym momencie wepchnął mnie na wiadro, co bardzo rozbawiło Woo Hyuna. Dosyć szybko się ulotnił, żeby zajrzeć do swojego pinto. Nie mogłem powiedzieć, by mi się to spodobało. Zostałem sam ze swoimi myślami, a to skutkowało tym, że co rusz uciekały w jednym kierunku. Starałem się skupić na szczotkowaniu, chociaż nie pomagało to jakoś wybitnie. Wreszcie zmuszony byłem pogodzić się z tym, że nie tak trudno było przestać myśleć o Jong Hyunie. I to nie dlatego, że mi się podobał, skąd – nękało mnie jego zachowanie. Nie lubiłem bardzo takich sytuacji. Kiedy nie wiedziałem, o co chodzi. Przeprosiłbym go nawet, ale pojęcia nie miałem, o co się tak rzucał! O to, że wyszedłem? Chyba nie spodziewał się, że spędzę z nim po tym noc w jednym pokoju? Może dla niego całowanie się z osobą tej samej płci było normalne, ale ja dotąd byłem święcie przekonany, że wolę dziewczyny. I raczej wątpiłem, żeby miało to się zmienić. To było… niemoralne.
Westchnąłem ciężko, przytulając się do szyi ogiera. Naprawdę miałem dosyć tego wszystkiego. Bolał mnie brzuch, chociaż na pewno przez to, że nie jadłem dzisiaj jeszcze nic rozsądnego. Dlatego też wyszedłem z boksu, przeciągając się. Zastałe kości jęknęły cicho, a ja skrzywiłem się czując, jak kolejne kręgi strzykają w ten osobliwy sposób. Poczekałem na Woo Hyuna, który zaraz do mnie dołączył, cały mokry. Najwyraźniej nie tylko mnie się dzisiaj oberwało.
Bez zbędnych ceregieli skierowaliśmy się w stronę szkoły. W oddali widziałem grupkę Se Kyung, dlatego starałem się ją ominąć zwłaszcza, że nas nie widziała, zbyt zajęta opowiadaniem czegoś swoim koleżankom. Niespecjalnie interesowało mnie to, o czym tak zawzięcie nadaje, niemniej musiało to być dla niej coś wyjątkowo pasjonującego, bo aż poczerwieniała z wysiłku, jaki wkładała w mówienie. Mimo to wolałbym nie ściągać jej uwagi. Miałem dosyć wrażeń, jak na jeden dzień, a nawet całe stulecie. Wolałem sobie nie dokładać spotkania z tą poczwarą. Od jakiegoś czasu była niewiarygodnie złośliwa. Nie byłem pewien, dlaczego, jednak mogłem przypuszczać, że oczywiście chodziło o Jong Hyuna. Przecież moje życie od miesiąca krążyło tylko wokół tego palanta. Nie było tajemnicą dla mnie i dla wszystkich dookoła, że dziewczyna niezbyt była zadowolona z mojego udziału w występie na dniach otwartych. Sam nie miałem na to zbyt wielkiego wpływu, ale przyłapałem ją, jak usiłowała przekonać naszego trenera, że kompletnie się do tego nie nadaję. To było tak żałosne, że wybuchnąłem wtedy tylko pogardliwym śmiechem zostawiając ją zdziwioną, kiedy ją zbył.
- Ki Bum? – Usłyszałem ściszony głos Woo Hyuna, kiedy złapał mnie za tył marynarki i zatrzymał za dwiema wielkimi tujami. – Mnie się zdaje, czy ona mówi o Zeusie?
Zmarszczyłem brwi, ale spojrzałem pomiędzy igłami. Byliśmy na tyle blisko, że bez większego trudu można było dosłyszeć, co takiego Se Kyung przekazywała koleżankom. W pierwszej chwili chciałem westchnąć i odejść uznając, że mój przyjaciel ma jakieś urojenia, ale szybko napiąłem całe ciało, kiedy dosłyszałem słowo „arab”. Zeus był jedynym arabem w tej stajni. Spojrzałem na chłopaka, który zachęcił mnie skinieniem głowy. Przykucnęliśmy pomiędzy iglakami, nadstawiając uszu.
- Szkoda, że nie widziałam jego miny – w głosie dziewczyny pobrzmiewała drwiąca nuta, zmieszana z żalem. Jedna z jej koleżanek, którą kojarzyłem tylko z widzenia zaśmiała się sztucznie.
- To sprytne – rzuciła z uznaniem, tym samym na pewno podbijając samoocenę tej wywłoki. – Naprawdę nie wiem, dlaczego Jong Hyun tak się uparł, żeby ten pedałek brał udział w ujeżdżeniu. Zupełnie się do tego nie nadaje, nie potrafi zapanować nad koniem.
- A jak myślisz, dlaczego to zrobiłam? – Spytała retorycznie. Gdybym był na miejscu jej koleżanki poczułbym się urażony. Politowanie sączyło się z jej głosu i byłem pewien, że niejednokrotnie wytknęła „przyjaciółce” jej głupotę. Jakby sama była mądrzejsza. Nie musiałem patrzyć, by wiedzieć, co myślała. – Liczyłam na to, że ten muł zostanie tam trochę dłużej…
Zacisnąłem szczęki czując, jak narasta we mnie złość. A więc to tak? Se Kyung wszystko ukartowała? Ani przez chwilę bym nie pomyślał, że ktokolwiek mógł być winien tej kolce czy co to tam w końcu było. A już w szczególności, jeśli była to osoba, która sama miała swojego konia i wiedziała, co znaczy tego typu dolegliwość. To trzeba było po prostu nie mieć serca. Woo Hyun złapał mnie za ramię, najwyraźniej chcąc mnie uspokoić. Odetchnąłem i zamknąłem oczy, żeby przypadkiem nie wybuchnąć.
- Nie masz wyrzutów sumienia? – Ten trochę niepewny głos rozpoznałem od razu. Wcześniej jej nie widziałem, ale z Tae Yeon znałem się bardzo dobrze, trudno więc było, żebym się nie domyślił, kto zadał to pytanie. Spotkało się z pogardliwym prychnięciem, co tylko wzmogło we mnie złość.
- Przecież nic mu się nie stało. Mówisz tak, jakbym mu trutkę jakąś podała.
- Wiesz, że kolka może się skończyć śmiercią – dziewczyna brzmiała tak, jakby wyjątkowo zawiodła się na przyjaciółce, co szczerze nawet mnie nie zdziwiło. I tak od dłuższego czasu trzymała się z Woo Hyunem i ze mną pomimo, że nadal niezbyt lubiła się z moim przyjacielem. Była normalna w porównaniu do tamtej płytkiej grupki pustaków, które myślały tylko o tym, żeby nadstawić się Jong Hyunowi, który to z kolei miał je głęboko gdzieś. Ostatnio coraz bardziej dawał im to do zrozumienia, a ja widząc każdego kosza, jakiego dostawała Se Kyung śmiałem się w duchu usatysfakcjonowany. Mimo to nawet ja nie podejrzewałbym, że jest zdolna do czegoś takiego.
- Nic mu się nie stało, nie przesadzaj. A nawet jeśli, to co? To tylko głupie zwierzę, a ty bronisz go, jakby co najmniej był zbawcą. Nagle obchodzi cię jakiś muł?
Wypadłem zza krzaków czując, jak wzbiera we mnie furia. W kilku susach doskoczyłem do niewielkiej grupki. Kilka par wytrzeszczonych oczu spojrzały na mnie wyraźnie nie spodziewając się takiego występu. Musiałem wyglądać naprawdę przerażająco, bo wszystkie dziewczyny rozstąpiły się, jak morze Czerwone przed Mojżeszem. Czułem, jak palą mnie ze złości policzki i dałbym sobie rękę uciąć, że uszami szła mi para. Serce zaczęło tłuc się w piersi pod wpływem adrenaliny, jaka niespodziewanie zawrzała w moich żyłach doprowadzając krew do stanu wzburzenia.
Se Kyung siedziała na ogrodzeniu i wpatrywała się we mnie zaskoczona, kiedy ja do niej doskakiwałem. Złapałem za przód jej koszuli, po czym szarpnąłem, stawiając do pionu. Gdyby nie to, że trzymałem ją za fraki spadłaby z płotu, co wcale nie było takim złym pomysłem.
- Ty szmato – wysyczałem, patrząc na nią z góry. Pisnęła przerażona, jak nadepnięta gumowa mysz, ale nie przejąłem się tym. Szarpnąłem nią po raz kolejny, przez co zatrzęsła się, szczękając zębami. – Jesteś najgorszą wywłoką, jaką w życiu spotkałem. Masz prawo mścić się na mnie, ale Zeus nic ci nie zrobił!
- Zostaw ją, jesteś nienormalny! – Jedna z dziewczyn chwyciła mnie za nadgarstek. Odtrąciłem ją z taką siłą, że zachwiała się, wpatrując we mnie, jak w szaleńca. Musiałem przypominać szarżującego byka.
- Ki Bum, daj spokój – Woo Hyun niepewnie złapał mnie za ramię, ale zmierzyłem tylko go wściekłym spojrzeniem, zaciskając mocniej palce na białej koszuli. Czułem, jak Se Kyung wierzga w powietrzu nogami, kopiąc mnie po kostkach, a później zaczyna machać tymi krzywymi rączkami, próbując się wyrwać. – Chcesz mieć problemy przez kogoś takiego, jak ona?!
- Mam gdzieś, co powiedzą nauczyciele.
Strąciłem jego dłoń ze swojego ramienia. W tej chwili myślałem tylko o tym, żeby przetrzeć bruk tą wytapetowaną mordą. Mama mnie uczyła, że kobiety należy szanować i być dla nich dobrymi, bo fizycznie są słabsze od mężczyzn. Niemniej patrząc w oczy Se Kyung myślałem tylko o tym, co zrobić, żeby jej się odpłacić. Samosąd mógł się skończyć dla mnie niezbyt dobrze – nie zwracałem jednak na to nawet najmniejszej uwagi.
- Przestań, nawet ona nie jest tego warta! Zawieszą cię! – Zawołał, robiąc przerażoną minę. Najwyraźniej obawiał się, że ją pobiję, co takie dalekie od prawdy nie było. Naprawdę był to w tej chwili szczyt moich marzeń – wysłać ją do kostnicy w kilku częściach tak, żeby nawet po uzębieniu nie mogli zidentyfikować.
- Zamierzam zagrać Sonatę Księżycową na jej zębach – wycedziłem, nie spuszczając wzroku z twarzy dziewczyny. Momentalnie pobladła, przez co wyglądała komicznie z tym swoim podkładem i różem na policzkach. – I naprawdę w tym momencie najmniej mnie obchodzi, co powie dyrektor.
- Ee, Ki Bum…? – Usłyszałem, jak Woo Hyun się jąka. Odwróciłem się w jego stronę wściekły, szarpiąc dziewczyną tak mocno, że rozległ się trzask pękających szwów.
- CO?! – Wrzasnąłem, spoglądając na przyjaciela, który tylko zerknął w bok. Przełknąłem ślinę dostrzegając, że nie jesteśmy sami. Zmierzyłem nieproszonego gościa wrogim spojrzeniem, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
- Więc niepotrzebnie staram się ci pomóc? – Jong Hyun uniósł swoje brwi ze stoickim spokojem. Ciekawe, od jak dawna tu był… Woo Hyun mógł mnie uprzedzić!
- O ile pamiętam, o nic cię nie prosiłem – powiedziałem chłodno. Se Kyung chciała skorzystać z okazji i czmychnąć. Wyrwała mi się, ale podstawiłem jej nogę, przez co rozłożyła się na bruku, zdzierając sobie kolana. Załkała, spoglądając na swoje nogi. Jej policzki były suche pomimo, że pociągała nosem. Zagryzła wargę, która nagle zaczęła drżeć i skuliła się w taki sposób, jakbym co najmniej ją zgwałcił. Próbowała nastawić Jong Hyuna przeciwko mnie i zagrać napastowane niewiniątko.
- Jesteś chory! – Załkała, patrząc na mnie pełnym przerażenia wzrokiem.
- Ja? Ja jestem chory?! – Wystartowałem do niej, chcąc się na nią rzucić. Odskoczyła z piskiem, a ja poczułem, jak długie palce zaciskają się na moich ramionach. Zacząłem się szarpać i wrzeszczeć nie przejmując się tym, że zwracam na siebie uwagę osób, przechodzących nieopodal. – Ty dwulicowa gnido! Wyschnięty kozi bobku, ty krowi placku! Jak cię dorwę, to Laleczka Chucky będzie przy tobie Miss America!
- Ki Bum, do cholery, uspokój się! – Warknął Jong Hyun, szarpiąc się ze mną. Adrenalina w moich żyłach wzrastała, skutecznie utrudniając mu zapanowanie nade mną. Spojrzałem na niego wściekły, tym razem swoją złość przenosząc na niego.
- Uspokój się?! Wiesz co ta świnia na szczudłach zrobiła?! Pochwaliła ci się?! To przez nią Zeus wylądował u weterynarza! MÓDL SIĘ, ŻEBYŚ NIE OBUDZIŁA SIĘ JUTRO Z TWARZĄ JOCKERA!
- Przestań już! – Poczułem, jak chłopak mnie obraca przodem do siebie. Potrząsnął mną mocno i westchnął zmęczony. Nie czekał na moją odpowiedź. Spojrzał na dziewczynę, przy której kucały jej koleżanki wciągnięte w gierkę o tytule „Wzbudzić litość w Kim Jong Hyunie i nastawić go przeciwko Ki Bumowi”. Osobiście wątpiłem, żeby brunet się na to nabrał, ale… Mogłem się spodziewać po nim wszystkiego. Dzisiaj dał mi to do zrozumienia. Wyszarpałem się z jego uścisku, obdarzając go wściekłym spojrzeniem. Woo Hyun wpatrywał się we mnie zbyt zszokowany, żeby powiedzieć cokolwiek. Bądź co bądź od tej strony mnie nie znał. Miałem sporo cierpliwości i trudno było sprawić, żebym wpadł w szał. Nie było to jednak niemożliwe.
-To prawda? – Jong Hyun spojrzał na Se Kyung, która wycisnęła z siebie kilka łez. Pokręciła od razu głową, chlipiąc cichutko pod nosem.
- N-Nie! Oppa… Przecież w-wiesz, że nie zrobiłabym czegoś t-takiego! – Wyjąkała, patrząc na niego zbolałym wzrokiem. Zupełnie, jakby bardzo bolało ją to, że jej nie wierzy. Wyglądała całkiem przekonująco. Już nie raz przekonałem się, jak dobrą aktorką potrafiła być. Zacząłem się martwić, że jednak chłopak jej ulegnie. Ja wiedziałem, że tylko stara się coś ugrać, bo słyszałem, jak się przechwalała. Jednak Jong Hyun, chociaż nie był głupi – aż tak – nie wiedział, co się działo.
- Przestań się mazać, nie jesteś w przedszkolu – prychnął z politowaniem, krzyżując ręce na szerokiej klatce piersiowej. Ogromny głaz z napisem „ulga” spadł z serca na dno mojego żołądka. Zrobiło mi się słabo, przez co zachwiałem się lekko. Woo Hyun złapał mnie za ramię, a ja tylko skinąłem mu głową. – Poza tym nie działa to na mnie, więc z łaski swojej skończ odstawiać tą szopkę. To żałosne. Zachowujesz się jak rozpieszczona smarkula, kiedy w końcu dojrzejesz? Jak ktoś ci zrobi dziecko zanim szkołę skończysz?
Wymieniłem z Woo Hyunem pełne niedowierzania spojrzenia. Tae Yeon zaniemówiła, a pozostałe koleżanki Se Kyung westchnęły oburzone, mrucząc do siebie coś niezrozumiałego. Z kolei sama zainteresowana najwyraźniej nie zamierzała tak łatwo dać za wygraną. Wytarła rękawem oczy, rozmazując eyeliner i tusz. Wyglądała tak śmiesznie, że gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdowaliśmy najprawdopodobniej teraz składałbym się przed wszystkimi w pół. Siedziała na chodniku jak siedem nieszczęść i symulowała. Byłoby mi jej szkoda, ale w moich oczach przegrała wszystko.
- Oppa, jak możesz… – Szepnęła i poderwała głowę z taką rozpaczą, że nawet ja prawie jej uwierzyłem. – Słyszysz, o co ten dziwak mnie oskarża?! Jak mogłabym zrobić coś takiego? Myślisz, że nie mam serca?
Nie odpowiedział od razu. Zamknął tylko oczy, podchodząc kilka kroków. Jedna z dziewczyn pomogła jej w końcu wstać i zaczęły doprowadzać jej ubrania do porządku. Niecierpliwiłem się, bo nudziło mnie to przedstawienie, ale cierpliwie czekałem, gotów rzucić się na nią, gdyby jednak Jong Hyun zmiękł.
- Och, przestań się popisywać! – Tae Yeon nie wytrzymała. Wszystkie oczy skierowały się na nią, podczas gdy ona nie odwracała pełnego pogardy wzroku od Se Kyung. Mogłem przysiąc, że widziałem na jej twarzy gniew i coś mi się wydawało, że moja przyjaciółka nie będzie miała teraz lekkiego życia. Narobiła sobie wrogów. – Sama przed chwilą się chwaliłaś, jak to urządziłaś Zeusa, a teraz się wszystkiego wypierasz? Myślisz, że wszyscy są tacy głupi, jak te trzy i będą ci nadskakiwać, bo masz bogatego tatusia?
- Czyli Ki Bum mówi prawdę? – Brunet zacisnął usta w wąską kreskę. Na jego twarzy malowało się głębokie rozczarowanie, a ja wcale się temu nie dziwiłem. Pomimo, że nie lubiłem tej dziewczyny, to jednak sam poczułem się zawiedziony tym zachowaniem. W tym sporcie, jak w każdym innym zresztą, wszyscy ze sobą rywalizowali. Zdarzały się różne sytuacje, ale żeby chcieć się kogoś pozbyć w taki sposób? – Jesteś zawieszona – oświadczył, a w wielkich, załzawionych oczach pojawiły się teraz prawdziwe, niewymuszone łzy. – Takie zachowanie jest niedopuszczalne. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek w mojej grupie stosował brudne zagrywki w stosunku do innego jej członka.
- Nie możesz mi tego zrobić! – Wykrzyknęła oburzona, czerwieniejąc ze złości. – Nie masz prawa, nie ty o tym decydujesz!
- Owszem, mogę i dobrze sobie zdajesz z tego sprawę – na pełnych ustach chłopaka wykwitł drwiący uśmieszek. Zadrżałem widząc wyraz jego twarzy. W tej chwili wyglądał przerażająco, ale miał rację. Pan Park nie podejmował żadnej decyzji bez uzgodnienia jej z Jong Hyunem i co brunet powiedział, to było święte. Dziwne, ale prawdziwe. – Ki Bum cię zastąpi podczas grupowego występu. Możesz być z siebie dumna, bo odniosłaś zupełnie odwrotny skutek od zamierzonego.
Wydała z siebie nieartykułowany dźwięk, świadczący o wściekłości, w jaką wpadła. Mogłem narzekać na zachowanie tego palanta, ale jedno trzeba mu było przyznać – pochopnie nie osądzał i był sprawiedliwy. Cóż, nie równoważyło to jego złych cech, więc i tak go nie lubiłem.
- To tylko głupie zwierzę! Dlaczego wszyscy się tak nim przejmują? Każdego konia można zastąpić!
Rozległ się głośny plask, kiedy dłoń Jong Hyuna uderzyła w policzek Se Kyung, na której wszystkie kosmetyki zdążyły się już zmieszać i rozmazać. Dosłownie i w przenośni opadła mi szczęka, Tae Yeon zasłoniła usta, a jej byłe koleżanki wydały z siebie serię bojowych okrzyków, które na nikim nie robiły żadnego wrażenia. Policzek dziewczyny zrobił się czerwony, co świadczyło o tym, że uderzenie wcale takie lekkie nie było.
- Bolało cię? – Spytał retorycznie, ale nie czekał na odpowiedź. Dobrze wiedział, jak było, postarał się o to. – Więc wyobraź sobie, że Zeusa też boli. Jeśli takie masz podejście do tych zwierząt możesz być pewna, że daleko nie zajdziesz. Już ja się o to postaram. I zadbam o to, żeby Alcest trafił w lepsze ręce niż twoje. Chcesz tego? – Pokręciła gwałtownie głową, odsuwając się o kilka kroków. Nie odzywała się, zbyt zaskoczona tym, co zrobił. Nie tylko ona była w szoku. No proszę, dzień pełen niespodzianek. Co jeszcze się wydarzy? Może nasz profesor od matematyki stwierdzi, że jego powołaniem jest balet?
Se Kyung szybko się pozbierała i uciekła z płaczem w towarzystwie swoich koleżanek. Patrzyłem na Jong Hyuna, który przez chwilę tylko oddychał głęboko zupełnie tak, jakby miał dosyć zachowania grupy niesfornych dzieci. W końcu przeczesał palcami włosy i odwrócił się do mnie z wyraźną niechęcią.
- Od poniedziałku widzę cię na treningach. Radzę ci wykorzystać tą szansę, bo drugiej nie dostaniesz. I na przyszłość panuj nad sobą – powiedział chłodno. Zmarszczyłem gniewnie brwi zastanawiając się, jak to możliwe, że moja sympatia do niego mogła tak szybko wzrastać i opadać. Przez niego byłem niestabilny emocjonalnie.
- Jasne – burknąłem, ale już mnie nie słuchał. Szedł w kierunku szkoły, najprawdopodobniej prosto na kolację. Mnie się już jeść nie chciało, szybko mi przeszło przez tą sytuację. Teraz, kiedy adrenalina opadła poczułem się zmęczony. Nie zamierzałem jednak zaprzepaścić okazji. Poczułem nagły przypływ odwagi i pomimo wyczerpania powiedziałem Woo Hyunowi, że zaraz do niego przyjdę, po czym popędziłem za chłopakiem mając już naprawdę dosyć. Ile można się dąsać? Dopadłem do niego całkiem szybko, oddychając ciężej.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć, o co ci chodzi? – Spytałem, zaciskając palce na jego nadgarstku, żeby do głowy mu nie przyszło przypadkiem odejść, zanim skończę. – Od rana zachowujesz się jak dupek, jesteś chamski i mnie unikasz. Co takiego zrobiłem, że traktujesz mnie jak zło konieczne?
Uniósł brwi, a ja miałem ochotę walnąć go w nos. Jak ten człowiek mnie wkurzał samą swoją twarzą! Wywrócił oczyma, co wcale nie obudziło we mnie miłości do niego, ale zdusiłem to w sobie, licząc od dziesięciu w dół. Zabiję go kiedyś, słowo.
- Nic nie zrobiłeś, więc w czym problem?
- To ja się pytam! Wczoraj się do mnie przyssałeś, jak glonojad, a teraz traktujesz, jak powietrze. Jesteś zły, że wyszedłem? – Spytałem, korzystając z przypływu odwagi. Byłem pewien, że jeszcze chwila, a stchórzę i ucieknę.
Jong Hyun westchnął cierpiętniczo. Przez chwilę milczał, wpatrując się tylko we mnie zmęczonym wzrokiem. Nie ruszało mnie to, ani trochę.  W dalszym ciągu nękało mnie to, co się właśnie stało. Miałem wyrzuty sumienia, bo jakby na to nie spojrzeć to przeze mnie Zeus wylądował u weterynarza. Uniosłem brwi, robiąc ponaglającą minę. Wywrócił oczyma i wcisnął dłonie w kieszenie spodni.
- A jak myślisz? – Odpowiedział pytaniem na pytanie, wprawiając mnie w konsternację. Nie dał mi jednak spróbować się odezwać. – Jestem zawiedziony. Ale czego innego miałem się spodziewać? Na pewno nie tego, że się na mnie rzucisz z szerokim uśmiechem.
Przełknąłem ślinę. Miałem ochotę go przeprosić, tylko dlaczego, skoro przecież nic nie zrobiłem? Dlaczego czułem się winny? Wbiłem spojrzenie w chodnik, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Życie powinno być prostsze.
- Nie dziw mi się… Nie spodziewałem się, że mnie pocałujesz – mruknąłem, rozglądając się dookoła chcąc sprawdzić, czy nikt nas nie podsłuchuje. – Wiesz, zwykle koledzy się tak nie zachowują.
- Wiem. Dlatego nie musisz się martwić, więcej tego nie zrobię – uciął chłodno, patrząc na mnie z góry.
- Słucham? – Wymsknęło mi się, zanim zdążyłem się powstrzymać.
- Nie zrobię tego więcej. Nie powinienem też robić tego wczoraj. To było niepoprawne, a ty nie wyglądałeś na zadowolonego. Dałeś mi to do zrozumienia.
Otworzyłem usta, żeby zaprzeczyć, ale szybko je zamknąłem. Drgnąłem lekko, zagryzając mocno dolną wargę. Dlaczego poczułem zawód gdzieś w głębi słysząc te słowa? Czy to by znaczyło, że mi się podobało…? To nie było możliwe. Nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. To była najbardziej nieprawdopodobna rzecz. Całowałem się z Jong Hyunem i mi się podobało? Nie, na pewno nie.
- Jeszcze coś? Chciałbym pójść na kolację.

- Nie – burknąłem bardziej sam do siebie, niż do niego. Odetchnąłem cicho, kiedy Jong Hyun odchodził, mierzwiąc swoje włosy. Patrzyłem za nim gorączkowo przekonując samego siebie do tego, że jest mi to obojętne. Mimo tego gdzieś w głębi wiedziałem, że nieudolnie próbowałem się oszukać bojąc się tego, co zacząłem czuć.

~***~

11 lipca 2016

Adagio Sostenuto: Rozdział 6


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 6/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”


Siedziałem, jak na igłach, wpatrując się w tablicę. Byłem niewyspany, zmęczony, a w dodatku moje myśli szalały. Umysł pracował na najwyższych obrotach przez podejrzenia, jakie wzbudził we mnie nasz grupowy seans filmowy. Z Onew rozmawiałem dwa razy i ani razu nie miałem odwagi go zapytać o coś, co mogłoby mi dać jasną odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Dostrzegałem między jednym i drugim wiele podobieństw, ale starałem się nie popadać w paranoję. Obaj studiowali medycynę i mieli praktyki w szkole, ale czy to musiało znaczyć, że są tą samą osobą? Miałem wrażenie, że wariuję. Za każdym razem, kiedy myślałem, że być może Jin Ki jest „moim” Onew robiło mi się słabo, a w uszach szumiała krew.
Od dłuższego czasu zastanawiałem się, co by było, gdybyśmy spotkali się poza siecią. Lubiłem go, nawet bardziej, niż powinienem. Był tak naprawdę jedynym przyjacielem, jakiego miałem, takim prawdziwym. Wcześniej miałem tylko Zeusa. Miałem kolegów, ale nie utrzymywałem z rówieśnikami bliższych stosunków, cały swój czas spędzałem w siodle albo z babcią. Dopiero, kiedy poznałem Onew zacząłem się zastanawiać, dlaczego wcześniej nie brakowało mi obecności kogoś, z kim mógłbym porozmawiać o wszystkim. Chociaż dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że to było głupie. Nawet nie wiedziałem, jak naprawdę się nazywa! Nie miałem pojęcia, jak wygląda, w sumie… Nie wiedziałem o nim nic. A mimo to teraz, kiedy tak mało rozmawialiśmy tęskniłem za nim. I zastanawiałem się, czy on też. W pewnym momencie nawet Woo Hyun zaczął podejrzewać, że jestem chory i chciał mnie wysłać do gabinetu higienisty, ale szybko wybiłem mu ten pomysł z głowy. To by mnie zdecydowanie nie wyleczyło.
Kiedy tylko rozbrzmiał dzwonek, wypadłem na korytarz, wzdychając ciężko. Torba obijała się o moje ramię, gdy kierowałem się w stronę dziedzińca. Zajęcia niemiłosiernie mi się dłużyły. To był jedyny dzień, który miałem względnie wolny. Względnie, ponieważ Jong Hyun oczywiście zażądał, żebym poświęcił mu półtorej godziny, choć nie wiedziałem dokładnie, po co. Nie zastanawiałem się nad tym jednak jakoś szczególnie. Po prostu wyszedłem ze szkoły, od razu kierując się w stronę akademika. Chciałem się przede wszystkim przebrać.
Zerknąłem w stronę boiska. Słyszałem jakieś okrzyki niezrozumiałe dla mnie z tego miejsca, dlatego ruszyłem w tamtym kierunku zaciekawiony. Wszedłem po schodach na trybuny i powiodłem wzrokiem po boisku. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy dostrzegłem szkolną drużynę, biegającą po murawie. Byli spoceni i ewidentnie wykończeni, aż współczułem im tego, że musieli ćwiczyć w taką pogodę. Nie było wcale ciepło, wręcz powiedziałbym, że wiatr, który dzisiaj uraczył nas sobą był zimny. Drżałem za każdym razem, kiedy dmuchał mi w twarz. Powinienem może pomyśleć od wyciągnięciem z szafy „zimowego” mundurka.
Między zawodnikami dostrzegłem Woo Hyuna, który gorączkowo starał się wykrzesać z siebie jak najwięcej. Dostał okazję, kiedy zawiesili Jong Hyuna i Min Ho, najwyraźniej nie zamierzał jej przepuścić. W pewnych chwilach go podziwiałem. Starał się wypaść dobrze zarówno w meczu, jak i podczas występu na scenie, kiedy ćwiczyliśmy układ na dni otwarte. Jego udział w pokazie skoków nadal był niepewny. Tak, jak mu obiecałem, rozmawiałem o tym z Jong Hyunem. Nie mógł jednak obiecać, że coś zdziała i nawet nie chciałem o tym mówić przyjacielowi. Byłby rozczarowany, gdyby niewielka nadzieja okazała się być złudną.
Zerknąłem na trybuny, gdzie siedziało kilkoro uczniów. Często się zdarzało, że na tego typu zajęciach była widownia. Ja też podczas ćwiczeń nie raz widziałem, jak przyglądają nam się inni. Przywykłem do tego, jednak widząc kilka rzędów niżej zamyślonego Jong Hyuna przygryzłem wargę. Wpatrywał się w boisko pustym wzrokiem, najwyraźniej nic sobie nie robiąc z chłodnego wiatru, który rozrzucał mu zmierzwione włosy. Miał na sobie tylko koszulę, z podwiniętymi rękawami aż do łokci. Na ten widok zrobiło mi się tylko zimniej.
Przypuszczałem, co tak mu zaprzątało głowę. Pomimo, że nie dawał tego po sobie poznać, zachowywał się tak, jak zwykle – dokuczał mi, wygłupiał się ze znajomymi i wyciskał z nas siódme poty na treningu gdzieś tam miałem świadomość tego, że musi go to dręczyć. Miał grać w tym meczu, pokazać się „łowcom talentów” i spełnić oczekiwania ojca, jaki pokładał w nim duże nadzieje, jednak nie mógł. Bo mi pomógł. Czy było mi z tym źle? Chwilami tak. Im bliżej było meczu, tym bardziej ściskało mnie w dołku. Gdyby nie mój wyszczekany język, nie miałby kłopotów. Nie prosiłem go jednak o pomoc, więc starałem się jakoś zagłuszyć wyrzuty sumienia wmawiając sobie, że przecież nie miałem wpływu na jego decyzję. Musiał sobie poradzić z konsekwencjami, jak dorosły. Może właśnie z tego powodu próbował grać twardego, pewnego siebie i niewzruszonego, jakby każda oznaka słabości była dla niego zagrożeniem. Zauważyłem to. Ten jego arogancki ton, kiedy się czasami do mnie zwracał był taki wkurzający… I nawet myśl, że robi to przez nacisk ojca nie pomagała. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak nieustępliwi powinni być rodzice i mu współczułem. Pomimo, że mnie wkurzał, było mi go szkoda. Naprawdę miał talent – czego bym mu wprost nie powiedział, jeszcze zacząłby myśleć, że go lubię – i nie miałem pojęcia, dlaczego jego ojciec tak się czepiał. Mój, gdyby Jong Hyun był jego synem, chyba pękłby z dumy.
Westchnąłem, schodząc na dół. Miałem poczekać na niego przy boksie Zeusa i to zamierzałem zrobić. Udawać, że nie widzę, jak się zadręcza. Nie miałem ochoty mu dokuczać, pod tym względem i on był w stosunku do mnie w porządku. Chociaż może to za dużo powiedziane – o incydencie w sali muzycznej nadal nie rozmawialiśmy. Dlatego też to postanowiłem puścić w niepamięć. Po co myśleć o rzeczach nieistotnych?
- Przepraszam… Nie wiesz może, gdzie znajdę Choi Min Ho?
Odwróciłem głowę od boiska, gdzie aktualnie zawodnicy zaczęli trening z piłką. Zmarszczyłem brwi na widok drobnej osóbki, jaka stała przede mną, obejmując się ramionami. Cienka koszulka z długim rękawem na pewno nie dawała wiele ciepła. Przez chwilę myślałem, że to dziewczyna przez wzgląd na wyjątkowo lichą budowę ciała i długie rzęsy, okalające ciemne, lśniące oczy. Szybko jednak dotarło do mnie, że to było mylne wrażenie. Przyjrzałem się chłopakowi o długich, karmelowych włosach, sięgających ledwie ramion, zgrabnie wystopniowanych. Aż zatęskniłem za moim blondem. Poczułem nieprzyjemne ukłucie w brzuchu na samą myśl o tym, że musiałem się przefarbować.
Usłyszałem zniecierpliwione westchnienie. Najwyraźniej miałem do czynienia z osobnikiem, który przywykł do tego, że dostawał to, co chciał od razu. Uprzejmość z jego strony nagle wyparowała, zastąpiło ją poirytowanie, co ani trochę mi się nie spodobało.
- Nie patrz się na mnie tak, jakbyś zobaczył ducha, tylko powiedz mi czy wiesz, gdzie jest Min Ho. To chyba proste pytanie? – Sarknął, a ja zmrużyłem oczy. Ależ miałem ochotę go wytargać za te kłaki. Momentalnie chwilowy przypływ empatii do niego zelżał. Prychnąłem, wywracając oczyma.
- Wiem – odpowiedziałem, nie spuszczając wzroku z drobnej twarzy, teraz zasłoniętej materiałem czarnej maseczki. Zmrużył czarne oczy, a ja pogratulowałem sobie w duchu. Sztyletował mnie spojrzeniem, najprawdopodobniej starając się nie powiedzieć czegoś, co mogłoby mu zdecydowanie nie pomóc.
- A mógłbyś mi powiedzieć, gdzie on jest? – Zapytał powoli, siląc się na spokój. Skinąłem głową, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Odpowiedź była przecież prosta.
- Oczywiście, że mógłbym.
- Więc? Powiesz mi? – Dodał, a ja czułem się tak, jakbym dźgał patykiem śpiącego niedźwiedzia. Och, więc to tak wyglądałem, kiedy ktoś mnie drażnił?
- Nie – rzuciłem lekko, wywołując tym u niego konsternację. Zmarszczył kształtne brwi, ewidentnie wyregulowane. Kąciki moich ust ułożyły się w delikatnym, aczkolwiek złośliwym uśmiechu, gdy tylko dostrzegłem to nieme pytanie w ciemnych tęczówkach. – Pytałeś czy mógłbym to zrobić. Nie, czy zrobię – wyjaśniłem ze stoicyzmem, przechylając na bok głowę. Zazgrzytał zębami ze złości, a ja zrobiłem minę uroczego niewiniątka, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Jeśli wydaje ci się, że jesteś zabawny, to masz rację. Wydaje ci się – warknął, przestając próbować panować nad sobą. Zmarszczyłem lekko brwi. Naprawdę, czy wszyscy obracający się w tym kręgu musieli być tacy wkurzający?
- Oho, widzę ktoś tu znowu ma kłopoty.
Odwróciłem się, widząc Jong Hyuna, wychodzącego z boiska. Uśmiechnął się do chłopaka, jaki momentalnie zmienił swój ton. Rozpromienił się, przez co jego czarne oczy zalśniły wesoło. Popatrzyłem na starszego pytająco, jednak mnie zignorował, na rzecz tego dzieciaka, z którym się przywitał.
- Hyung myślałem, że zobaczymy się dopiero na Dniach Otwartych! – Zakrzyknął, a ja zacząłem się zastanawiać czy nie ulotnić się stąd jak najszybciej. Czy był ktoś, kogo Jong Hyun nie znał?
- Lubię zaskakiwać, Minnie – puścił mu oczko, jednak szybko westchnął. Po wcześniejszej melancholii nie było śladu. Jakby nigdy wcześniej nie bił się z myślami. Zadziwiające, jak szybko potrafił przybrać tą swoją nonszalancką maskę. Przybrał nieco bardziej poważny wyraz twarzy, najprawdopodobniej przewidując, o czym rozmawialiśmy, bo zaraz powiedział: – Min Ho jest na boisku. Gdzie indziej mógłby być, co?
„Minnie” zaśmiał się urokliwie, odrzucając swoje włosy na plecy. Wyglądał przy tym tak kobieco, że aż musiałem ugryźć się w język, żeby nie rzucić jakimś złośliwym korytarzem.
- Wolałem zapytać, ale ten tutaj – wskazał podbródkiem na mnie z niesmakiem na ustach – uznał, że zabawniej będzie się ze mnie ponabijać.
- Wypraszam sobie! Niepoprawnie postawiłeś pytanie – żachnąłem się i zacisnąłem zęby. Jong Hyun uśmiechnął się nikle, w ten swój cwaniacki sposób. Posłałem mu wściekłe spojrzenie. Nie oczekiwałem wcale, że weźmie moją stronę, ale mógłby chociaż przestać patrzyć na mnie w tak impertynencki sposób. Jego zuchwałość przechodziła wszelkie granice.
- Ach, Ki Bum… Naprawdę, tak lubisz robić sobie wrogów? – Spytał mnie retorycznie, patrząc na mnie z politowaniem. Wypuściłem powietrze z płuc, powoli odliczając od dziesięciu w dół. Boże, daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to go zabiję. I ja temu dupkowi współczułem?!
- Staram się jak mogę. W twoim wypadku to niestety nie działa – zrobiłem zbolałą minę, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Brunet mrugnął do chłopaka, który przyglądał nam się z rozbawieniem, jakiego wcale nie zamierzał ukrywać.
- Aish, Bummie, naprawdę… Ja tu próbuję być dla ciebie miły, a ty stroszysz się za każdym razem, jak tylko się zjawiam. Wiesz, większość psychologów uważa, że pociąg, to w rzeczywistości wysublimowany pociąg seksualny.
- Już to gdzieś słyszałem – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – Idąc tym tokiem rozumowania Min Ho pała do mnie miłością czystą i niepokalaną. Jego płomienne uczucia daje mi odczuć zawsze, kiedy odsuwa mi krzesło na stołówce albo podstawia nogę. Marzyłem o takim adoratorze.
Jong Hyun westchnął ciężko. Nic nie mogłem poradzić na to, że podczas każdej naszej rozmowy sarkastyczna natura brała górę. Zresztą, on też nieszczególnie się powstrzymywał przed docinkami i kąśliwymi uwagami.
- Nie przejmuj się, Minnie. Ki Bum tylko wygląda tak groźnie, w rzeczywistości nie gryzie – brunet mnie zignorował, zwracając się znów do swojego kolegi. Ten popatrzył na niego z nieodgadnionym dla mnie wyrazem twarzy, ale pokiwał głową, jakby ze zrozumieniem. Ja w tym czasie poczerwieniałem ze złości. Momentalnie zrobiło mi się ciepło. Powinienem w końcu przytulić pięść do tej jego przystojnej buźki?
- Nie dziwię się, że go lubisz. Jesteście po jednych pieniądzach – skwitował lakonicznie, obejmując się ramionami, kiedy znów zawiało. – Idę, zanim zamarznę. A wy bawcie się dobrze!
I pobiegł w stronę boiska, zanim którekolwiek z nas zdążyło cokolwiek powiedzieć. Prychnąłem tylko pogardliwie, jak rozjuszona kotka. Dom wariatów. Jeden gorszy od drugiego. Łypnąłem spode łba na Jong Hyuna, po czym trzasnąłem go pięścią w ramię, dając upust swojej frustracji.
- A to za co?! – Obruszył się, chwytając za bolące miejsce.
- Musiałem dać upust mojej żądzy – syknąłem z ironią, na co przez chwilę wyglądał, jakby nie wiedział, co mi odpowiedzieć. Szybko jednak odzyskał rezon, przysuwając się do mnie o kilka kroków. Momentalnie pożałowałem, że w ogóle zdecydowałem się odezwać. Dlaczego do cholery on zawsze podłapywał tą gierkę?! Nie mógłby raz odpuścić? Nie, skąd. Musiał uparcie brnąć do przodu, dopóki to ja się nie wycofywałem. Moja duma cierpiała. Bardzo.
- Wiesz, że jesteś uroczy, kiedy się złościsz?
Wlepiłem w niego zdziwione spojrzenie. Patrzyłem na niego, jak na idiotę, którym w zasadzie był, przez kilka krótkich chwil nie mówiąc nic. Otrząsnąłem się i odepchnąłem go od siebie zażenowany. Warknąłem tylko pod nosem ciche „Głupek”, po czym zacząłem iść w stronę stajni. Jong Hyun zaśmiał się, ale szybko do mnie dołączył, przypatrując mi się z zawadiackim uśmieszkiem.
- Ale tak poważnie… Dlaczego się tak zachowujesz? – Spytał, kiedy mijaliśmy klomb z różami. Gdzieś między płatkami bzyczał cicho bąk, co brzmiało dosyć zabawnie. Odetchnąłem, wzruszając lekko ramionami. Bo co mu miałem powiedzieć? Nie miałem pojęcia, to się działo samo. Po prostu tak na mnie działało jego towarzystwo. Irytował mnie z premedytacją, a ja się dawałem, co jeszcze bardziej mnie drażniło.
- Bo jesteś wkurzający. Nie oczekuj, że będę dla ciebie miły, skoro ty ciągle mnie dręczysz.
- Naprawdę tak to odbierasz? – Pokiwałem głową, łypiąc na niego nieprzychylnie. – Lubię się z tobą droczyć. Ale nie powinieneś myśleć, że z ciebie szydzę, Bummie. Nie sądzisz, że gdyby tak było, to zamiast stawać w twojej obronie zachowywałbym się, jak Min Ho?
Przełknąłem ślinę, oblizując zaraz usta. Może i miał w tym trochę racji. Może nie szturchał mnie na korytarzu, nie rzucał wrednymi uwagami, nie przezywał czy nie nękał, starając się znaleźć pretekst do tego, by się ze mnie ponabijać. Mimo to za każdym razem, kiedy choć próbował mi dogryźć przybierałem postawę obronną. Z Woo Hyunem też się przekomarzaliśmy, jednak Jong Hyun robił to w zupełnie inny sposób. Od niechcenia, tak lekko i niedbale, że sama jego postawa mnie drażniła.
- Zachowujesz się na tyle nieprzewidywalnie, że nie powinieneś mi się dziwić.
Wszedłem do stajni, od razu kierując się w stronę boksu Zeusa. Zdziwiłem się, nie dostrzegając kasztanowego łba, jaki zwykł mnie wyglądać, kiedy tylko usłyszał zbliżające się kroki. Nie słuchałem Jong Hyuna, który mówił mi właśnie, że z premedytacją nie zrobiłby mi przykrości. Gdzieś w głębi umysłu to zanotowałem, jednak teraz dopadłem drzwiczek boksu nękany przez niepewność. Chłopak umilkł, przystając obok mnie. Patrzyłem na ogiera, który leżał rozciągnięty na sianie i dyszał ciężko. Był spocony zupełnie tak, jakbyśmy właśnie skończyli trening, a przecież od kilkudziesięciu godzin nie miał na sobie siodła.
Wpadłem do środka jak burza, otwierając drzwiczki z takim rozmachem, że uderzyły o ściankę boksu. Zwierzę poderwało łeb na krótko i zarżało żałośnie. Metalowa obręcz ścisnęła mnie za serce. Zachciało mi się płakać, nie mogłem nic zrobić, by mu ulżyć. Coś go bolało, ale nie potrafił powiedzieć mi co. Patrzył na mnie lśniącymi oczyma niemal przerażony. Musiał się bać. Nie wiedział, co się z nim działo, dlatego uklęknąłem przy nim, chcąc zrobić cokolwiek, co mogłoby mu jakoż pomóc. Wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem. Pogłaskałem jego miękkie chrapy, teraz wręcz rażąco rozgrzane. Wydał z siebie krótki pomruk i poruszył nogami, kopiąc się w podbrzusze.
- Co jest, maluszku? – Spytałem zduszonym głosem, zagryzając zaraz wargę. Jong Hyun kucnął obok mnie, przypatrując się Zeusowi. Spojrzałem na niego wyczekująco, niecierpliwie czekając, aż coś powie. Nie patrzył na mnie, a na jego twarzy nie było śladu po wcześniejszym rozbawieniu. Grobowa mina sprawiła, że zadrżałem.
- To mi wygląda na kolkę – zaczął ze spokojem, a ja czknąłem, przez co zwierzę rzuciło łbem. Poczułem przejmujący chłód, a dreszcz przebiegł po moich plecach. Wiedziałem, co to mogło znaczyć. Choć nie miałem z tym styczności, a Zeus do tej pory nie miał żadnych problemów zdrowotnych, co nieco słyszałem o chorobach końskich. Zacisnąłem palce na sianie i wróciłem wzrokiem do kasztana, jaki leżał w bezruchu, najwyraźniej nie mając już siły na cokolwiek. Wyglądał tak żałośnie…
– Hej, Bummie, nie martw się. Nic mu nie będzie.
Poczułem, jak przesuwa opuszkiem małego palca po moim policzku. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, że oczy zaszły mi łzami. Oczywiście, że się bałem. Nie chciałem, żeby coś mu się stało. Kolka była na tyle niebezpieczną dolegliwością, że mogła skończyć się śmiercią. Na samą myśl o tym robiło mi się słabo. Kochałem go, tak naprawdę miałem tylko jego. Zwierzę ułożyło łeb na moich kolanach, próbując się do mnie przytulić. Uśmiechnąłem się smutno, ale nie wiedziałem, co robić. Szczerze mówiąc wcześniej nie byłem w podobnej sytuacji. Panikowałem, bo czułem się bezradny. Jong Hyun odsunął się ode mnie, chwytając za derkę1, a później i uwiąz2. Przypiął go do kantaru3 Zeusa, po czym złapał mnie za ramię i podniósł. Spojrzałem na niego pytająco bez większego zrozumienia.
- Idź po trenera. Niech zadzwoni po weterynarza, ja go wyprowadzę. Nie powinien leżeć.
Skinąłem posłusznie głową. Wypadłem ze stajni jak z procy, podczas gdy on próbował podnieść ważące prawie pół tony zwierzę, przekonując je miękkim głosem do jakiegokolwiek ruchu. Nie miałem czasu, żeby się temu przyglądać. Wpadłem do kantorka naszego trenera, który siedział z nosem w jakichś papierach. Zacząłem mu opowiadać o tym, co się stało, ale robiłem to na tyle chaotycznie, że szybko mi przerwał. Wziąłem kilka głębszych wdechów, ale nie pomogło mi to pozbyć się drżenia rąk, jakie wcisnąłem w kieszenie spodni, aby to ukryć.
Wyszedłem zaraz za nim z budynku. Jin Ki szedł koło mnie – nauczyciel kazał mi po niego pójść, kiedy on będzie dzwonił po weterynarza. Nie odzywałem się, wpatrując w ziemię. Obejmowałem się ramionami, pogrążony w swoich myślach. Nie znałem przyczyn kolki. Nie wiedziałem o niej nic poza tym, że mogła zagrażać życiu konia, ale zacząłem się obwiniać. Przeforsowałem go… Zmuszałem do treningów, choć do tej pory wydawało mi się, że robię to z rozsądkiem, aby mu nie zaszkodzić. Zagryzłem wargi tak mocno, że dolna pękła. Poczułem na języku metaliczny posmak krwi. Przełknąłem gulę, jaka zagnieździła się w moim gardle, po czym podniosłem wzrok. Zeus powoli szedł stępa obok Jong Hyuna, ze spuszczonym łbem. Zatrzymywał się co kilka kroków i grzebał kopytem w ziemi, ale chłopak mówił coś do niego, najwyraźniej przekonując, aby szedł dalej.
Jin Ki przystanął, patrząc na mnie z troską. Poczułem jego dłoń w swoich włosach, więc uniosłem wzrok, napotykając ciepły, krzepiący uśmiech. Odpowiedziałem mu tylko krótkim uniesieniem samych kącików ust, na nic więcej nie było mnie stać. Przystanąłem przy wejściu na ujeżdżalnię. Jong Hyun zatrzymał się, jako że dostrzegł nauczyciela, kroczącego pospiesznie w jego kierunku. Poklepał smukłą szyję ogiera i pogłaskał go po niej krótko.
- Jesteś dzielny – rzucił do zwierzęcia, na co uśmiechnąłem się blado. Chciałem podejść i zrobić cokolwiek. Widziałem strach w oczach Zeusa, który nie miał siły, aby się cofnąć, gdy dwoje obcych mu mężczyzn podchodziło do niego. Jong Hyun widząc to objął lekko łeb ogiera i przytulił do siebie, pozwalając mu znaleźć chwilę ukojenia. Szeptał coś do niego, głaskał po czole, wolno zsuwając dłoń pod brodę i czekał, aż trener obejrzy zwierzę. Przyglądałem się temu z rozczuleniem. Już wcześniej widziałem, w jaki sposób odnosił się do koni. Naprawdę je kochał, co okazywał na swój specyficzny sposób. Na pierwszym miejscu stawiał zawsze zwierzę, a dopiero później jeźdźca. Uważał, że nie powinno się wykorzystywać zaufania, jakim darzyły nas konie. Poczułem ukłucie w sercu, a mój uśmiech nieco przygasł. Patrzyłem, jak brunet uspokaja Zeusa, podczas gdy ja nie mogłem nawet go pogłaskać. Nie powinienem go dodatkowo stresować obecnością kolejnej osoby. Pomimo, że Zeus był moim koniem miałem świadomość, że nie mogłem dla niego zrobić nic.

- Co z nim? – Spytałem od razu, kiedy dostrzegłem Jong Hyuna idącego w moją stronę. Kiedy przyjechał weterynarz Jin Ki zabrał mnie do stajni, żebym nie przeszkadzał. Byłem mu wdzięczny, sam by się na to nie zdobył. Nie miałem odwagi zostawić Zeusa samego. Bezsilność mnie dobijała, a towarzystwo studenta nie pomagało tak, jak zwykle, chociaż przytulał mnie do siebie i obiecywał, że ogierowi nic nie będzie. – Jong Hyun, co powiedział weterynarz? – Dodałem zaraz, na co chłopak westchnął, wycierając dłonie w spodnie. Jin Ki patrzył na niego wyczekująco, chociaż chyba i tak to ja się bardziej stresowałem.
- Zabrali go na badania. Chciałbym powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogę – popatrzył na mnie ze skruchą. Zacisnąłem usta, starając się nie rozpłakać. – Dzisiejsza noc będzie decydująca, Ki Bum. Ale Zeus jest dzielny, poradzi sobie.
- Powinienem był jechać z nim – wypaliłem nagle, patrząc na chłopaka hardo. – Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej? Pojechałbym z nimi!
- Ki Bum, nie możesz... Masz lekcje jutro. Poza tym gdzie byś spał, na kozetce? – Jin Ki położył mi dłoń na ramieniu, ale strzepnąłem ją, patrząc na niego ze złością. Wiedziałem, że nie był niczemu winien, ale mimo to nie potrafiłem powstrzymać złości, jaką nakręcał strach i panika. Nie wyobrażałem sobie, co by było, gdybym nagle musiał pogodzić się z tym, że nie ma Zeusa.
- Zabrali go obcy ludzie do obcego miejsca! Musi być przerażony... Miałem tam być! Mogłeś mi powiedzieć, dobrze wiesz w jakich warunkach go spotkałem! Jak myślisz, co musi przeżywać?! – Spojrzałem na Jong Hyuna urażony. Odetchnął, podchodząc do mnie. Ułożył dłonie na moich ramionach nachylając się do mnie. Był wyższy raptem o kilka centymetrów, a mimo to czasami sprawiało to, że czułem się przytłoczony.
- Bummie, hyung ma rację – zaczął ze spokojem, patrząc mi prosto w oczy. – To na pewno nie łatwe ani dla niego ani dla ciebie, ale jest w dobrych rękach. Nikt mu nie zrobi krzywdy, chcą mu pomóc.
- On tego nie wie.
- Poczuje to. Nie jest głupi, to mądry zwierzak – uśmiechnął się do mnie łagodnie. Zrobiłem niepewną minę. Nie przekonywało mnie to. Nadal chciałem rzucić wszystko i popędzić tam, by uspokoić Zeusa. Każda podróż z samego początku go przerażała. Z czasem, kiedy jeździłem z nim nie było już tak źle. Przed wejściem do przyczepy się opierał, ale ostatecznie posłusznie do niej wchodził.
Jong Hyun zmierzwił mi włosy, odsuwając się. Spojrzał na zegarek, po czym rzucił do Jin Ki’ego coś, czego nie usłyszałem. Złapał mnie lekko za nadgarstek i pociągnął. Nie miałem siły na protesty, ruszyłem za nim pozwalając mu poprowadzić mnie tam, gdzie tego chciał. Wpatrywałem się w swoje buty, intensywnie myśląc. Nie odzywałem się, a starszy chłopak nie naciskał. Szedłem za nim, pociągając nosem. Słońce powoli zaczynało zachodzić. Dzień był coraz krótszy, więc pomimo wczesnej godziny robiło się ciemno. Nic dziwnego, była połowa października. Zadrżałem, kiedy chłodny wiatr znów dał o sobie znać. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale zrobiło mi się zimno. Skuliłem się nieco, zagryzając dolną wargę. Martwiłem się o Zeusa i bałem się, że naprawdę coś mu się stanie. Jeździłem na nim od kilku lat, zdążyłem przywiązać się do tego rozbrykanego „kucyka”.
Dopiero, kiedy Jong Hyun się zatrzymał podniosłem wzrok. Spojrzałem na niego pytająco, ale otworzył tylko przede mną drzwi do swojego pokoju i gestem zachęcił mnie, bym do niego wszedł. Przekroczyłem próg, dyskretnie się rozglądając. Od mojej ostatniej wizyty tutaj nic się nie zmieniło. Okno nadal było zasłonięte, a jedno łóżko wolne. Chłopak zamknął za nami drzwi, po czym posadził mnie na jego łóżku, teraz przykrytym ciemną narzutą. Przysiadł obok mnie nieustannie milcząc. Patrzyłem na swoje dłonie smętnie, wgryzając się w dolną wargę.
- Nie rób tak – szepnął Jong Hyun, dotykając kciukiem mojego podbródka. Przesunął opuszkiem po pękniętej wardze, wysuwając ją w ten sposób spomiędzy moich zębów. Objął mnie ramieniem i po prostu do siebie przyciągnął, przytulając do ciepłej klatki piersiowej. Westchnąłem, ale nie powiedziałem nic. Pozwoliłem mu na to. Oparłem głowę na barku chłopaka, zamykając przy tym oczy. Czułem się zmęczony, ale nie fizycznie. Bolała mnie głowa od nadmiaru myśli do tego stopnia, że dostałem gorączki. Piekły mnie policzki, a przez ciało przechodziły dreszcze. Dygotałem nieustannie, powstrzymując się jeszcze od szczękania zębami. Dlatego w pewnym momencie mocniej przylgnąłem do chłopaka, wsuwając dłonie pod jego ramiona, aby móc się swobodnie do niego przytulić. Usłyszałem ciche westchnienie, które brzmiało zupełnie tak, jak stłumiony śmiech. Zapewne bym się zarumienił, gdyby nie to, że obecnie jego zdanie na mój temat mnie nie obchodziło. Mógł się śmiać, choć w głębi bałem się, że będzie chciał to później wykorzystać, żeby się nade mną pastwić.
- Zimno ci? – Jong Hyun dotknął ustami mojego czoła. Mruknął coś do siebie i nie czekając na moją odpowiedź podniósł się, aby podejść do swojej szafy, z jakiej wygrzebał dres. Podniosłem głowę, a chociaż nigdy bym się do tego nie przyznał, to cale nie podobało mi się to, że się odsunął. Momentalnie znów zrobiło mi się zimno, dlatego objąłem się ramionami, decydując się jeszcze skinąć głową w ramach odpowiedzi. – Idź się umyć i przebrać. I tak do pokoju nie wrócisz... – Poruszył zabawnie brwiami. Zmarszczyłem swoje czoło, przyglądając mu się z pytającą miną. – Min Ho ma gościa. Wątpię, żeby cię wpuścili.
- To tak można?
- Nie, ale nikt nie musi o tym wiedzieć – mrugnął do mnie z lekkim uśmiechem. Podszedł do mnie, wyciągając dłoń, jaką przytulił do mojego policzka. Pogłaskał go lekko, niemal niewyczuwalnie, patrząc na mnie tymi swoimi ciemnymi, szczenięcymi oczyma. Były ładne, charakterystyczne. Nieco podkrążone i migdałkowate, Jong Hyun miał urokliwe obramowanie oczu oraz spojrzenie tak intensywne, że nie potrafiłem czasami go wytrzymać. Wpatrywałem się w niego urzeczony. Dopiero teraz pozwoliłem sobie wyciągnąć takie wnioski. – Idź się umyć, Bummie. Nie martw się już, nie pomożesz tym nikomu.
Podniosłem się powoli, biorąc od niego ubrania. Oczywiście, brzmiało to głupio, ale z drugiej strony miał rację. Trudno było jednak przestać się martwić. Odetchnąłem, zamykając się w łazience. Zrzuciłem z siebie ubrania. Odłożyłem je na zamkniętą ubikację, złożone w kostkę, po czym wszedłem pod prysznic, drżąc z zimna. Poczułem ulgę, kiedy tylko ciepła woda zaczęła spływać po moim ciele. Zamknąłem kabinę i przez krótki moment po prostu stałem, chcąc się rozgrzać. Dopiero po kilku minutach zacząłem się myć żelem, jaki znalazłem na brzegu brodzika. Pachniał miętą, jak każdy męski kosmetyk, jednak dziwnie mi było z myślą, że używałem czegoś, co należało do Jong Hyuna. Ja miałem swoje, bardziej kremowe, więc pachniałem później, jakbym się nasmarował jakimś zwyczajny kremem nawilżającym. Teraz czułem oszałamiającą woń mięty za każdym razem, kiedy żel zamieniał się w pianę na mojej skórze, zmywając z niej zmęczenie. Opłukałem się, nie chcąc nadużywać zbytnio gościnności chłopaka. Wytarłem się ręcznikiem, jaki wisiał na haczyku i szybko przebrałem, niemal tonąc w ciepłej bluzie. Zauważyłem, że chłopak lubił luźne ubrania, więc pewnie kupował sobie takie o kilka rozmiarów większe.
Wyszedłem z łazienki, naciągając rękawy na dłonie. W pokoju panował półmrok. Słońce zaszło już całkowicie, a zasłony w oknach nie przepuszczały żadnego światła. Na biurku jednak paliła się lampka, przez co widziałem, dokąd idę, chociaż żarówka oświetlała głównie blat. Jong Hyun odwrócił się, kiedy tylko usłyszał, że wchodzę do pokoju. Uśmiechnął się do mnie lekko, co starałem się odwzajemnić. Wyszedł mi jednak jakiś grymas, bo zaśmiał się cicho. Podszedł do mnie, od razu układając dłonie na moich policzkach. Nie patrzyłem na niego, nie miałem odwagi. Wiedziałem, że kiedy podniosę wzrok znów napotkam lśniące tęczówki, od których trudno było mi się oderwać, a jednocześnie, których spojrzenie przytłaczało. Wpatrywałem się w swoje bose stopy, zaciskając usta w wąską kreskę. Nieustanny niepokój w sercu dawał o sobie znać.
- Bummie, popatrz na mnie. – Głos Jong Hyuna był tak miękki, że momentalnie zrobiło mi się cieplej. Przyniósł dużo większą ulgę, niż prysznic, dlatego uniosłem głowę. Przyglądał mi się zmartwiony. Do tego stopnia obchodziło go to, jak się czułem? Zetknął razem nasze czoła. Przymrużyłem nieco oczy i powoli wypuściłem powietrze z płuc. Był tak blisko, że czułem ciepło, bijące od jego ciała. Pachniał nim, był w tym momencie jak idealny grzejnik, do którego znów chciałem przylgnąć. Odepchnąłem te myśli od siebie. Nie miałem żadnych powodów, by to robić… Zagryzłem wargi, tym razem znacznie lżej. Przez chwilę walczyłem ze sobą, aż wreszcie uśmiechnąłem się delikatnie do Jong Hyuna, na co na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
- Dlaczego zawsze mnie tak nazywasz? – Spytałem zduszonym głosem, niepewnie wsuwając dłonie na jego pas. Zacisnąłem palce na wysokości lędźwi chłopaka, mnąc mu koszulę. – Zawsze mówisz do mnie  „Bummie”.
- Bo wszyscy zwracają się do ciebie po imieniu. Lubię mieć coś, co przysługuje tylko mnie – odpowiedział miękko, bez żadnych ogródek. Zrobiłem zdziwioną minę, na co on posłał mi kolejny, ciepły uśmiech. Oczy starszego zalśniły nieodgadnionym blaskiem w ciemności, skupione tylko na mnie. To było tak cholernie krępujące... – Chcesz, żebym przestał?
Zawahałem się, ale pokręciłem głową. Byłem egoistą, zdawałem sobie z tego sprawę. Mimo to, kiedy zwracał na mnie swoją uwagę czułem gdzieś w głębi satysfakcję. Nieważne, że miałem ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że jest dupkiem. Nawet wtedy, gdy mi dokuczał, gdzieś w środku sprawiało mi to przyjemność. Było mi z tym źle, miałem sobie za złe swoją pychę, jednak na odczucia zbyt wiele poradzić nie mogłem.
- To znaczy, że jesteśmy przyjaciółmi?
Nawet w moich uszach to pytanie zabrzmiało idiotycznie. Momentalnie pożałowałem, że zdecydowałem się odezwać. Ta relacja była tak nietypowa, że na pewno nie można było jej nazwać w ten sposób. Jong Hyun widząc moje zwątpienie jedną z dłoni zsunął na mój kark, bym nie mógł się od niego odsunąć. Wsunął palce w krótkie włosy, przez co z trudem powstrzymałem się od westchnienia pełnego przyjemności.
- Przecież nie chcesz się ze mną przyjaźnić.
Skinąłem tylko głową. Miał słuszność, mówiłem to przecież niejednokrotnie. Tylko dlaczego teraz tak bardzo chciałem zaprzeczyć? Przesunął opuszkami po moim policzku, przyprawiając mnie o dreszcze. Nie poprzestał na tym. Ujął moją twarz w swoje dłonie i zmusił, bym na niego spojrzał. Uniósł kąciki ust w pełnym niedowierzania uśmiechu.
- Dlaczego płaczesz? – Spytał i dopiero w tym momencie poczułem, że mam mokre policzki. Pociągnąłem nosem, od razu wycierając oczy. – Jest ci przykro, bo się nie przyjaźnimy?
- Głupi jesteś – burknąłem tylko cicho. Nie uraziło go to, zaśmiał się, samemu ścierając kolejne łzy. – Martwię się...
- Bummie, gdyby coś było nie tak, to już byś wiedział. Zeus pewnie śpi i ma się dobrze.
- Zostawiłem go samego. Nawet nie chcę wiedzieć, co musiał przeżywać jadąc tam – zaprzeczyłem, patrząc na niego otwarcie. Uśmiechnął się z czymś, co wyglądało jak rozczulenie. Głaskał mnie po policzku, przesuwał opuszkami po szyi, by zaraz znów wrócić do twarzy. Stał przez cały czas tak blisko, że mógłbym policzyć wszystkie jego rzęsy gdyby w pokoju nie było tak ciemno.
- Dlaczego musisz być taki uparty? – Spytał retorycznie, zsuwając wzrok na moje usta. Trącił je opuszkiem kciuka, nim przytulił do nich swoje. Zamarłem, nie wiedząc, co się dzieje. Jong Hyun muskał moje wargi w niemal niewyczuwalny sposób, całował mnie tak delikatnie, jakby się bał, że zrobi mi tym krzywdę. Zamknąłem oczy i nieco niepewnie naparłem na usta chłopaka. Powinienem go odepchnąć, a on nie powinien zachowywać się w taki sposób. Nie byłem przygotowany na taką sytuację. Na to, że miękkie, ciepłr wargi przylgną do moich i będą całować mnie coraz pewniej, odbierając oddech, że szczupłe palce wsuną się w moje włosy i zaczną burzyć nieidealną fryzurę.
Jong Hyun nie czując oporu objął mnie mocniej. Dosłownie wpadłem mu w ramiona, ale dla niego najwyraźniej nie było to żadną przeszkodą. Zmusił mnie, bym przestąpił kilka kroków do przodu, samemu się cofając. Nie odsuwał się ode mnie przez cały ten czas. Zrobiło mi się gorąco, a w żołądku poczułem łaskotanie, które na swój sposób było przyjemne. Starałem się nadążyć, oddać pieszczotę pomimo, że rozsądek ostrzegał. W pewnym momencie straciłem równowagę. Wydałem z siebie cichy jęk, świadczący o zaskoczeniu i wystraszony otworzyłem gwałtownie oczy. Opadłem na kolana chłopaka. Objąłem go za szyję, przytulając się do niego. Nie miałem odwagi na niego spojrzeć, ale czułem, że się uśmiecha. Zakręciło mi się w głowie, jak i zapiekły mnie policzki. Naśmiewał się ze mnie? Coś mnie zakuło w sercu na samą myśl o tym. Chciałem się podnieść, ale nie pozwolił mi się od siebie odsunąć. Popatrzył na mnie z uwagą, lustrując wzrokiem moją twarz. Dotykał palcami mojej skóry, wpatrując się we mnie, jak w obrazek. Zacisnąłem powieki, starając się opanować. Miałem ochotę znów wybuchnąć płaczem, ale sam nie wiedziałem dlaczego dokładnie.
- Spójrz na mnie – poprosił cicho, na co niepewnie rozchyliłem powieki, spełniając jego prośbę. Jong Hyun ucałował moje czoło, a następnie przytulił do siebie, obejmując ramionami. Wsunąłem nos w zagłębienie jego szyi. Pachniał tak dobrze, że nagle pomysł z odsunięciem się wydał mi się głupi. Nie mogłem się odezwać, nie potrafiłem. Bałem się, że jeśli to zrobię powiem coś głupiego.
Chłopak westchnął cicho i zamknął oczy. Pogłaskał mnie po głowie, przeczesał moje włosy, po czym odsunął się nieznacznie. Ułożył dłoń na moim rozpalonym policzku, przez chwilę po prostu się we mnie wpatrując. Pociągnął mnie w swoją stronę, a ja nie mając większego wyboru padłem na łóżko. Niemal zatopiłem się w pościeli, która szybko mnie otuliła swoją miękkością. Zmrużyłem swoje oczy, kiedy nachylał się nade mną. Moje serce zabiło mocniej, gdy złożył przelotny pocałunek na moich ustach. Zadrżałem, co Jong Hyun najwyraźniej wziął za objaw mojego zmartwienia. Podniósł się na łokciach z wyraźną niechęcią, która zdziwiła mnie na tyle, że wpatrywałem się w niego oszołomiony.
- Połóż się i spróbuj zasnąć. Zaraz do ciebie przyjdę – obiecał, nim wstał z łóżka. Zanim jednak to zrobił dotknął raz jeszcze mojego policzka, po czym wszedł do łazienki najpewniej po to, aby wziąć prysznic.
Schowałem twarz w dłoniach. Chyba jeszcze nie docierało do mnie, co tak właściwie się stało. Leżałem przez dłuższą chwilę w bezruchu, wsłuchując się  w ciche odgłosy, jakie dobiegały z sąsiedniego pomieszczenia. Miałem w głowie taki mętlik, że najchętniej po prostu bym usnął. Gdyby tak to wszystko mogło okazać się jednym dziwnym snem… Spojrzałem w sufit i odgarnąłem grzywkę z czoła. Zerknąłem w stronę drzwi, za którymi rozległ się szum wody, rozlewającej się po kabinie prysznica. Poderwałem się z miejsca, pospiesznie odszukując buty. Czułem się jak tchórz, który wymyka się niepostrzeżenie, ale nie wyobrażałem sobie, bym miał spędzić w tym pokoju kolejną noc. Zatrzymałem się przy drzwiach i spojrzałem w kierunku łazienki. Zagryzłem dolną wargę, wahając się jeszcze przez chwilę. Nie byłem dumny z ucieczki. Chłopak podejrzewał, że zostanę, ale nie mógł się przecież rozczarować czymś takim… Nie byliśmy nawet przyjaciółmi.

~***~

1Derka – okrycie konia zakrywające cały tułów, czyli kłodę, a także czasem część szyi.
2Uwiąz – sznur do prowadzenia i przywiązywania konia, na przykład podczas czyszczenia.
3Kantar – rodzaj uproszczonej uzdy, używanej nie do jazdy, lecz podczas czyszczenia lub wyprowadzania konia.

~***~