10 października 2016

Adagio Sostenuto: Rozdział 10


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 10/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”


Oddychałem ciężko, wpatrując się w przestrzeń. Przed oczyma widziałem tylko czarną plamę, chociaż miałem je szeroko rozwarte, niemal wytrzeszczone. Kręciło mi się w głowie do tego stopnia, że obawiałem się upadku. W uszach słyszałem jedynie przeciągły pisk, do tego czyjś głos i swój, jakby z oddali, kiedy wypowiadałem bezsensowne zdanie, nawet nie mając pojęcia, co w tym momencie tworzył mój umysł. Ktoś mówił do mnie niezrozumiałe słowa, a zamglony umysł nie potrafił przyswoić treści tej wypowiedzi. Jin Ki trzymał mnie, obejmował w pasie, podczas gdy ja bezwładnie wysuwałem się spomiędzy jego ramion, jak wielka, szmaciana lalka, zbyt ciężka, by ją utrzymać. Jak to się stało, że słaniałem się na nogach, a Jin Ki wyglądał, jakby sam miał zemdleć?

Druga niedziela Dni Otwartych zapowiadała się dla mnie dużo bardziej nerwowo, niż pierwsza. Tak naprawdę nie miało dla mnie większego znaczenia jak źle wypadnę w ujeżdżeniu1. Chciałem to zrobić jak najlepiej, ale nie wywierałem na sobie nacisku, bo nie wiązałem przyszłości z tą dyscypliną. Do czasu, aż mój ojciec nie obwieścił, że postanowił sprawdzić, na co trwoni swoje pieniądze. Czyli innymi słowy mówiąc – szukał kolejnego pretekstu do wybicia mi jazdy konnej z głowy. Do tego jednak potrzebował przyjechać na występ i go zobaczyć. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo musi go to nużyć, jednak teraz czułem dodatkową presję. Nieważne, jak dobrze by mi nie poszło. To nie miało znaczenia. Chodziło jedynie o znalezienie przysłowiowej dziury w całym, doczepienie się do jakiegoś mało istotnego szczegółu, który później będzie mógł wyolbrzymić i znów sprawić mi przykrość. Nie wiem, może czerpał z tego jakąś chorą satysfakcję? Sprawiało mu przyjemność pokazywanie mi, jakim śmieciem w jego oczach byłem? Nie miałem pojęcia. Musiałem jednak dać z siebie wszystko, by mieć poczucie, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy.
Poprawiłem daszek czapki, którą miałem na głowie. Jong Hyun sobie zażyczył, by każdy z nas ubrał się nieco bardziej nietypowo – miałem na sobie białe bryczesy2 i oficerki, ale rajtrok3 zastąpiła szara, wojskowa marynarka ze srebrnymi guzikami i haftowanymi kieszeniami. Dziewczyny miały je dodatkowo odpowiednio wykrojone w talii, aby podkreślały ich zgrabną linię. Każda posłusznie splotła włosy w warkocz, opadający im z prawej strony, a grzywy wszystkich koni mieliśmy zapleć w te przeklęte koreczki4. Nie protestowałem, chociaż nie było to takie proste, żeby przekonać Zeusa do spokojnego czekania, aż skończę. Kręcił się, szarpał moją koszulkę ze zniecierpliwienie i oberwałem od niego kilka razy ogonem, kiedy nie dałem za wygraną. Udało mu się nawet raz mnie przewrócić, na szczęście przytrzymałem się drzwiczek boksu i zagroziłem mu, że nie dostanie miętówek, jeśli się nie uspokoi. To chyba trochę na niego podziałało, bo parsknął pojednawczo, zwieszając łeb, ale i tak wstrząsał grzywą, kiedy ja usiłowałem obwiązać włosie gumką recepturką.
Siedziałem w siodle, biorąc masę głębokich wdechów. Przekonywałem się do słuszności tego pomysłu, ale nie pomogło to ani trochę. Moje myśli pędziły na najwyższych obrotach i w przeciągu kilku chwil potrafiłem dojść do skrajnych wniosków, zmieniając swoje postanowienia. Przecież i tak mój ojciec znajdzie coś, czego będzie mógł się uczepić, po co miałem się męczyć? Z drugiej strony byłem to winien Jong Hyunowi. Zmniejszyliśmy liczbę treningów po akcji z kolką, by Zeus mógł nieco odpocząć, ale nadal starał się jak mógł, żeby przygotować mnie do tego występu. Może i wymusił to na mnie, nie zmieniało to jednak faktu, że poświęcał swój czas na ćwiczenia ze mną. Ponad to wykazywał się sporą cierpliwością w stosunku do mojego konia i do mnie. Zeus był bardziej skory do współpracy, niż ja. Ciągle mu pyskowałem, kiedy udzielał mi porad, ale starałem się do nich stosować. Zapewne dlatego się nie denerwował – wiedział, że pomimo mojej gadaniny i tak zrobię to, o co prosił. Bo Jong Hyun nie żądał, nie nakazywał. On prosił, rzucał sugestie i to ode mnie zależało czy się do nich dostosuję.
Jeśli chodziło o Jong Hyuna samego w sobie, nie widywałem się z nim zbyt często. Nie dlatego, że po jego chamskim tekście miałem ochotę zapaść się pod ziemię, rzucić mu się do gardła i wybić tego typu docinki, które on uważał za wybitnie śmieszne. Po prostu tak jakoś wyszło – nie trafialiśmy na siebie na korytarzu, ze stołówki wychodził zanim ja wszedłem, a wieczorami byłem zbyt zmęczony, żeby nękać go u niego w pokoju. Poza tym, co to miało być, żebym go nachodził? Pajac nabrałby zbytniej pewności siebie, do tego dopuścić nie zamierzałem, nie miałem szczególnego powodu, żeby to robić. Niemniej, kiedy widywaliśmy się na treningach posyłał mi te znaczące spojrzenia, jednak ja na nie odpowiadałem nikłym, tajemniczym uśmieszkiem. Nie mogłem w końcu pozwolić mu wygrać w tym niemym pojedynku. Wystarczy, że potrafił mnie zagiąć dwuznacznym tekstem i nie, żebym jakoś tęsknił do rozmów sam na sam. Nie byłem cnotką, ani trochę. Nie raz i nie dwa żartowałem w ten sposób z dziewczynami, ale w tym właśnie był sęk – rozmawiałem tak z płcią piękną, a nie innym facetem! Chociaż… całowaliśmy się i to kilkakrotnie. Nie powinny mnie zdegustować takie żarty.
- Zaraz nasza kolej – Jong Hyun poprawił popręg5 Adagio, po czym chwycił za cugle6. Z gracją wskoczył na grzbiet, miękko wsuwając się w siodło. Nie posądziłbym go o tak płynne ruchy, gdybym wcześniej nie widział, jaką wprawę ma w utrzymywaniu się na grzbiecie klaczy. Tym razem wyglądał dużo bardziej profesjonalnie, aczkolwiek prawdę mówiąc za każdym razem, kiedy zbierał zastęp zmieniał nonszalancję na chłodną powagę. Nie trzeba było być specjalnie rozgarniętym, aby zrozumieć, że znał się na tym, co robił. Czasami naprawdę mu tego zazdrościłem. – Nie będzie tu nic nowego. Trzymajcie się rytmu i nie dajcie się prowadzić. To wy trzymacie wodze, ale pamiętajcie o współpracy – spojrzał groźnie na dziewczynę w krótkich włosach, która tylko wzruszyła ramionami. Nie pamiętałem jej imienia, ale wiedziałem, że nie raz Jong Hyun prowadził z nią długie rozmowy o tym, jak powinna współpracować z koniem.
Szturchnąłem ogiera piętami w boki. Ustawiliśmy się parami – dziewczyny zajmowały lewą stronę, chłopcy prawą. Im bliżej było pokazu, tym mocniej waliło mi serce. Miałem to szczęście, że obok mnie siedziała Tae Yeon, to dodawało mi nieco otuchy. Jej izabelowata7 klacz stała posłusznie, nadstawiając z zaciekawieniem uszu. Zeus z kolei wydawał się być wybitnie znudzony, a to ani trochę nie poprawiało mi nastroju. Nie zdarzyło się, by nie słuchał moich komend, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.
Kiedy rozbrzmiał pierwszy dźwięk kadryla drgnąłem zaskoczony. Jong Hyun jeszcze krótko odwrócił się do tyłu. Ciemne oczy wyjrzały spod daszka czapki i pomknęły po wszystkich twarzach. To było głupie, że w takiej chwili na moment irracjonalny lęk zastąpiło ukłucie zachwytu. Skinął głową, dając znak, że mamy ruszać. Osiem koni ruszyło niemal równo, zaczynając od tej samej nogi. Wmaszerowaliśmy na ujeżdżalnię wyprostowani i dumni, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo się stresujemy. Cóż, przynajmniej ja. Wpatrywałem się przed siebie, patrząc między uszy kasztana, całą siłą woli powstrzymując się od gorączkowego przeszukiwania trybun. Nie widziałem jeszcze mojego ojca i w duchu łudziłem się, że nie przyjechał. Nie było jednak czasu na to, aby się zastanawiać nad jego obecnością.
Muzyka grała, konie parskały, rozrzucając kopytami piach, kiedy dwa rzędy rozchodziły się na przeciwległe rogi ujeżdżalni, wyrzucając przed siebie łapy w wyciągniętym kłusie8. Kołysałem się równomiernie w siodle, kurczowo zaciskając palce na skórzanym pasku. Ostrożnie skróciłem wodze, by odpowiednio nakierować zwierzę. Zeus zakręcił łagodnie, zwalniając kroku do pasażu9, unoszą wysoko długie łapy, na moment zawieszając je w powietrzu. Ustawiłem go obok Adagio, a zaraz koło mnie pojawiła się siwa klacz, na której siedział chłopak, którego imienia nie pamiętałem. Pokłusowaliśmy na wprost dziewczyn, które prowadziły swoje konie w naszym kierunku. Minęły nas mniej więcej na środku, po czym ruszyły na drugi koniec czworoboku. Zwolniłem nieco, by konie przede mną mogły odpowiednio się ustawić.
Sam układ nie był zbyt skomplikowany. Polegał na powtórzeniu kilku figur i w miarę, jak siedziałem na grzbiecie, pomagając Zeusowi zrozumieć moje polecenia rozluźniałem się. Skupiłem się na kolejnych krokach, jakie mieliśmy wykonać. Na zamek, z przeciwległych rogów zwierzęta galopowały, zmieniając prowadzącą nogę. Musiało to wyglądać zabawnie, kiedy podskakiwały co rusz, zupełnie, jak małe dziewczynki podczas wygłupów. Lotna zmiana nogi10 nie stanowiła dla mnie wyzwania i byłem pewien, że to akurat wyszło mi poprawnie.
Mniej pewnie czułem się przy ciągu11. Kiedy zwierzęta szły wzdłuż płotu zadem do ogrodzenia, krzyżując w kłusie nogi, idąc bokiem. Ten manewr miał niemal kończyć pokaz, ale szedł mi najbardziej opornie. Zeus z niemałym trudem dostosowywał się do moich poleceń strzygąc z niezadowoleniem uszami. Byłem bardziej niż pewien, że jeszcze chwila, a się zbuntuje i odmówi współpracy. Na szczęście nic takiego się nie stało. Zrównaliśmy się na środku ujeżdżalni, a ja próbowałem odpowiednio przekazać zwierzęciu, by zszedł do piaffu12. Ogier parsknął ze zmęczeniem, drobiąc w miejscu. Poczułem ulgę, jaka osadziła się na dnie mojego żołądka i byłbym się zsunął z grzbietu gdyby nie to, że zdrętwiały mi nogi. Burza oklasków świadczyła tylko o zadowoleniu tłumu, któremu najwyraźniej spodobało się to przedstawienie. To mnie cieszyło. Miałem argument dla ojca. Wyprowadziłem zwierzę z ujeżdżalni, po czym zsiadłem, stając na drżących nogach na bruku. Odetchnąłem ciężko i poklepałem ogiera po spoconej łopatce.
- Spisałeś się, maluszku.

Im dłużej czekałem na ojca, tym bardziej się stresowałem. W dalszym ciągu nie miałem pojęcia, gdzie był, czy w ogóle przyszedł, ale zdążyłem już zaprowadzić Zeusa do boksu, rozsiodłać go i wrócić do pokoju, żeby się przebrać. Chciałem mieć już za sobą rozmowę z nim. Nie widziałem go, od kiedy przywiózł mnie tutaj, rozmawiałem z nim przez telefon trzy razy i nie były to dyskusje przepełnione tęsknotą. To było złe, ale cieszyłem się, że miałem spokój, nie musiałem go oglądać, ani tym bardziej spędzać z nim czasu. Nigdy wiele go dla mnie nie miał, jednak czasami zdarzało się, że usiłował grać dobrego ojca i uparcie starał się wciągnąć mnie w jakąś dyskusję, co zwykle kończyło się kłótnią. Nie wiedziałem więc, czego się po nim spodziewać. Bo znając go, mógł zrobić wszystko. Poza pochwaleniem mnie.
Westchnąłem cicho, kierując się w stronę stajni z nosem w telefonie. Pisałem z Onew, co chociaż trochę odciągało moje myśli i poprawiało humor. Nadal nie miałem na tyle odwagi, aby wypytać go o moje podejrzenia, poza tym nie spieszyło mi się też do tego, ani trochę. Obawiałem się, że mógłbym stracić dobrego przyjaciela. Ograniczyłem się więc do opowiadania o moich obawach, co do ojca i o tym, jak mi poszło. Był ciekaw czy pomysł, na jaki wpadł Jong Hyun wypalił. Nie mówiłem wprost, kto mnie przekonywał do wzięcia udziału w ujeżdżeniu. Starałem się jednak przemycić nieco oczywistych informacji, rzucając delikatnymi aluzjami. Nigdy nie dawał się złapać, przez co czułem się nieco zawiedziony. Mimo nieustannego mętliku, jaki miałem w głowie rozmowy z nim za każdym razem poprawiały mi humor. Nie miałem pojęcia, jak to się działo. Wystarczyło, że zaczynałem z nim pisać i nagle mój ponury nastrój pryskał, a ja uśmiechałem się do ekranu telefonu.
- Może zamiast siedzieć z nosem w telefonie przywitałbyś się z ojcem? – Drgnąłem zaskoczony, od razu się rozglądając. Nie trudno było mi dostrzec mojego ojca, który stał z rękami zaplecionymi na wysokości klatki piersiowej i srogim wyrazem twarzy. W jego ciemnych włosach widać było lśniące pasma siwizny, które świadczyły o wielu zmartwieniach i problemach, z jakimi się borykał. Jego praca była stresująca, w dodatku miał same kłopoty ze mną, co za każdym razem dawał mi do zrozumienia. Przełknąłem ślinę i przestąpiłem kilka kroków w jego kierunku. Nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć, bo nie wyglądał na szczególnie zadowolonego.
- Szukałem cię – wypaliłem, na co westchnął, przyjmując nieco łagodniejszą postawę. Zdarzało mu się, że kiedy miał lepszy dzień traktował mnie, jak ojciec swoje dziecko, a nie jak zło ostateczne.
- Dopiero przyjechałem. Spotkanie się przeciągnęło – odparł, a ja poczułem ukłucie zawodu. W głębi liczyłem, że jednak mnie widział, jak radzę sobie w siodle, ale znów się przeliczyłem. Naiwny ja. Skrzywiłem się, nie mogąc powstrzymać wyrazu zawodu, jaki od razu pojawił się na mojej twarzy.
- Jasne – burknąłem chłodno, czując narastającą irytację. – Przywykłem już do tego, że nie masz dla mnie czasu.
- Ki Bum dobrze wiesz, na czym polega moja praca – upomniał mnie ze znużeniem, jakby miał dość ciągłego powtarzania się. – Nie mogę sobie pozwolić na utratę ważnego klienta. Kto zapłaciłby za te twoje fanaberie?
Zazgrzytałem ze złości zębami, ale nie odpowiedziałem. Miał w tym trochę racji. Opłacał moją szkołę, to dzięki niemu mogłem jeździć konno i pozwolić sobie na własnego wierzchowca, ale do jasnej cholery! Przecież mógł ten pieprzony grafik ustawić w taki sposób, żeby zdążyć na występ i spotkać się z klientem. Wystarczyła odrobina chęci.
- Na pewno byłbyś bardzo pokrzywdzony, gdybym nie mógł jeździć.
Westchnął ciężko z politowaniem. Wsunąłem dłonie w kieszenie spodni, nie mogąc na niego patrzeć. Jeszcze chwilę temu martwiłem się jego przyjazdem, teraz miałem ochotę wrócić do pokoju, cokolwiek, byleby nie musieć z nim rozmawiać. Zadziwiające, jak wiele wspólnego pod tym względem miał z Jong Hyunem.
- Nie popieram tego twojego hobby, ale gdybym chciał zabronić ci jeździć, po prostu sprzedałbym to zwierzę – powiedział ze spokojem, jakby tłumaczył coś niesfornemu dzieciakowi. Spojrzałem na niego z wściekłością. Gdyby tylko spróbował zamieniłbym jego życie w piekło. Może to on tutaj pociągał za sznurki, jednak ja też miałem kilka sposobów na to, aby zrobić mu na złość. Jego opinia była dla niego najważniejsza i nie potrzeba było wcale wiele, aby ją zszarpać.
- Ale jako kochający ojciec nie zrobiłbyś czegoś takiego swojemu dziecku, prawda? – Spytałem sarkastycznie, uśmiechając się urokliwie do niego. – W końcu nawet nie wiesz, jak sobie radzi – dodałem z wyrzutem.
- Nie będę wysłuchiwał twoich pretensji. Nie po to tutaj przyjechałem.
- A po co? – Spojrzałem na niego podejrzliwie. Nie przyjechał mi nawrzucać, jakim jestem nieudacznikiem? To ci nowość.
- Wyjeżdżam w delegację – wypalił od razu, a ja parsknąłem histerycznym śmiechem. Spojrzał na mnie z naganą. Dlaczego mnie to nie dziwiło? Nie pierwszy i nie ostatni raz, tylko nie do końca rozumiałem, dlaczego tak bardzo chciał mi to powiedzieć osobiście. Musiało w tym być drugie dno, byłem tego pewien.
- A mówisz mi to, bo…? – Spytałem, starając się zachować spokój, chociaż wewnątrz mnie gotowało się ze złości. Nie mógł mi o tym powiedzieć już jak do mnie dzwonił? Oszczędziłby sobie przyjazdu tutaj, w końcu na pewno nie był z tego jakoś wybitnie zadowolony.
- Wyjeżdżam na święta. Nie będę mógł cię zawieźć do Daegu.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Poczułem, jak pieką mnie oczy ze złości i w momencie zrobiło mi się słabo. Zacisnąłem szczęki, chcąc się powstrzymać przed wybuchem. Teraz wszystko miało ręce i nogi.
- Wiesz, że muszę tam pojechać – syknąłem chłodno, patrząc na niego z furią w oczach. – Zawsze spędzam święta u mamy. Nie możesz mi tego zrobić!
Rozłożył obojętnie ręce, a ja w tym momencie miałem ogromną ochotę mu przyłożyć. Wiedział, jak bardzo mi na tym zależało. Z mamą widywałem się rzadko, moi rodzice nigdy nie byli ze sobą. Tata porzucił mamę, kiedy tylko dowiedział się o ciąży. Nie byłem pewien czy kiedykolwiek ją kochał. Nie wiedziałem też, o co dokładnie chodziło, jednak mogłem się domyślać, że w grę wchodziła pozycja społeczna. Moja matka była pielęgniarką w szpitalu w Daegu, a ojciec handlował nieruchomościami. Oczywistym było, że kobieta z tak niską pozycją nie mogła zostać żoną bogatego biznesmena. Jednakże, jak to zwykle w kiepskich romansach bywa, nieoczekiwanie zaszła w ciążę.  Ponownie w jej życiu pojawił się, kiedy miałem trzy lata. Miał już wtedy żonę, młodą i głupią, a dodatkowo bezpłodną, tak więc potrzebował kogoś, komu w przyszłości będzie mógł zapisać firmę. I tym oto sposobem znalazłem się w tej rodzinie, bękart i czarna owca, od której wymagało się, że pociągnie rodzinny interes. Jedyną korzyścią było to, że mój ojciec pozwalał mi na moje „fanaberie”, jakimi była jazda konna.
- Przykro mi, te święta będziesz musiał spędzić w domu.
- To nie jest mój dom – warknąłem, po czym obróciłem się na pięcie i pobiegłem w stronę wyjścia ze szkoły. Krzyczał za mną, zwracając tym samym na siebie uwagę innych, ale ja go zignorowałem. Już wolałbym kolejne kazanie na temat tego, jak beznadziejny byłem. Zdecydowanie dużo łatwiej by było, gdyby po prostu zaczął swoją zwykłą gadkę o tym, że nic nie potrafiłem, przynosiłem mu jedynie wstyd oraz bym się otrząsnął i zaczął zachowywać adekwatnie do swojego wieku. Tymczasem on przyjeżdża tylko po to, by powiedzieć mi, że święta spędzę sam. Gdybym był ojcem to tym bardziej pozwoliłbym mojemu dziecku jechać do matki wiedząc, że mnie nie będzie. Robił to specjalnie czy jak?!
Potarłem oczy nadgarstkiem, kierując się w stronę miasta. Weekendy mogliśmy spędzać poza terenem szkoły, ale jeszcze nigdy, przez te dwa miesiące nie ciągnęło mnie tam tak, jak dzisiaj. Potrzebowałem zrobić coś, co wkurzy mojego ojca. I już nawet wiedziałem co, tylko wcześniej obawiałem się nieco konsekwencji. Teraz nie miałem już żadnych skrupułów.
- Ki Bum? – Drgnąłem na dźwięk swojego imienia, jednak się nie odwróciłem. Szedłem uparcie przed siebie, dopóki Jin Ki ze zmartwioną miną się ze mną nie zrównał. Nieszczególnie potrafił dotrzymać mi kroku, a ja nie dbałem o to w nawet najmniejszym stopniu. Chciałem dotrzeć do miasta i odszukać piercera. Zrobić coś, przez co ojciec spłonie ze złości, a co zawsze chciałem mieć. – Co ci powiedział twój ojciec?
- Oznajmił mi, że najbliższe święta spędzę sam jak palec, bo nie stać go na to, by wyjechać wcześniej i zawieźć syna do matki – warknąłem chłodno. Wiedziałem, że student nie jest niczemu winny, jednak nie potrafiłem powstrzymać swojej złości, która ciekła mi nawet uszami.
Chłopak westchnął, nie wiedząc, co powiedzieć, a ja otarłem policzki, które nawet nie wiedząc kiedy zrobiły się mokre. Mojemu ojcu wystarczyło niewiele, by doprowadzić mnie do płaczu. Złość zamieniła się w żal i tęsknotę. Ściskało mnie w dołku tak mocno, że musiałem skrzywić się z bólu i zacisnąłem palce na koszulce mniej więcej na wysokości klatki piersiowej. Pociągnąłem nosem, po czym zagryzłem dolną wargę. Objąłem ramię starszego dłońmi i przytuliłem się do niego nieco niezdarnie, zaciskając powieki mocno. Potrzebowałem tak po prostu się do kogoś przytulić, chociaż na chwilę. Rozbolała mnie głowa, w przeciągu kilkunastu minut zdążyłem popaść w kilka skrajnych emocji, aż wreszcie zacząłem mieć dosyć. Było nieco po południu, a ja już chciałem, aby ten dzień się skończył.
- Ki Bum, co się dzieje? – Spytał ostrożnie, układając dłoń na mojej głowie. Zignorowałem go, opierając głowę na ramieniu starszego. Obawiałem się, że jeśli teraz się odezwę, zupełnie się rozkleję, a mimo to odetchnąłem głęboko, jakby chcąc dodać sobie otuchy.
- Nie widziałem jej od ostatniego Bożego Narodzenia – mruknąłem ponuro, ściskając mocno ramię Jin Ki’ego. Nie patrzyłem na niego, ale musiał wyglądać na przerażonego, bo szedł spięty, jak struna. – Tylko raz się z nią spotkałem, na krótko, kiedy przyjechała porozmawiać z ojcem o moich przenosinach do tej szkoły. A teraz mi mówi, że nie będę mógł się z nią zobaczyć – westchnąłem drżąco, patrząc beznamiętnym wzrokiem przed siebie. Jeszcze chwilę temu tryskałem złością, teraz czułem się pusty, jakby to nie dotyczyło mnie. Jak tak dalej pójdzie nabawię się jakiejś choroby psychicznej i tyle będzie z mojej kariery jeździeckiej.
- O kim mówisz?
- O mamie. Mój ojciec jedzie w delegację, więc nie będzie mógł mnie zawieźć. Jest na tyle egoistycznym człowiekiem, że nawet nie pozwoliłby mi wsiąść w pociąg i pojechać tam samemu – mruknąłem, po czym odetchnąłem głęboko i odsunąłem się, nie chcąc zbytnio naruszać jego przestrzeni osobistej. Uniosłem kąciki ust w ponurym uśmiechu. – Najwyraźniej woli, żebym spędził te święta w ten jakże „rodzinny sposób”.
Chłopak przyglądał mi się skonsternowany. Ewidentnie nie wiedział o czym mówiłem albo po prostu był zbyt oszołomiony, aby przyjąć do wiadomości, że jakikolwiek rodzic byłby w stanie się tak zachować. A jednak, to prawda. Zaczynałem mu chyba zazdrościć tego, że nie spędził całego swojego życia w gronie bogaczy.
- To co chcesz teraz zrobić? – Spytał w końcu zduszonym głosem. Spojrzałem na niego i wyszczerzyłem się, do niego złośliwie. Czasami sam się bałem tego, co siedziało w mojej głowie.
- Co? Kolczyk.
Spojrzał na mnie pytająco, ale nie odpowiedziałem. Zacząłem się tylko rozglądać w poszukiwaniu studia, które zajmowało się tego typu rzeczami. I szybko je znalazłem, ku mojej uciesze.

- To chyba nie jest dobry pomysł…
- Jin Ki, zamknij się – warknąłem, patrząc na chłopaka, który co rusz zmieniał kolory – od zielonego, przez fioletowy, to znów robiąc się czerwony, aż wreszcie wracał do niezbyt ładnego odcienia żółci. Leżałem na kozetce z palcami splecionymi na podołku imitując trupa. Wpatrywałem się w ścianę w duchu ciesząc się, że lustro, jakie na niej wisiało ustawiono tak, że nie widziałem piercerki, jaka obmywała moje odsłonięte ucho wacikiem i dezynfekowała igły. Panika na twarzy mojego przyjaciela ani trochę mnie nie pocieszała, wyglądał na bardziej przerażonego, niż ja. A to moje ucho niebawem miało dorobić się dwóch dziurek.
Zaplanowałem sobie industrial. Widziałem go kiedyś, w jakimś teledysku i od tego czasu zastanawiałem się, jakby to było, gdybym to ja miał taki kolczyk. Orientowałem się już wcześniej jak długo się goi, ile mniej więcej kosztuje oraz jak powinno się o niego dbać. Teraz jednak miałem dodatkową motywację, aby go sobie zrobić. Powinienem chyba podziękować ojcu. Studio samo w sobie sprawiało dobre wrażenie. Kozetka może nie była najwygodniejsza, ale metalowy stolik, jaki zazwyczaj służył przy operacjach został odkażony, a dziewczyna, która miała przekłuwać mi ucho wyjęła dwie igły, zamiast jednej. Powinno to być oczywiste, w końcu do tego kolczyka potrzeba było dwóch dziurek, ale jednak samo to dawało wrażenie profesjonalizmu. Nie miałem pojęcia, dlaczego dokładnie, tak czy inaczej już nie mogłem się doczekać, aby mieć to za sobą. Z różnych powodów.
Nie widziałem tego, co się działo, nic więc dziwnego, że wydałem z siebie krótki okrzyk zaskoczenia, kiedy pierwszy wenflon z zaskakującą łatwością przebił moją chrząstkę. Wbiłem paznokcie w skórę dłoni i wypuściłem powoli powietrze z płuc. Klipsy, które wcześniej kobieta nałożyła na ucho, aby łatwiej było jej je przekłuć ani trochę nie zniwelowały bólu. Było to krótkie ukłucie, ale jednak w chwili, kiedy igła gładko wchodziła w skórę było wyczuwalne.
- Już po strachu – odpowiedziała, kiedy krzywiłem się po drugim ukłuciu. Leżałem nieruchomo bojąc się, że gdybym choć mrugnął, mógłbym poruszyć igły, a to sprawiłoby dodatkowy ból. Było w tym więcej paniki, niż to wszystko było warte, ale od dziecka panicznie bałem się wszelkich zastrzyków. Zrobienie sobie takiego kolczyka było dla mnie nie lada wyczynem.
- Nie wiem, po co ci to – wydukał Jin Ki, a ja spojrzałem na niego znacząco, unosząc brwi. Piercerka właśnie zakręcała jedną z kuleczek, dlatego uznałem, że kryzys został zażegnany.
- Bo mi się podoba, zawsze chciałem go sobie zrobić i ojciec dostanie piany, jak go zobaczy – odpowiedziałem, na co dziewczyna parsknęła krótkim śmiechem. Najwyraźniej nie tylko ja byłem takim buntownikiem, który jakąś modyfikacją ciała chciał zrobić na złość rodzicom. Aczkolwiek pewnie gorzej by było, gdybym przyszedł z tatuażem. Aż tak szalony nie byłem.
Podniosłem się z kozetki czując, jak mocno bije mi serce. Od chwili, kiedy tu wszedłem czułem podekscytowanie zmieszane ze strachem, ale teraz całą ta adrenalina zamieniła się w euforię.
- I jak? Wszystko w porządku? Nie ma żadnych zawrotów głowy? – Dopytała, zdejmując rękawiczki. Wrzuciła je do kosza, a ja pokręciłem głową, przeglądając się w lustrze.
- Wszystko gra – odpowiedziałem, po czym spojrzałem na przyjaciela, który ewidentnie nie mógł się doczekać, aż wyjdziemy. W między czasie mój ojciec zdążył już kilka razy do mnie zadzwonić, ale ponieważ leżałem i czekałem, aż w moim uchu pojawi się zbędny metal nie mogłem odebrać. Zresztą, nie zamierzałem nawet do niego oddzwaniać. – Idziemy?
- Tak – chłopak niemal rzucił się do wyjścia, na co zaśmiałem się cicho. Zdecydowanie miałem lepszy humor. Pożegnałem się uprzejmie, po czym wyszedłem na zewnątrz, czując pieczenie w uchu. Był to jednak ból zrozumiały i na swój sposób sprawiał mi przyjemność. Czy było ze mną coś nie tak, skoro mi się podobał?
Westchnąłem, spoglądając na starszego chłopaka. Mieliśmy iść coś zjeść, nie chciałem tak szybko wracać do szkoły w obawie, że mógłbym spotkać się znów z ojcem. Zresztą, była niedziela i to jedna z ostatnich tak ładnych. Miałbym kisić się w takim miejscu, skoro mogłem spędzić miłe chwile w towarzystwie przyjaciela? Nie byłem właściwie pewien, czy mogłem tak określać Jin Ki’ego, ale z drugiej strony za każdym razem, kiedy działo się coś złego, był przy mnie. Próbował mnie pocieszyć, chociaż wychodziło mu to marnie i ostatecznie zawsze śmiałem się z niego i jego idiotycznych pomysłów. Poza tym z całego tego otoczenia, ze wszystkich moich znajomych zawsze potrafił tak po prostu sprawić, że się uśmiechałem. Pod tym względem ani trochę nie różnił się od Onew, obaj byli tak samo głupkowaci i kochani.
- Ki Bum? – Spojrzałem na niego pytająco i uświadomiłem sobie, że zadawał mi jakieś pytania. Nie słyszałem go, jedynie przeciągły pisk w uszach oraz głos, jakbym głowę trzymał pod wodą. Odpowiadałem mu nawet nie wiedząc, co dokładnie. Mówiłem coś, ale nie rejestrowałem tego, nawet nie miałem pewności, że używałem jakichś składnych zwrotów. Zrobiło mi się słabo. Nogi się pode mną ugięły i tylko cudem ustałem. Przed oczyma widziałem czarną plamę, choć miałem je szeroko rozwarte, ale udało mi się dostrzec wyraz paniki na twarzy chłopaka. Złapał mnie, kiedy osunąłem się bezwładnie. Zamknąłem oczy, mając ochotę się położyć. Dobrze wiedziałem, co się robi w takiej sytuacji. Jin Ki jako student medycyny też powinien, ale najwyraźniej był zbyt wystraszony i gdybym tylko był świadom pomyślałbym, że po raz pierwszy miał do czynienia z taką sytuacją na żywo. Doprawdy miałem nadzieję, że gdyby kiedyś potrącił mnie samochód, to nie byłoby go w pobliżu. Tak byłoby bezpieczniej.
- Muszę usiąść – stęknąłem słabym głosem, zupełnie tak, jakbym umierał. Musiało to wyglądać komicznie, ale mnie nie było do śmiechu, jemu najwyraźniej też. Objął mnie ciaśniej, po czym wciągnąć do jakiegoś sklepu. Chwilę po tym siedziałem na miękkim krzesełku, a obok mnie pojawiły się dwie dodatkowe twarze. Słyszałem jakieś pytania i odpowiadałem na nie nieprzytomnie. Dopóki nie dostałem szklanki z wodą i colą, o którą poprosiłem Jin Ki’ego. Aż dziw brał, że był w stanie cokolwiek zamówić po tym, jak mnie posadził. Odetchnąłem, po czym zamrugałem kilka razy, odzyskując jasność widzenia. Spojrzałem na przyjaciela, po czym uśmiechnąłem się do niego słabo. Kiedy znalazł mnie w swoim gabinecie wyglądał na złego, teraz z jego oczu buchały podobne gromy, jakby miał mi za złe to, że go wystraszyłem. Zrobiłem skruszoną minę. Skąd miałem wiedzieć, że tak się skończy?
- Może wystarczy wrażeń, jak na jeden dzień – zasugerował, a ja pokiwałem pojednawczo głową. Zdecydowanie nie potrzebowałem więcej ekscesów. Uniosłem szklankę z colą do ust, po czym upiłem kilka łyków, oddychając ze spokojem. – Jeśli chciałeś komuś dopiec, to udało ci się, tylko nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem.
- Przepraszam – mruknąłem ochryple, odstawiając szklankę na stolik. Zamknąłem oczy, czując się lepiej. Chyba trochę przeceniłem swoje zdolności. Jin Ki zmierzwił swoje włosy zupełnie tak, jakby miał ochotę je wyrwać. Cóż, nie miałem na celu doprowadzić go do obłędu, ale najwyraźniej był bliski wpadnięcia w szał. Ach, więc to tak wyglądałem, kiedy Woo Hyun robił coś głupiego?
- Lepiej będzie, jak wrócimy – westchnął ze zmęczeniem, a ja spojrzałem na niego pytająco. Czytał coś na telefonie, jednak nie zamierzałem protestować. Chociaż nadal trochę się obawiałem, że mógłbym spotkać swojego ojca. Jin Ki jakby to wyczuł, bo spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. – Pojechał już. Jong Hyun widział, jak odjeżdża zaraz po tym, jak uciekłeś ze szkoły. Pyta, co się stało… mam mu powiedzieć?
Pokręciłem głową, czując to dziwne ciepło na sercu. Jong Hyun się martwił? Cholera, dlaczego to było takie miłe uczucie? Tylko dlaczego pisał do Jin Ki’ego?! Szybko sobie przypomniałem, że przecież wyciszyłem telefon, byleby go nie słyszeć, kiedy dzwonił do mnie ojciec. Wyjąłem go z kieszeni i poczułem się, jak ostatni kretyn widząc, od kogo były te połączenia. Odetchnąłem powoli, podnosząc wzrok, aby spojrzeć na przyjaciela.
- Pójdę do niego, jak wrócimy – obiecałem, na co skinął głową, po czym wskazał na dwie szklanki, jakie stały przede mną. Nie zamierzałem protestować, chociaż najchętniej już teraz bym pobiegł do szkoły, jak głupi zakochany nastolatek. A przecież nie byłem zakochany w Jong Hyunie. Lubiłem go, do czego zdążyłem się już przyznać. I kiedy tylko był blisko zaczynałem zachowywać się, jak skończony idiota. Nigdy nie wiedziałem, co powiedzieć zwłaszcza, że potrafił w jednej chwili mnie zawstydzić swoimi durnymi tekstami.
Westchnąłem ciężko uznając, że wystarczy rozmyślań. Dopiłem colę, po czym podniosłem się już pewniejszym krokiem i dałem chłopakowi do zrozumienia, że najwyższa pora się zbierać. Wątpiłem, aby tym razem moje zniknięcie pozostało niezauważone.

Stałem przed drzwiami pokoju Jong Hyuna i zastanawiałem się czy powinienem zapukać. Wymknąłem się przed samą ciszą nocną, w głowie układając chytry plan, że jeśli ochroniarz zamknie mnie w akademiku trzecioklasistów, będę miał pretekst, aby u niego przenocować. Karciłem się za to w myśli i za swoją oczywistość, jednak teraz było już za późno, by się wracać. Chyba, że chciałem zrobić kurs przed dywanik w pokoju dyrektorki.
Powoli wypuściłem powietrze z płuc i zapukałem. Usłyszałem cichy głos chłopaka, kiedy mamrotał coś z niezadowoleniem, najwyraźniej spodziewając się kogoś innego. Przełknąłem nerwowo ślinę, a gdy tylko ujrzałem starszego w drzwiach, jak i jego wyraźnie zaskoczoną minę uśmiechnąłem się nerwowo, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Stał w samej koszulce i dresach, z mokrymi włosami, więc najprawdopodobniej właśnie wyszedł spod prysznica. Na samą myśl o tym coś mi się przekręciło w żołądku. Jeszcze tego by brakowało, żebym zaczął go sobie wyobrażać biorącego kąpiel. Chociaż w głębi ducha nie mogłem zaprzeczyć, że ten widok by mi się podobał. I to mnie przerażało, a mimo to pakowałem się dalej w to bagno.
- Bummie? Co ty tu robisz o tej porze? – Spytał widząc, że nie mam zamiaru się odezwać. Miałem ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie, przeklinając swoje idiotyczne pomysły. Wcisnąłem dłonie w kieszenie dużej, grubej bluzy, by ukryć ich nerwowe drżenie.
- Jin Ki mówił mi, że się martwiłeś… Chciałem przeprosić – odpowiedziałem, siląc się na spokój. Nie wyszło mi, czułem to, bo chłopak uśmiechnął się nikle z jawnym rozczuleniem. Łypnąłem na niego, momentalnie przybierając bojową postawę, gotów się na niego rzucić, jeśli tylko ośmieli się jakoś skomentować moje zachowanie. Na Boga czy kto to tam w końcu siedzi i pisze scenariusz mojego życia, jak to się działo, że tak szybko zmieniały się moje humorki?!
Odsunął się, aby mnie przepuścić, a ja wszedłem do środka. Od razu usiadłem na jego idealnie pościelonym łóżku. Z ulgą przyjąłem to, jak wyglądało – miałem pewność, że jeszcze się nie kładł, chociaż zasłonił już okno. To akurat mnie nie zdziwiło. Zdążyłem już się dowiedzieć, że nie lubił, kiedy było jasno, gdy spał. W kącie na biurku stała zapalona lampka, a na blacie leżała rozłożona książka z losowo wybraną stroną. Pomiędzy kolejnymi leżała wsunięta zakładka. Aż wyobraziłem sobie, jak niedbale wsuwa ją między strony i wstaje z niezadowoloną miną, aby mi otworzyć.
- Przeszkadzam? – Spytałem, odwracając wzrok od biurka, żeby na niego spojrzeć. Zarzucił na ramiona rozpinaną bluzę, po czym pokręcił głową, siadając naprzeciw mnie. Łóżko, które robiło mu za kanapę wyglądało mniej schludnie niż to, na którym siedziałem.
- Nie. Cieszę się, że przyszedłeś. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś. Zakładam, że spodziewałeś się telefonów od ojca.
Skinąłem głową, spoglądając na swoje dłonie. Myślałem o tym, co powiem Jong Hyunowi, jak do niego przyjdę. Bo w zasadzie nawet nie wiedziałem, dlaczego tutaj jestem. Mogłem mu napisać esemesa, aby go uspokoić i przeprosić, a tymczasem postanowiłem zjawić się u niego osobiście. Westchnąłem ciężko, zamykając na chwilę oczy nim uśmiechnąłem się ponuro pod nosem. Nie zamierzałem mówić o tej głupiej sytuacji. Wystarczyło, że się martwił, po co miałem dolewać oliwy do ognia?
- Tak, ale jak zwykle się przeliczyłem – mruknąłem ponuro, wyłamując sobie palce ze zdenerwowania. Pokręcił powoli głową, po czym podniósł się i usiadł obok mnie. Zerknąłem na niego z ukosa, a widząc wyczekujące spojrzenie, jakie we mnie utkwił skrzywiłem się z niezadowoleniem. – Chyba ciągle się łudzę, że jednak ma jakieś ojcowskie odruchy względem mnie.
- Aish, Bummie… To nie jest tak, że całkiem go nie obchodzisz – powiedział, aczkolwiek nie byłem pewien czy sam w to wierzy. – Mój ojciec też jest… Surowy, ale wierzę, że chce dla mnie jak najlepiej. Tylko okazuje to w dosyć osobliwy sposób.
- Miałem jechać na święta do mamy, ale nie mogę, bo dla mojego ojca wymówką jest delegacja. Jak dla mnie po prostu chce zupełnie ograniczyć nam kontakt.
- Ki Bum, nie jesteś głupi. Wiesz, dlaczego to robi – spojrzał na mnie znacząco, a ja umilkłem. Jong Hyun miał rację. Mój ojciec robił to z tego samego powodu, dla którego rozstał się z moją mamą. Ale jednak matka, to zawsze matka… Nie ważne, kim była, pod tym względem pochodzenie naprawdę nie miało zbyt wielkiego znaczenia.
- Nie chcę brać w tym udziału – popatrzyłem na chłopaka lśniącymi oczyma. Posłał mi łagodny, ale na swój sposób ciepły uśmiech, po czym wyciągnął dłoń, aby pogłaskać mnie po włosach.
- Wiem. Ale nie masz wyboru, musisz być tego świadom – przyciągnął mnie do siebie, pozwalając mi przytulić się do niego. Wsunął palce w moje włosy, po czym zaczął mnie leniwie głaskać. Westchnąłem i zamknąłem oczy, opierając ciężką głowę na barku chłopaka. – To od ciebie będzie zależało, jak się to potoczy.
Zagryzłem wargę i ułożyłem dłonie na jego torsie. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego z taką łatwością potrafił odgadnąć, co chodziło po mojej głowie. To była prawda, mieliśmy podobnych ojców, wymagających, którzy wiele od nas oczekiwali, ale jak to było możliwe, że osoba, którą znałem raptem od dwóch miesięcy była mi tak bliska? Westchnąłem, czując się nagle taki słaby. Bezbronny. Jakbym obnażał się przed nim ze swoich emocji. Co po części było prawdą, bo chociaż Woo Hyun był pozytywnym przyjacielem o złotym sercu, który zawsze służył mi swoim towarzystwem, chociaż Jin Ki był jak starszy brat, którego nigdy nie miałem, to jednak w Jong Hyunie było coś, co łączyło ze sobą wszystkie cechy i może dlatego tak bardzo mnie fascynował. Nie musiałem mówić zbyt wiele, by mnie zrozumiał, pocieszył czy po prostu przytulił. A robił to chętnie.
- Mogę tu zostać? – Spytałem, nie otwierając oczu. Zaśmiał się cicho, po czym pokiwał głową. Odsunął się, by odgarnąć kołdrę i poklepać zachęcająco poduszkę. Opadłem na pościel, wczepiając się w nią z cichym westchnieniem, pełnym zadowolenia. Zamknąłem oczy, kiedy obejmowałem poduszkę, przytulając się do niej. Poczułem ciepłą dłoń na moich włosach, więc rozchyliłem nieco swoje powieki, chcąc spojrzeć na chłopaka. Pościel pachniała nim, co nie powinno być dziwne, ale nadal było to dla mnie zdumiewające. Nie pachniał jak mężczyzna. Pachniał, jak chłopak, nastolatek z nutą miętowego żelu pod prysznic. Podobała mi się ta mieszanka, nawet bardzo.
- Jesteś uroczy, Bummie – szepnął, nachylając się nade mną, aby ucałować mój policzek. Odgarnął grzywkę z mojego czoła, przyglądając mi się przez chwilę. Poczułem, jak pieką mnie policzki. Podniósł się, aby podejść do biurka. Zamknął książkę, a później odłożył na półkę i zgasił lampkę. Momentalnie w pokoju zapanował mrok. Nie widziałem nawet jego sylwetki, kiedy zbliżał się do mnie, a później układał na łóżku. Trochę się obawiałem, że jednak nie będzie chciał spać ze mną. Nie byłem pewien, dlaczego, bo przecież robiliśmy to już niejednokrotnie. Jednak obawa pozostała.
Poczułem, jak chłopak obejmuje mnie w pasie i przysuwa bliżej siebie. Było to zrozumiałe, jego łóżko raczej nie miało przeznaczenia dla dwóch osób, choć nie przeszkadzało mi to. Wsunąłem dłonie pod jego ramiona, pozwalając sobie na ciche westchnienie, pełne przyjemności. Uśmiechnąłem się lekko czując, jak duża, ciepła dłoń przesuwa się po moich plecach w ten kojący, uspokajający sposób. Opuściłem leniwie powieki ze zmęczeniem, wczepiając się w niego mocno. Jong Hyun nakrył nas kołdrą, ale przyglądał mi się, jedną z dłoni przytulając do mojego policzka. Pogłaskał go, a później ucałował po raz kolejny. To było takie przyjemne… Uśmiechnąłem się błogo, wsuwając nos w zagłębienie jego szyi. Musnąłem ją ustami, przez co poczułem, jak chłopak się spina, jednak szybko się rozluźnił. Westchnął cicho, co brzmiało zupełnie jak cichy śmiech.
- Śpij już – polecił szeptem, a ja skinąłem niemrawo głową, nie mając zamiaru protestować. Zupełnie nie obchodziło mnie to, że jutro był poniedziałek i będę musiał wpierw przemknąć do swojego akademika, by przygotować się do lekcji. Dużo bardziej podobało mi się to, że mogłem tak beztrosko leżeć przy Jong Hyunie i czerpać wszelkie korzyści z jego bliskości. Prawdę mówiąc nie nacieszyłem się nią zbytnio, bo usnąłem po kilku długich minutach, jednak to nie miało większego znaczenia. Tym bardziej, że jeszcze długo czułem, jak mnie obejmuje.

~***~

1Ujeżdżenie (dresaż) dyscyplina jeździecka, w której koń z jeźdźcem muszą wykonać szereg figur i zaprezentować różne chody na placu zwanym czworobokiem.
2Bryczesy – specjalne spodnie do jazdy konnej; od wewnętrznej strony mają zamszowe wstawki, które zapewniają dobrą przyczepność do siodła.
3Rajtrok – marynarka do jazdy konnej, używana głównie na występach i zawodach.
4Koreczki – PODGLĄD
5Popręg – pas biegnący pod brzuchem konia służący do utrzymywania siodła na grzbiecie zwierzęcia.
6Cugle, wodze – przymocowane do wędzidła skórzane, gumowe lub parciane paski, które jeździec trzyma w rękach podczas jazdy.
7Maść izabelowata (zw. palomino) maść kasztanowata rozjaśniona pojedynczą kopią genu Cream. Sierść od złotokremowej po czekoladową, grzywa i ogon w kolorze kłody bądź jaśniejsze. Źrebięta tej maści rodzą się z niebieskimi oczami, które z wiekiem ciemnieją do bursztynowych.
8Kłus wyciągnięty przy każdym kroku koń maksymalnie wyciąga kończyny, chód ten wykonuje się jedynie podczas pracy na ujeżdżalni
9Pasażzaawansowany element ujeżdżenia, przy którym koń porusza się niezbyt szybkim kłusem, wysoko unosząc kończyny i zawieszając je na moment w powietrzu.
10Lotna zmiana nogi manewr polegający na tym, iż koń podczas galopu, znajdując się w fazie lotu zmienia nogę prowadzącą, na którą galopuje (czyli przednią nogę, którą stawia jako ostatnią przed fazą lotu).
11Ciąg – chód boczny, w którym koń porusza się jednocześnie do przodu i w bok, przy czym jest wygięty w kierunku do linii, po której się porusza. Ciąg może być wykonywany w stępie, kłusie i galopie. Rozróżnia się ciąg w lewo i ciąg w prawo.
12Piaff chód konia stosowany w wyższych konkursach ujeżdżeniowych klasy GP (Grand Prix), a także w hiszpańskiej szkole jazdy. Koń wykonujący piaff kłusuje w miejscu w dużym zebraniu, wysoko unosząc przednie kończyny. W piaffie, inaczej niż w pozostałych odmianach kłusa, nie ma momentu „zawieszenia”. Pierwsza para nóg (po skosie) dotyka ziemi, zanim druga para zacznie się unosić.

~***~

26 września 2016

Mandat

 

Tytuł: Mandat
Paring: JongKey
Gatunek: Fluff, miniaturka
Ostrzeżenia: BRAK

- Dzień dobry. Sierżant Kim Jong Hyun, piąty komisariat policji. Proszę o dokumenty  – spokojny, aczkolwiek stanowczy głos sprawił, że musiał dokładnie przyjrzeć się twarzy osoby, do którego należał. Nie spodziewał się, że mężczyzna o tak wyraźnych rysach twarzy mógł mieć tak niezwykle delikatny głos. Męski, jednak nadal miał w sobie tą miękkość, przywodzącą na myśl jedwab. Blondyn uznał, że chętnie usłyszałby go w jakiejś romantycznej balladzie. Najlepiej japońskiej.
- Panie władzo, czy możemy się obejść bez tego? – spytał z subtelnym uśmiechem, unosząc jedynie kąciki pełnych ust.
Wsiadł z samochodu, kiedy policjant spisywał coś na kartce, najwyraźniej nic nie robiąc sobie ze słów chłopaka. Na różowe wargi wpełzł grymas niezadowolenia. Nie nawykł do ignorowania go. Przysunął się, by zajrzeć Jong Hyunowi przez ramię z powierzchownym zaciekawieniem. Tak naprawdę niewiele interesowało go to, co kreślił w niewielkim notatniku swoim koślawym pismem, co zdążył zaobserwować. Mężczyzna spojrzał na niego z ukosa, posyłając mu karcące spojrzenie. Chłopak zachichotał słodko, zasłaniając dłonią usta w kokieteryjny sposób.
- Nie przesadzajmy, nie jechałem aż tak szybko – westchnął teatralnie, przechylając na bok głowę. Mężczyzna oddał mu dowód, w dalszym ciągu milcząc. Blondyn powiódł uważnym spojrzeniem kocich oczu po całej sylwetce bruneta rozważając, jakie są szanse na to, że uda mu się wymigać. Zagryzł wargę, wpatrując się w ciemnoczekoladowe oczy, które na chwilę spoczęły na jego własnych. Ułamek sekundy, a pozwolił mu przechylić szalę na swoją korzyść, kiedy posyłał w stronę policjanta niewinny i niemal niewidoczny uśmiech z nikłym, aczkolwiek obiecującym błyskiem w oku.
Tak. Kim Ki Bum uwielbiał prowokować i kusić. Miał ku temu odpowiednie warunki – pełne, różowe usta, które potrafił ułożyć w przekonujący, uroczy uśmiech, migdałkowate, kocie oczy, sypiące niemymi obietnicami i kształtne ciało, które podkreślał umiejętnie dobranymi częściami garderoby. Co więcej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kiedy chciał, potrafił uwieść każdego, kto wpadł mu w oko, ponieważ niektóre modelki nie prezentowały się w tak powabny sposób, jak on.
Tym razem miał ochotę poflirtować z tym oto przystojnym mężczyzną, może nieco chłodnym w obyciu, jednak nadal intrygującym. Z początku jego plan zakładał, że wykpi się od mandatu, jednak im dłużej starał się zadziałać urokiem na policjanta, tym mocniej podobała mu się ta zabawa i nabierał ochoty na więcej. Było go stać, by zapłacić za swoje wybryki, jednak po prostu nie miał w tym momencie na to ochoty. Nęciła go niedostępna postawa Jong Hyuna, ponieważ zwykle spotykał się z uległością i dlatego mężczyzna wydał mu się interesujący.
- Panie władzo… – zaczął po raz kolejny, robiąc pozornie niepewny krok w stronę mężczyzny, posyłając mu jednak czarujący uśmiech. – Nie sądzi pan, że ta piąteczka nie jest wystarczająco patetyczna, by posuwać się do takich działań? Możemy to załatwić w inny sposób.
- Zdaje pan sobie sprawę z tego, że jestem funkcjonariuszem policji, prawda? – odpowiedział, na co chłopak zaśmiał się perliście, ukazując urocze dołeczki w policzkach i rządek równych, białych ząbków. Przesunął koniuszkiem języka po dolnej wardze, a jego uwadze nie umknął fakt, że wzrok mężczyzny na chwilę spoczął na ustach chłopaka, przez co poczuł narastającą pewność siebie. Zbliżył się do niego opieszale, przesuwając palcem po swoim wydatnym obojczyku.
- Nie proponuję panu łapówki – zaczął cicho, w nieco mrukliwy sposób. – A raczej formę… Upomnienia. Niekoniecznie na piśmie.
Dostrzegł, jak Jong Hyun zaciska zęby w bardziej wyraźny sposób, niżby najwyraźniej sam tego chciał. Zanotował coś na blankieciku, który oderwał i podał blondynowi, wywołując tym u niego konsternację, której ten nie okazał, nie chcąc wypaść z roli.
- Może pan złożyć zażalenie na czynność legitymowania w prokuraturze właściwej miejscowo w terminie do siedmiu dni roboczych. Do widzenia – uciął stanowczym tonem, chociaż w jego głosie pobrzmiewała nuta, której chłopak nie rozumiał, po czym odwrócił się na pięcie, zostawiając Ki Buma z lekko rozchylonymi ustami.
Chłopak szybko otrząsnął się z szoku, rumieniąc z irracjonalnej złości. Miał ochotę zmiąć mandat w palcach i cisnąć nim w stronę kosza, już nawet w myślach zaplanował, jak będzie wyglądała jego skarga na tego funkcjonariusza, gdyby nie drobny szczegół, który przykuł jego uwagę. Dostał w swoim życiu sporo mandatów, zanim nauczył się od nich uciekać, ale żaden nie prezentował się w ten sposób. Niemal wszystko się zgadzało. Niemal, ponieważ w miejscu, gdzie powinien znajdować się jego adres zamieszkania mężczyzna wpisał błędną ulicę i numer domu. Nie pamiętał również, by kiedykolwiek w miejscu zatytułowanym „opis i kwalifikacja prawna wykroczenia” widniał numer telefonu. Z adnotacją.
- Kara będzie surowa – przeczytał na głos, zagryzając po chwili wargę, chcąc powstrzymać uśmiech. Wsadził blankiet do schowka, odpalając silnik. Nie śmiał odmówić tak prowokującej aluzji.

~***~

Taki krótki shocik na „osłodę” oczekiwania. Planów miałam sporo, niestety moja praca uznała, że zabawnie będzie, jeśli nie pozwoli na ich realizację. Rozdział się pisze, jest w całości zaplanowany, więc pozostaje mi tylko czekać, aż znajdę w końcu chwilę, by to spisać, zebrałam się w końcu w sobie i staram się coś z tym zrobić.
Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie tak całkiem przez brak odzewu... 

22 sierpnia 2016

Adagio Sostenuto: Rozdział 9


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 9/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”


Mruknąłem niezadowolony pod nosem czując, jak robi mi się duszno. Kręciłem się niespokojnie na miejscu, dopóki siano nie dźgnęło mnie w nos. Zmarszczyłem się ze zdziwieniem i dopiero teraz zdecydowałem się otworzyć zaspane oczy. Było mi gorąco, niewygodnie, a do tego zdrętwiał mi cały lewy bok. Kiedy się ruszyłem poczułem promieniujący ból i „mrówki, spacerujące po mojej ręce. Skrzywiłem się, ale zdecydowałem się odczekać kilka chwil, aż mi przejdzie. Leżałem spokojnie z opóźnieniem zauważając, że moja poduszka unosiła się leniwie, a później opadała. Potarłem ostrożnie powieki tak, by nie przysporzyć sobie bólu, po czym podniosłem zaspany wzrok. Pomiędzy moimi brwiami wykwitła zmarszczka, kiedy dostrzegłem pogrążoną we śnie twarz. To, co wziąłem za poduszkę okazało się być klatką piersiowa Jong Hyuna. Przełknąłem ślinę, czując nagłą suchość w ustach.
Z wolna zaczęło do mnie docierać wszystko to, co stało się poprzedniego dnia. Właściwie wieczora. Na myśl przyszedł mi w zasadzie tylko ten nieszczęsny pocałunek, o który sam poprosiłem. Wcześniej byłem zamroczony zmęczeniem, teraz z trzeźwym umysłem patrzyłem na twarz pogrążonego we śnie Jong Hyuna, uśmiechając z rozczuleniem. Kiedy na niego zerknąłem wystraszyłem się, że nie śpi. Miał lekko rozchylone powieki, ale słysząc senny pomruk odetchnąłem z ulgą. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Podniosłem się ostrożnie, aby go nie obudzić, po czym potarłem zaspane oczy. Nie mogłem powiedzieć, żebym się wyspał, ale zmęczeniem też bym tego nie nazwał. Zrzuciłem z siebie koc i wyplątałem się delikatnie z objęć ciepłych ramion. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem nie przypuściłbym, że ma więcej mięśni, niż z początku mi się wydawało. A może po prostu przez te dwa miesiące nieco się uwydatniły? Nadal nie powiedziałbym o nim „mięśniak”, jednak w porównaniu do niego byłem chucherkiem z niedowagą.
Zeus drzemał w prowizorycznym boksie z jedną nogą odciążoną. Promienie słońca wdzierały się soczyście do środka szopy przez szpary między deskami i dostrzegłem, jak bardzo jego sierść była brudna po samotnej tułaczce w lesie. Czy raczej mogłem sobie to wyobrazić widząc, w jakim stanie była jego szyja. Jong Hyun musiał poprzedniego wieczora nakryć go derką1, bo nie przypominałem sobie, bym coś takiego ze sobą przynosił.
Poczułem ukłucie w żołądku. Bolała mnie myśl, że przeze mnie miał tyle nieprzyjemności. Powinienem coś z tym zrobić, tylko nie wiedziałem, co. Bo przecież nie pobiję się z Min Ho. Miał wiele sposobów, jak mi dopiec bez wychylania się, przekonałem się o tym, kiedy przechodząc obok mnie na stołówce trącił niby to przypadkiem moją butelkę z sokiem. Zalał mi wtedy książkę do angielskiego i dostałem dodatkowe zadania z gramatyki w ramach kary. Sam jeszcze sobie poradzę. Ale co zrobić, żeby dali spokój Zeusowi?
Westchnąłem ciężko, odwracając wzrok do twarzy śpiącego chłopaka. Miał zmierzwione włosy, w których błąkały się źdźbła siana, a cienka stróżka śliny ściekała z kącika jego ust, na których skupiłem swoją uwagę. Mimowolnie oblizałem swoje. Zadrżałem, czując na nich ciepło i miękkość tych, należących do chłopaka. Przełknąłem ślinę, starając się opanować myśli, jakie od razu zaczęły pędzić na najwyższych obrotach. Ten wczorajszy pocałunek skomplikował więcej, niż przypuszczał mój zaćmiony umysł. Nie był zobowiązujący, więc nie powinienem się martwić, ale zastanawiałem się, co dalej. Przyznałem się do tego, że traktuję bruneta jak przyjaciela, owszem. Tylko co z tego, skoro chwilę po tym się całowaliśmy? I dlaczego do cholery tak mi się podobał pocałunek z innym chłopakiem?
Pokręciłem głową, targając swoje włosy. Nie powinienem martwić się na zapas. I nie zamierzałem. Zamiast tego wyjąłem telefon z kieszeni, czy raczej zacząłem go tam szukać, ale po naszych nocnych „igraszkach” na sianie wysunął się i wtopił w słomę. Zmarszczyłem dotąd gładkie czoło. Była siódma, kilka minut po, a zawody rozpoczynały się o dziesiątej. Zagryzłem wargę, zerkając niepewnie na chłopaka. Nie chciałem go budzić, ale musieliśmy jeszcze dostać się do szkoły na zawody. O ile w ogóle pozwolą wziąć mi w nich udział po numerze, jaki wywinąłem. Miałem świadomość, że Min Ho się wykręci, jeśli spróbuję powiedzieć dyrektorce, dlaczego zniknąłem z terenu szkolnego. Zresztą, nie miałem dowodów! Nic mu nie zrobią za to, że otworzył bramę padoku, w ciągu dnia robiło się to tyle razy, że na pewno nie było to zbrodnią. A fakt, że przy okazji wygonił mojego konia… Cóż, tak czy inaczej byłem pewien, że jeśli spróbuję na niego donieść tylko się ośmieszę. Chyba musiałem pomyśleć nad jakąś wiarygodną wymówką.
- Jong Hyun? – Szepnąłem, układając dłoń na ramieniu śpiącego chłopaka. Mruknął coś, kiedy go szturchnąłem i pochyliłem się lekko, starając się jednak na niego nie dmuchać. Odczuwałem dyskomfort przez nieświeży oddech, więc i pewnie dla niego nie było by to zbyt przyjemne. Westchnąłem cierpko, kiedy przekręcił się na drugi bok. Uderzyłem go w ramię rezygnując z łagodnej pobudki. Wydał z siebie zduszony jęk, po czym rozchylił powieki, aby spojrzeć na mnie nieprzytomnie.
- Co? – Burknął ochryple, patrząc na mnie z wyrzutem. Wyglądał uroczo z tym kogutem na głowie. Omal nie parsknąłem śmiechem, bo cały jego image pana perfekcyjnego właśnie rozmazał się w moich oczach na dobre. Powstrzymałem się, dając sobie mentalnego kopniaka. Poznawanie go od tej strony było całkiem interesujące.
- Siano – wypaliłem, wskazując palcem na jego włosy. – Śpiąca Królewna powinna już wstawać, nie mamy zbyt dużo czasu.
- Na co? – Ziewnął potężnie, nawet nie zasłaniając ust dłonią. Wyglądał na wyczerpanego, aż miałem wyrzuty sumienia, że go obudziłem. Nachyliłem się za to nad nim, by trzepnąć go w ten nastroszony czerep. Dobry Boże, jak ten człowiek mi dźwigał ciśnienie… I ja się niby martwiłem?
- Na szybki numerek, na miłe rozpoczęcie dnia – sarknąłem, patrząc na niego z niezadowoleniem. Zdążył podnieść się do siadu i właśnie tarł swoje popuchnięte od snu powieki, przeciągając się zaraz z rozkosznym uśmiechem na ustach. Nie do końca wiedziałem, dlaczego tak lekko przychodzi mi żartowanie w ten sposób, ale z drugiej strony wolałem potraktować to swobodnie, niż uważać na wszystko, co mówiłem. Bądź co bądź, zawsze mogłem obrócić wszystko w żart tak, jak robił to nagminnie Jong Hyun. Tym bardziej, że i on lubił robić aluzje do tego typu tematów. Podobnie jak Woo Hyun. Najwyraźniej było to tutaj popularne poczucie humoru.
- Nie miałbym nic przeciwko takiej pobudce – odpowiedział, patrząc na mnie lśniącymi ślepiami. Bo w tej chwili to właśnie przypominały jego oczy – dwa błyszczące, szczenięce ślepka, dodatkowo mocniej podkrążone przez niewyspanie i fakt, że ledwo je otworzył. Zacząłem zwracać uwagę na zaskakujące rzeczy.
- Nie wątpię, ale zanim zaczniesz mnie rozbierać wzrokiem to może pomyśl, jak wyjaśnimy w szkole noc spędzoną tutaj – zasugerowałem, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. Mlasnął sennie, przybierając skonsternowany wyraz twarzy. Nie do końca się jeszcze obudził, więc ciężej przyswajał to, co aktualnie do niego mówiłem. Rozejrzał się, chyba dopiero teraz sobie uświadamiając to, gdzie byliśmy i co się stało. Przybrał nieco poważniejszy wyraz twarzy, co niezaprzeczalnie mnie ucieszyło. Drażniło mnie to, kiedy wszystko taktował tak lekkomyślnie.
- Która godzina? – Spytał, patrząc na mnie znacznie przytomniejszym wzrokiem.
- Po siódmej. Ale trzeba jeszcze dotrzeć do szkoły i może doprowadzić się do porządku, tak na wszelki wypadek. No wiesz, nie wypada, by wyrzucali nas w takim stanie.
Parsknął śmiechem, przesuwając językiem po zębach z cichym cmoknięciem, jakby w ten sposób chciał się pozbyć tego dziwnego uczucia z ust. Sam mimowolnie się uśmiechnąłem, chociaż wizja tak rychłego powrotu do domu wcale nie była kusząca. Na pewno jemu też to nie odpowiadało, ale cóż, skoro wiedział, jakie konsekwencje mogą z tego wypłynąć chyba nie miałem powodów, aby robić sobie wyrzuty. Aczkolwiek gdyby nie mój niewyparzony jęzor, nigdy by do tego nie doszło. To było jak domino, wystarczyło trącić jedną kostkę, by posypała się cała układanka.
Jong Hyun zmierzwił włosy, spoglądając na zegarek, jaki miał na nadgarstku. Pokiwał tylko głową, zbierając koc, który wytrzepał z siana na tyle, na ile potrafił i schował do plecaka. Miał całe zmięte ubrania, przez co podejrzewałem, że sam nie wyglądam lepiej. Zerkałem na niego niepewnie, po części trochę się bojąc, że jednak będzie chciał poruszyć temat pocałunku. Zachowywał się jednak, jakby to było coś normalnego, naturalnego w naszej relacji – czymkolwiek była. Uśmiechał się do mnie tak, jak zawsze i żartował. Nie puścił tego w niepamięć, czułem to. Był bardziej rozluźniony i swobodny. Myślałem, że będzie niezręcznie, ale nawet po pierwszym pocałunku tak nie było. Chociaż, to chyba nie do końca tak. Było niezręcznie, przynajmniej ja się tak czułem, bo Jong Hyun uznał, że lepiej będzie ze mną nie rozmawiać. Nastroszył się, jak prawdziwa księżniczka i strzelał fochy. Teraz, kiedy zerkał na mnie z ukosa, mrugał do mnie z zawadiackim uśmiechem, na co wywracałem oczyma. Nie miałem więc chyba wielu powodów do obaw.
- Zbieraj się. Nie ma daleko, jeśli idzie się drogą, ale jednak jest to kawałek do przejścia – rzucił w końcu, podchodząc do Zeusa. Przypiął do jego kantara2 uwiąz3 i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak ten człowiek był zorganizowany. Też powinienem czasami pomyśleć, zanim coś zrobię. Sytuacja miała jednak swoje plusy, przynajmniej wróciłem do rozmów ze starszym chłopakiem.
- Nie mam wiele do zebrania.
Podniosłem się, otrzepując z siana. Dopiero teraz przeciągnąłem się, na co zastałe kości jęknęły z niemym protestem. Zakręciło mi się w głowie, dlatego musiałem się podeprzeć płotku, jaki wydzielał miejsce składowania siana od worków pełnych najpewniej jakiegoś zboża. Wsunąłem jeszcze palce we włosy, chcąc je względnie okiełznać. Poprawiłem bluzę, jaka zsunęła się z moich ramion, przez chwilę się wahając. Pomimo, że świeciło już słońce, to jednak poranki były tak samo chłodne, jak wieczory. Dlatego zdecydowałem się jeszcze zachować bluzę tym bardziej, że Jong Hyun i tak się o nią nie upominał. W zasadzie miałem już trochę jego ubrań w szafie, może powinienem mu je kiedyś oddać.
Chwyciłem za uwiąz, ciągnąc zwierzę do wyjścia. Nie zaprotestował, tylko wstrząsnął łbem, parskając cicho. Zerknąłem wyczekująco na bruneta, kiedy zarzucał plecak na ramiona. Nie wiedziałem, gdzie była ta droga, o której mówił. Postanowiłem zatem zdać się na niego, bo jak znałem siebie owszem, dotarłbym do szkoły, ale po drodze pobłądziłbym ze dwa razy. Może w mieście się nie gubiłem, ale w lesie czy na polu już owszem. Dlatego odczekałem, aż Jong Hyun otworzy drzwi, przez które wyprowadziłem Zeusa i od razu ruszyłem za chłopakiem. Odetchnąłem głęboko, czując ten charakterystyczny dla wsi zapach poranka. Uśmiechnąłem się mimowolnie, wracając na chwilę myślami do czasów, kiedy spędzałem wakacje u babci na wsi. Aż zatęskniłem za tym pianiem koguta, szczekaniem psa i ganianiem świń. Dostawałem później zawsze ochrzan, bo chociaż w zagrodzie było czysto, to zawsze wracałem umorusany.
Wypuściłem powoli powietrze z płuc, wychodząc na polną drogę. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że Jong Hyun zamiast ganiać po lecie za mną po prostu przyszedł tędy spodziewając się, że znajdę stodołę i postanowię tam zostać. Jeśli naprawdę tak było, to zacznę się zastanawiać, czy przypadkiem nie posiada jakichś paranormalnych zdolności. Nie zdążyłem jednak o nic zapytać, nawet wyobrazić go sobie w stroju super-bohatera, bo poczułem, jak wsuwa w swoją dłoń moją. Zerknąłem na niego pytająco, gdy zaciskał niezbyt mocno swoje palce. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, z pewną dozą czułości, po czym pokonał dzielącą nas odległość, całując mnie w policzek. Coś drgnęło w moim żołądku, przez co przełknąłem ślinę, niepewnie unosząc kąciki ust. Nie powiedział nic, po prostu trzymał mnie za rękę, przesuwając od czasu do czasu kciukiem po wierzchu mojej dłoni. Cisza, która temu towarzyszyła wcale nie była krępująca. Powiedziałbym raczej, że była wręcz na miejscu. Nie przychodziło mi do głowy nic, co mógłbym powiedzieć, dlatego też cieszyłem się, że wcale nie muszę. Odetchnąłem tylko powoli, samemu zaciskając powoli palce na ciepłej dłoni bruneta. Zupełnie nie rozumiałem jego zachowania. Ani tym bardziej swojego, dlaczego czułem gorąco, uderzające do twarzy.

Z duszą na ramieniu wchodziłem na teren szkoły. Jong Hyun puścił przed tym moją dłoń, bo widok dwóch chłopaków trzymających się za ręce nie zasługiwał zapewne na owacje. Już i tak miałem wystarczająco dużo problemów z niektórymi uczniami. Dawanie im kolejnych pretekstów do wyżywania się na mnie byłoby czystą głupotą. Chociaż… Chyba mogłem mówić, że miałem po swojej stronie Jong Hyuna? Niemniej, patrząc na rozgardiasz, który towarzyszył szkole od samego rana nikt by na to nie zwrócił uwagi. Dlatego z ulgą odetchnąłem, kiedy bez przeszkód zaprowadziłem Zeusa do boksu. Omal nie zemdlałem, kiedy rozluźniłem się, a adrenalina opadła. Zrobiło mi się słabo, dosłownie. Na szczęście obyło się bez bliskiego spotkania z podłogą. Spodziewałem się raczej, że jeśli ktoś zobaczy nas wchodzących główną bramą na teren szkoły zaczną się pytania lub chociażby znaczące spojrzenie. Było na szczęście na tyle wcześnie, że sporo osób biegało jeszcze w dresie, nauczyciele też nie byli zbyt zorganizowani, przez co tym razem obyło się bez jakiejkolwiek reprymendy. Już nawet nie chodziło o mnie, a o Jong Hyuna, który z mojego powodu mógł się wpakować w niezłe tarapaty. Musiałem chyba podziękować Bogu, Buddzie, czy kto to tam w końcu u góry był, może nawet i sam Zeus za to, że nie był tak do końca wyprany z człowieczeństwa.
Miałem na tyle czasu, aby się umyć, doprowadzić do porządku i wyciągnąć ubrania z szafy. Zwykle nie jeździłem w białych bryczesach4. Szybko się brudziły, jak na ubrania w tym kolorze przystało, a tego typu rzeczy były drogie. Nie chodziło wcale o to, że nie było mnie na nie stać. Było, mógłbym co rusz zmieniać je i na każdą godzinę jazdy mieć inne. Tylko wolałem, by ojciec nie robił mi wyrzutów, że wyrzuca pieniądze w błoto. Pilnowałem więc bardzo tego, co robiłem. Niemniej na tego typu wydarzenia ubierałem się reprezentacyjnie. Nie mogłem wyglądać, jak niechluj, skoro wszyscy inni też specjalnie się stroili. Nawet konie wyglądały w ten dzień szczególnie. Sporo jeźdźców zaplatało zwierzętom na grzywach koreczki5. Choć mnie osobiście się to nie podobało.
Wyjąłem rajtrok6, który czekał na okazję w szafie, bym mógł go założyć. Odetchnąłem, powoli się ubierając. Wsunąłem białą koszulę w bryczesy, przeglądając się w lustrze. Stresowałem się. Może i mój mały wyskok udało mi się zatuszować – co w zasadzie nie powinno w normalnych okolicznościach nikogo cieszyć, w końcu jak mogli nie zauważyć, że całą noc nie było dwójki uczniów?! – ale i tak pozostawała jeszcze konkurencja, w której chciałem jak najlepiej wypaść. Ujeżdżeniem już się tak nie przejmowałem. To był wymysł Jong Hyuna i chociaż oczywiście nie zamierzałem odstawić tego na pół gwizdka, to jednak wiązałem przyszłość ze skokami przez przeszkody. Potrafiłem jeździć, całkiem dobrze zresztą, bo w końcu trenowałem to od kilku lat, nie mogłem więc być w tej dziedzinie nowicjuszem. Stres jednak zawsze dawał mi się we znaki. Pewnie dlatego właśnie nie zszedłem na śniadanie mimo, że powinienem. Nic bym nie przełknął.
Odetchnąłem ciężko, wciągając na nogi oficerki. Przez okno akademika widziałem, jak goście zaczynają się zbierać. Był to dla mnie znak, że powinienem pójść do stajni wyszczotkować Zeusa, który po swojej nocnej eskapadzie zdążył tylko dopaść wiadra z wodą i zjeść kilka marchewek, nim zostawiłem go samego. Trochę się martwiłem, że jest zbyt zmęczony. Wyglądał jednak dobrze, wręcz nawet roznosiła go energia i chyba nie przejął się zbytnio tym, że spędził noc w prowizorycznych warunkach. Może przynajmniej on nie będzie się stresował. Zresztą, i ja powinienem się uspokoić, jeśli nie chciałem namieszać w głowie zwierzęciu swoim irracjonalnym lękiem.
Wszedłem do boksu z toczkiem7 pod pachą i czarnymi, skórzanymi rękawiczkami w środku. Te w przeciwieństwie do tych, których używałem na treningach wyglądały na nowe – miałem je na rękach raz, może dwa razy na zawodach. Nawet specjalnie dzisiaj zaczesałem włosy do tyłu z ulgą przyjmując fakt, że ich kolor nie wpłynął jakoś szczególnie na moją prezencję. Ze zdziwieniem zarejestrowałem, że wyglądałem teraz zaskakująco dobrze. A może po prostu przywykłem już do czarnych włosów.
Zeus wystawił ubrudzony łeb z boksu, patrząc na mnie wielkimi oczyskami. Pokręciłem tylko głową ze zrezygnowaniem, od razu zabierając się do czyszczenia go. W stajni panował rozgardiasz, dlatego postanowiłem zająć się nim w jego boksie. Drążków nie było na tyle, żebyśmy nagle wszyscy wyprowadzili swoje konie. Nie było to najwygodniejsze, jednak wielokrotnie szczotkowałem go w tych niewielkich czterech ścianach – w zasadzie nie tak małych – i nie stanowiło to dla mnie przeszkody nie do pokonania. Spoglądałem ze zniecierpliwieniem na zegarek, chcąc jak najszybciej się uwinąć, a przy tym nie pobrudzić. Ogier nie współpracował zbyt podekscytowany tym, co niebawem miało nastąpić. Lubił się popisywać, była to dla niego idealna okazja do tego, by dać upust energii, jaka go roznosiła. Wyczuwał napięcie wiszące w powietrzu, moje niezbyt udolnie zamaskowane zdenerwowanie i atmosferę, jaka towarzyszyła pokazowi. Niby szkolny występ, a tyle znaczył!
Osiodłałem go ostrożnie, zakładając mu siodło. Nie chciałem zbyt mocno zacisnąć popręgu8, ale musiałem zadbać o to, żeby sprzęt nie przesuwał się w czasie jazdy. Chyba nie chciałem wylądować przed widownią na piachu. Po owijki9 oraz ogłowie10 musiałem się wrócić, nie dałbym rady zabrać wszystkiego na raz. Wszedłem do kantorka, gdzie trzymaliśmy cały sprzęt. Skierowałem się do swojego wieszaka nie chcąc tracić więcej czasu. Zostałem w stajni jako jeden z ostatnich, co dodatkowo mnie stresowało. Odetchnąłem ciężko, starając się nie myśleć zbyt wiele. Powtarzałem sobie, że będzie dobrze. W końcu co mogło pójść nie tak, skoro nie udało się Min Ho wyeliminować mnie z tego pokazu?
Odwróciłem się, słysząc trzask drzwi. Do środka wszedł Jong Hyun i najwyraźniej przyszedł tutaj w tym samym celu, co ja, bo zdejmował z półki owijacze, jakie przeglądał jeszcze przez chwilę, chcąc dobrać odpowiedni kolor pod czaprak11. Spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się nikle, w ten swój zawadiacki sposób. Był już kompletnie ubrany z tą różnicą, że w przeciwieństwie do mnie miał na sobie ciemno zielony rajtrok. Tak dla odmiany miał na sobie czarne bryczesy i oficerki jeździeckie, chociaż to dla mnie nie było zbyt wielkim zaskoczeniem.
- Ty jeszcze tutaj? – Spytałem, chwytając za naczółek12. Jong Hyun wygiął swoje kształtne brwi, odwracając się bardziej w moją stronę. Odłożył owijacze z powrotem i podszedł do mnie, krzyżując przedramiona na szerokim torsie.
- Dziwi cię to, Bummie? Wiesz, spędziłem noc w stogu siana, nie miałem sporo czasu na to, żeby się umyć i ubrać – odpowiedział żartobliwie, na co prychnąłem tylko. Niech tylko spróbuje mi to wypomnieć, a jak Boga kocham, wepchnę mu palcat w tyłek.
- No coś ty? Poważnie? Nowe hobby czy tak rekreacyjnie? – Sarknąłem, patrząc na niego z dystansem. Zaśmiał się krótko, niemal szczekliwie i uniósł od razu dłonie w obronnym geście. Oho, czyżby pan „Wrogość to wysublimowany pociąg seksualny” postanowił wziąć sobie do serca udowadnianie mi, że jest miłym człowiekiem?
- Ani jedno, ani drugie. Chociaż chyba znalazłem sobie nowe hobby, to fakt – przytaknął po chwili zamyślenia, opierając się o ścianę z nonszalancką pozą. Jeśli myślał, że to jest pociągające, to się mylił. Nie było ani trochę, a tylko zachęcało mnie do rzucenia mu się do gardła.
- Jest coś jeszcze poza nałogowym wkurzaniem mnie? – Burknąłem, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem. Jak zwykle, nic sobie z tego nie robił, a ja dawałem się wciągać w jego gierki słowne. Czyli reasumując, wszystko wróciło na poprzednią ścieżkę. Dlaczego ja się zadręczałem, jak nie było czym? Powinienem raczej się obawiać, że pewnego pięknego dnia utopię tego słonia i potem będę się martwił, gdzie ukryć ciało.
Jong Hyun pokręcił rozbawiony głową. Naprawdę nie miałem pojęcia, co takiego fajnego jest w drażnieniu mnie i droczeniu się ze mną. Byłem bardziej niż pewien, że jeśli wydrapię mu oczy, to już taki zadowolony nie będzie.
- Przyszedłeś mnie sprowokować przed zawodami, bo boisz się, że ze mną przegrasz? – Spytałem złośliwie, uśmiechając się do niego iście niewinnie. Zadarłem nieznacznie podbródek dostrzegając, jak kąciki jego ust układając się w zadowolonym uśmieszku. Musiało mu się podobać to, że potrafiłem się odgryźć. Większość uczniów tutaj raczej nie potrafiła odpowiadać na takie zaczepki. Może poza Min Ho, ale to palant, więc się nie liczył.
- Zamiast zadzierać nosa powinieneś lepiej skupić się na tym, jak utrzymać się w siodle – polecił iście dobrotliwym tonem. Prychnąłem rozbawiony. I mówił to ktoś, kto sam zleciał z konia. – Nie mam powodów do obaw, jesteś dobry, ale ja jestem lepszy.
- Inaczej będziesz śpiewał, kiedy się okaże, że Adagio do pięt nie dorasta Zeusowi – odciąłem się od razu, co wywołało jego cichy śmiech. Naprawdę nie potrafiłem go rozgryźć. Ewidentnie mi dokuczał, dupek jeden! Naprawdę starałem się nie wkurzyć na niego, bo to by zdecydowanie nie pomogło mi wygrać. Odliczyłem więc od dziesięciu w dół, wpatrując się w niego niemal bezczelnie.
- Oby tylko ten twój kucyk nie strącił zbyt wielu belek – dodał zgryźliwie, a ja miałem ochotę go kopnąć. Poczerwieniałem ze złości, jak zawsze, kiedy Jong Hyun za bardzo się angażował w docinki.
- Jeśli chcesz mnie wkurzyć, to nawet się nie staraj! Bo na wsparcie z twojej strony nawet nie liczę – fuknąłem, tak nie do końca z prawdą. Był bliski sprowokowania mnie i to bardzo. Brunet tylko się uśmiechnął miękko, przysuwając do mnie. Spojrzałem na niego zaskoczony, kiedy obejmował dłońmi moją szyję i zamykał usta w pewnym, ale jednocześnie łagodnym pocałunku. Odruchowo opuściłem powieki, pozwalając mu na to, by przesunął swoimi wargami po moich, nadal nieco spierzchniętych. Był to zwykły buziak, który trwał dłużej, niż przelotny całus. Musnął kilka razy moje usta, przez co westchnąłem z zadowoleniem. Rozluźniłem się i ułożyłem dłonie na jego ramionach gotów pogłębić pieszczotę. Jong Hyun jednak odsunął się, spoglądając na moją twarz. Cholernie nie znosiłem tego spojrzenia, kiedy wodził wzrokiem po moich oczach z czymś, czego nie rozumiałem. Było to jakby pomieszanie czułości z troską, na swój sposób łagodne i miękkie, a jednocześnie śmiało, jakby dobrze wiedział, co robi. Przełknąłem ślinę, mimo wszystko nie mogąc oderwać wzroku od ciemnych tęczówek, w których igrały figlarne ogniki.
- Ale przynajmniej przestałeś się stresować – szepnął, całując mnie w czoło. Miał rację. Stres zamienił się w determinację i gdzieś w odmętach podświadomości majaczyła mi myśl, że zrobił to z premedytacją. Bym przestał się tak martwić. Sprowokował mnie specjalnie. Zaśmiałem się, czując się głupio. Tak łatwo dałem się podejść.
- Jesteś okropny, Jong Hyun. Naprawdę. Twoje niekonwencjonalne metody sprawiają, że nie nadawałbyś się na pedagoga – mruknąłem, przechylając głowę na bok. Chłopak zaśmiał się cicho, przez co jego oczy zamieniły się w dwa urocze półksiężyce. Miał tak charakterystyczny i denerwujący uśmiech, że aż zaraźliwy. Odsłaniał dolne dziąsła, rozciągał szeroko wargi przez co wyglądał, jak jakiś jaskiniowiec czy inny neandertalczyk. Był szczery, rozluźniłem się przez to zapominając o wcześniejszej złości.
- Najważniejsze, że są skuteczne, Bummie. Ale teraz już lepiej chodź, popieścimy się później – obiecał, odsuwając się ode mnie. Wytrzeszczyłem oczy na dwuznaczność tych słów. Nie, żeby mi to przez myśl nie przemknęło, ale w tej chwili był nieprzyzwoity! Burknąłem pod nosem pełne wyrzutu „Dupek”, na co zrobił wyraźnie zadowoloną minę, znikając zaraz za drzwiami. I jak ja miałem być zdrowy psychicznie, kiedy w tej przeklętej szkole notorycznie działo się coś, przez co zdrowy rozsądek szedł na spacer razem z logiką?

Wypuściłem powoli powietrze z płuc. Ściągnąłem mocniej wodze, by zawrócić konia, po czym poprowadziłem go prosto na okser13, patrząc między jego uszami. Ogier wybił się, podwijając pod siebie swoje kopyta, po czym zgrabnie wylądował na piachu, parskając krótko. Startowałem jako siódmy, a drążki ustawione były na wysokości metra. Przejazd nie był wcale taki prosty. Przed samym startem zmienili nam kolejność przeszkód i bałem się, że je teraz pomylę. Nie miałem czasu na błędy.
Skupiłem się, prostując w siodle. Zeus rzucił raz łbem, ale przytrzymałem cugle, zaciskając na nich palce. Nakierowałem go na stacjonatę14, którą pokonał bez większego trudu, a później na rów z wodą. Nie przepadałem za ta przeszkodą. Woda za nią potrafiła wystraszyć zwierzę, kiedy już ją dojrzało. Kasztan wykonał kolejne cztery kroki, a ja zacisnąłem powieki. Spodziewałem się, że odmówi skoku. Parsknął, przysiadając na tylnych łapach i przemknął nad belką, trącając ją kopytem. Zadygotała, przez co wstrzymałem oddech, nachylając się równolegle do grzbietu. Kopyta gruchnęły o ziemię, a ja odwróciłem się w chwili, kiedy burza oklasków dała mi znać, że przeszkoda jest nietknięta. Uśmiechnąłem się szeroko, po czym poklepałem ogiera po spoconej szyi w ramach nagrody.
- Bezbłędny przejazd Kim Ki Buma i Zeusa! Czas pięćdziesiąt dwie sekundy! – Usłyszałem głos jednego z nauczycieli, który zajmował się komentowaniem. Ruszyłem kłusem w stronę wyjścia z ujeżdżalni, po czym zeskoczyłem z siodła i niemal rzuciłem się ogierowi na szyję, podczas gdy profesor zapowiadał kolejnego uczestnika, tym razem z innej szkoły. Przeniosłem wzrok na siwą klacz, która wchodziła właśnie na czworobok z jeźdźcem na grzbiecie. Siedział w siodle dumny i wyprostowany, patrząc na wszystkich z wyższością, jakby ten przejazd był dla niego łatwością. Zmarszczyłem brwi, głaszcząc łopatkę ogiera. Prychał cicho ze zmęczenia, ale byłem pewien, że jest tak szczęśliwy, jak ja. To był jeden z naszych najlepszych występów! Byłem z niego cholernie zadowolony i nawet jeśli nie znajdzie się nikt chętny do uczenia mnie, nie szkodzi. Pobiłem osobisty rekord, to wystarczyło.
Zdjąłem toczek, by rozsypać włosy. Nieco opadły, chociaż lakier nadal je trzymał. Ustawiłem Zeusa w cieniu, by ochłonął, a sam spoglądałem na kolejnych zawodników z zaciekawieniem. Nie było wielu, którzy pokonywali przeszkody bez najmniejszego błędu. Liczyła się też postawa i sposób prowadzenia konia, czy potrafiło się odpowiednio rozplanować przejazd albo obliczyć kroki zwierzęcia. Długo zajęło mi opanowanie tego, prawdę mówiąc nadal miałem z tym problemy, dlatego Zeus trącał belki.
Zagryzłem wargę, dostrzegając karą klacz. Z gracją wyminęła gniadego ogiera i weszła na ujeżdżalnię, wstrząsając łbem. Miała zaplecione koreczki, a na ogonie dostrzegałem dobierańca15. Zastanawiałem się czy to Jong Hyun ją uczesał czy polecił zrobić to komuś innemu. Nie posądziłbym go o taki talent, ale biorąc pod uwagę dotychczasowe wydarzenia chyba nie zdziwiłbym się, gdyby potrafił pleść końskie grzywy.
Szturchnął klacz piętami, przez co wyrwała się do przodu, wyrzucając przed siebie zgrabne łapy. Sierść zwierzęcia połyskiwała olśniewająco w popołudniowym słońcu, a ruchy były wręcz perfekcyjne. A może to tylko ja odnosiłem takie wrażenie? Jong Hyun prowadził pewnie i zdecydowanie. Nie dostrzegałem sygnałów ani poleceń, jakie wydawał Adagio, kiedy bez trudu pokonywała kolejne przeszkody. Niemal płynęła nad belkami, z elegancją podwijając kopyta, a kiedy lądowała wyglądała, jakby nie dotykała piasku. Jej ogon falował za nią, gdy chłopak bez problemu kierował się na odpowiednie stacjonaty. Zagryzłem dolną wargę, lustrując go uważnym wzrokiem. Wyglądał tak cholernie dobrze, skupiony na tym, by skończyć przejazd bez jakiegokolwiek błędu, wpatrzony przed siebie ze spokojem oraz opanowaniem, jakiego ja nie potrafiłem utrzymać. Wyglądał, jakby był w swoim żywiole i teraz rozumiałem, dlaczego to on zajmował się naszą grupą. Wiedział, co robił. Kołysał się w rytm jej ruchów, nawet nie myśląc o tym. Miał taką wprawę, że robił to odruchowo.
Przełknąłem ślinę, czując uścisk w sercu. Nie dorastałem mu do pięt, ten przejazd to była dla niego formalność, podczas gdy ja musiałem się nieźle napocić, aby nie zrzucić żadnej belki. Jong Hyun natomiast ledwo dotykał wodzy, a Adagio robiła to, o co ją prosił. Musiała być naprawdę miękka w pysku. W dodatku nie widziałem, by brunet kiedykolwiek używał palcata. Był przeciwny tego typu metodom. Sam uważałem, że jeśli jeździec musiał w ten sposób wymusić posłuszeństwo na koniu, nie radził sobie dostatecznie z panowaniem nad zwierzęciem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Za dużo czasu z nim spędzałem.
Jong Hyun zsiadł z konia, nawet nie czekając na wyniki. Albo go to nie interesowało albo był tak bardzo pewny siebie. Jedno i drugie zakrawało o ignorancję. Teraz jednak, widząc jego zdolności oraz talent wcale się temu nie dziwiłem. Wcześniej uważałem go za snoba, który tylko dużo mówił. Widziałem jednak, że miał do tego pełne prawo. Ja nie miałem talentu, a on tak. Potrafił go wykorzystać oraz rozwinąć. Zazdrościłem mu tego, ponieważ wszystko, co osiągnąłem przypisywałem ciężkiej pracy.
- Co jest, Bummie? Nie cieszysz się, że tak dobrze ci poszło? – Spytał Jong Hyun, podchodząc do mnie. Posłałem mu słaby uśmiech. Jednocześnie cieszyłem się z mojego małego osiągnięcia i zastanawiałem się, jak wiele jeszcze mi brakuje. Myślałem, że sporo już umiem, a tymczasem się myliłem. I uświadomił mi to jeden przejazd. Tylko czego mogłem się spodziewać po chłopaku, którego rodzice od dziecka sadzali w siodło?
Wypuściłem powoli powietrze z płuc. Głaskałem Zeusa, patrząc na ujeżdżalnię, gdzie startował kolejny zawodnik. Zastanawiałem się czy gdybym miał taki talent jak Jong Hyun, to mój ojciec zacząłby być ze mnie dumny. Może powinienem posłuchać porad chłopaka, skoro się na tym znał? Chciał mi przecież pomóc, tylko dlaczego?
- Ki Bum – upomniał się o moją uwagę, a ja spojrzałem na niego. Skinąłem mu głową, posyłając zaraz złośliwy uśmieszek.
- Co to za popisy na ujeżdżalni, co? Chciałeś mi zaimponować? – Spytałem, podając ogierowi kilka miętówek. Schrupał je chętnie, krusząc wielkimi zębiskami. Jong Hyun wykrzywił usta w nonszalanckim uśmieszku.
- A co, udało mi się?
- O tak. Zastanawiałem się, jakim cudem utrzymujesz się w siodle – pokręciłem głową z niedowierzaniem. To wcale go nie usprawiedliwiało! Nie musiał być taki arogancki. – Z takim ego to byś i do bryczki miał problem się zmieścić.
Parsknął śmiechem, jakbym właśnie opowiedział świetny żart. Pogłaskał z niebywałą czułością chrapy Adagio, by zaraz wziąć ode mnie kilka cukierków i podać klaczy. Przyglądałem mu się ukradkiem z zaciekawieniem. Nie raz widziałem, w jaki sposób obchodził się z końmi. Nigdy nie spotkałem osoby, która tak kochała te zwierzęta i otaczała je taką troską czy czułością. Każdy gest przesiąknięty był jego serdecznością. Ten widok chwytał za serce, musiałem to przyznać, chociaż niechętnie.
- Przyznaj, że wypadłem świetnie – zachęcił mnie, krzyżując przedramiona na wysokości klatki piersiowej. Uśmiechnął się w ten cwany sposób, a w jego oczach pojawił się znajomy błysk. – Chyba, że się wstydzisz?
- Oczywiście. Krępujesz mnie, hyung... Nie wiedziałeś? – Zagryzłem dolną wargę i zacisnąłem dłonie na wodzy Zeusa, tuż pod jego pyskiem. Zrobiłem niepewną minę, odwracając wzrok. Jong Hyun zaśmiał się, po czym pochylił w moją stronę. Zerknąłem na niego z ukosa. Wcześniej udawałem, jednak tej reakcji się nie spodziewałem. Rozejrzałem się od razu, by upewnić się, że nikt nas nie widzi.
- Gdybyś się jeszcze zarumienił to powiedziałbym, że jesteś rozkosznym aniołkiem. Takim z rogami, żeby mu podtrzymywała aureolę – mruknął sarkastycznie, a ja poczułem dreszcz, przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Nie powinienem tak reagować, zdecydowanie. Nie chcąc stracić twarzy posłałem mu uroczy uśmiech, z miną prawdziwego niewiniątka. Zagryzłem swoje różowe usta, co niemal od razu przykuło wzrok chłopaka. Na chwilę, niemal ułamek sekundy, ale jednak na nie spojrzał. To podbudowało nieco moją pewność siebie.
- Przecież wiesz, że jestem skromnym, wstydliwym chłopakiem. Pasowałbym do tej roli idealnie.
Przez jego twarz przemknął dziwny cień, który nieco zbił mnie z pantałyku. Moje serce zabiło mocniej, gdy chłopak zbliżał się do mnie, przez co poczułem ciepły oddech, owiewający moje usta. Przez sekundę myślałem, że mnie pocałuje, tu przy wszystkich. Staliśmy nieco na uboczu, ale mimo to gdyby ktoś przechodził, z łatwością mógłby nas dostrzec. Poczułem przypływ paniki, choć nie potrafiłem się ruszyć oczekując na to, co zaraz nastąpi. Przełknąłem ślinę, jednak nie doczekałem się pocałunku. Wargi starszego zatrzymały się kilka milimetrów od moich. Kusiło mnie, by ich posmakować, miałem jednak na tyle zdrowego rozsądku, aby wiedzieć, że to nieodpowiednie.
- Chętnie naruszę tą niewinność i zdeprawuję tego aniołka – wymruczał niskim, nieco ochrypłym głosem. Brzmiał tak dwuznacznie, że momentalnie zapiekły mnie policzki. Te żarty zaczynały być nieprzyzwoite! Odepchnąłem go od siebie, furcząc ze złości. Trzepnąłem go w ramię, za które od razu się złapał z szerokim uśmiechem na ustach. To wcale nie było zabawne! Ani trochę!
- Głupi jesteś, wiesz? – Warknąłem, mierząc go morderczym wzrokiem. Budził we mnie tak skrajne emocje, że zaczynałem się obawiać o moją równowagę psychiczną. Pokazałem mu język, ciągnąc Zeusa do boksu. Miałem zdecydowanie dosyć, jak na jeden dzień. A nawet cały miesiąc.

~***~

1Derka – okrycie konia zakrywające cały tułów, czyli kłodę, a także czasem część szyi.
2Kantar – rodzaj uproszczonej uzdy, używanej nie do jazdy, lecz podczas czyszczenia lub wyprowadzania konia.
3Uwiąz – sznur do prowadzenia i przywiązywania konia, na przykład podczas czyszczenia.
4Bryczesy – specjalne spodnie do jazdy konnej; od wewnętrznej strony mają zamszowe wstawki, które zapewniają dobrą przyczepność do siodła.
5Koreczki – PODGLĄD
6Rajtrok – marynarka do jazdy konnej, używana głównie na występach i zawodach.
7Toczek – nakrycie głowy zapinane pod brodą, które chroni głowę jeźdźca w czasie jazdy przed urazami i zranieniami. Wykonany jest przeważnie z włókna szklanego obciągniętego materiałem. Jest elementem ubioru wskazanym podczas jazdy konnej i obowiązkowym podczas zawodów. Obecnie często zastępowany bezpieczniejszym i trwalszym kaskiem jeździeckim.
8Popręg – pas biegnący pod brzuchem konia służący do utrzymywania siodła na grzbiecie zwierzęcia.
9Owijacze (inaczej owijki)  bawełniane lub polarowe bandaże używane do owijania nóg konia nad kopytami; mogą być zapinane na rzepy.
                10Ogłowie – skórzana uprząż zakładana przed jazdą na głowę konia; stanowi całość wraz z wędzidłem i wodzami.
11Czaprak – bawełniana lub filcowa podkładka pod siodło wchłaniająca pot konia i chroniąca jego grzbiet przed obtarciami.
12Naczółek – pasek na czole konia.
13Okser – szeroka przeszkoda, którą koń musi pokonać jednym skokiem. Okser zbudowany jest z dwóch stacjonat o tej samej wysokości.
14Stacjonata – pojedyncza przeszkoda.
15Dobieraniec – PODGLĄD
  
~***~