Tytuł: Married… with Child
Gatunek: Komedia/Romans/Smut
Paring: MinKey
Ostrzeżenia:
Kilka niecenzuralnych słów i odrobina smutu.
- Ki Bum – blondyn zatrzymał się w połowie
zdejmowania płaszcza, po czym spojrzał na młodszego niepewnie. – Jong Hyun mi
powiedział, że ograłeś go w karty i wyciągnąłeś od niego czterysta dolców.
- Donosiciel – mruknął pod nosem niezrozumiale,
jednak najwyraźniej niedostatecznie cicho. Westchnął ciężko, jakby ze
zrezygnowaniem, po czym spojrzał na swojego chłopaka, zagryzając dolną wargę. –
Min Ho… Przecież jakbym ci powiedział, że wygrałem kazałbyś mi oddać te
pieniądze.
- Oczywiście. I masz w tej chwili iść to zrobić.
- Nie mogę! – Jęknął żałośnie, patrząc na niego z
niedowierzaniem. – Wyobrażasz sobie, że grasz z kimś w karty na pieniądze, a po
wszystkim mówisz Oddaj mi kasę? Poza
tym już je wydałem!
- Czego ja się mogłem po tobie spodziewać –
prychnął rozdrażniony, krzyżując przedramiona na wysokości klatki piersiowej.
Blondyn przysunął się do niego, układając dłonie na
szerokiej klatce piersiowej. Posłał mu uroczy uśmiech, a następnie wyjął
niewielkie pudełeczko, wręczając je szatynowi. Choi zmarszczył swoje gęste
brwi, uchylając wieczko. Przeniósł zaskoczony wzrok na starszego, który
uśmiechał się do niego promiennie w ten swój rozczulający sposób. Momentalnie
jego serce zmiękło pod wpływem uroku, którego nie mógł mu odmówić.
- Key, nie zasłużyłem ostatnio niczym na taki
prezent…
- Wiem – rzucił bez ogródek, wywołując tym u swojego
partnera westchnienie politowania. – Ale pomyślałem, że rzadko ci cokolwiek
kupuję.
Patrzył na niego przez chwilę z wahaniem. Zerknął
raz jeszcze na zegarek, aż westchnął zrezygnowany i złożył czuły pocałunek na
skroni starszego.
- Niech ci już będzie. Jong Hyun będzie miał
nauczkę, że nie gra się na pieniądze – powiedział, zamykając pudełko. Ruszył w
głąb mieszkania, zostawiając Ki Buma samego. – Chociaż uważam, że taki zegarek
jest stanowczo zbyt drogim prezentem, jak na z okazji bez okazji! – Krzyknął, nastawiając w kuchni wodę na
herbatę.
- O nie, on jest bezcenny – szepnął Key do samego
siebie ze złośliwym uśmiechem, którego nie powstydziłby się nawet najgorszy chochlik.
Wyjrzał, by się upewnić, że jego partner jest w kuchni i uchylił drzwi, łapiąc
za sporej wielkości pudełko. Rozebrał się do końca, spoglądając pieszczotliwie
na nowy, skórzany nabytek, który pogładził opuszkami palców z prawdziwą
czułością. – Kosztował tylko trzydzieści dolarów… Moje buty były dużo droższe.
Dzwonek do drzwi wywołał zmarszczkę na idealnie
gładkim czole mężczyzny, który siedział wygodnie w fotelu i czytał najnowszy
numer Cosmopolitan. Westchnął z
politowaniem, spoglądając wyczekująco na szatyna, który pochylał się nad
dokumentami. Odchrząknął nawet, jednak nie doczekał się żadnej reakcji.
Prychnął rozgoryczony, teatralnie ciskając czasopismem na stolik, po czym
podniósł się i podszedł do drzwi, otwierając je zamaszyście. Odebrał od
listonosza pocztę, przeglądając ją pobieżnie chcąc się upewnić, że nie przyszło
nic do niego.
- To do ciebie – warknął niezadowolony, trzaskając
drzwiami. Rzucił rachunki na blat, robiąc obrażoną minę. Opadł na fotel,
mrucząc do samego siebie coś niezrozumiałego.
- Wychodzę!
Podniósł wzrok na dziewczynę, która zeszła po
schodach tanecznym krokiem. Przystanęła przed lustrem, poprawiając swoje ciemne
włosy. Blondyn dostrzegł subtelny makijaż i był pewien, że nie wyniknie z jej
wyjścia nic dobrego.
- Dokąd się wybierasz? – Spytał chłodno, krzyżując
ręce na klatce piersiowej. – Ostatnim razem, jak wyszłaś tak wyfastrygowana
wróciłaś z jakimś farbowanym fanem gothu, który nie potrafił się nawet
kulturalnie przedstawić, kiedy już przyszedł do kogoś w gości. Jak Min Ho po
mnie przychodził to zawsze babci dawał bukiecik stokrotek i pytał czy może zabrać
mnie na spacer albo do kina!
- Został skreślony, bo nie ukłonił się przed panią
domu, nie klęknął przed jej obliczem i wolał jej córkę od niej – mruknął szatyn
pod nosem, za co został spiorunowany wściekłym spojrzeniem Ki Buma.
- Idę z Simonem do kina. Poza tym nie jest
farbowany, to jego naturalny kolor włosów. Min Ho mu otworzył i nie wyglądał
jakby miał coś przeciwko, żebym z nim wyszła – dodała, mrużąc swoje ciemne
oczy. Założyła ręce na piersi, eksponując w ten sposób swój biust. Zaczęła stukać
butem o parkiet, przez co obcas zaczął wydawać ten swój charakterystyczny
dźwięk.
- Ale ja miałem! – Warknął, spoglądając na swojego
partnera, który obecnie był zajęty liczeniem czegoś na kalkulatorze. – Nie
lubię go. Wygląda na takiego, który ciąga cię po najgorszych spelunach i chce
tylko jednego.
- Nie przesadzaj, jest w porządku – westchnęła
cierpiętniczo, opuszczając ręce wzdłuż boków. – Zabiera mnie na koncert w
przyszłym tygodniu, nie będzie mnie przez weekend.
- O nie! – Fuknął od razu, wbijając w dziewczynę
nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. – Nigdzie z nim nie pojedziesz!
- A założysz się? – Spojrzała na niego hardo,
wytrzymując to spojrzenie. – Już kupił bilety, a to ma być prezent na moje
urodziny. Nie mam siedmiu lat, tylko siedemnaście. Kiedy przyjmiesz do
wiadomości, że spotykam się z chłopakami?
- Jak będziesz starsza ode mnie – syknął, wywołując
tym u Ha Bum pełne poirytowania prychnięcie. – Nie zgadzam się na żaden wyjazd.
Zawsze, kiedy po ciebie przychodzi zapomina języka w gębie i nie potrafi się
nawet przywitać.
- Każdy na twój widok by spanikował, tato.
Prowadzisz wywiad środowiskowy mimo, że kupuję bilet u kierowcy autobusu.
Czepiasz się nawet o to, że za każdym razem przyjeżdża do nas ten sam dostawca
z pizzą.
- Mówiłem, że mu się podobasz – oświadczył
wszechwiedzącym tonem, patrząc na dziewczynę z góry. – Dla niego dzień tygodnia
ani godzina nie ma znaczenia! Może ja mu zacznę otwierać? Zobaczymy, czy tak
chętnie będzie przyjeżdżał z dostawą!
- A może to po prostu jego rejon, że tutaj jeździ?
– Podsunęła cierpko, zaciskając usta w wąską kreskę.
- Tak. W środku tygodnia i w weekend niezależnie, o
której godzinie zamawiamy pizzę zawsze przyjeżdża on!
Otworzyła usta, żeby się odciąć, jednak nie
zdążyła. Rozległo się pukanie do drzwi tak natarczywe i mocne, że wiszący na
tej samej ścianie obrazek spadł na podłogę. Ki Bum spojrzał na szatyna, który
nie wyrażał żadnego zainteresowania sytuacją.
- Min Ho, może mógłbyś ruszyć w końcu tyłek z
kanapy i otworzyć?! – Fuknął na niego, podpierając boki dłońmi.
- Kto do jasnej cholery wydał siedemdziesiąt
dolarów na maseczkę do twarzy?! – Krzyknął zaskoczony, wpatrując się w rachunek
szeroko otwartymi oczyma. Nie zwracał uwagi na to, co działo się wokół niego.
Był zbyt zajęty zastanawianiem się, jak tak trywialne rzeczy mogą kosztować
tyle pieniędzy. Blondyn spojrzał na niego i machnął ręką lekceważąca z miną
mówiącą nieważne.
- Ja otworzę – rzucił wymijająco, po czym podszedł
do drzwi. Otworzył je i jęknął z niezadowoleniem widząc, kto okazał się być ich
gościem. – Gorzej już być nie może.
- Ciebie też miło widzieć – powiedział niczym
niezrażony, wchodząc jak do siebie. Zignorował Ki Buma, który ciskał w niego
gromami i opadł na kanapę obok swojego przyjaciela, zaglądając mu z zaciekawieniem
przez ramię. Zagwizdał pod nosem widząc ilość rachunków i kwoty, które się na
nich pojawiały, nim poklepał ze współczuciem młodszego po ramieniu. – Ha Bum
znów dostanie szlaban za wydatki Ki Buma?
- Oboje są po jednych pieniądzach. Wydają w przeciągu
tygodnia tyle, co przeciętna rodzina w ciągu miesiąca – mruknął Min Ho
zachrypniętym głosem, łapiąc się za głowę. Jong Hyun uśmiechnął się do niego
krzepiąco, łapiąc za pilota.
- Poprawka. To Key tyle wydaje – wtrącił, co
spotkało się tylko z westchnieniem, wyrażającym tyle, co nic dodać nic ująć. Jong Hyun zaśmiał się, wbijając wzrok w ekran
telewizora. Przeskakiwał po kanałach, niechętnie omijając te, na których panie
szczyciły się swoimi wdziękami.
- Przynosi do domu dziewięćdziesiąt dolarów
tygodniowo, a wydaje czterysta.
- Na twoim miejscu zbuntowałbym się – oznajmił
tonem znawcy, nie odwracając wzroku od telewizora. – Jego zarobki są jego,
twoje są wasze.
Poczuł szczupłą dłoń, która zaciśnięta w pięść miała
bolesne spotkanie z jego umięśnionym ramieniem. Zmarszczył brwi i zadarł
podbródek, żeby spojrzeć na winowajcę. Napotkał tylko parę wściekłych, kocich
oczu. Gdyby spojrzenia mogły zabijać Jong Hyun leżałby rozłożony na
śnieżnobiałym, puchatym dywanie z limitowanej kolekcji, który przykrywał dębowy
parkiet. – Za co?!
- Zarabiam więc mam prawo wydawać, pozerze –
warknął z niezadowoleniem, opadając na swój ulubiony fotel. Jong Hyun spojrzał
na niego z politowaniem.
- Zarabiasz? Nadstawianie się Min Ho to nie jest
praca – odgryzł się, zerkając kątem oka na przyjaciela, który pogrążony był w
rozpaczy nad ilością wydanych pieniędzy. A była dopiero połowa miesiąca! Key
spochmurniał na te słowa i założył nogę na nogę robiąc obrażoną minę. Starszy
zrobił skonfundowaną minę, kiedy dostrzegł wyraz jego twarzy. Spojrzał na
dziewczynę, która wyciągnęła puderniczkę i poprawiała swój makijaż, pozbywając
się gąbką nadmiaru podkładu, chcąc wyglądać bardziej naturalnie. – Czyżby nasz
Bummie miał celibat?
- Min Ho dowiedział się, co się stało z jego
samochodem i ile kosztuje naprawa – odezwała się nastolatka, uśmiechając się
przesłodko. – Teraz dopóki Key-appa nie znajdzie stałej pracy nie ma mowy o
seksie. Zachowuje się gorzej niż ja podczas okresu.
- Wtedy nawet Ki Bum nie zachowuje się gorzej, a to
jest nie lada wyczyn – wtrącił brązowowłosy, zerkając na córkę. – Może jednak
to on jest twoim biologicznym ojcem.
- Wujku, tata nie dotknąłby kobiety kijem przez
szmatę. Nawet in vitro w grę nie chodzi, bo dobrze robi sobie jedynie do zdjęć
Min Ho – westchnęła, przeczesując delikatnymi palcami swoje gęste włosy.
- Ja tu jestem – warknął niezadowolony Ki Bum,
patrząc to na jedno to na drugie. Przez chwilę wpatrywał się w swojego
chłopaka, który w dalszym ciągu studiował rachunki niezbyt zainteresowany
toczącą się nieopodal dyskusją. Zmuszony więc był zazgrzytać zębami i wypuścić
powietrze z płuc, aby nie dać się sprowokować. – To zdecydowanie twoje dziecko
dupku. Wszystko, co najgorsze ma po tobie.
- Osobiście uważam, że charakter mam cudowny –
zaprzeczył się, patrząc na blondyna z oburzoną miną. Wypiął dumnie pierś i
poklepał się po niej. Spojrzał tym samym wzrokiem na dziewczynę i posłał jej
promienny uśmiech. Ki Bum tupnął zezłoszczony nogą. Był niemal pewien, że ta
dwójka potajemnie ugadywała się po kątach wymyślając coraz to nowsze sposoby,
na wyprowadzenie go z równowagi. – Bummie, przez te wszystkie lata nauczyłem
się, że jeśli na mnie krzyczysz albo się złościsz, to nie z mojej winy.
Otworzył usta, żeby go zbesztać ewentualnie wyzwać
od skamieniałych, skurczonych, dinozaurzych erotomanów, jednak po raz kolejny
tego wieczoru czyjaś wypowiedź została przerwana. Tym razem winowajcą był
dzwonek do drzwi, który wydał z siebie raniący uszy odgłos. Blondyn warknął jak
rozjuszony kocur i wbił wzrok w szatyna, który uparcie studiował kolejne
rachunki z nietęgą miną.
- Min Ho do cholery, mógłbyś chociaż raz otworzyć
te pieprzone drzwi?! – Wydarł się, uparcie taksując spojrzeniem swojego
chłopaka. – Nie jestem odźwiernym w tym domu!
- DLACZEGO NA MOIM RACHUNKU ZNAJDUJE SIĘ POZYCJA ZA
WIZYTĘ U KOSMETYCZKI I TO NA TAKĄ KWOTĘ?! – Zerwał się na równe nogi, wbijając
wściekły wzrok a Key. Chłopak struchlał i rzucił się do drzwi, potykając o
dywan.
- Ja otworzę! – Zakrzyknął wymijająco wywołując tym
śmiech u Jong Hyuna. Szarpnął za klamkę, przybierając swój zwykły wyraz twarzy,
jednak szybko pożałował swojego entuzjazmu widząc wysokiego chłopaka z
nausznicą w prawym uchu i glanach. Ki Bum zmrużył podejrzliwie swoje kocie
oczy, wpatrując się groźnie w odzianego w czarką, skórzaną kurtkę chłopaka.
- Em… Jest może Ha Bum? – Spytał niepewnie
dosłownie czując buchającą aurę wrogiej niechęci.
- Jeśli powiem, że nie ma, to sobie pójdziesz? – Spytał
chłodno, krzyżując ręce na piersi. Chłopak zmarszczył brwi, ale nie zdążył nic
powiedzieć, bo usłyszał pełne bezradności warknięcie.
- Przestań! – Ofuknęła go dziewczyna, łapiąc za
torebkę. – Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę! Min Ho! – Krzyknęła jeszcze na
odchodne, zarzucając skórzane paski na szczupłe ramię. Szatyn podniósł
zdezorientowany wzrok znad kartki papieru, którą zapisywał drobnymi
obliczeniami. – Przeleć go w końcu, bo można do głowy z nim dostać! – Poleciła
nim wypchnęła swojego chłopaka na dwór i zatrzasnęła za nimi drzwi.
Odstawił filiżankę na stolik i odetchnął z
zadowoleniem rozkoszując się błogą ciszą, która nastała w mieszkaniu. Spoglądał
tylko na przyjaciela, który sączył niespiesznie kawę z kubka termicznego, który
sam przyniósł. Nauczył się już, że jeśli Kim Ki Bum był w złym humorze (a z
nieznanych mu przyczyn zawsze był zły, kiedy przychodził do niego w odwiedziny)
sypał pół kubka kawy i zalewał ją zimną wodą z kranu. Jong Hyun odkrył ten
sekret zbyt późno, przez co kilka razy nabawił się rozwolnienia, o którym nie
chciał wspominać w nieodpowiednim towarzystwie, jakim był winowajca.
- Daj spokój – odezwał się w końcu po chwili
grobowej ciszy, której gospodarz najwyraźniej nie zamierzał przerwać. –
Przecież praca nie jest taka zła.
- Jong Hyun, ja MAM pracę. Projektuję wnętrza
domów, na Manhattanie nie brakuje zleceniodawców!
- Dobrze wiedz, co Min Ho myśli o tej pracy –
westchnął ciężko, spoglądając na przyjaciela. Blondyn ściągnął pełne usta w
wąską kreskę i naburmuszył się, gotów bronić swoich racji. – Mnie to leży, czy
idziesz tam i malujesz ściany czy tylko stawiasz kilka kresek na papierze i
zlecasz robotę jakimś majstrom. Problem polega na tym, że jak masz klienta to
masz pracę, a jak nie… To nie masz seksu. Dziwki egzystują na tej samej
zasadzie.
Prychnął rozdrażniony tą złośliwością, ale czego
mógł się spodziewać po tej skurczonej skamielinie? Na pewno nie wsparcia.
Uniósł filiżankę do ust chcąc upić jeszcze jeden łyk kawy. Niestety dopiero
teraz zorientował się, że już nie zostało na dnie nic, poza odrobiną fusów,
które przeciekły przez filtr w ekspresie. Skrzywił się z niesmakiem i odstawił
naczynie na talerzyk.
- Zszedłem się z nim po to, żeby móc siedzieć w
domu i nie musieć brudzić sobie rąk. Poza tym, jeśli znajdę stałą pracę
pomyśli, że wiem, jak jest mu ciężko i skończy się moje dostatnie, lekkie życie
– oświadczył sprawiając tym samym, że Jong Hyun dosłownie i w przenośni załamał
ręce. – Nienawidzę pracować, a Min Ho dobrze o tym wie. Zobaczymy kto dłużej
nie wytrzyma bez seksu. Zakręcę dwa razy biodrami i zmięknie.
- Obawiam się, że to może być trudne biorąc pod
uwagę fakt, że ostatnio spędza całe dnie w garażu usiłując naprawić swoje auto
– zakręcił kubek, spoglądając z rozbawieniem na przyjaciela.
- Od kiedy on się zna na samochodach?
- Wiesz, zanim cię poznał był mężczyzną – mruknął
złośliwie, przez co oberwał kopniaka w kostkę pod stołem. Jęknął z bólem, od
razu odsuwając się na bezpieczną odległość. – To nie ja na studiach zaczepiałem
laski z tekstem „Chodź laleczko, zjedz ciasteczko”!
- I powiedz mi jeszcze, że one się na to łapały –
prychnął pogardliwie. Wstał z miejsca, by umyć filiżankę, więc nie dostrzegł
wrednego błysku, jaki zalśnił w oczach Jong Hyuna.
- Akurat ty powinieneś najlepiej wiedzieć, jakie z
Min Ho jest ciasteczko, skoro nieskrępowany homoseksualista Key się dał
obezwładnić jego urokiem.
Uchylił się przed filiżanką, która poszybowała po
tych słowach w jego stronę. Zaśmiał się złowieszczo, wstając z miejsca.
Podszedł do blatu i korzystając z okazji, że chłopak pochylał się nad zlewem
klepnął go otwartą dłonią w wypięte pośladki. Ki Bum momentalnie zesztywniał i
wbił pełne żądzy mordu spojrzenie w starszego mężczyznę.
- Kto wypina, tego wina! – Rzucił na swoje
usprawiedliwienie, posyłając mu figlarny uśmiech.
- Zrób to jeszcze jeden pieprzony raz a urwę ci
tego obwisłego, zaschniętego, pomarszczonego penisa i wepchnę w tyłek!
- Nie produkuj się, nie jestem samobójcą – przerwał
mu, wywracając z politowaniem oczyma. – W przeciwieństwie do ciebie zależy mi
na nim, ja go czasami używam.
- Chyba zamiast mózgu – warknął, rzucając ścierkę
na blat. – Idę do garażu! Ha Bum pół godziny temu miała przyprowadzić tutaj
tego napakowanego, tępego osiłka. Och, nie… Przecież ty siedzisz tutaj. W takim
razie pójdę po Min Ho, pewnie to olała i poszła do koleżanki – dodał z mściwym
uśmieszkiem, po czym ruszył w stronę drzwi prowadzących do garażu i zniknął za
nimi z głośnym trzaskiem.
Jong Hyun zajrzał do lodówki w poszukiwaniu czegoś
smacznego. Dla nikogo tajemnicą nie było, że Ki Bum gotował lepiej od jego
dziewczyny, a skoro był sam nikt nie mógł go ochrzanić za podjadanie. Problem
polegała tym, że jedyne, co znalazł, to jakieś sałatki, koszyczek pomidorów
koktajlowych, miskę z truskawkami i kilka butelek mleka bananowego, które
najpewniej stały tutaj na wypadek, gdyby Tae Min postanowił ich odwiedzić. Sam
Jong Hyun w swojej lodówce miał kilka zapasowych, bo przecież nigdy nie
wiadomo, kogo przyjdzie mu gościć.
- Nie ma nic lepszego niż zdrowa sałatka – mruknął
sarkastycznie, zatrzaskując metalowe drzwi z niezadowoleniem. – To lepsze niż
restauracja pełna kelnerów gotowych spełnić każde twoje żądanie.
Ruszył w stronę kanapy z zamiarem rozłożenia się
nad niej i opanowaniem pilota, jednak coś przykuło jego uwagę. O ile jeszcze
chwilę wcześniej słyszał przytłumione krzyki dobiegające z garażu, teraz
nastała podejrzana cisza. Zamarł w miejscu nasłuchując, jednak do jego uszu nie
dotarł żaden odgłos. Były dwie opcje, które zdaniem Jong Hyuna były pewne. Albo
się pozabijali albo (co raczej było bardziej prawdopodobne) uprawiali seks na
masce samochodu. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko mając nadzieję, że druga
droga dedukcji jest słuszna. Na palcach ruszył do garażu, nie chcąc zostać
przyłapanym. Zajrzał przez drzwi ukradkiem i dopiero wtedy usłyszał
przytłumione jęki pełne rozkoszy. Ostrożnie wsunął się do środka, zamykając za
sobą drzwi najciszej, jak potrafił. W końcu nigdy nie wiadomo, jaki hak przyda
mu się na Kim Ki Buma!
Zajrzał przez przyciemnioną, tylną szybę i
wyszczerzył się do samego siebie. Dostrzegł blondyna, który kurczowo trzymał
się zagłówka fotela kierowcy i klęczał na rozsuniętych nogach jęcząc
bezwstydnie. Przyciskał policzek do drżącej dłoni wijąc się jak kotka w rui pod
wpływem kolejnych niezbyt delikatnych, wręcz agresywnych pchnięć bioder Min Ho,
który swoją drogą wcale nie był w lepszym stanie. Jong Hyun widział niewyraźne
krople potu, które spływały po jego odsłoniętym brzuchu znikające pod linią
spodni, opuszczonych na tyle, żeby mężczyzna mógł bez trudu wbijać się w
swojego chłopaka. Brunet miał aż zanadto dobry widok na to, jak nabrzmiały
członek przyjaciela zatapia się w bladym, smukłym ciele. Wręcz słyszał odgłosy
dwóch ciał uderzających o siebie, słyszał głośne dyszenie, kiedy próbowali
złapać spazmatyczne oddechy mieszające się z częstymi jękami Ki Buma i mógł
wyczuć feromony wiszące w powietrzu.
Zerknął na palce, których knykcie pobielały od
uciążliwego zaciskania na wąskich biodrach starszego. Choi jednak nie wyglądał,
jakby mu to przeszkadzało, chociaż Jong Hyun był bardziej niż pewny, że blondyn
będzie posiniaczony. Już dawno wiedział, że tych dwóch pieprzy się ze sobą jak
dwa króliki w okresie godowym, ale szczerze mówiąc nigdy by nie przypuszczał,
że obserwowanie dwóch facetów podczas seksu może być podniecające. Nie, żeby
nagle zapragnął wymienić kobiece piersi na płaską klatkę piersiową w dodatku
bez jakichkolwiek perspektyw na mięśnie. Po prostu, kiedy widział sposób, w
jaki Ki Bum kręcił biodrami chcąc jeszcze bardziej podniecić Min Ho albo
słyszał jego jęki lub te głębokie warknięcia wydobywające się z gardła szatyna
miał ochotę na dobry seks. I przerażała go wizja celibatu. Jego dziewczyna była
w delegacji, a on sam sobie ulżyć nie zamierzał. To by było uwłaczające.
Z tą myślą i bólem serca odwrócił się w chwili,
kiedy Key podniósł się i oparł dłonie o dach samochodu, wyginając przy tym
ciało w ostry łuk. Przylgnął w ten sposób plecami do torsu swojego chłopaka,
siadając na jego biodrach i sam zaczął się nabijać na twardego członka. Zdążył
jeszcze zobaczyć, jak dłoń Min Ho łapie przyrodzenie jego kochanka nim zniknął
za drzwiami prowadzącymi do domu, tym samym ratując resztki swojej
przyzwoitości. Przecież to nie było tak, że był zepsutym do cna człowiekiem.
Przynajmniej za takiego lubił uchodzić.
- Widziałem Jong Hyuna – wypalił Ki Bum, kiedy
wygramolili się już z samochodu i weszli do domu. Min Ho spojrzał na niego
sceptycznie unosząc przy tym brwi.
- Pieprzyłeś się ze mną i myślałeś o nim? – Spytał
z niezadowoleniem pobrzmiewającym w głosie. Blondyn posłał mu pełne politowania
spojrzenie i prychnął, jak rozjuszona kotka.
- Mam na myśli to, że nas podglądał, idioto! – Warknął
zezłoszczony i rozejrzał się po salonie. Jong Hyuna nigdzie nie było, więc
najwyraźniej zmył się po tym, jak zobaczył sex-show, jakie odstawili w
samochodzie. Miło z jego strony, że chociaż raz im nie przeszkadzał. Miał
nieznośną tendencję do wyczuwania, kiedy Key nachodziły ochoty na igraszki z
jego chłopakiem i bezczelnie je przerywał.
- Od kiedy przeszkadza ci to, że ktoś nas przyłapał
w trakcie seksu?
- Nie przeszkadza! Seks jest dla dorosłych tak
samo, jak alkohol – oświadczył, przybierając teraz obronną taktykę. Min Ho
parsknął śmiechem, spoglądając na swojego chłopaka z rozbawieniem. Blondyn
naburmuszył się, łypiąc na niego spode łba wyraźnie niezadowolony tym, że nie
otrzymał wsparcia. – A my jesteśmy ze sobą, jesteśmy dorośli, więc mamy do tego
pełne prawo.
- Jong Hyun też o tym wie. Chyba nie myślisz, że
spodziewał się seksu dwa razy do roku na święta? – Uniósł brwi, siadając na
kanapie. Złapał za pilota chcąc włączyć w telewizorze coś ciekawego. Zerknął
kątem oka na dokumenty, które leżały porozwalane na stoliku. Nie miał siły się
za nie zabrać, jeszcze znów zapragnąłby ukarać Ki Buma celibatem, a cierpiało
na tym i jego libido. Szczególnie, że blondyn nałogowo sypiał w jego koszuli.
Tylko w niej.
- Och, oczywiście, że nie! – Wywrócił oczyma,
opadając na poduszkę obok niego. – Ale głupio się czuję wiedząc, że nas
podglądał! Pewnie teraz myśli o tym, jak nam dopiec.
- Kochanie, znam go – spojrzał na niego z subtelnym
uśmiechem i nachylił się, żeby pocałować chłopaka w policzek. – Jak nie mówi,
to nie myśli.
Rozległ się trzask drzwi wejściowych, a zaraz po
tym wesołe Wróciłam! wypowiedziane rozentuzjazmowanym głosem. Mężczyźni
spojrzeli w tamtym kierunku. Ha Bum właśnie odwieszała swój płaszcz do szafy.
Odwróciła się, pocierając zmarzniętymi dłońmi o siebie.
- Długo cię nie było – zaczął Ki Bum, wpatrując się
w córkę badawczym spojrzeniem.
- Wystarczająco – odpowiedziała wymijająco z
uroczym uśmiechem na pełnych ustach. Blondyn zerknął kątem oka na siedzącego
obok mężczyznę, który tylko wzruszył ramionami. Wypuścił powoli powietrze z
płuc, wracając spojrzeniem do dziewczyny, która zsuwała z nóg swoje szpilki. –
Spotkałam wujka, kiedy wracałam z kawiarni. Mówił coś, że załatwi wam
lakiernika, żebyście mogli zobaczyć samochód też z zewnątrz. Był bardzo
zadowolony, a to się rzadko zdarza, zazwyczaj wychodzi wkurzony. Obiecaliście
mu karnet do klubu ze striptizem czy dali prywatny pokaz?
Ki Bum spojrzał na Choi pełnym wyrzutu spojrzeniem.
Szatyn uniósł dłonie w obronnym geście, robiąc bezradną minę, podczas gdy
dziewczyna weszła w głąb salonu. Pozbywała się kolejno części biżuterii,
począwszy od licznych kolczyków, na licznych bransoletkach kończąc. Zdaniem Ki
Buma wyglądała, jak choinka bożonarodzeniowa, jednakże nastolatka nic sobie z
tego nie robiła. Wręcz przeciwnie – zakładała coraz więcej dodatków, chcąc
zrobić mężczyźnie na złość.
- Nie mam z tym nic wspólnego – oświadczył, co nie
usatysfakcjonowało jego partnera, który wydał z siebie nieartykułowany dźwięk
wyrażający niezadowolenie w najczystszej postaci.
- Czyli to drugie – pokiwała głową na swoje słowa,
podpierając biodra dłońmi. – Naprawdę, nie wystarczy wam to, że po nocy ja
muszę wysłuchiwać, jak się pieprzycie pod prysznicem albo na kanapie?
- Skąd wiesz, gdzie się… - zaczął, nim otrząsnął
się i wbił w nią wściekłe spojrzenie. – Jak ty się wyrażasz, smarkulo?!
Cholera, zostawianie cię z tym idiotą za młodu było piekielnie złym pomysłem!
- Nie przesadzaj, pornosów mi nie puszczał.
- Ale podrywał laski na dziecko – wtrącił niemal od
razu, spoglądając na szatyna, by ten go wspomógł. Doprawdy, że też zgodził się
wychowywać pomiota Jong Hyuna. Przecież to było do przewidzenia, że „gena nie wydłubiesz”.
- To akurat był mój pomysł – mruknęła cicho pod
nosem, jednak Ki Bum niestety to usłyszał. Spojrzał na nią z niedowierzaniem i
wyrzucił ręce w górę wyrażając tym samym swoją bezradność.
- Tak jak wtedy, kiedy ochrzanił glinę myśląc, że
to przebieraniec, prawda? – Spytał, mrużąc podejrzliwie oczy. Wszyscy
wiedzieli, że Kim Jong Hyun przekoczował całe czterdzieści osiem w celi ze
zboczonym wielkoludem, który cudem nie dobrał mu się do tyłka, jednak do tej
pory nikt nie wiedział, dlaczego ten idiota myślał, że policjant tylko udawał
mundurowego. Cóż, zagadka się wyjaśniła. Niedaleko pada jabłko od jabłoni,
chociaż Ha Bum nieskromnym zdaniem blondyna odziedziczyła więcej rozumu po
anonimowej matce i nim samym, niż dawcy nasienia, który dla dobra całego
otoczenia mógłby nie mieć większego wkładu w to dziecko. W końcu Kim Jong Hyun
specjalną inteligencją nie grzeszył, chociaż od czasu do czasu impulsy nie
gubiły się po drodze do mózgu i nie zatrzymywały się w jądrach.
- Nie myślałam, że mi uwierzy! – Zaprzeczyła się
wydymając usta. Min Ho parsknął widząc tą minę, która w zadziwiający sposób
skojarzyła mu się z pewnym chłopakiem siedzącym obok niego. Uciszyło go jednak
wściekłe spojrzenie Ki Buma, dlatego też podniósł się i zniknął z kuchni, woląc
się w to nie mieszać.
- To Jong Hyun. On ci uwierzył nawet, jak go
wkręciłaś w ciążę. Z nim – powiedział z powagą nie będąc wcale zadowolonym z
tego. On mógł robić z bruneta głupka, nikt inny. Tak, jak wtedy, kiedy Se Kyung
przybiegła z pretensjami chcąc się dowiedzieć, skąd Jong Hyun ma dwieście
dolarów, o których nie raczył jej powiedzieć. Ki Bum sprytnie wybrnął z
sytuacji, chociaż jego przyjaciel zapewne nie był zadowolony, kiedy wmówił
dziewczynie, że to jego pieniądze, a jej narzeczony tylko je przechowywał – tym
samym tracąc wspomniane dwieście dolarów na rzecz Key, który chwytał okazje
zawsze i wszędzie. Nikt nie mówił, że to rozwiązanie zapewni mu i ugłaskanie Se
Kyung i zachowanie pieniędzy! Przynajmniej nie on.
Uśmiechnęła się uroczo i zarazem złośliwie. Blondyn
poczuł nieopisany przypływ dumy. Jego córeczka nauczyła się kontrolować
otoczenie i odwracać kota ogonem. Pewnie dlatego owijała sobie wszystkich wokół
palca.
- Nie przesadzaj, tato. Kiedy zatrułam się za
wycieczce od razu kazałeś mi robić testy ciążowe, zabrałeś mnie do ginekologa i
dałeś szlaban do końca życia, bo myślałeś, że zostaniesz dziadkiem – zaśmiała
się cicho, ale uciszyła się widząc blondyna, który wpatrywał się w nią swoim
spojrzeniem wyrażającym niemą groźbę i obietnicę srogiej kary, jeśli nie
zaprzestanie. – Dzięki niemu miałam przynajmniej ciekawe dzieciństwo – wtrąciła
pospiesznie, chcąc zmienić temat. Ki Bum poczerwieniał z wściekłości, co Ha Bum
uznała za złe posunięcie, ale było już za późno na cofnięcie swoich słów. Teraz
mogła tylko przygotować się na burzę.
- Nazwałaś swojego psa outercourse mając raptem sześć lat! – Wykrzyknął, przez co z kuchni
wyłoniła się głowa zaskoczonego Min Ho, który wpatrywał się to w jedno to w
drugie nie bardzo wiedząc, czy powinien się tym martwić. – I dobrze wiesz, że
to nie jedyny przypadek, kiedy używałaś słów, których nie rozumiałaś! Wzywali
mnie do przedszkola, kiedy zaczęłaś wykrzykiwać fingering podczas nauki części ciała myśląc, że pani cię pochwali!
Wzruszyła obojętnie ramionami, siadając wygodnie na
fotelu. Wyciągnęła z torby swoją śliczną, różową szczotkę i zaczęła wyczesywać
lakier z włosów, wzdychając cicho.
- Pretensje do niego, ja byłam wtedy słodkim,
niczego nieświadomym dzieckiem – rzuciła na swoją obronę, krzywiąc się, kiedy
splątane kosmyki sprawiły jej ból.
- Wierz mi, dostatecznie się za to wycierpiał –
oświadczył ze spokojem i może nieco wrednym uśmieszkiem, błąkającym się po jego
kształtnych wargach. Ha Bum mimowolnie się wzdrygnęła. Dobrze wiedziała, do
czego był zdolny jej ojciec po tym, jak wsypał do szuflady z bokserkami bruneta
proszek na swędzenie. Nie chciała wiedzieć, co wtedy czuł. Ani kiedy blondyn
zasugerował niedoświadczonej wtedy Se Kyung, aby przed pójściem do łóżka z Jong
Hyunem pomalowała sobie usta pomadką powiększającą usta z ekstraktem z
papryczek chili. Ha Bum miała jeden taki błyszczyk, ale nie lubiła go używać.
Jej zdaniem pieczenie, jakie wywoływał było nie do wytrzymania i naprawdę
wolała sobie nie wyobrażać, co musiał przeżywać jej ojciec podczas seksu
oralnego ze swoją dziewczyną.
Ki Bum zacisnął pełne usta w wąską kreskę, przez co
niemal nie było ich widać. Prychnął ostatecznie, zakładając nogę na nogę i
wyprostował się, nie spuszczając wzroku z córki. Mierzył ją spojrzeniem, dając
jej tym samym do zrozumienia, że wyczekuje na relację z randki. Nie doczekał
się jej jednak, ponieważ nastolatka podniosła się ignorując go i skierowała w
stronę łazienki. Key skomentował to głośnym prychnięciem. Zakołysał z
niezadowoleniem stopą, przenosząc pospiesznie mordercze spojrzenie na bogu
ducha winnego Min Ho, który właśnie wszedł do salonu z pytającą miną.
- Dlaczego w kuchni leży rozbita filiżanka?
Ki Bum wpatrywał się w niego groźnie, a Jong Hyun
tylko uśmiechał się rozkosznie z miną istnego niewiniątka.
- Słuchaj mnie uważnie – wycedził blondyn przez
zaciśnięte zęby. – Jedziemy na weekend. DWIE NOCE, w niedzielę wracamy. Ha Bum
w poniedziałek ma sprawdzian z matematyki. Wiem, że ty jej nie pomożesz, ale
przypilnuj, żeby się pouczyła, bo w przeciwnym razie wyrwę ci jądra, zasuszę,
pomaluję na złoto i sprzedam do muzeum za kupę kasy wmawiając im, że to
pamiątka po Leonardo da Vincim.
Brunet westchnął ciężko, machając na niego
lekceważąco ręką. Do takich gróźb już przywykł, niewiele sobie z nich robił.
Chociaż od czasu do czasu Ki Bum w mniejszy lub większy sposób spełniał swoje
pogróżki. Dziwnym trafem zawsze kręciły się wokół jego penisa, ale nie wnikał w
to, dlaczego tak bardzo Key interesował się tą częścią jego ciała. Był
zdrowszy, niewiedza to błogosławieństwo, o czym zdążył się przekonać. Miał z Ha
Bum swoje sekreciki, których strzegli, jak oka w głowie.
- Wyluzuj, nie pierwszy raz zostaję z nią, kiedy
jedziecie z Min Ho pieprzyć się do domku nad jeziorem. Jeszcze jej nie
wyrzucili, więc chyba nie jest tak źle – wywrócił oczyma, zaczesując brązowe
włosy tak, żeby nie leciały mu do oczu.
- Żadnych panienek, bo doniosę Se Kyung – warknął
ignorując tą kąśliwą uwagę. – I błagam, niech nie robi domówki, bo powieszę was
oboje za twojego fistaszka.
- Key, możemy już jechać? – Spytał zniecierpliwiony
Min Ho po tym, jak udało mu się zapakować wszystkie torby do bagażnika. Jak Ki
bum słusznie zauważył jechali tylko na dwie noce, a spakował ich, jakby co
najmniej mieli tam walczyć o przetrwanie. Choi nie do końca rozumiał poczucia mody ukochanego, ale nie polemizował. Dla własnego dobra.
- Telefon alarmowy masz na lodówce, mnie pod
jedynką, pogotowie pod dwójką – dodał, nie reagując na słowa młodszego
mężczyzny, co żadnego z nich nie zdziwiło. – Będę dzwonił co jakiś czas, nie
znasz dnia ani godziny, kiedy cię skontroluję. Jeśli dowiem się, że była tutaj
impreza popamiętasz mnie.
- Jedź już, Min Ho musi cię zerżnąć do porządku.
Zaczynasz mnie delikatnie mówiąc wkurwiać – mruknął Jong Hyun, dosłownie wypychając
przyjaciela za drzwi. Zatrzasnął mu drzwi przed nosem, kiedy tylko ten odwrócił
się, chcąc coś dodać.
Odetchnął z ulgą. To nie tak, że nie lubił Ki Buma,
skąd. Przyjaźnili się jeszcze za czasów szkolnych, kiedy mieszkali w Daegu, ale
od zawsze w ten specyficzny sposób okazywali sobie sympatię. Do tego chłopaka
trzeba było po prostu dopisywać masę poprawek, jak do konstytucji w USA. Pewnie
dlatego przeprowadził się razem z nimi do Nowego Yorku, ale czasami naprawdę
żałował, że nie został tam, gdzie się urodził. Może robiłby wtedy coś
ciekawszego niż praca wysokim biurowcu, w boksie, przypominającym niewielką
klatkę i to z szefową tak zasuszoną, że Tutenchamon przy niej był seksowną
dwudziestką. Jak można przypuszczać dobierała się do każdego faceta przed
czterdziestką i niestety Jong Hyun wpasowywał się w ten kanon tak, jak kilku
jego kolegów z pracy.
Wzdrygnął się na samo wspomnienie. Miał wolne, więc
nie chciał myśleć o swojej nudnej jak flaki z olejem robocie. Chociaż weekend
też nie prezentował się przed nim w specjalnie rozrywkowych barwach. Jęknął
żałośnie, łapiąc za pilota i rozejrzał się dookoła. Samochód już dawno odjechał
z podjazdu i był pewien, że został sam z Ha Bum, która nie raczyła zejść na dół
by pożegnać się z Ki Bumem i Min Ho obrażona na cały świat przez to, że musiała
zakuwać do matematyki. Chociaż Jong Hyun bardziej obstawiał, że nie podobał jej
się szlaban na domówki po tym, jak ostatnim razem musieli obiecywać policji, że
już więcej jej na to nie pozwolą. Tylko dzięki temu (i wrodzonemu urokowi Key,
który z niewiadomych przyczyn działał również na mężczyzn) udało im się uniknąć
poważnych konsekwencji.
- Wujku!
Jong Hyun podskoczył w miejscu, kiedy usłyszał huk
drzwi odbijających się od ściany i donośny głos. Doprawdy, czasami zastanawiał
się, czy po pijaku nie przeleciał Ki Buma i nie zrobił mu dziecka, ale wtedy
dochodziło do niego, że nawet tak zniewieściały homoseksualista nie byłby w
stanie znaleźć w kapuście dziecka. Niemniej podejrzewał, że skrupulatnie uczył
ją wszystkiego, co wiedziała temat doprowadzania ludzi do obłędu - wrzaskiem,
krzykiem, apodyktycznością i zadufaniem w sobie. Wyhodował divę na swój wzór i podobieństwo.
- Miałaś się uczyć – mruknął, zerkając przez ramię,
kiedy poczuł szczupłe ręce obejmujące go za szyję i słodki zapach owocowych
perfum. Zaśmiała się słodko, ściskając mężczyznę.
- Nudzi mi się… Mogę zrobić imprezkę? – Spytała,
patrząc na niego dużymi, ciemnymi oczyma robiąc przy tym jedną z tych uroczych
minek, którymi zwykle kupowała swojego biologicznego ojca. Ten jednak tym razem
pokręcił stanowczo głową, przez co na pełnych wargach dziewczyny wykwitło
niezadowolenie.
- Ki Bum mnie zabije albo co gorsza, wykastruje.
Wiesz, jak bardzo potrzebuję penisa, żeby móc chodzić do łóżka z Se Kyung? –
Odparł retorycznie i uniósł ostrzegawczo palec chcąc ją uciszyć, kiedy
otworzyła usta, by się odgryźć. – Nie ma mowy. Żadnych przyjęć, imprez,
parapetówek, domówek, imprezek, dyskotek, potańcówek, bibek, melanży…
- Dobra, załapałam – burknęła niezadowolona,
momentalnie się od niego odsuwając z obrażoną miną. Zniknęła w kuchni, mrucząc
coś pod nosem do samej siebie, a Jong Hyun wrócił do bawienia się pilotem. To
mu zostało na starość, nudne życie ubarwione niezłym seksem wtedy, kiedy jego
dziewczyna miała humor, pilnowanie małolaty i znoszenie dziwactw Ki Buma.
Naprawdę, Min Ho powinien za życia zostać ogłoszony świętym, że z nim
wytrzymywał.
Usłyszał głośne tupanie drobnych stópek odzianych
jedynie w czarne rajstopy i poczuł, jak dziewczyna znów wiesza się na nim,
tuląc go mocno. Zmarszczył brwi, zaglądając na nią przez ramię na tyle, na ile
potrafił w obecnej pozycji.
- A mogę zaprosić chociaż kilku znajomych, żeby się
pouczyć? – Zapytała, przewieszając się przez oparcie kanapy tak, aby spojrzeć
na twarz mężczyzny. Zagryzł niepewnie dolną wargę, nie wiedząc, co zrobić. Z
jednej strony wiedział, jak to się skończy, a z drugiej nie dostał zakazu,
jeśli o to chodziło. Czyżby Key czegoś nie przewidział? Uczeń przerósł mistrza.
Cóż, jeśli coś pójdzie nie tak, to nie będzie jego wina, prawda?
- Możesz. Zaproś ich – westchnął ze zrezygnowaniem,
przez co poczuł mokry pocałunek na policzku. Skrzywił się, bo mimo wszystko nie
był przyzwyczajony do tych wszystkich ojcowskich czułości. Wytarł się wierzchem
dłoni i zrobił zaskoczoną minę, kiedy dziewczyna ruszyła w stronę drzwi z
rozbrajającym uśmiechem. Przeczuwał, co to może znaczyć i chociaż nie chciał,
poczucie obowiązku kazało mu to zrobić. – Ha Bum?
- Już ich zaprosiłam, wujku!
~***~
Especially for Dara, miało być wcześniej, no ale jak to któraś z autorek określiła (nie wiem która, nie otaguję, sorry ._.) wena to szmata. Tak czy inaczej liczę, że się spodoba, chociaż sama nie do końca wiem, co to jest. Pisanie opowiadań po nocy zdecydowanie nie jest dobre, bo później wychodzą różne dziwne rzeczy.
Baner powstał dzięki kochanej Grellu, która uchyliła mi rąbka swoich photoshopowych sekretów. Jestem jej strasznie wdzięczna! ♥ I to cholernie, bo jak już zabrałam się za dodawanie posta to załapałam, że literówkę mam w tytule. ._.