Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 10/?
„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”
„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”
Oddychałem ciężko, wpatrując się w przestrzeń.
Przed oczyma widziałem tylko czarną plamę, chociaż miałem je szeroko rozwarte,
niemal wytrzeszczone. Kręciło mi się w głowie do tego stopnia, że obawiałem się
upadku. W uszach słyszałem jedynie przeciągły pisk, do tego czyjś głos i swój,
jakby z oddali, kiedy wypowiadałem bezsensowne zdanie, nawet nie mając pojęcia,
co w tym momencie tworzył mój umysł. Ktoś mówił do mnie niezrozumiałe słowa, a
zamglony umysł nie potrafił przyswoić treści tej wypowiedzi. Jin Ki trzymał
mnie, obejmował w pasie, podczas gdy ja bezwładnie wysuwałem się spomiędzy jego
ramion, jak wielka, szmaciana lalka, zbyt ciężka, by ją utrzymać. Jak to się
stało, że słaniałem się na nogach, a Jin Ki wyglądał, jakby sam miał zemdleć?
Druga niedziela Dni Otwartych zapowiadała się dla
mnie dużo bardziej nerwowo, niż pierwsza. Tak naprawdę nie miało dla mnie
większego znaczenia jak źle wypadnę w ujeżdżeniu1. Chciałem to
zrobić jak najlepiej, ale nie wywierałem na sobie nacisku, bo nie wiązałem
przyszłości z tą dyscypliną. Do czasu, aż mój ojciec nie obwieścił, że
postanowił sprawdzić, na co trwoni swoje pieniądze. Czyli innymi słowy mówiąc –
szukał kolejnego pretekstu do wybicia mi jazdy konnej z głowy. Do tego jednak
potrzebował przyjechać na występ i go zobaczyć. Zdawałem sobie sprawę z tego,
jak bardzo musi go to nużyć, jednak teraz czułem dodatkową presję. Nieważne,
jak dobrze by mi nie poszło. To nie miało znaczenia. Chodziło jedynie o
znalezienie przysłowiowej dziury w całym, doczepienie się do jakiegoś mało
istotnego szczegółu, który później będzie mógł wyolbrzymić i znów sprawić mi
przykrość. Nie wiem, może czerpał z tego jakąś chorą satysfakcję? Sprawiało mu
przyjemność pokazywanie mi, jakim śmieciem w jego oczach byłem? Nie miałem
pojęcia. Musiałem jednak dać z siebie wszystko, by mieć poczucie, że zrobiłem
wszystko, co w mojej mocy.
Poprawiłem daszek czapki, którą miałem na głowie.
Jong Hyun sobie zażyczył, by każdy z nas ubrał się nieco bardziej nietypowo –
miałem na sobie białe bryczesy2 i oficerki, ale rajtrok3
zastąpiła szara, wojskowa marynarka ze srebrnymi guzikami i haftowanymi
kieszeniami. Dziewczyny miały je dodatkowo odpowiednio wykrojone w talii, aby
podkreślały ich zgrabną linię. Każda posłusznie splotła włosy w warkocz,
opadający im z prawej strony, a grzywy wszystkich koni mieliśmy zapleć w te
przeklęte koreczki4. Nie protestowałem, chociaż nie było to takie
proste, żeby przekonać Zeusa do spokojnego czekania, aż skończę. Kręcił się,
szarpał moją koszulkę ze zniecierpliwienie i oberwałem od niego kilka razy
ogonem, kiedy nie dałem za wygraną. Udało mu się nawet raz mnie przewrócić, na
szczęście przytrzymałem się drzwiczek boksu i zagroziłem mu, że nie dostanie
miętówek, jeśli się nie uspokoi. To chyba trochę na niego podziałało, bo parsknął
pojednawczo, zwieszając łeb, ale i tak wstrząsał grzywą, kiedy ja usiłowałem
obwiązać włosie gumką recepturką.
Siedziałem w siodle, biorąc masę głębokich wdechów.
Przekonywałem się do słuszności tego pomysłu, ale nie pomogło to ani trochę. Moje
myśli pędziły na najwyższych obrotach i w przeciągu kilku chwil potrafiłem
dojść do skrajnych wniosków, zmieniając swoje postanowienia. Przecież i tak mój
ojciec znajdzie coś, czego będzie mógł się uczepić, po co miałem się męczyć? Z
drugiej strony byłem to winien Jong Hyunowi. Zmniejszyliśmy liczbę treningów po
akcji z kolką, by Zeus mógł nieco odpocząć, ale nadal starał się jak mógł, żeby
przygotować mnie do tego występu. Może i wymusił to na mnie, nie zmieniało to
jednak faktu, że poświęcał swój czas na ćwiczenia ze mną. Ponad to wykazywał
się sporą cierpliwością w stosunku do mojego konia i do mnie. Zeus był bardziej
skory do współpracy, niż ja. Ciągle mu pyskowałem, kiedy udzielał mi porad, ale
starałem się do nich stosować. Zapewne dlatego się nie denerwował – wiedział,
że pomimo mojej gadaniny i tak zrobię to, o co prosił. Bo Jong Hyun nie żądał,
nie nakazywał. On prosił, rzucał sugestie i to ode mnie zależało czy się do
nich dostosuję.
Jeśli chodziło o Jong Hyuna samego w sobie, nie
widywałem się z nim zbyt często. Nie dlatego, że po jego chamskim tekście
miałem ochotę zapaść się pod ziemię, rzucić mu się do gardła i wybić tego typu
docinki, które on uważał za wybitnie śmieszne. Po prostu tak jakoś wyszło – nie
trafialiśmy na siebie na korytarzu, ze stołówki wychodził zanim ja wszedłem, a
wieczorami byłem zbyt zmęczony, żeby nękać go u niego w pokoju. Poza tym, co to
miało być, żebym go nachodził? Pajac nabrałby zbytniej pewności siebie, do tego
dopuścić nie zamierzałem, nie miałem szczególnego powodu, żeby to robić.
Niemniej, kiedy widywaliśmy się na treningach posyłał mi te znaczące
spojrzenia, jednak ja na nie odpowiadałem nikłym, tajemniczym uśmieszkiem. Nie
mogłem w końcu pozwolić mu wygrać w tym niemym pojedynku. Wystarczy, że
potrafił mnie zagiąć dwuznacznym tekstem i nie, żebym jakoś tęsknił do rozmów
sam na sam. Nie byłem cnotką, ani trochę. Nie raz i nie dwa żartowałem w ten
sposób z dziewczynami, ale w tym właśnie był sęk – rozmawiałem tak z płcią
piękną, a nie innym facetem! Chociaż… całowaliśmy się i to kilkakrotnie. Nie
powinny mnie zdegustować takie żarty.
- Zaraz nasza kolej – Jong Hyun poprawił popręg5
Adagio, po czym chwycił za cugle6. Z gracją wskoczył na grzbiet,
miękko wsuwając się w siodło. Nie posądziłbym go o tak płynne ruchy, gdybym
wcześniej nie widział, jaką wprawę ma w utrzymywaniu się na grzbiecie klaczy. Tym
razem wyglądał dużo bardziej profesjonalnie, aczkolwiek prawdę mówiąc za każdym
razem, kiedy zbierał zastęp zmieniał nonszalancję na chłodną powagę. Nie trzeba
było być specjalnie rozgarniętym, aby zrozumieć, że znał się na tym, co robił.
Czasami naprawdę mu tego zazdrościłem. – Nie będzie tu nic nowego. Trzymajcie
się rytmu i nie dajcie się prowadzić. To wy trzymacie wodze, ale pamiętajcie o
współpracy – spojrzał groźnie na dziewczynę w krótkich włosach, która tylko
wzruszyła ramionami. Nie pamiętałem jej imienia, ale wiedziałem, że nie raz
Jong Hyun prowadził z nią długie rozmowy o tym, jak powinna współpracować z
koniem.
Szturchnąłem ogiera piętami w boki. Ustawiliśmy się
parami – dziewczyny zajmowały lewą stronę, chłopcy prawą. Im bliżej było
pokazu, tym mocniej waliło mi serce. Miałem to szczęście, że obok mnie
siedziała Tae Yeon, to dodawało mi nieco otuchy. Jej izabelowata7
klacz stała posłusznie, nadstawiając z zaciekawieniem uszu. Zeus z kolei
wydawał się być wybitnie znudzony, a to ani trochę nie poprawiało mi nastroju.
Nie zdarzyło się, by nie słuchał moich komend, ale zawsze musi być ten pierwszy
raz.
Kiedy rozbrzmiał pierwszy dźwięk kadryla drgnąłem
zaskoczony. Jong Hyun jeszcze krótko odwrócił się do tyłu. Ciemne oczy wyjrzały
spod daszka czapki i pomknęły po wszystkich twarzach. To było głupie, że w
takiej chwili na moment irracjonalny lęk zastąpiło ukłucie zachwytu. Skinął
głową, dając znak, że mamy ruszać. Osiem koni ruszyło niemal równo, zaczynając
od tej samej nogi. Wmaszerowaliśmy na ujeżdżalnię wyprostowani i dumni,
starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo się stresujemy. Cóż,
przynajmniej ja. Wpatrywałem się przed siebie, patrząc między uszy kasztana,
całą siłą woli powstrzymując się od gorączkowego przeszukiwania trybun. Nie
widziałem jeszcze mojego ojca i w duchu łudziłem się, że nie przyjechał. Nie
było jednak czasu na to, aby się zastanawiać nad jego obecnością.
Muzyka grała, konie parskały, rozrzucając kopytami
piach, kiedy dwa rzędy rozchodziły się na przeciwległe rogi ujeżdżalni,
wyrzucając przed siebie łapy w wyciągniętym kłusie8. Kołysałem się
równomiernie w siodle, kurczowo zaciskając palce na skórzanym pasku. Ostrożnie
skróciłem wodze, by odpowiednio nakierować zwierzę. Zeus zakręcił łagodnie,
zwalniając kroku do pasażu9, unoszą wysoko długie łapy, na moment
zawieszając je w powietrzu. Ustawiłem go obok Adagio, a zaraz koło mnie
pojawiła się siwa klacz, na której siedział chłopak, którego imienia nie
pamiętałem. Pokłusowaliśmy na wprost dziewczyn, które prowadziły swoje konie w
naszym kierunku. Minęły nas mniej więcej na środku, po czym ruszyły na drugi
koniec czworoboku. Zwolniłem nieco, by konie przede mną mogły odpowiednio się
ustawić.
Sam układ nie był zbyt skomplikowany. Polegał na
powtórzeniu kilku figur i w miarę, jak siedziałem na grzbiecie, pomagając
Zeusowi zrozumieć moje polecenia rozluźniałem się. Skupiłem się na kolejnych
krokach, jakie mieliśmy wykonać. Na zamek, z przeciwległych rogów zwierzęta
galopowały, zmieniając prowadzącą nogę. Musiało to wyglądać zabawnie, kiedy
podskakiwały co rusz, zupełnie, jak małe dziewczynki podczas wygłupów. Lotna
zmiana nogi10 nie stanowiła dla mnie wyzwania i byłem pewien, że to
akurat wyszło mi poprawnie.
Mniej pewnie czułem się przy ciągu11.
Kiedy zwierzęta szły wzdłuż płotu zadem do ogrodzenia, krzyżując w kłusie nogi,
idąc bokiem. Ten manewr miał niemal kończyć pokaz, ale szedł mi najbardziej
opornie. Zeus z niemałym trudem dostosowywał się do moich poleceń strzygąc z
niezadowoleniem uszami. Byłem bardziej niż pewien, że jeszcze chwila, a się
zbuntuje i odmówi współpracy. Na szczęście nic takiego się nie stało.
Zrównaliśmy się na środku ujeżdżalni, a ja próbowałem odpowiednio przekazać
zwierzęciu, by zszedł do piaffu12. Ogier parsknął ze zmęczeniem,
drobiąc w miejscu. Poczułem ulgę, jaka osadziła się na dnie mojego żołądka i
byłbym się zsunął z grzbietu gdyby nie to, że zdrętwiały mi nogi. Burza oklasków
świadczyła tylko o zadowoleniu tłumu, któremu najwyraźniej spodobało się to
przedstawienie. To mnie cieszyło. Miałem argument dla ojca. Wyprowadziłem
zwierzę z ujeżdżalni, po czym zsiadłem, stając na drżących nogach na bruku.
Odetchnąłem ciężko i poklepałem ogiera po spoconej łopatce.
- Spisałeś się, maluszku.
Im dłużej czekałem na
ojca, tym bardziej się stresowałem. W dalszym ciągu nie miałem pojęcia, gdzie
był, czy w ogóle przyszedł, ale zdążyłem już zaprowadzić Zeusa do boksu,
rozsiodłać go i wrócić do pokoju, żeby się przebrać. Chciałem mieć już za sobą
rozmowę z nim. Nie widziałem go, od kiedy przywiózł mnie tutaj, rozmawiałem z
nim przez telefon trzy razy i nie były to dyskusje przepełnione tęsknotą. To
było złe, ale cieszyłem się, że miałem spokój, nie musiałem go oglądać, ani tym
bardziej spędzać z nim czasu. Nigdy wiele go dla mnie nie miał, jednak czasami
zdarzało się, że usiłował grać dobrego ojca i uparcie starał się wciągnąć mnie
w jakąś dyskusję, co zwykle kończyło się kłótnią. Nie wiedziałem więc, czego
się po nim spodziewać. Bo znając go, mógł zrobić wszystko. Poza pochwaleniem
mnie.
Westchnąłem cicho,
kierując się w stronę stajni z nosem w telefonie. Pisałem z Onew, co chociaż
trochę odciągało moje myśli i poprawiało humor. Nadal nie miałem na tyle
odwagi, aby wypytać go o moje podejrzenia, poza tym nie spieszyło mi się też do
tego, ani trochę. Obawiałem się, że mógłbym stracić dobrego przyjaciela.
Ograniczyłem się więc do opowiadania o moich obawach, co do ojca i o tym, jak
mi poszło. Był ciekaw czy pomysł, na jaki wpadł Jong Hyun wypalił. Nie mówiłem
wprost, kto mnie przekonywał do wzięcia udziału w ujeżdżeniu. Starałem się
jednak przemycić nieco oczywistych informacji, rzucając delikatnymi aluzjami.
Nigdy nie dawał się złapać, przez co czułem się nieco zawiedziony. Mimo
nieustannego mętliku, jaki miałem w głowie rozmowy z nim za każdym razem
poprawiały mi humor. Nie miałem pojęcia, jak to się działo. Wystarczyło, że
zaczynałem z nim pisać i nagle mój ponury nastrój pryskał, a ja uśmiechałem się
do ekranu telefonu.
- Może zamiast siedzieć z
nosem w telefonie przywitałbyś się z ojcem? – Drgnąłem zaskoczony, od razu się
rozglądając. Nie trudno było mi dostrzec mojego ojca, który stał z rękami
zaplecionymi na wysokości klatki piersiowej i srogim wyrazem twarzy. W jego
ciemnych włosach widać było lśniące pasma siwizny, które świadczyły o wielu
zmartwieniach i problemach, z jakimi się borykał. Jego praca była stresująca, w
dodatku miał same kłopoty ze mną, co za każdym razem dawał mi do zrozumienia.
Przełknąłem ślinę i przestąpiłem kilka kroków w jego kierunku. Nie bardzo
wiedziałem, co powiedzieć, bo nie wyglądał na szczególnie zadowolonego.
- Szukałem cię –
wypaliłem, na co westchnął, przyjmując nieco łagodniejszą postawę. Zdarzało mu
się, że kiedy miał lepszy dzień traktował mnie, jak ojciec swoje dziecko, a nie
jak zło ostateczne.
- Dopiero przyjechałem.
Spotkanie się przeciągnęło – odparł, a ja poczułem ukłucie zawodu. W głębi
liczyłem, że jednak mnie widział, jak radzę sobie w siodle, ale znów się
przeliczyłem. Naiwny ja. Skrzywiłem się, nie mogąc powstrzymać wyrazu zawodu,
jaki od razu pojawił się na mojej twarzy.
- Jasne – burknąłem
chłodno, czując narastającą irytację. – Przywykłem już do tego, że nie masz dla
mnie czasu.
- Ki Bum dobrze wiesz, na
czym polega moja praca – upomniał mnie ze znużeniem, jakby miał dość ciągłego
powtarzania się. – Nie mogę sobie pozwolić na utratę ważnego klienta. Kto
zapłaciłby za te twoje fanaberie?
Zazgrzytałem ze złości
zębami, ale nie odpowiedziałem. Miał w tym trochę racji. Opłacał moją szkołę,
to dzięki niemu mogłem jeździć konno i pozwolić sobie na własnego wierzchowca,
ale do jasnej cholery! Przecież mógł ten pieprzony grafik ustawić w taki
sposób, żeby zdążyć na występ i spotkać się z klientem. Wystarczyła odrobina
chęci.
- Na pewno byłbyś bardzo
pokrzywdzony, gdybym nie mógł jeździć.
Westchnął ciężko z
politowaniem. Wsunąłem dłonie w kieszenie spodni, nie mogąc na niego patrzeć.
Jeszcze chwilę temu martwiłem się jego przyjazdem, teraz miałem ochotę wrócić
do pokoju, cokolwiek, byleby nie musieć z nim rozmawiać. Zadziwiające, jak
wiele wspólnego pod tym względem miał z Jong Hyunem.
- Nie popieram tego
twojego hobby, ale gdybym chciał zabronić ci jeździć, po prostu sprzedałbym to
zwierzę – powiedział ze spokojem, jakby tłumaczył coś niesfornemu dzieciakowi.
Spojrzałem na niego z wściekłością. Gdyby tylko spróbował zamieniłbym jego
życie w piekło. Może to on tutaj pociągał za sznurki, jednak ja też miałem
kilka sposobów na to, aby zrobić mu na złość. Jego opinia była dla niego
najważniejsza i nie potrzeba było wcale wiele, aby ją zszarpać.
- Ale jako kochający
ojciec nie zrobiłbyś czegoś takiego swojemu dziecku, prawda? – Spytałem
sarkastycznie, uśmiechając się urokliwie do niego. – W końcu nawet nie wiesz, jak
sobie radzi – dodałem z wyrzutem.
- Nie będę wysłuchiwał
twoich pretensji. Nie po to tutaj przyjechałem.
- A po co? – Spojrzałem
na niego podejrzliwie. Nie przyjechał mi nawrzucać, jakim jestem
nieudacznikiem? To ci nowość.
- Wyjeżdżam w delegację –
wypalił od razu, a ja parsknąłem histerycznym śmiechem. Spojrzał na mnie z
naganą. Dlaczego mnie to nie dziwiło? Nie pierwszy i nie ostatni raz, tylko nie
do końca rozumiałem, dlaczego tak bardzo chciał mi to powiedzieć osobiście.
Musiało w tym być drugie dno, byłem tego pewien.
- A mówisz mi to, bo…? –
Spytałem, starając się zachować spokój, chociaż wewnątrz mnie gotowało się ze
złości. Nie mógł mi o tym powiedzieć już jak do mnie dzwonił? Oszczędziłby
sobie przyjazdu tutaj, w końcu na pewno nie był z tego jakoś wybitnie
zadowolony.
- Wyjeżdżam na święta.
Nie będę mógł cię zawieźć do Daegu.
Spojrzałem na niego z
niedowierzaniem. Poczułem, jak pieką mnie oczy ze złości i w momencie zrobiło
mi się słabo. Zacisnąłem szczęki, chcąc się powstrzymać przed wybuchem. Teraz
wszystko miało ręce i nogi.
- Wiesz, że muszę tam
pojechać – syknąłem chłodno, patrząc na niego z furią w oczach. – Zawsze
spędzam święta u mamy. Nie możesz mi tego zrobić!
Rozłożył obojętnie ręce,
a ja w tym momencie miałem ogromną ochotę mu przyłożyć. Wiedział, jak bardzo mi
na tym zależało. Z mamą widywałem się rzadko, moi rodzice nigdy nie byli ze
sobą. Tata porzucił mamę, kiedy tylko dowiedział się o ciąży. Nie byłem pewien
czy kiedykolwiek ją kochał. Nie wiedziałem też, o co dokładnie chodziło, jednak
mogłem się domyślać, że w grę wchodziła pozycja społeczna. Moja matka była
pielęgniarką w szpitalu w Daegu, a ojciec handlował nieruchomościami.
Oczywistym było, że kobieta z tak niską pozycją nie mogła zostać żoną bogatego
biznesmena. Jednakże, jak to zwykle w kiepskich romansach bywa, nieoczekiwanie
zaszła w ciążę. Ponownie w jej życiu
pojawił się, kiedy miałem trzy lata. Miał już wtedy żonę, młodą i głupią, a
dodatkowo bezpłodną, tak więc potrzebował kogoś, komu w przyszłości będzie mógł
zapisać firmę. I tym oto sposobem znalazłem się w tej rodzinie, bękart i czarna
owca, od której wymagało się, że pociągnie rodzinny interes. Jedyną korzyścią
było to, że mój ojciec pozwalał mi na moje „fanaberie”,
jakimi była jazda konna.
- Przykro mi, te święta
będziesz musiał spędzić w domu.
- To nie jest mój dom –
warknąłem, po czym obróciłem się na pięcie i pobiegłem w stronę wyjścia ze
szkoły. Krzyczał za mną, zwracając tym samym na siebie uwagę innych, ale ja go
zignorowałem. Już wolałbym kolejne kazanie na temat tego, jak beznadziejny
byłem. Zdecydowanie dużo łatwiej by było, gdyby po prostu zaczął swoją zwykłą
gadkę o tym, że nic nie potrafiłem, przynosiłem mu jedynie wstyd oraz bym się
otrząsnął i zaczął zachowywać adekwatnie do swojego wieku. Tymczasem on
przyjeżdża tylko po to, by powiedzieć mi, że święta spędzę sam. Gdybym był
ojcem to tym bardziej pozwoliłbym mojemu dziecku jechać do matki wiedząc, że
mnie nie będzie. Robił to specjalnie czy jak?!
Potarłem oczy
nadgarstkiem, kierując się w stronę miasta. Weekendy mogliśmy spędzać poza
terenem szkoły, ale jeszcze nigdy, przez te dwa miesiące nie ciągnęło mnie tam
tak, jak dzisiaj. Potrzebowałem zrobić coś, co wkurzy mojego ojca. I już nawet
wiedziałem co, tylko wcześniej obawiałem się nieco konsekwencji. Teraz nie
miałem już żadnych skrupułów.
- Ki Bum? – Drgnąłem na
dźwięk swojego imienia, jednak się nie odwróciłem. Szedłem uparcie przed
siebie, dopóki Jin Ki ze zmartwioną miną się ze mną nie zrównał. Nieszczególnie
potrafił dotrzymać mi kroku, a ja nie dbałem o to w nawet najmniejszym stopniu.
Chciałem dotrzeć do miasta i odszukać piercera. Zrobić coś, przez co ojciec
spłonie ze złości, a co zawsze chciałem mieć. – Co ci powiedział twój ojciec?
- Oznajmił mi, że
najbliższe święta spędzę sam jak palec, bo nie stać go na to, by wyjechać
wcześniej i zawieźć syna do matki – warknąłem chłodno. Wiedziałem, że student
nie jest niczemu winny, jednak nie potrafiłem powstrzymać swojej złości, która
ciekła mi nawet uszami.
Chłopak westchnął, nie
wiedząc, co powiedzieć, a ja otarłem policzki, które nawet nie wiedząc kiedy
zrobiły się mokre. Mojemu ojcu wystarczyło niewiele, by doprowadzić mnie do
płaczu. Złość zamieniła się w żal i tęsknotę. Ściskało mnie w dołku tak mocno,
że musiałem skrzywić się z bólu i zacisnąłem palce na koszulce mniej więcej na
wysokości klatki piersiowej. Pociągnąłem nosem, po czym zagryzłem dolną wargę.
Objąłem ramię starszego dłońmi i przytuliłem się do niego nieco niezdarnie,
zaciskając powieki mocno. Potrzebowałem tak po prostu się do kogoś przytulić,
chociaż na chwilę. Rozbolała mnie głowa, w przeciągu kilkunastu minut zdążyłem
popaść w kilka skrajnych emocji, aż wreszcie zacząłem mieć dosyć. Było nieco po
południu, a ja już chciałem, aby ten dzień się skończył.
- Ki Bum, co się dzieje?
– Spytał ostrożnie, układając dłoń na mojej głowie. Zignorowałem go, opierając
głowę na ramieniu starszego. Obawiałem się, że jeśli teraz się odezwę, zupełnie
się rozkleję, a mimo to odetchnąłem głęboko, jakby chcąc dodać sobie otuchy.
- Nie widziałem jej od
ostatniego Bożego Narodzenia – mruknąłem ponuro, ściskając mocno ramię Jin
Ki’ego. Nie patrzyłem na niego, ale musiał wyglądać na przerażonego, bo szedł
spięty, jak struna. – Tylko raz się z nią spotkałem, na krótko, kiedy
przyjechała porozmawiać z ojcem o moich przenosinach do tej szkoły. A teraz mi
mówi, że nie będę mógł się z nią zobaczyć – westchnąłem drżąco, patrząc
beznamiętnym wzrokiem przed siebie. Jeszcze chwilę temu tryskałem złością,
teraz czułem się pusty, jakby to nie dotyczyło mnie. Jak tak dalej pójdzie
nabawię się jakiejś choroby psychicznej i tyle będzie z mojej kariery
jeździeckiej.
- O kim mówisz?
- O mamie. Mój ojciec
jedzie w delegację, więc nie będzie mógł mnie zawieźć. Jest na tyle
egoistycznym człowiekiem, że nawet nie pozwoliłby mi wsiąść w pociąg i pojechać
tam samemu – mruknąłem, po czym odetchnąłem głęboko i odsunąłem się, nie chcąc
zbytnio naruszać jego przestrzeni osobistej. Uniosłem kąciki ust w ponurym
uśmiechu. – Najwyraźniej woli, żebym spędził te święta w ten jakże „rodzinny sposób”.
Chłopak przyglądał mi się
skonsternowany. Ewidentnie nie wiedział o czym mówiłem albo po prostu był zbyt
oszołomiony, aby przyjąć do wiadomości, że jakikolwiek rodzic byłby w stanie
się tak zachować. A jednak, to prawda. Zaczynałem mu chyba zazdrościć tego, że
nie spędził całego swojego życia w gronie bogaczy.
- To co chcesz teraz
zrobić? – Spytał w końcu zduszonym głosem. Spojrzałem na niego i wyszczerzyłem
się, do niego złośliwie. Czasami sam się bałem tego, co siedziało w mojej głowie.
- Co? Kolczyk.
Spojrzał na mnie
pytająco, ale nie odpowiedziałem. Zacząłem się tylko rozglądać w poszukiwaniu
studia, które zajmowało się tego typu rzeczami. I szybko je znalazłem, ku mojej
uciesze.
- To chyba nie jest dobry
pomysł…
- Jin Ki, zamknij się –
warknąłem, patrząc na chłopaka, który co rusz zmieniał kolory – od zielonego,
przez fioletowy, to znów robiąc się czerwony, aż wreszcie wracał do niezbyt
ładnego odcienia żółci. Leżałem na kozetce z palcami splecionymi na podołku
imitując trupa. Wpatrywałem się w ścianę w duchu ciesząc się, że lustro, jakie
na niej wisiało ustawiono tak, że nie widziałem piercerki, jaka obmywała moje
odsłonięte ucho wacikiem i dezynfekowała igły. Panika na twarzy mojego
przyjaciela ani trochę mnie nie pocieszała, wyglądał na bardziej przerażonego,
niż ja. A to moje ucho niebawem miało dorobić się dwóch dziurek.
Zaplanowałem sobie
industrial. Widziałem go kiedyś, w jakimś teledysku i od tego czasu
zastanawiałem się, jakby to było, gdybym to ja miał taki kolczyk. Orientowałem
się już wcześniej jak długo się goi, ile mniej więcej kosztuje oraz jak powinno
się o niego dbać. Teraz jednak miałem dodatkową motywację, aby go sobie zrobić.
Powinienem chyba podziękować ojcu. Studio samo w sobie sprawiało dobre
wrażenie. Kozetka może nie była najwygodniejsza, ale metalowy stolik, jaki
zazwyczaj służył przy operacjach został odkażony, a dziewczyna, która miała
przekłuwać mi ucho wyjęła dwie igły, zamiast jednej. Powinno to być oczywiste,
w końcu do tego kolczyka potrzeba było dwóch dziurek, ale jednak samo to dawało
wrażenie profesjonalizmu. Nie miałem pojęcia, dlaczego dokładnie, tak czy
inaczej już nie mogłem się doczekać, aby mieć to za sobą. Z różnych powodów.
Nie widziałem tego, co
się działo, nic więc dziwnego, że wydałem z siebie krótki okrzyk zaskoczenia,
kiedy pierwszy wenflon z zaskakującą łatwością przebił moją chrząstkę. Wbiłem
paznokcie w skórę dłoni i wypuściłem powoli powietrze z płuc. Klipsy, które
wcześniej kobieta nałożyła na ucho, aby łatwiej było jej je przekłuć ani trochę
nie zniwelowały bólu. Było to krótkie ukłucie, ale jednak w chwili, kiedy igła
gładko wchodziła w skórę było wyczuwalne.
- Już po strachu –
odpowiedziała, kiedy krzywiłem się po drugim ukłuciu. Leżałem nieruchomo bojąc
się, że gdybym choć mrugnął, mógłbym poruszyć igły, a to sprawiłoby dodatkowy
ból. Było w tym więcej paniki, niż to wszystko było warte, ale od dziecka
panicznie bałem się wszelkich zastrzyków. Zrobienie sobie takiego kolczyka było
dla mnie nie lada wyczynem.
- Nie wiem, po co ci to –
wydukał Jin Ki, a ja spojrzałem na niego znacząco, unosząc brwi. Piercerka
właśnie zakręcała jedną z kuleczek, dlatego uznałem, że kryzys został
zażegnany.
- Bo mi się podoba,
zawsze chciałem go sobie zrobić i ojciec dostanie piany, jak go zobaczy – odpowiedziałem,
na co dziewczyna parsknęła krótkim śmiechem. Najwyraźniej nie tylko ja byłem
takim buntownikiem, który jakąś modyfikacją ciała chciał zrobić na złość
rodzicom. Aczkolwiek pewnie gorzej by było, gdybym przyszedł z tatuażem. Aż tak
szalony nie byłem.
Podniosłem się z kozetki
czując, jak mocno bije mi serce. Od chwili, kiedy tu wszedłem czułem
podekscytowanie zmieszane ze strachem, ale teraz całą ta adrenalina zamieniła
się w euforię.
- I jak? Wszystko w
porządku? Nie ma żadnych zawrotów głowy? – Dopytała, zdejmując rękawiczki.
Wrzuciła je do kosza, a ja pokręciłem głową, przeglądając się w lustrze.
- Wszystko gra –
odpowiedziałem, po czym spojrzałem na przyjaciela, który ewidentnie nie mógł
się doczekać, aż wyjdziemy. W między czasie mój ojciec zdążył już kilka razy do
mnie zadzwonić, ale ponieważ leżałem i czekałem, aż w moim uchu pojawi się
zbędny metal nie mogłem odebrać. Zresztą, nie zamierzałem nawet do niego
oddzwaniać. – Idziemy?
- Tak – chłopak niemal
rzucił się do wyjścia, na co zaśmiałem się cicho. Zdecydowanie miałem lepszy
humor. Pożegnałem się uprzejmie, po czym wyszedłem na zewnątrz, czując
pieczenie w uchu. Był to jednak ból zrozumiały i na swój sposób sprawiał mi
przyjemność. Czy było ze mną coś nie tak, skoro mi się podobał?
Westchnąłem, spoglądając
na starszego chłopaka. Mieliśmy iść coś zjeść, nie chciałem tak szybko wracać
do szkoły w obawie, że mógłbym spotkać się znów z ojcem. Zresztą, była
niedziela i to jedna z ostatnich tak ładnych. Miałbym kisić się w takim
miejscu, skoro mogłem spędzić miłe chwile w towarzystwie przyjaciela? Nie byłem
właściwie pewien, czy mogłem tak określać Jin Ki’ego, ale z drugiej strony za
każdym razem, kiedy działo się coś złego, był przy mnie. Próbował mnie
pocieszyć, chociaż wychodziło mu to marnie i ostatecznie zawsze śmiałem się z
niego i jego idiotycznych pomysłów. Poza tym z całego tego otoczenia, ze
wszystkich moich znajomych zawsze potrafił tak po prostu sprawić, że się
uśmiechałem. Pod tym względem ani trochę nie różnił się od Onew, obaj byli tak
samo głupkowaci i kochani.
- Ki Bum? – Spojrzałem na
niego pytająco i uświadomiłem sobie, że zadawał mi jakieś pytania. Nie
słyszałem go, jedynie przeciągły pisk w uszach oraz głos, jakbym głowę trzymał
pod wodą. Odpowiadałem mu nawet nie wiedząc, co dokładnie. Mówiłem coś, ale nie
rejestrowałem tego, nawet nie miałem pewności, że używałem jakichś składnych
zwrotów. Zrobiło mi się słabo. Nogi się pode mną ugięły i tylko cudem ustałem.
Przed oczyma widziałem czarną plamę, choć miałem je szeroko rozwarte, ale udało
mi się dostrzec wyraz paniki na twarzy chłopaka. Złapał mnie, kiedy osunąłem
się bezwładnie. Zamknąłem oczy, mając ochotę się położyć. Dobrze wiedziałem, co
się robi w takiej sytuacji. Jin Ki jako student medycyny też powinien, ale
najwyraźniej był zbyt wystraszony i gdybym tylko był świadom pomyślałbym, że po
raz pierwszy miał do czynienia z taką sytuacją na żywo. Doprawdy miałem
nadzieję, że gdyby kiedyś potrącił mnie samochód, to nie byłoby go w pobliżu.
Tak byłoby bezpieczniej.
- Muszę usiąść – stęknąłem
słabym głosem, zupełnie tak, jakbym umierał. Musiało to wyglądać komicznie, ale
mnie nie było do śmiechu, jemu najwyraźniej też. Objął mnie ciaśniej, po czym
wciągnąć do jakiegoś sklepu. Chwilę po tym siedziałem na miękkim krzesełku, a
obok mnie pojawiły się dwie dodatkowe twarze. Słyszałem jakieś pytania i
odpowiadałem na nie nieprzytomnie. Dopóki nie dostałem szklanki z wodą i colą,
o którą poprosiłem Jin Ki’ego. Aż dziw brał, że był w stanie cokolwiek zamówić
po tym, jak mnie posadził. Odetchnąłem, po czym zamrugałem kilka razy,
odzyskując jasność widzenia. Spojrzałem na przyjaciela, po czym uśmiechnąłem
się do niego słabo. Kiedy znalazł mnie w swoim gabinecie wyglądał na złego,
teraz z jego oczu buchały podobne gromy, jakby miał mi za złe to, że go
wystraszyłem. Zrobiłem skruszoną minę. Skąd miałem wiedzieć, że tak się
skończy?
- Może wystarczy wrażeń,
jak na jeden dzień – zasugerował, a ja pokiwałem pojednawczo głową.
Zdecydowanie nie potrzebowałem więcej ekscesów. Uniosłem szklankę z colą do ust,
po czym upiłem kilka łyków, oddychając ze spokojem. – Jeśli chciałeś komuś
dopiec, to udało ci się, tylko nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem.
- Przepraszam – mruknąłem
ochryple, odstawiając szklankę na stolik. Zamknąłem oczy, czując się lepiej.
Chyba trochę przeceniłem swoje zdolności. Jin Ki zmierzwił swoje włosy zupełnie
tak, jakby miał ochotę je wyrwać. Cóż, nie miałem na celu doprowadzić go do
obłędu, ale najwyraźniej był bliski wpadnięcia w szał. Ach, więc to tak
wyglądałem, kiedy Woo Hyun robił coś głupiego?
- Lepiej będzie, jak
wrócimy – westchnął ze zmęczeniem, a ja spojrzałem na niego pytająco. Czytał
coś na telefonie, jednak nie zamierzałem protestować. Chociaż nadal trochę się
obawiałem, że mógłbym spotkać swojego ojca. Jin Ki jakby to wyczuł, bo spojrzał
na mnie i uśmiechnął się lekko. – Pojechał już. Jong Hyun widział, jak odjeżdża
zaraz po tym, jak uciekłeś ze szkoły. Pyta, co się stało… mam mu powiedzieć?
Pokręciłem głową, czując
to dziwne ciepło na sercu. Jong Hyun się martwił? Cholera, dlaczego to było
takie miłe uczucie? Tylko dlaczego pisał do Jin Ki’ego?! Szybko sobie
przypomniałem, że przecież wyciszyłem telefon, byleby go nie słyszeć, kiedy
dzwonił do mnie ojciec. Wyjąłem go z kieszeni i poczułem się, jak ostatni
kretyn widząc, od kogo były te połączenia. Odetchnąłem powoli, podnosząc wzrok,
aby spojrzeć na przyjaciela.
- Pójdę do niego, jak
wrócimy – obiecałem, na co skinął głową, po czym wskazał na dwie szklanki,
jakie stały przede mną. Nie zamierzałem protestować, chociaż najchętniej już
teraz bym pobiegł do szkoły, jak głupi zakochany nastolatek. A przecież nie
byłem zakochany w Jong Hyunie. Lubiłem go, do czego zdążyłem się już przyznać.
I kiedy tylko był blisko zaczynałem zachowywać się, jak skończony idiota. Nigdy
nie wiedziałem, co powiedzieć zwłaszcza, że potrafił w jednej chwili mnie
zawstydzić swoimi durnymi tekstami.
Westchnąłem ciężko
uznając, że wystarczy rozmyślań. Dopiłem colę, po czym podniosłem się już
pewniejszym krokiem i dałem chłopakowi do zrozumienia, że najwyższa pora się
zbierać. Wątpiłem, aby tym razem moje zniknięcie pozostało niezauważone.
Stałem przed drzwiami
pokoju Jong Hyuna i zastanawiałem się czy powinienem zapukać. Wymknąłem się
przed samą ciszą nocną, w głowie układając chytry plan, że jeśli ochroniarz
zamknie mnie w akademiku trzecioklasistów, będę miał pretekst, aby u niego
przenocować. Karciłem się za to w myśli i za swoją oczywistość, jednak teraz
było już za późno, by się wracać. Chyba, że chciałem zrobić kurs przed dywanik
w pokoju dyrektorki.
Powoli wypuściłem
powietrze z płuc i zapukałem. Usłyszałem cichy głos chłopaka, kiedy mamrotał
coś z niezadowoleniem, najwyraźniej spodziewając się kogoś innego. Przełknąłem
nerwowo ślinę, a gdy tylko ujrzałem starszego w drzwiach, jak i jego wyraźnie
zaskoczoną minę uśmiechnąłem się nerwowo, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Stał w samej koszulce i dresach, z mokrymi włosami, więc najprawdopodobniej
właśnie wyszedł spod prysznica. Na samą myśl o tym coś mi się przekręciło w
żołądku. Jeszcze tego by brakowało, żebym zaczął go sobie wyobrażać biorącego
kąpiel. Chociaż w głębi ducha nie mogłem zaprzeczyć, że ten widok by mi się
podobał. I to mnie przerażało, a mimo to pakowałem się dalej w to bagno.
- Bummie? Co ty tu robisz
o tej porze? – Spytał widząc, że nie mam zamiaru się odezwać. Miałem ochotę
uciec, gdzie pieprz rośnie, przeklinając swoje idiotyczne pomysły. Wcisnąłem
dłonie w kieszenie dużej, grubej bluzy, by ukryć ich nerwowe drżenie.
- Jin Ki mówił mi, że się
martwiłeś… Chciałem przeprosić – odpowiedziałem, siląc się na spokój. Nie
wyszło mi, czułem to, bo chłopak uśmiechnął się nikle z jawnym rozczuleniem.
Łypnąłem na niego, momentalnie przybierając bojową postawę, gotów się na niego
rzucić, jeśli tylko ośmieli się jakoś skomentować moje zachowanie. Na Boga czy
kto to tam w końcu siedzi i pisze scenariusz mojego życia, jak to się działo,
że tak szybko zmieniały się moje humorki?!
Odsunął się, aby mnie
przepuścić, a ja wszedłem do środka. Od razu usiadłem na jego idealnie
pościelonym łóżku. Z ulgą przyjąłem to, jak wyglądało – miałem pewność, że
jeszcze się nie kładł, chociaż zasłonił już okno. To akurat mnie nie zdziwiło.
Zdążyłem już się dowiedzieć, że nie lubił, kiedy było jasno, gdy spał. W kącie
na biurku stała zapalona lampka, a na blacie leżała rozłożona książka z losowo
wybraną stroną. Pomiędzy kolejnymi leżała wsunięta zakładka. Aż wyobraziłem
sobie, jak niedbale wsuwa ją między strony i wstaje z niezadowoloną miną, aby
mi otworzyć.
- Przeszkadzam? –
Spytałem, odwracając wzrok od biurka, żeby na niego spojrzeć. Zarzucił na
ramiona rozpinaną bluzę, po czym pokręcił głową, siadając naprzeciw mnie.
Łóżko, które robiło mu za kanapę wyglądało mniej schludnie niż to, na którym
siedziałem.
- Nie. Cieszę się, że
przyszedłeś. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś. Zakładam,
że spodziewałeś się telefonów od ojca.
Skinąłem głową,
spoglądając na swoje dłonie. Myślałem o tym, co powiem Jong Hyunowi, jak do
niego przyjdę. Bo w zasadzie nawet nie wiedziałem, dlaczego tutaj jestem.
Mogłem mu napisać esemesa, aby go uspokoić i przeprosić, a tymczasem
postanowiłem zjawić się u niego osobiście. Westchnąłem ciężko, zamykając na
chwilę oczy nim uśmiechnąłem się ponuro pod nosem. Nie zamierzałem mówić o tej
głupiej sytuacji. Wystarczyło, że się martwił, po co miałem dolewać oliwy do
ognia?
- Tak, ale jak zwykle się
przeliczyłem – mruknąłem ponuro, wyłamując sobie palce ze zdenerwowania.
Pokręcił powoli głową, po czym podniósł się i usiadł obok mnie. Zerknąłem na
niego z ukosa, a widząc wyczekujące spojrzenie, jakie we mnie utkwił skrzywiłem
się z niezadowoleniem. – Chyba ciągle się łudzę, że jednak ma jakieś ojcowskie
odruchy względem mnie.
- Aish, Bummie… To nie
jest tak, że całkiem go nie obchodzisz – powiedział, aczkolwiek nie byłem
pewien czy sam w to wierzy. – Mój ojciec też jest… Surowy, ale wierzę, że chce
dla mnie jak najlepiej. Tylko okazuje to w dosyć osobliwy sposób.
- Miałem jechać na święta
do mamy, ale nie mogę, bo dla mojego ojca wymówką jest delegacja. Jak dla mnie
po prostu chce zupełnie ograniczyć nam kontakt.
- Ki Bum, nie jesteś
głupi. Wiesz, dlaczego to robi – spojrzał na mnie znacząco, a ja umilkłem. Jong
Hyun miał rację. Mój ojciec robił to z tego samego powodu, dla którego rozstał
się z moją mamą. Ale jednak matka, to zawsze matka… Nie ważne, kim była, pod
tym względem pochodzenie naprawdę nie miało zbyt wielkiego znaczenia.
- Nie chcę brać w tym
udziału – popatrzyłem na chłopaka lśniącymi oczyma. Posłał mi łagodny, ale na
swój sposób ciepły uśmiech, po czym wyciągnął dłoń, aby pogłaskać mnie po
włosach.
- Wiem. Ale nie masz
wyboru, musisz być tego świadom – przyciągnął mnie do siebie, pozwalając mi
przytulić się do niego. Wsunął palce w moje włosy, po czym zaczął mnie leniwie
głaskać. Westchnąłem i zamknąłem oczy, opierając ciężką głowę na barku
chłopaka. – To od ciebie będzie zależało, jak się to potoczy.
Zagryzłem wargę i
ułożyłem dłonie na jego torsie. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego z taką łatwością
potrafił odgadnąć, co chodziło po mojej głowie. To była prawda, mieliśmy
podobnych ojców, wymagających, którzy wiele od nas oczekiwali, ale jak to było
możliwe, że osoba, którą znałem raptem od dwóch miesięcy była mi tak bliska? Westchnąłem,
czując się nagle taki słaby. Bezbronny. Jakbym obnażał się przed nim ze swoich
emocji. Co po części było prawdą, bo chociaż Woo Hyun był pozytywnym
przyjacielem o złotym sercu, który zawsze służył mi swoim towarzystwem, chociaż
Jin Ki był jak starszy brat, którego nigdy nie miałem, to jednak w Jong Hyunie
było coś, co łączyło ze sobą wszystkie cechy i może dlatego tak bardzo mnie
fascynował. Nie musiałem mówić zbyt wiele, by mnie zrozumiał, pocieszył czy po
prostu przytulił. A robił to chętnie.
- Mogę tu zostać? –
Spytałem, nie otwierając oczu. Zaśmiał się cicho, po czym pokiwał głową.
Odsunął się, by odgarnąć kołdrę i poklepać zachęcająco poduszkę. Opadłem na
pościel, wczepiając się w nią z cichym westchnieniem, pełnym zadowolenia.
Zamknąłem oczy, kiedy obejmowałem poduszkę, przytulając się do niej. Poczułem
ciepłą dłoń na moich włosach, więc rozchyliłem nieco swoje powieki, chcąc
spojrzeć na chłopaka. Pościel pachniała nim, co nie powinno być dziwne, ale
nadal było to dla mnie zdumiewające. Nie pachniał jak mężczyzna. Pachniał, jak
chłopak, nastolatek z nutą miętowego żelu pod prysznic. Podobała mi się ta
mieszanka, nawet bardzo.
- Jesteś uroczy, Bummie –
szepnął, nachylając się nade mną, aby ucałować mój policzek. Odgarnął grzywkę z
mojego czoła, przyglądając mi się przez chwilę. Poczułem, jak pieką mnie
policzki. Podniósł się, aby podejść do biurka. Zamknął książkę, a później
odłożył na półkę i zgasił lampkę. Momentalnie w pokoju zapanował mrok. Nie
widziałem nawet jego sylwetki, kiedy zbliżał się do mnie, a później układał na
łóżku. Trochę się obawiałem, że jednak nie będzie chciał spać ze mną. Nie byłem
pewien, dlaczego, bo przecież robiliśmy to już niejednokrotnie. Jednak obawa
pozostała.
Poczułem, jak chłopak
obejmuje mnie w pasie i przysuwa bliżej siebie. Było to zrozumiałe, jego łóżko
raczej nie miało przeznaczenia dla dwóch osób, choć nie przeszkadzało mi to.
Wsunąłem dłonie pod jego ramiona, pozwalając sobie na ciche westchnienie, pełne
przyjemności. Uśmiechnąłem się lekko czując, jak duża, ciepła dłoń przesuwa się
po moich plecach w ten kojący, uspokajający sposób. Opuściłem leniwie powieki
ze zmęczeniem, wczepiając się w niego mocno. Jong Hyun nakrył nas kołdrą, ale
przyglądał mi się, jedną z dłoni przytulając do mojego policzka. Pogłaskał go,
a później ucałował po raz kolejny. To było takie przyjemne… Uśmiechnąłem się
błogo, wsuwając nos w zagłębienie jego szyi. Musnąłem ją ustami, przez co
poczułem, jak chłopak się spina, jednak szybko się rozluźnił. Westchnął cicho,
co brzmiało zupełnie jak cichy śmiech.
- Śpij już – polecił
szeptem, a ja skinąłem niemrawo głową, nie mając zamiaru protestować. Zupełnie
nie obchodziło mnie to, że jutro był poniedziałek i będę musiał wpierw
przemknąć do swojego akademika, by przygotować się do lekcji. Dużo bardziej
podobało mi się to, że mogłem tak beztrosko leżeć przy Jong Hyunie i czerpać
wszelkie korzyści z jego bliskości. Prawdę mówiąc nie nacieszyłem się nią
zbytnio, bo usnąłem po kilku długich minutach, jednak to nie miało większego
znaczenia. Tym bardziej, że jeszcze długo czułem, jak mnie obejmuje.
~***~
1Ujeżdżenie (dresaż) – dyscyplina jeździecka, w której koń
z jeźdźcem muszą wykonać szereg figur i zaprezentować różne chody na placu
zwanym czworobokiem.
2Bryczesy –
specjalne spodnie do jazdy konnej; od wewnętrznej strony mają zamszowe wstawki,
które zapewniają dobrą przyczepność do siodła.
3Rajtrok –
marynarka do jazdy konnej, używana głównie na występach i zawodach.
4Koreczki – PODGLĄD
5Popręg – pas
biegnący pod brzuchem konia służący do utrzymywania siodła na grzbiecie
zwierzęcia.
6Cugle, wodze –
przymocowane do wędzidła skórzane, gumowe lub parciane paski, które jeździec
trzyma w rękach podczas jazdy.
7Maść izabelowata (zw. palomino) – maść kasztanowata rozjaśniona pojedynczą kopią genu Cream.
Sierść od złotokremowej po czekoladową, grzywa i ogon w kolorze kłody bądź
jaśniejsze. Źrebięta tej maści rodzą się z niebieskimi oczami, które z wiekiem
ciemnieją do bursztynowych.
8Kłus wyciągnięty – przy każdym kroku koń maksymalnie wyciąga kończyny,
chód ten wykonuje się jedynie podczas pracy na ujeżdżalni
9Pasaż – zaawansowany element ujeżdżenia, przy którym koń
porusza się niezbyt szybkim kłusem, wysoko unosząc kończyny i zawieszając je na
moment w powietrzu.
10Lotna zmiana nogi – manewr polegający na tym, iż koń podczas galopu,
znajdując się w fazie lotu zmienia nogę prowadzącą, na którą galopuje (czyli
przednią nogę, którą stawia jako ostatnią przed fazą lotu).
11Ciąg – chód
boczny, w którym koń porusza się jednocześnie do przodu i w bok, przy czym jest
wygięty w kierunku do linii, po której się porusza. Ciąg może być wykonywany w
stępie, kłusie i galopie. Rozróżnia się ciąg w lewo i ciąg w prawo.
12Piaff – chód konia stosowany w wyższych konkursach
ujeżdżeniowych klasy GP (Grand Prix), a także w hiszpańskiej szkole jazdy. Koń
wykonujący piaff kłusuje w miejscu w dużym zebraniu, wysoko unosząc przednie
kończyny. W piaffie, inaczej niż w pozostałych odmianach kłusa, nie ma momentu
„zawieszenia”. Pierwsza para nóg (po skosie) dotyka ziemi, zanim druga para
zacznie się unosić.
~***~
Dzień dobry, dzień dobry! A raczej dobry wieczór XD Adagio aw aw aw aw nareeeszcie ^^ I znów rozdział pojawia się wtedy gdy to ff wyjątkowo uporczywie zaczyna nachodzić moją głowę XD
OdpowiedzUsuńOjciec Kibuma, okej już rozumiem jego stres, aż się sama zestresowałam XDDD Ale no po prostu wiedziałam że on się pojawi tutaj, to było nieuniknione -,- biedny Kibum. Znudzony Zeus, w sumie to szczęściarz że nie musi tego wszystkiego odczuwać XD. Ludzie ja tu umieram ze stresu chyba i za Kibuma i za Zeusa widocznie, bo aż mnie w żołądku przez moment ściskać zaczęło XDDDD Tak, trochę się wciągnęłam... tak trochę... trochę bardzo... za bardzo? XD
"Jong Hyun poprawił popręg Adagio, po czym chwycił za cugle. Z gracją wskoczył na grzbiet, miękko wsuwając się w siodło." I tyle mi wystarczy żeby płakać na ten cudowny widok, który utworzył się w mojej głowie.
To było głupie, że w takiej chwili na moment irracjonalny lęk zastąpiło ukłucie zachwytu." Jak dla mnie to normalne, i w pełni naturalne, ja nie wiem o co mu chodzi XD
(mówiłam już jak bardzo mnie zabija Loser w tej playliście?)
Jinki - student medycyny z krwi i kości, od razu widać, wystraszony bardziej niż sam poszkodowany XD Aż strach pomyśleć co by się stało gdyby nim nie był...
O matko nie spodziewałam się że on się tak szybko do tego pokoju Jonga przetransportuje, to było niespodziewane XDDD (i ten pozornie najbardziej randomowy wypad po kolczyk do miasta) No i oczywiście dużo tulasków, całusów i w ogóle całej tej słodyczy która chyba jako jedyna szkodzi mi bardziej niż Jonghyun w siodle.
Hmm powiem szczerze, że nie było tutaj jakiś błędów, które by kuły w oczy, albo nie wiem jakoś szczególnie przeszkadzały, możesz być spokojna XD
Ah, czuje że moja Adaiowa dusza została na ten moment zaspokojona. Ale to nie potrwa długo, jak zwykle z resztą XD
A Adagio znów zaczęło krążyć po mojej głowie jak tylko zobaczyłam pewną książkę na wystawie w szkole, która momentalnie mi się z tym skojarzyła. Muszę ją jakoś w najbliższym czasie ogarnąć bo mnie bardzo zaciekawiła. Jeśli cię to interesuje to jest to "Bezcenny" (Lauren st John). Nawet jeszcze nie zdążyłam jakoś obczaić recenzji, ale chyba zaraz się za to zabiorę XD
No to ode mnie chyba dzisiaj tyle. Mam nadzieję, że będziesz miała jak najwięcej wolnego czasu, bo różnie z tym bywa i dużo chęci do pisania ofc XD
Mika~