Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 1/?
„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”
„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”
Westchnąłem cicho, zerkając przez zaparowaną szybę
samochodu. Zagryzłem niepewnie dolną wargę, nim spojrzałem na ojca, który
uśmiechał się do mnie szeroko we wstecznym lusterku. Chciałem mu odpowiedzieć
tym samym, ale wyszedł mi tylko jakiś beznadziejny grymas.
- Wyglądasz, jakbyś połknął cytrynę – powiedział z
rozbawieniem uznając zapewne, że to wyśmienity żart. Wywróciłem oczyma nie
siląc się już więcej na żadne uśmiechy. – Rozchmurz się, przecież tego właśnie
chciałeś, prawda?
- Tak – burknąłem niemrawo, wlepiając znów ciemne
oczy w widok za oknem.
Mężczyzna jedynie westchnął, zatrzymując samochód.
Wysiadłem, ociągając się przy tym tak bardzo, jak tylko mogłem. Kiedy stanąłem
na twardym asfalcie moje zastałe mięśnie momentalnie się spięły. Skrzywiłem się,
usiłując dojść do siebie po tak długiej podróży. Musiałem chwilę się
gimnastykować, co zapewne do postronnego obserwatora wyglądało komicznie.
Odetchnąłem głęboko, rozglądając się dookoła. Na parkingu stało kilka
samochodów i przyczep, które służyły do transportu koni. Zapewne nie tylko ja
dzisiaj przyjechałem. Jeśli nie byłem jedyny czy ktoś jeszcze dopiero zaczynał
tutaj naukę? W duchu liczyłem na to, że nie będę jedynym „nowicjuszem” lub chociaż, że mój współlokator z pokoju w akademiku
będzie całkiem w porządku.
Rozejrzałem się pospiesznie, przełykając przy tym
ślinę. Wszystko wyglądało nienagannie. Kamienie okalające krzaki, które rosły
wzdłuż chodnika wyglądały, jakby ktoś je wypolerował, a trawę najpewniej
ogrodnik przycinał nożyczkami do paznokci, by żadne źdźbło nie zaburzyło
zaplanowanej koncepcji.
Ostatnio, kiedy zawitałem do tej szkoły by złożyć
swoje dokumenty czułem jedynie ekscytację. Od tak dawna próbowałem się tu
dostać, że myślałem wtedy jedynie o euforii, jaką czułem, gdy mnie przyjęli. Nie
mogłem w to uwierzyć. Miesiące intensywnych treningów na ujeżdżalni, obolały
tyłek od siodła i łydki otarte paskami strzemion były tego warte. Teraz czułem
jedynie niepewność, a w mojej głowie kłębiły się wątpliwości. Co, jeśli nie
podołam? Dobrze wiedziałem, że poziom tutaj był bardzo wysoki. Moja trenerka
zapewniła mnie, że sobie poradzę. Nie byłem jednak teraz taki pewien tego czy
podjąłem dobrą decyzję.
Podszedłem do drzwiczek przyczepy i otwarłem je,
uśmiechając się mimowolnie słysząc przyjazne rżenie. Złapałem za uwiąż1
kasztanowego ogiera i ostrożnie go wyprowadziłem, spoglądając pod nogi, aby się
nie potknąć. Pociągnąłem go w stronę stajni. Szarpnął łbem, po czym parsknął
cicho, jednak posłusznie ruszył za mną. Kopyta stukały donośnie o bruk niemal
tak głośno, jak w tej chwili moje serce tłukło się w klatce piersiowej.
- Zaniosę twoje walizki i jadę, mam spotkanie w
firmie – usłyszałem za sobą, przez co mocniej zacisnąłem palce na linie.
Pokiwałem głową czując, że jeśli się odezwę to zwymiotuję. Miałem mu za złe to,
że zostawi mnie na pastwę losu i nawet się ze mną nie pożegna, ale z drugiej
strony byłem już do tego przyzwyczajony. Ciągła nieobecność rodziców sprawiła,
że musiałem się szybko usamodzielnić. Sam znalazłem sobie tą szkołę, a oni
nawet nie protestowali, kiedy postanowiłem się przepisać. Po prostu „wystawili czek”.
Przyspieszyłem tylko nieco kroku, by chociaż mój
koń nie musiał się stresować. Strzygł nerwowo uszami, od czasu do czasu
szarpiąc łbem. Dobrze wiedziałem, że był tak przytłoczony nowym miejscem, jak
ja. Gorączkowo przeczesywałem wzrokiem teren, chcąc znaleźć odpowiednią drogę.
Zerknąłem na złotą tabliczkę ze strzałką i napisem „Stajnie”, więc skierowałem się od razu w tamtą stronę. Na kilka
krótkich chwil poczułem ulgę. Szybko jednak znów mnie złapał skurcz gdzieś w
dołku, kiedy dotarło do mnie, jak bardzo prestiżową szkołę wybrałem. Byłem bardziej
niż pewien, że narobię sobie kłopotów, miałem do tego spory talent. Robiłem to
nieświadomie. Mówiłem, co mi leżało na wątrobie wpędzając się w niewygodne
sytuacje. Dlatego też się denerwowałem. Było zbyt idealnie.
Zerknąłem w stronę odkrytej ujeżdżalni chcąc
sprawdzić, czy ktoś wykorzystuje resztki wolnego czasu na jazdę konną. Przystanąłem
na chwilę, dostrzegając chłopaka, który wsiadał na wysoką w kłębie2,
karą klacz. Zmarszczyłem brwi dostrzegając, że nie ma na głowie kasku. Sam,
chociaż ufałem Zeusowi, nie odważyłbym się na to.
Przypatrywałem się jego postawie, kiedy chwytał w
jedną dłoń cugle3. Zmrużyłem oczy. Powiodłem wzrokiem po jego
sylwetce ze zdumieniem dostrzegając nieznacznie zarysowane na T-shircie mięśnie
ramion i pleców. Stał do mnie odwrócony tyłem, więc mogłem im się dobrze
przyjrzeć. Poczułem lekkie ukłucie zazdrości. Musiał dodatkowo chodzić na
siłownię. Przecież jazda konna nie zapewniłaby mu takich bicepsów. Chyba, że
nosiłby te konie na rękach. Co prawda nie wyglądał jak kulturysta, właściwie
był to ledwie zarys mięśni, ale byłem pewien, że za dwa lata będzie na co
popatrzeć, kiedy tylko zdejmie koszulkę lub chociaż ubierze jakiś bezrękawnik.
Ściągnął wprawnie wodze, przez co klacz zrobiła
ciasny zwrot. Westchnąłem cicho, przyglądając się jej lśniącej sierści z
zazdrością. Połyskiwała srebrnymi refleksami i zapewne była jedwabiście gładka.
Mogłem się założyć, że gdybym dotknął jej grzywy okazałaby się przyjemniejsza w
dotyku, niż ta, którą hodowałem Zeusowi. Spojrzałem na ogiera, kiedy trącił
mnie pyskiem. Pogłaskałem jego miękkie chrapy4, wracając wzrokiem do
chłopaka, który prowadził swojego konia prosto na przeszkodę. Rozgrzewkę musiał
już mieć za sobą.
- Też masz wrażenie, że tutaj nie pasujemy? – Spytałem,
ale odpowiedzi nie uzyskałem. Nawet na nią nie liczyłem. Skrzywiłem się do
swoich myśli, po czym pociągnąłem za uwiąz, ruszając w stronę stajni. Co rusz
rozglądałem się, ze zdziwieniem dostrzegając jak całe otoczenie było
dopracowane. Budynki zrobione były z jasnego drewna, pomalowanego jakimś
impregnatem, by nie niszczały. Przypuszczałem, że przez wakacje je odświeżyli,
bo nie dostrzegłem ani jednego pęknięcia na brązowej farbie czy też zabrudzenia
na białej. Belki ogrodzenia były równo ustawione. Zastanawiałem się czy kiedy
przybijali gwoździe odmierzali ich odległość w milimetrach. Chodnik prowadzący
do stajni wyłożony był niewielkimi kostkami, układającymi się w półkola. Nawet
szczeliny między nimi wydawały mi się być perfekcyjne. A może to ja
przesadzałem?
Zacisnąłem mocniej palce na kantarze5
ogiera, zerkając na niego kątem oka. Uspokoił się najwyraźniej, bo przestał
strzyc uszami z nerwów i spokojnie spuścił łeb posłusznie idąc za mną. Zmarszczyłem
nos czując znajomy zapach siana i końskiej sierści. Po raz pierwszy od tych
kilkunastu minut poczułem, że jestem na właściwym miejscu. Kiedy zaczynałem
naukę w poprzednim liceum było tak samo. Teraz po prostu będą więcej ode mnie
wymagać, co nie stanowiło dla mnie przecież problemu. I tak byłem
perfekcjonistą, dlaczego więc czułem ten niepokój w sercu?
- Ej ty! – Odwróciłem się, słysząc czyjś krzyk.
Wskazałem palcem na siebie robiąc pytającą minę. Chłopak, na oko w moim wieku
pokiwał głową. Podbiegł do mnie, uśmiechając się szeroko, przez co jego ciemne
oczy zamieniły się w dwa półksiężyce. Zrobiłem nieco zaskoczoną minę, po czym
rozejrzałem się dyskretnie chcąc się upewnić, że na pewno chodzi mu o mnie.
Wywrócił oczyma ewidentnie rozbawiony moją reakcją. Prychnąłem pod nosem, jak
rozjuszony kot. – Oho, przybyła księżniczka! Jesteś nowy?
Zmierzyłem go wzrokiem, przyjmując zamkniętą
postawę. Wydawał się być sympatyczny, chociaż nie spodobało mi się określenie,
jakim mnie uraczył. Zadarłem dumnie podbródek ignorując zniecierpliwionego
ogiera, który trącił mnie ponownie pyskiem w policzek. Poklepałem jego smukłą
szyję i odtrąciłem, żeby nie pogryzł znów kołnierza mojej koszuli. Skinąłem
głową, pewniej łapiąc za sznur.
- Dopiero zaczynam, właśnie przyjechałem i nie
bardzo się orientuję, jak dojść do stajni – mruknąłem, niechętnie przyznając
się do porażki.
- Pomogę ci, chodź. Tutaj łatwo się zgubić,
akademia jest naprawdę duża.
Wyminął mnie, ale poczekał aż zdecyduję się pójść
za nim. Przyjrzałem mu się dyskretnie. Był mojego wzrostu, może dzieliło nas
raptem kilka centymetrów. Miał ciemne włosy, które idealnie podkreślały jego
migdałkowate oczy i jasną cerę. Był nieco masywniejszy niż ja, jednak to akurat
nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Zawsze byłem dosyć mizerny.
- Jestem Woo Hyun. Nie rób takiej przestraszonej
miny, nie zjem cię! – Wyszczerzył się promiennie, przez co sam po raz pierwszy
od kilku dni uśmiechnąłem się szeroko.
- Ki Bum – przedstawiłem się, ale nie byłem pewien,
czy to usłyszał. Zerkał co rusz na moje blond włosy w taki sposób, jakby się
nad czymś zastanawiał.
- Będą kazali ci je przefarbować. Regulamin nie
pozwala na takie ekscesy – westchnął żałośnie. Wyglądał, jakby sam już kiedyś
przeżył rozmowę na ten temat w gabinecie dyrektora. Nie chciałem ryzykować i
już na starcie zostać uznany za przegranego. Z drugiej jednak strony od tak
dawna je rozjaśniałem, że stało się to dla mnie codziennością. Nie potrafiłem
sobie teraz wyobrazić nagłej zmiany koloru. To było dla mnie niepojęte.
- Dlaczego im to przeszkadza? – Spytałem, marszcząc
czoło. Wzruszył obojętnie ramionami, wciskając dłonie do kieszeni spodni.
- To prestiżowa szkoła i dbają o wizerunek.
Przynajmniej tak mi to wytłumaczył pedagog, kiedy się tutaj przyjąłem.
Większość tutejszych uczniaków chodzi tu tylko dlatego, że ma bogatych i
wpływowych rodziców – splunął z niezadowoleniem. – Rzadko kto chciał się tu
uczyć. Na ogół robią to z przymusu i nie narzekają. Są zepsuci do szpiku kości,
przekonani o swojej wysokiej wartości. Uważają się za lepszych, bo mają
pieniądze rodziców i tym nadrabiają brak umiejętności.
- A ty? – Spytałem, chociaż przewidywałem
odpowiedź. Nie wyglądał na takiego, który uczęszcza do tej szkoły tylko po to,
by nie przynieść wstydu rodzinie.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się pogodnie.
Wyciągnął dłoń, żeby poklepać Zeusa po łopatce, na co ten parsknął
niezadowolony omal na mnie nie wpadając, kiedy się cofał. Cudem uniknąłem
podeptania końskimi kopytami. W moich znoszonych, szmacianych trampkach mogłoby
to nie być zbyt przyjemne.
- Zawsze chciałem jeździć konno.
Usłyszałem szczekanie, którym się nie przejąłem za
bardzo. W takich miejscach zazwyczaj trzymali psy, żeby pilnowały koni.
Podskoczyłem jednak wystraszony, kiedy coś przemknęło między moimi nogami. Zeus
szarpnął łbem gwałtownie, prychając cicho. Przestąpił nerwowo z łapy na łapę,
uderzając kopytem o bruk. Woo Hyun rozejrzał się ze zmarszczonym czołem i
powiedział coś, czego nie usłyszałem. Najpewniej przeklął. W pierwszej chwili
myślałem, że to szczur. Dopiero, kiedy włochaty kształt się oddalił dotarło do
mnie, że to mały York, uciekający przed czymś. Nie zdążyłem zrobić nic więcej.
Poczułem, jak coś wpada pomiędzy mnie, a mojego konia, warcząc gardłowo.
Potężny doberman puścił się w pogoń za tym niewielkim pieskiem, taranując
wszystko, co miał na swojej drodze nie przejmując się tym, że przebiegł między
nogami wystraszonego konia.
Odruchowo zacisnąłem dłonie na grubym sznurze,
spoglądając na Zeusa. Bał się psów wszelakiego rodzaju, nie miał zbyt
przyjemnych doświadczeń z nimi. Uskoczył w bok, wpadając na Woo Hyuna, który
cudem uniknął zderzenia z końskim zadem. Zwierzę stanęło dęba rżąc z
przerażeniem wymalowanym w wielkich oczach. Szarpnął mocno łbem, przez co lina
boleśnie otarła moje palce. Rzucił się galopem przed siebie, kładąc po sobie
uszy. Runąłem na chodnik, obijając sobie kolana. Wypuściłem z rąk uwiąz,
spoglądając za ogierem.
- Zeus! – Zagrzmiałem i poderwałem się do biegu
ignorując przeszywający ból. Woo Hyun zawołał za mną, ale nie miałem czasu się
oglądać. Pędził na grupkę pierwszoroczniaków, jednak w ostatniej chwili
uskoczył, ślizgając się na kamiennej posadzce. Z przerażeniem zaobserwowałem,
jak koniec uwiązu majaczy między jego smukłymi łapami. Modliłem się w duchu, by
się w niego nie zaplątał. Bałem się, że zrobi sobie krzywdę.
- Koń mi się wyrwał! – Krzyknąłem spanikowany,
kiecy ważące ponad pół tony zwierzę zaczęło gnać w stronę odkrytej ujeżdżalni. Łudziłem
się, że ogrodzenie go zatrzyma. Przeliczyłem się. Zeus z galopu przeszedł do
cwału6, wybił się z gracją i poszybował nad płotem, lądując miękko
po drugiej stronie. Zakląłem pod nosem, tracąc oddech. Gorączkowo usiłowałem go
dogonić ignorując zdziwione spojrzenia uczniów, których mijałem. Przeskoczyłem między
belkami, ale było już za późno. Ogier niemal wpadł na karą klacz, która uskoczyła
w bok, potykając się o długie łapy. Ustała jednak, ale szybko stanęła dęba,
kładąc po sobie uszy. Wyglądała, jakby miała runąć na grzbiet, przygniatając
jeźdźca. Zachwiała się niebezpiecznie, a siedzący w siodle chłopak spadł z
okrzykiem zaskoczenia na piach. Nic nie mogłem zrobić, nie zdążyłem go nawet
ostrzec. Patrzyłem, jak zsuwał się z siodła i ląduje na ziemi. Zamortyzował
upadek rękoma, co najwyraźniej było bardziej odruchem niż zamierzonym
działaniem. Popędziłem przed siebie obiecując sobie, że jak już złapię mojego
konia to nie dostanie miętówek przez rok.
- Przepraszam! – Wysapałem niemal od razu. Nie
byłem jednak pewien czy mnie usłyszał. Dopadłem ogiera, którego złapała jakaś
dziewczyna, jako że zwolnił po zbyt gwałtownym spotkaniu z klaczą. Zacisnąłem
obolałe palce na sznurze. Łypnąłem z niezadowoleniem na konia. Parskał nerwowo,
ale uspokajał oddech, a jego oczy przybrały już normalny wyraz. Spojrzałem z
niepewnością na chłopaka, do którego momentalnie dopadła nieznana mi
dziewczyna, omal mnie nie przewracając.
- Oppa! – Jęknęła żałośnie i posłała mi mordercze
spojrzenie. Zauważyłem, że ma mocny makijaż, który wbrew pozorom wcale jej nie
dodawał urody. Długi warkocz spłynął ze szczupłego ramienia osłoniętego jedynie
cienkim materiałem T-shirtu, kiedy się pochylała. Chłopak odtrącił jej dłonie,
jakby przyjęcie czyjejś pomocy uwłaczało jego dumie. Podniósł się z piachu i
otrzepał bryczesy7 nim podniósł na mnie wzrok. Tak jak się
spodziewałem, nie był szczególnie zachwycony. Zagryzłem dolną wargę, podczas
gdy on świdrował mnie swoimi szczenięcymi oczyma. Bo takie skojarzenie mi na
myśl przywodziły.
- Nie powinieneś poczekać na kogoś? – Spytałem
niepewnie, kiedy złapał się za łokieć. Nie miał toczka8 ani kasku,
więc obawiałem się, że przeze mnie mógł sobie zrobić krzywdę. Nerwowo wodziłem
spojrzeniem po jego sylwetce czując, jak drętwieją mi palce od kurczowego
zaciskania na sznurze. Teraz mogłem mu się dobrze przyjrzeć, jako że stałem
niespełna trzy metry od niego. Przełknąłem ślinę nie mogąc oderwać wzroku od
połyskujących tęczówek. Ciemne rzęsy w popołudniowym słońcu tworzyły na jego
wydatnych kościach policzkowych długie cienie, nadając w ten sposób i tak
ostrym rysom twarzy surowości.
- Nie wiesz jak się zachować, kiedy poniesie konia?
– Wtrąciła dziewczyna chłodnym głosem, próbując brzmieć groźnie. Była ode mnie
sporo niższa, w dodatku wyglądała tak, jakby wystarczyło groźniej się na nią
spojrzeć, by się złamała w pół. Skrzyżowała przedramiona na pod piersiami,
uwydatniając je w ten sposób. Obrzuciłem ją pełnym politowania spojrzeniem. Na
facetów naprawdę takie sztuczki działały? – Jeśli chcesz się tu uczyć powinieneś
znać chociaż podstawy!
- Daj spokój, Se Kyung – odrzekł chłopak ze
spokojem, spoglądając jednak na mnie. Jego barwa mocno kontrastowała z postawą
uczennicy, która nadal mroziła mnie spojrzeniem. Odpowiedziałem jej tym samym,
by nie pomyślała, że się jej boję. Zlustrowałem badawczym wzrokiem chłopaka,
który zaczął doprowadzać swoje ubrania do porządku. Był mniej więcej mojego
wzrostu, o pełnych ustach i wyraźnie zarysowanym podbródku, przez co kojarzył
mi się z dinozaurem – czego nie zamierzałem mówić na głos, jeszcze bym sobie
bardziej nagrabił! Do tego zauważyłem, że jego brązowe włosy idealnie
podkreślają ciemne oczy i śniadą cerę.
- Nie jest płochliwy. Zwykle zachowuje się
spokojnie i nie mam z nim problemów – odpowiedziałem burkliwie, co rusz uważnie
świdrując dziewczynę nieprzyjemnym spojrzeniem. Wykrzywił usta w dziwnym,
szerokim uśmiechu, odsłaniając dolne dziąsła. Teraz naprawdę wyglądał jak
dinozaur!
- To się zdarza nawet najlepszym – rzekł ojcowskim
tonem, jakby właśnie udzielał mi istotnej porady, na co zmrużyłem kocie oczy.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę, mając ochotę mu w tym momencie przyłożyć
pięścią i zetrzeć ten paskudny uśmieszek mimo, że w przeciwieństwie do Se Kyung
nie wydawał się być wrogo nastawiony. O dziwo nie wyłapałem w jego głosie
żadnej nuty wyższości czy ignorancji, co tylko bardziej mnie rozjuszyło.
Spodziewałem się po tym, co powiedział mi Woo Hyun, że każdy tutejszy uczeń
będzie nadętym bufonem zapatrzonym w siebie. On jednak patrzył na mnie z
mieszanką współczucia. Zupełnie, jakby przewidywał, co za piekło mnie tutaj
czeka. Zapewne dlatego tak mnie denerwował. – Nowy?
- Tak – westchnąłem ciężko. Najwyraźniej wyglądałem
jak wystraszona fretka, która trafiła między rozwścieczone psy. Usłyszałem
pogardliwe prychnięcie wydobywające się z ust, na których było zdecydowanie za
dużo lepkiego błyszczyku. Uniosłem jedną z brwi ze spokojem, wpatrując się
intensywnie w jej ciemne oczy.
- Na twoim miejscu nie rozpakowywałabym się –
warknęła ze złośliwym uśmieszkiem. Wciągnąłem na usta delikatny, ciepły
uśmiech, który kontrastował z chłodem moich oczu. Kącik jej warg drgnął w
niepewności.
- Na szczęście nie jesteś na moim miejscu –
syknąłem uszczypliwie, wzruszając obojętnie ramionami.
Chłopak, którego imienia jeszcze nie znałem
uśmiechnął się tylko pod nosem. Zerknąłem na niego kontrolnie chcąc się
upewnić, że nie wywinie mi żadnego numeru i nie jest to tylko chwilowy przypływ
dobroci. Z drugiej jednak strony po tych rozpuszczonych bachorach spodziewać
się mogłem wszystkiego.
Podszedł do mojego ogiera, przyglądając mu się z
wyraźnym zaciekawieniem, wywołując tym u mnie zaskoczenie. Chciał się odegrać
na moim koniu? To by w takim razie wiele wyjaśniało. Zeus spojrzał na obcego
ostrożnie, parskając nerwowo. Chwyciłem mocniej za uwiąż obolałymi dłońmi nie
chcąc, aby znów mi się wyrwał, podczas gdy chłopak studiował coś zawzięcie.
- Nie masz nic ciekawszego do roboty? – Wtrącił Woo
Hyun, spoglądając z niesmakiem na dziewczynę. Prychnęła po raz kolejny, co
spotkało się z westchnieniem frustracji ze strony mojego potencjalnego kolegi.
– Idź szpachlować twarz, bo ci tynk odpada.
- Oppa! – Obruszyła się, szarpiąc szatyna za
nadgarstek. Zbył ją wzruszeniem ramionami, wzdychając pod nosem do swoich
myśli. Podszedł do klaczy, dotykając jej nóg. Dziewczyna tupnęła zezłoszczona
nogą, nie uzyskawszy pomocy. Obróciła się na pięcie i z zadartym podbródkiem
wymaszerowała z ujeżdżalni. Odprowadziłem ją wzrokiem nim przeniosłem ciemne
oczy na chłopaka, który dotykał umięśnionych nóg zwierzęcia. Czekałem w
napięciu na jego werdykt. Martwiłem się, że przeze mnie klaczy coś mogło się
stać. Bardziej troszczyłem się o zwierzęta niż ludzi, jednak to dlatego, że ci
drudzy wielokrotnie mnie skrzywdzili.
- Wszystko w porządku? – Spytałem, kiedy Zeus
trącił mnie pyskiem w ramię. Wyjąłem z kieszeni dwie miętówki, które chętnie
schrupał. Nie miałem zbyt silnej woli, jeśli chodziło o niego, zdawałem sobie z
tego sprawę. Niemniej byłem w tym momencie tak zdenerwowany i zażenowany, że
nie chciało mi się myśleć o tresurze.
Woo Hyun zrobił przerażoną minę, jakby właśnie
ważyły się losy mojego życia i śmierci. Nie bardzo to rozumiałem, jednak
uznałem, że zapytam później. Co prawda martwiłem się, że klaczy coś mogło się
stać, ale z drugiej strony nie trzeba było zachowywać się, jakbym właśnie
szturchnął porcelanową figurkę.
- Jest wystraszona, ale poza tym wszystko dobrze.
Jej nogi nie są rozgrzane – odpowiedział, chwytając siodło. Słyszałem o tym
wielokrotnie. Gdyby klacz miała rozgrzane nogi mogłoby to oznaczać, że doznała
jakiegoś urazu. Chłopak wskoczył płynnie na grzbiet, prostując się w nim z
gracją. Jak na potencjalnego mięśniaka ruszał się sprawnie. – Następnym razem
uważaj bardziej. I lepiej idź do higienistki z tymi otarciami – dodał, zerkając
znacząco na moje czerwone dłonie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak
bardzo piekła mnie skóra. Skrzywiłem się od razu, ale pokiwałem głową ciągnąc
za uwiąz.
- To ja powinienem ci udzielać porad. Nie
zamierzasz z tym ramieniem pójść do pielęgniarki? To może być coś poważnego.
Uśmiechnął się do mnie nikle, wbijając we mnie
przeszywające spojrzenie. Zwykle to ja byłem tym, który panował nad sytuacją i
mroził wzrokiem. Niespecjalnie podobała mi się ta nagła zmiana.
- Martwisz się o mnie? – Spytał z lekką drwiną,
przez co zacisnąłem usta w wąską kreskę. Miał tupet tak sobie ze mnie drwiąc.
- Śnisz. Zachowuję resztki przyzwoitości –
prychnąłem, jak rozjuszona kotka, zadzierając dumnie podbródek.
- Szkoda.
Szturchnął klacz piętami i pokłusował w stronę
jednej z przeszkód. Uznałem naszą rozmowę za zakończoną.
- Masz szczęście – Oświadczył Woo Hyun, kiedy
wprowadzałem Zeusa do stajni. Na drzwiczkach jego boksu widniała złota
tabliczka z wygrawerowanym imieniem. Taka sama, jak na pozostałych. – Ten koń
jest więcej wart niż wszystkie inne tutaj razem wzięte. Gdyby coś jej się stało
miałbyś niezły problem.
- Nie pocieszasz mnie – mruknąłem, łypiąc na niego
spode łba. Odpiąłem uwiąz i poklepałem jeszcze ogiera po łopatce, nim wyszedłem
zatrzaskując za sobą zasuwę. – Kto to był? Ten chłopak, który spadł przez
Zeusa?
- Kim Jong Hyun. Jest na ostatnim roku, pożądają go
wszystkie dziewczyny, a jego starzy wkładają w szkołę kupę kasy. Ostatnio
ufundowali remont krytej ujeżdżalni. Gruntowny.
Skrzywiłem się. Moje nadzieje legły w gruzach. Już
pierwszego dnia miałem starcie z chłopakiem, który najwyraźniej był jednym z
ważniejszych, szkolnych pupilków. Wydawał się być miły, ale postanowiłem mieć
się na baczności i nie wychylać za bardzo. Już i tak wystarczyło, że wszyscy
patrzyli na moje blond włosy.
- Liczyłem, że to jakaś szara myszka, która nie
zwróci już na mnie uwagi – bąknąłem do samego siebie. Poczułem dłoń Woo Hyuna,
klepiącą mnie krzepiąco po plecach.
- Nie jest taki zły. Ma co prawda wysokie mniemanie
o sobie i jest egoistą, ale to raczej typ introwertyka – zapewnił mnie, przez
co spojrzałem na niego z zaskoczeniem. – Niby wszyscy o nim wszystko wiedzą, a
z drugiej strony nikt go nie zna. Raz jest miły, tak jak dzisiaj, innym razem
po prostu cię zignoruje. Jest dosyć neutralny.
Pokiwałem głową, marszcząc brwi. Spodziewałem się
raczej szkolnego tyrana, który przewodził jakiejś większej grupie, a tymczasem
trafiłem na jakiegoś samotnego samca alfa. Uśmiechnąłem się pod nosem do swoich
myśli. Zawsze to jakiś plus.
- A ta dziewczyna?
- Shin Se Kyung. Przewodnicząca kółka wzajemnej
adoracji Jong Hyuna, a zarazem jego największa fanka. Szkoda tylko, że on ma ją
gdzieś – zachichotał wrednie. Sam nie mogłem się nie uśmiechnąć. – Zapisała się
na jazdę konną tylko po to, żeby być bliżej Jong Hyuna i spróbować mu się
przypodobać, ale kiepsko sobie radzi w siodle i chyba nigdy nie wyjdzie z grupy
pół zaawansowanej.
- A ty w jakiej jesteś? – Spytałem, kierując się
razem z Woo Hyunem w stronę akademiku. Spochmurniał nieco i kopnął w jakiś
zabłąkany kamyk, który potoczył się po nieskazitelnie zamiecionym chodniku.
Zaskakującym dla mnie był perfekcjonizm, jaki widać było dosłownie wszędzie.
Nawet zamki w drzwiach boksów lśniły, jak psie ślepia.
- W tej co ona – burknął, jednak szybko wzruszył
obojętnie ramionami. – Ale jej, ekhm… „specjalizacją”
– tutaj nakreślił w powietrzu cudzysłów – jest dresaż9. Ja skaczę
przez przeszkody. W grudniu chcę startować do zaawansowanej. Ostatni egzamin
oblałem przez tą małpę. Poluzowała mi popręg10, dasz wiarę?!
Zmarszczyłem brwi, przekraczając próg. Machnął na
to obojętnie ręką, jakby nie było o czym mówić. Zanotowałem w pamięci, by za
każdym razem sprawdzać osprzęt. Nie chciałem się zdziwić nad którąś przeszkodą
i spaść z siodła.
Zdążyłem już wypytać go o kilka najistotniejszych
szczegółów, które bynajmniej mnie nie podnosiły na duchu. Zanim go spotkałem
łudziłem się, że szkoła tylko wygląda na taką, w której wymagają wyciskania z
siebie siódmych potów. Gdzieś we mnie tliła się jeszcze iskierka nadziei, że
Woo Hyun usiłuje mnie nastraszyć, ale wyglądał na poważnego, kiedy wspominał o
wymagających nauczycielach przedmiotów ścisłych. Te nigdy mi nie szły za
dobrze. Z tego, co wyczytałem na stronie szkoły każda grupa jeździecka oprócz
zdania egzaminu wymagała też odpowiedniej średniej ocen. W poprzedniej szkole
byłem czwórkowym uczniem, jednak teraz wątpiłem, by słuchanie na lekcjach
wystarczyło. Powinienem w grafiku rozpisać kilka godzin na dodatkową naukę.
Co do samego Woo Hyuna odnosiłem wrażenie, że nie
pasuje tu tak samo, jak ja. Po spotkaniu z Se Kyung, która zachowywała się jak
pani i władczyni lub też typowy, rozpieszczony dzieciak bogatych rodziców nie
miałem już nadziei na to, że znajdę tutaj kogoś, z kim chociażby będzie można
porozmawiać. Na szczęście Woo Hyun miał na temat stanu konta rodziców takie
samo podejście, jak ja i liczyłem na to, że się dogadamy. Dzięki niemu miałem
już jakieś rozeznanie w terenie. Jak się okazało akademik podzielony jest na
trzy części – każdej klasie przypisany był inny budynek. Naturalnie dziewczyny
nie nocowały razem z chłopcami, co według mojego nowego kolegi było głęboko
niesprawiedliwe. Jeśli o mnie chodziło, to nie zależało mi na podglądaniu
koleżanek pod prysznicem. Był jednak przyjaźnie nastawiony, co odczułem, kiedy
musiałem zameldować się u chłopaka, który sprawował administrację w naszym
budynku. Dostałem od niego regulamin, jednak ten nieszczególnie odbiegał od
obowiązującego w poprzedniej szkole.
- To mój pokój – powiedział, wskazując na drzwi. –
Twój jest na końcu korytarza. Jakbyś czegoś potrzebował, to wal śmiało. Idź się
rozpakować, przyjdę do ciebie za godzinę i pójdziemy razem na obiad.
Pokiwałem mu głową z lekkim uśmiechem na ustach.
Poczułem się trochę pewniej, kiedy poklepał mnie po plecach. Nie czekałem, aż
zniknie za drzwiami tylko ruszyłem korytarzem, spoglądając raz jeszcze na swoje
odarte dłonie. Powinienem był jednak pójść poszukać jakiejś higienistki, jednak
z drugiej strony czułem, że gdybym posłuchał słów Jong Hyuna moja duma by na
tym ucierpiała. Nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo mnie irytuje, ale nie
chciałem się nad tym dłużej zastanawiać. Liczyłem tylko na to, że nie okaże się
dupkiem, przez którego będę miał problemy w szkole. Zdążyłem się już domyślić,
że podczas zajęć jeździeckich będę się z nim widywał. Wolałem jednak, tak
przezornie, unikać go na co dzień. Lepiej nie kusić losu.
Spodziewałem się, że mój pokój będzie urządzony w
mniej sportowym guście. Zmarszczyłem brwi widząc nad łóżkiem mojego współlokatora
rozwieszone plakaty piłkarzy reprezentacji oraz podpisaną koszulkę jednego z
nich. Nie wiedziałem, kto to, nie interesowałem się piłką nożną. Mimo wszystko
uśmiechnąłem się pod nosem. Chłopak musiał czuć się naprawdę szczęśliwy, kiedy
zdobywał podpis.
Przeniosłem wzrok na moje łóżko. Spodziewałem się,
że w pomieszczeniu będzie wyraźne „lustrzane odbicie”. Podczas gdy łóżko mojego
współlokatora zasłane było brązową narzutą, na moim widniała zielona, idealnie
komponująca się kolorystycznie z dywanem, w dodatku nie stało po przeciwnej
stronie, a na ścianie obok tuż przy oknie. Sporej wielkości szafa stała tuż
obok biurka, które najwyraźniej miało być moje. Położyłem na nim torbę, po czym
westchnąłem ciężko czując, jak dłonie zaczynają mnie coraz bardziej piec.
Postanowiłem się najpierw rozpakować, a dopiero później pójść do higienistki.
Duma dumą, jednak jeśli nic z tym nie zrobię przez tydzień nie będę mógł złapać
za wodze.
Wyjąłem zeszyty, które wylądowały w szufladzie.
Pióra ułożyłem w kubeczku, który stał na blacie i najwyraźniej tylko na to
czekał. Trochę bolało mnie to, że musiałem zostawić swoje ulubione, kolorowe
przybory w domu, by nie odbiegać normą, jak to określił mój ojciec. Zależało mu
na tym, by jego syn reprezentował go godnie w tej szkole. Nie mogłem mu
przynieść wstydu. Dlatego zeszyty miały nudne okładki, gdzie jedyną ozdobą były
matematyczne wzory, starożytne budynki czy chemiczne zlewki. Miałem też jedno
pióro, które było dla mnie ważne i cenne, a bez którego nie mógłbym wyjechać z
domu. Dostałem je od babci, kiedy wygrałem swoje pierwsze zawody. Nie widziałem
jej od dobrych trzech lat.
Poukładałem ubrania na odpowiednie półki,
segregując je według swoich standardów. Wyżej koszulki, niżej spodnie. Długie
rękawy z tyłu, krótkie z przodu, a ulubione ubrania rozwiesiłem na wieszakach,
by zawsze je mieć pod ręką i ich nie zniszczyć. Szanse na to, że stanie im się
coś w szafie były znikome, jednakże wolałem być ostrożny. Kosztowały mnie zbyt
wiele pieniędzy (których nie miałem tak mało) i trudu w ich zdobywaniu, bym
mógł pozwolić na ich krzywdę. Gdy otworzyłem środkową część szafy uderzył mnie wyraźny
zapach męskich perfum zmieszanych z proszkiem do prania, jakby automat nie
potrafił zupełnie zniwelować tego aromatu. Westchnąłem z zadowoleniem,
zagryzając dolną wargę. Wyobrażałem sobie, że wszystko będzie tutaj
przesiąknięte fetorem naftaliny. W poprzedniej szkole mieliśmy zimą spory
problem z włósienniczkami11. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie
zamierzałem grymasić, dlatego wrzuciłem bieliznę do jednej z szuflad mając
nadzieję, że chłopak, z którym będę mieszkał przez cały semestr nie ma
tendencji do zaglądania do cudzych szafek. Obaj byliśmy mężczyznami, ale nie
czułbym się zbyt komfortowo w takiej sytuacji.
Wyjąłem telefon, siadając na miękkim łóżku.
Odblokowałem ekran i wystukałem krótką wiadomość na KakaoTalku, uśmiechając się
mimowolnie.
Key: To
dopiero pierwszy dzień, a ja już zdążyłem narozrabiać!
Rzuciłem aparat na poduszkę i rozłożyłem się na
narzucie, wzdychając z zadowoleniem. Po kilku godzinach, które musiałem spędzić
w samochodzie czułem się senny. Oczywiście mogłem spać na tylnym siedzeniu, ale
to nie było to samo mimo, że zwinąłem się w kłębek, jak kot. Bolał mnie kark za
każdym razem, kiedy kręciłem głową, przez co jęknąłem niezadowolony. Dopiero
teraz, kiedy mogłem się położyć zacząłem odczuwać, jak bardzo dopada mnie
zmęczenie. Zmarszczyłem brwi słysząc znajomy dźwięk przychodzącej wiadomości.
Złapałem za telefon, w pierwszej kolejności spoglądając na godzinę.
Onew: Co się
stało? Mam nadzieję, że nic poważnego.
Wywróciłem oczyma. Pokrótce opisałem przyjacielowi
całą historię zastanawiając się, czy dobrze robię. Onew zawsze wszystko
wyolbrzymiał i martwił się na zapas zupełnie niepotrzebnie. Cóż, pod tym
względem był taki, jak ja. Pewnie dlatego tak dobrze nam się ze sobą
rozmawiało, chociaż znałem jedynie jego pseudonim. Odczekałem chwilę, aż
przeczyta moją wiadomość i mi odpisze, wpatrując się przy tym bezmyślnie w
ścianę. Telefon zabrzęczał cicho, a ja porwałem go w dłoń bez zastanowienia.
Onew:
Zadzwonię do Ciebie wieczorem to mi wszystko opowiesz na spokojnie.
Uśmiechnąłem się pod nosem, odpisując krótkie „Będę czekał”. Rzuciłem się na łóżko i
odetchnąłem ciężko. Opuściłem powoli ciężkie powieki, jednak dobrze wiedziałem,
że nie mogę zasnąć. Ten dzień jeszcze się dla mnie nie skończył. Musiałem iść
do sekretariatu, jeśli chciałem od poniedziałku zacząć naukę, a przez weekend
był zamknięty. Woo Hyun obiecał, że mnie tam zaprowadzi, ale później musiałem
już radzić sobie sam. Nie zdążyłem jednak zapytać dlaczego. Byłem bardziej
pochłonięty myślami o tym felernym incydencie. Liczyłem skrycie na to, że nie
zostanę z tego powodu już na starcie skreślony z życia szkoły. Jong Hyun co
prawda nie wydawał się być zły, raczej zachowywał się nad wyraz wyrozumiale,
jednakże jego koleżanka (nie wiedziałem, jak powinienem określić ich relację i
szczerze mnie to nie obchodziło) najprawdopodobniej wpisała mnie już na czarną
listę. Zazwyczaj nie miałem problemów z nawiązywaniem relacji. Wśród bogaczy
liczyło się to, by zachowywać pozory, a to szło mi bardzo dobrze. Niemniej
tutaj stan konta moich rodziców był nad wyraz istotny, a ponad to zaliczałem
się do tej średniej kasty. Aż się bałem pomyśleć, co przechodzą ci, którzy
(według tutejszych kryteriów) byli „biedni”.
Usłyszałem melodyjne pukanie do drzwi. Zaśmiałem
się cicho. Podniosłem się z łóżka i skierowałem się do niewielkiego
przedpokoju. Zamknąłem drzwi od łazienki po drodze, po czym chwyciłem za
klamkę. Tak, jak się spodziewałem, na korytarzu stał Woo Hyun. Uśmiechnął się
szeroko na mój widok i poklepał znacząco po brzuchu. Parsknąłem cicho, kręcąc z
niedowierzaniem głową.
- Chodź, zanim mi żołądek przyrośnie do kręgosłupa!
– Zakrzyknął, łapiąc mnie za rękę, po czym pociągnął mnie tak gwałtownie, że
prawie się wywróciłem o próg.
- Czekaj, głupku, muszę drzwi zamknąć!
Westchnąłem z politowaniem, ale i po części z
rozbawieniem. Przekręciłem w zamku klucz, który zaraz wylądował w mojej
kieszeni. Dopiero po tym zdecydowałem się ruszyć za nowym znajomym, niemal od
razu się z nim zrównując, by nie wlec się za nim.
~***~
1Uwiąz – sznur do prowadzenia i
przywiązywania konia, na przykład podczas czyszczenia.
2Kłąb – najwyżej wysunięta część końskiego
grzbietu, nasada szyi. W kłębie mierzy się wysokość konia.
3Cugle, wodze – przymocowane do wędzidła skórzane,
gumowe lub parciane paski, które jeździec trzyma w rękach podczas jazdy.
4Chrapy – część górnej wargi u niektórych
ssaków (np. konia, łosia), okalająca nozdrza zewnętrzne, podbudowana zrębem
chrzęstno-mięśniowym.
5Kantar – rodzaj uproszczonej uzdy, używanej
nie do jazdy, lecz podczas czyszczenia lub wyprowadzania konia.
6Cwał – najszybszy chód konia, szybszy od
galopu. Podczas cwału występuje faza, kiedy koń ma wszystkie cztery kopyta w
powietrzu.
7Bryczesy – specjalne spodnie do jazdy konnej;
od wewnętrznej strony mają zamszowe wstawki, które zapewniają dobrą
przyczepność do siodła.
8Toczek – nakrycie głowy zapinane pod brodą,
które chroni głowę jeźdźca w czasie jazdy przed urazami i zranieniami. Wykonany
jest przeważnie z włókna szklanego obciągniętego materiałem. Jest elementem
ubioru wskazanym podczas jazdy konnej i obowiązkowym podczas zawodów. Obecnie
często zastępowany bezpieczniejszym i trwalszym kaskiem jeździeckim.
9Ujeżdżenie (dresaż) – dyscyplina jeździecka, w której koń z jeźdźcem muszą wykonać
szereg figur i zaprezentować różne chody na placu zwanym czworobokiem.
10Popręg – pas biegnący pod brzuchem konia
służący do utrzymywania siodła na grzbiecie zwierzęcia.
11Mól włósienniczek – mały motyl nocny z rodziny
molowatych, szkodnik niszczący ubrania, powszechnie znany, jako mól odzieżowy
albo mól ubraniowy.
~***~
Podoba mi się pomysł ze szkołą i końmi. Masz fajny styl pisania no i Jongkey. Super. Tylko czytać.
OdpowiedzUsuńMika ❤️