Tytuł: Goodbye
Gatunek:
Powiedzmy, że angst
Paring: JongTae
Ostrzeżenia:
Raczej brak
Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Otworzyłem
oczy i zamknąłem je, kiedy promienie słońca wdarły się do nich brutalnie.
Zakręciło mi się w głowie, ale słyszałem tylko jedno pytanie. Dlaczego te
cholerne żaluzje nie są opuszczone?
Zawsze, kiedy się budziłem mogłem spokojnie
obserwować cienie, błądzące po kołdrze, pod którą leżałeś. Zawsze spałeś od
strony okna, obrócony do mnie plecami, chcąc ukryć zaróżowione policzki. Zawsze
kuliłeś się w ten sam sposób, podkładając dłonie pod głowę. Rano zawsze miałeś
ślady na skórze, które zawsze mnie rozbawiały. Właśnie… ZAWSZE.
Ale tym razem coś się zmieniło. Kiedy obróciłem się
na bok, ciebie nie było, a pościel była zimna. Tak, jakbyś wstał kilka godzin
temu. Musiałeś zapomnieć opuścić żaluzje na noc. Ale dlaczego? Nie potrafiłem
sobie przypomnieć. I to był kolejny znak, że działo się coś złego.
Hyung nigdy nie zapominałeś o swojej rutynie,
chociaż często robiłeś mi na złość. To właśnie w tobie kochałem. Mimo, że
zdarzało mi się na ciebie pogniewać, nigdy długo to nie trwało. Zawsze szybko
się godziliśmy i szliśmy spać. Zawsze…
Spróbowałem się podnieść, ale nie było to łatwe.
Kręciło mi się w głowie i miałem potwornego kaca. Kaca giganta. Nigdy nie
miałem kaca. Zamyśliłem się na chwilę usiłując coś sobie przypomnieć, jednak
żołądek podszedł mi do gardła, więc dałem sobie z tym spokój.
Wyczołgałem się z łóżka. Nawet obyło się bez
zwrócenia wczorajszej kolacji… O ile ją jadłem. Miałem wrażenie, że wszystkie
odgłosy są jakby pogłośnione. Szum za oknem, głośniejszy niż zawsze… A może to
tylko moja wyobraźnia?
Byłem nagi. Przynajmniej to się nie zmieniło, ale
nie pocieszało mnie to za bardzo. Tylko bardziej zmartwiło. Spojrzałem w
lustro. Nigdy go nie znosiłem, ale ty je uwielbiałeś. Dlatego pozwoliłem je
tutaj zawiesić. Lubiłeś patrzeć na mnie, kiedy się kochaliśmy. To był twój
jedyny fetysz, który tak mnie zawstydzał. Lubiłeś patrzeć na moją skrępowaną
twarz.
Gapiłem się nieprzytomnie we własne odbicie, nim
dotarło do mnie to, co widzę. Byłem cały posiniaczony. Widziałem odciski twoich
palców na mojej skórze. Widziałem, gdzie mnie trzymałeś, kiedy znów się
kochaliśmy… Nie. Tak bym tego nie nazwał.
Z trudem wygrzebałem coś z szafy i naciągnąłem na
siebie. Pamiętam, że były to bokserki i workowaty T-shirt. Omal się nie
przewróciłem, kiedy wciągałem go przez głowę. Marzyłem tylko o tym, żeby cię
znaleźć, ale przecież nie mogłem chodzić po mieszkaniu nagi.
Siedziałeś w kuchni, tyłem do mnie. Wtedy jeszcze
nie uświadomiłem sobie tego, że zawsze widzę twoje plecy, jakbyś starał się być
lepszy. Jakbyś nie chciał widzieć takiej miernoty… Dobrze wiedziałem, że
wszyscy mają o mnie takie zdanie, chociaż nie mówią tego głośno. To bolało.
Słyszałeś mnie. Zachowywałem się jak słoń w
składzie porcelany, więc ciężko było mnie nie usłyszeć. Ignorowałeś mnie,
zajęty bawieniem się śniadaniem. Widziałem pojedyncze ruchy widelca. Albo to
była łyżka? Nie pamiętam. Teraz to nie istotne. Podszedłem do ciebie i
położyłem ci dłoń na ramieniu. Pamiętam, że wczoraj zrobiłem to samo. A ty znów
ją strąciłeś. Zacisnąłem palce na materiale koszulki mnąc ją z zażenowaniem.
Zerknąłeś na mnie przez ramię, a w twoich oczach
widziałem wstręt. Miałeś do mnie żal? Ale, o co? Mierzyłeś mnie pogardliwym
spojrzeniem, jakbym był czymś niegodnym uwagi. Zachowywałeś się tak, jak
przedtem. Jak kiedy wstąpiłem do zespołu. Nim mnie pokochałeś…
– Dlaczego nosisz moją koszulkę?
Spojrzałem na ciebie zaskoczony. To nie te słowa
chciałem usłyszeć. Zagryzłem wargę, by ukryć jej drżenie. Nie potrafiłem znieść
tego ciężkiego spojrzenia. Miałem ochotę pobiec do sypialni, schować się pod
kołdrą i udawać, że to sen. Że zaraz się obudzę, a ty znów będziesz przy mnie.
Obrócony tyłem…
– Nie wiem – odparłem słabo mrugając kilka razy. –
Była pierwszą rzeczą, którą wyjąłem z szafy.
Chciałem rzucić ci nią w twarz. Zasłużyłeś na to.
Nie wiedziałem, co stało się w nocy, ale najwyraźniej było to coś złego. To był
koniec. Czułem się jak popękana waza, która lada moment rozsypie się w mak,
jednak będzie trwała nadal.
Prychnąłeś, a ja miałem ochotę cię uderzyć. Mocno,
żebyś poczuł ból, chociaż w połowie tak silny jak mój. Nie mogłem się ruszyć.
Chyba przyrosłem do podłogi. Udało mi się tylko rozluźnić mięśnie, a warga
przestała drżeć.
– Nie ważne, zatrzymaj ją sobie – słyszałem w twoim
głosie dziwną nutę, która zmroziła mi krew w żyłach. Usiadłem po drugiej
stronie. Mimo to się odsunąłeś. Spojrzałem w bok, chociaż nie wiedziałem, na co
patrzeć. Bo na ciebie nie mogłem. Ty tego nie chciałeś.
Przypomniałem sobie coś. Siedzieliśmy tak poprzedniego
wieczoru, ale to ty byłeś zmartwiony. Powoli docierało do mnie, co mówiłeś.
Wbijałeś wzrok w swoje dłonie, a później znalazłeś w szafce jakąś wódkę. Albo
wino. Tego nie wiem. Musiałbym grzebać w koszu, jednak nie zależało mi.
Niewiedza czasami była zbawieniem.
Domyśliłem się, że kochaliśmy się wczoraj bardziej
intensywnie niż zazwyczaj. Bolało mnie wszystko. Nie byłeś taki czuły i
delikatny. Chciałeś po prostu sobie ulżyć, a ja robiłem za twoją zabawkę.
Podniosłeś się z miejsca patrząc na mnie jak na
szkodnika. Czułem to spojrzenie na swoim karku. Ciekawiło mnie, czy widziałeś
te malinki, które sam mi wczoraj zrobiłeś.
– Wychodzę – oznajmiłeś. Przyjąłem do wiadomości.
Zawsze to robiłeś. Tylko tym razem za pewne nie szedłeś do piekarza po świeże
bułki na wspólne śniadanie. – Masz zniknąć, kiedy wrócę. Klucze zostaw na
stole.
Myślałem, że bardziej mnie to zaboli. Chyba to do
mnie nie dotarło, ale trzask drzwi wybudził mnie z transu. Przełknąłem ślinę
uśmiechając się ponuro. To był koniec. Nawet mi nie powiedziałeś, dlaczego.
Chociaż nie… Nie chciałem wiedzieć. Nie potrafiłbym wtedy odejść.
Podniosłem się powoli. Nie płakałem. Tak po
prawdzie czułem się jak pusta skorupa, która ma coś do zrobienia. Która ma się
spakować i wynieść. Co też zrobiłem. Zabrałem nasze wspólne zdjęcia. Uznałem,
że nie będziesz ich chciał zachować, a ja nie miałem zamiaru pozwolić im
spłonąć. Znałem cię na tyle dobrze, by wiedzieć jak skończą.
Nie mieszkaliśmy razem, prawda? Po prostu od czasu
do czasu u ciebie nocowałem. Chociaż częściej spędzałem czas w twoim mieszkaniu
niż w swoim, nadal miałem, dokąd wrócić. To nie było pocieszające. Kładąc
kluczyk z breloczkiem, który dostałem od ciebie myślałem o tej pustce, którą
zastanę. Wziąłem głęboki oddech, po czym wyszedłem z nadzieją, że może zmienisz
zdanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz