19 stycznia 2014

Goodbye


Tytuł: Goodbye
Gatunek: Powiedzmy, że angst
Paring: JongTae
Ostrzeżenia: Raczej brak

Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Otworzyłem oczy i zamknąłem je, kiedy promienie słońca wdarły się do nich brutalnie. Zakręciło mi się w głowie, ale słyszałem tylko jedno pytanie. Dlaczego te cholerne żaluzje nie są opuszczone?
Zawsze, kiedy się budziłem mogłem spokojnie obserwować cienie, błądzące po kołdrze, pod którą leżałeś. Zawsze spałeś od strony okna, obrócony do mnie plecami, chcąc ukryć zaróżowione policzki. Zawsze kuliłeś się w ten sam sposób, podkładając dłonie pod głowę. Rano zawsze miałeś ślady na skórze, które zawsze mnie rozbawiały. Właśnie… ZAWSZE.
Ale tym razem coś się zmieniło. Kiedy obróciłem się na bok, ciebie nie było, a pościel była zimna. Tak, jakbyś wstał kilka godzin temu. Musiałeś zapomnieć opuścić żaluzje na noc. Ale dlaczego? Nie potrafiłem sobie przypomnieć. I to był kolejny znak, że działo się coś złego.
Hyung nigdy nie zapominałeś o swojej rutynie, chociaż często robiłeś mi na złość. To właśnie w tobie kochałem. Mimo, że zdarzało mi się na ciebie pogniewać, nigdy długo to nie trwało. Zawsze szybko się godziliśmy i szliśmy spać. Zawsze…
Spróbowałem się podnieść, ale nie było to łatwe. Kręciło mi się w głowie i miałem potwornego kaca. Kaca giganta. Nigdy nie miałem kaca. Zamyśliłem się na chwilę usiłując coś sobie przypomnieć, jednak żołądek podszedł mi do gardła, więc dałem sobie z tym spokój.
Wyczołgałem się z łóżka. Nawet obyło się bez zwrócenia wczorajszej kolacji… O ile ją jadłem. Miałem wrażenie, że wszystkie odgłosy są jakby pogłośnione. Szum za oknem, głośniejszy niż zawsze… A może to tylko moja wyobraźnia?
Byłem nagi. Przynajmniej to się nie zmieniło, ale nie pocieszało mnie to za bardzo. Tylko bardziej zmartwiło. Spojrzałem w lustro. Nigdy go nie znosiłem, ale ty je uwielbiałeś. Dlatego pozwoliłem je tutaj zawiesić. Lubiłeś patrzeć na mnie, kiedy się kochaliśmy. To był twój jedyny fetysz, który tak mnie zawstydzał. Lubiłeś patrzeć na moją skrępowaną twarz.
Gapiłem się nieprzytomnie we własne odbicie, nim dotarło do mnie to, co widzę. Byłem cały posiniaczony. Widziałem odciski twoich palców na mojej skórze. Widziałem, gdzie mnie trzymałeś, kiedy znów się kochaliśmy… Nie. Tak bym tego nie nazwał.
Z trudem wygrzebałem coś z szafy i naciągnąłem na siebie. Pamiętam, że były to bokserki i workowaty T-shirt. Omal się nie przewróciłem, kiedy wciągałem go przez głowę. Marzyłem tylko o tym, żeby cię znaleźć, ale przecież nie mogłem chodzić po mieszkaniu nagi.
Siedziałeś w kuchni, tyłem do mnie. Wtedy jeszcze nie uświadomiłem sobie tego, że zawsze widzę twoje plecy, jakbyś starał się być lepszy. Jakbyś nie chciał widzieć takiej miernoty… Dobrze wiedziałem, że wszyscy mają o mnie takie zdanie, chociaż nie mówią tego głośno. To bolało.
Słyszałeś mnie. Zachowywałem się jak słoń w składzie porcelany, więc ciężko było mnie nie usłyszeć. Ignorowałeś mnie, zajęty bawieniem się śniadaniem. Widziałem pojedyncze ruchy widelca. Albo to była łyżka? Nie pamiętam. Teraz to nie istotne. Podszedłem do ciebie i położyłem ci dłoń na ramieniu. Pamiętam, że wczoraj zrobiłem to samo. A ty znów ją strąciłeś. Zacisnąłem palce na materiale koszulki mnąc ją z zażenowaniem.
Zerknąłeś na mnie przez ramię, a w twoich oczach widziałem wstręt. Miałeś do mnie żal? Ale, o co? Mierzyłeś mnie pogardliwym spojrzeniem, jakbym był czymś niegodnym uwagi. Zachowywałeś się tak, jak przedtem. Jak kiedy wstąpiłem do zespołu. Nim mnie pokochałeś…
– Dlaczego nosisz moją koszulkę?
Spojrzałem na ciebie zaskoczony. To nie te słowa chciałem usłyszeć. Zagryzłem wargę, by ukryć jej drżenie. Nie potrafiłem znieść tego ciężkiego spojrzenia. Miałem ochotę pobiec do sypialni, schować się pod kołdrą i udawać, że to sen. Że zaraz się obudzę, a ty znów będziesz przy mnie. Obrócony tyłem…
– Nie wiem – odparłem słabo mrugając kilka razy. – Była pierwszą rzeczą, którą wyjąłem z szafy.
Chciałem rzucić ci nią w twarz. Zasłużyłeś na to. Nie wiedziałem, co stało się w nocy, ale najwyraźniej było to coś złego. To był koniec. Czułem się jak popękana waza, która lada moment rozsypie się w mak, jednak będzie trwała nadal.
Prychnąłeś, a ja miałem ochotę cię uderzyć. Mocno, żebyś poczuł ból, chociaż w połowie tak silny jak mój. Nie mogłem się ruszyć. Chyba przyrosłem do podłogi. Udało mi się tylko rozluźnić mięśnie, a warga przestała drżeć.
– Nie ważne, zatrzymaj ją sobie – słyszałem w twoim głosie dziwną nutę, która zmroziła mi krew w żyłach. Usiadłem po drugiej stronie. Mimo to się odsunąłeś. Spojrzałem w bok, chociaż nie wiedziałem, na co patrzeć. Bo na ciebie nie mogłem. Ty tego nie chciałeś.
Przypomniałem sobie coś. Siedzieliśmy tak poprzedniego wieczoru, ale to ty byłeś zmartwiony. Powoli docierało do mnie, co mówiłeś. Wbijałeś wzrok w swoje dłonie, a później znalazłeś w szafce jakąś wódkę. Albo wino. Tego nie wiem. Musiałbym grzebać w koszu, jednak nie zależało mi. Niewiedza czasami była zbawieniem.
Domyśliłem się, że kochaliśmy się wczoraj bardziej intensywnie niż zazwyczaj. Bolało mnie wszystko. Nie byłeś taki czuły i delikatny. Chciałeś po prostu sobie ulżyć, a ja robiłem za twoją zabawkę.
Podniosłeś się z miejsca patrząc na mnie jak na szkodnika. Czułem to spojrzenie na swoim karku. Ciekawiło mnie, czy widziałeś te malinki, które sam mi wczoraj zrobiłeś.
– Wychodzę – oznajmiłeś. Przyjąłem do wiadomości. Zawsze to robiłeś. Tylko tym razem za pewne nie szedłeś do piekarza po świeże bułki na wspólne śniadanie. – Masz zniknąć, kiedy wrócę. Klucze zostaw na stole.
Myślałem, że bardziej mnie to zaboli. Chyba to do mnie nie dotarło, ale trzask drzwi wybudził mnie z transu. Przełknąłem ślinę uśmiechając się ponuro. To był koniec. Nawet mi nie powiedziałeś, dlaczego. Chociaż nie… Nie chciałem wiedzieć. Nie potrafiłbym wtedy odejść.
Podniosłem się powoli. Nie płakałem. Tak po prawdzie czułem się jak pusta skorupa, która ma coś do zrobienia. Która ma się spakować i wynieść. Co też zrobiłem. Zabrałem nasze wspólne zdjęcia. Uznałem, że nie będziesz ich chciał zachować, a ja nie miałem zamiaru pozwolić im spłonąć. Znałem cię na tyle dobrze, by wiedzieć jak skończą.

Nie mieszkaliśmy razem, prawda? Po prostu od czasu do czasu u ciebie nocowałem. Chociaż częściej spędzałem czas w twoim mieszkaniu niż w swoim, nadal miałem, dokąd wrócić. To nie było pocieszające. Kładąc kluczyk z breloczkiem, który dostałem od ciebie myślałem o tej pustce, którą zastanę. Wziąłem głęboki oddech, po czym wyszedłem z nadzieją, że może zmienisz zdanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz