Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 5/?
„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”
„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”
- Jeszcze raz!
Odetchnąłem ciężko, ale zacisnąłem zęby, kiwając
głową. Zakłusowałem1 Zeusa, który parskał cicho w miarę, jak stawiał
kolejne kroki. Pociągnąłem go prawą wodzą2, chcąc odpowiednio
ustawić łeb zwierzęcia i docisnąłem mocniej lewą łydkę do boku ogiera, by
odpowiednio wymanewrować nią ruch jego nóg, drugą starając się utrzymać konia w
tej pozycji, żeby nie szedł za bardzo w bok. Rzucił łbem i wygiął swoją szyję z
cichym parsknięciem.
- Nie tak mocno, niech nie przegina się tak bardzo
– polecił Jong Hyun, a ja zazgrzytałem zębami ze złości. Pokiwałem mu tylko
głową, bo co innego miałem zrobić?
Od kilku dni usilnie ćwiczyliśmy ustępowanie3,
a w dalszej kolejności Jong Hyun chciał, żebyśmy opanowali ciąg4. Na
opanowanie całego kadryla miałem niespełna trzy tygodnie. Do tej pory nauczyłem
się robić piaff5 i sporadycznie udawało mi się nakłonić Zeusa, by
jechał kłusem wyciągniętym6, jako że mój „trener” w układzie przewidywał połączenie tej figury z ciągiem.
Cofać nauczyłem kasztana niemal na początku naszej znajomości, podobnie jak
wykonywać lotną zmianę nogi7. To nie było tak, że całkowicie nie
miałem styczności z dresażem8. Kilka figur opanowaliśmy z samego
początku, kiedy zaczynaliśmy pracę ze sobą, aby było nam łatwiej nabrać do
siebie zaufania oraz znaleźć wspólny język. Był to trening, mający nas do
siebie zbliżyć. Teraz jednak miałem nauczyć się prowadzić zwierzę bokiem, a to
nie było takie proste, bo chociaż mój koń był zadowolony, że nie spędzał całego
czasu w boksie, to na dłuższą metę go to nudziło.
Moim zdaniem to nadal nie był wystarczający poziom,
abyśmy mogli wyjść z nim na dni otwarte. Ćwiczyliśmy już ponad miesiąc, efekty
oczywiście były zwłaszcza, że siodło9 zakładałem kasztanowi tak
często, jak się dało – czyli średnio sześć razy w tygodniu, na co najmniej dwie
godziny. Oczywiście w soboty spędzałem na koniu niemal cały dzień, Jong Hyun
zaparł się, że wytrenuje nas na tyle, żebyśmy nie najedli się wstydu. Na
trening grupy, która miała wystąpić przychodziłem tak naprawdę tylko po to, aby
głównie podejrzeć technikę, jak powinienem prowadzić mojego konia. Przekonał
nawet nauczyciela matematyki, by na ten czas odpuścił mi korki, a z kółka
cukierniczego mogłem się zerwać do końca miesiąca.
- Przecież to potrafisz! – Ofuknął mnie Jong Hyun,
kiedy Zeus znów zamiast mnie posłuchać zaparł się, kładąc po sobie uszy. Ściskałem
szpicrutę10 w palcach. Od czasu do czasu klepałem go nią po łopatce,
oczywiście niezbyt mocno, nie chciałem mu sprawić krzywdy, a jedynie nakłonić
do współpracy. Sporadycznie stosowałem takie metody, ale się zdarzało. –
Jeszcze raz!
- Daj już spokój, co? – Poklepałem konia po smukłej
szyi, by choć trochę go pochwalić. Czułem, jak bardzo był spocony, nie tylko
dlatego, że jego sierść lśniła potem. Moje ubrania kleiły się do mnie pomimo,
że siedzieliśmy na krytej ujeżdżalni11, w której zadbano o
klimatyzację. – Mówiłem ci, że to nie wypali.
- Bzdura – żachnął się niemal od razu, a ja
wywróciłem z politowaniem oczyma. – Zeus nie krzyżuje tylnych nóg, musisz
bardziej skupiać się na tym, co robisz. – Podszedł do mnie, przyglądając mi się
badawczo. Tak naprawdę od tamtego incydentu w sali muzycznej nie miałem z nim
bliższego kontaktu. Unikałem go, trochę obawiając się konfrontacji, ale on
traktował najwyraźniej tamtą noc, jako coś normalnego albo nieistotnego na tyle,
aby się tym przejmować.
Zacisnąłem palce na skórzanym łęku12,
rozluźniając wodze. Ogier parsknął zadowolony, spuszczając łeb, aby móc zażyć
nieco wygody. Od dłuższego czasu ciągle trzymałem go krótko, przez co na pewno
ścierpła mu szyja. – Co jest Ki Bum? Robiłeś to przecież w stępie, może nie był
to poziom na mistrzostwa, ale nie od razu Rzym zbudowano. Wiesz, że możesz to
zrobić, musisz być taki uparty?
- Nie jesteśmy stworzeni do ujeżdżenia. Obaj wolimy
skakać, to ty uznałeś, że dobrze będzie, jeśli zrobię coś wbrew sobie.
- Jesteś strasznym pesymistą – westchnął ciężko,
jakby właśnie rozmawiał z niesfornym dzieciakiem. – Naprawdę, dresaż nie jest
taki skomplikowany. Mówiłeś, że dobrze się dogadujesz z Zeusem, nie widać tego.
Zazgrzytałem z niezadowoleniem na te słowa.
Posłałem mu mordercze spojrzenie i wcale nie odnosiłem wrażenia, że chce mnie
sprowokować do tego, aby pokazać mu, że
się myli. Poprawiłem nogi w strzemionach13, prostując się z dumą.
- Więc może powinieneś wziąć do tego kogoś, kto lubi
zmuszać konia do tych dziwnych kroków?
- To tylko kilka figur, które się powtarzają.
Naprawdę nie są trudne. – Zamilkł na chwilę, patrząc na mnie intensywnie.
Przełknąłem ślinę i wbiłem wzrok w swoje skórzane rękawiczki. Czułem się trochę
głupio w tej sytuacji. Obudziłem się wczepiony w niego, jak jakaś koala, a Jong
Hyun zachowywał się, jakby nic się nie stało. Ja tak nie mogłem, ciągle
myślałem o tym, co mi powiedział wtedy. Niby wszystko było tak, jak przed tym
nietypowym spotkaniem, a przynajmniej z jego strony, dokuczał mi tak, jak
zawsze i irytował, jednak ja czułem się inaczej. – Ki Bum, nic się nie stanie,
jeśli spróbujesz. Gdybym nie był pewien, że dacie radę nie marnowałbym czasu,
nie uważasz?
Nie odezwałem się. Wpatrywałem się w swoje dłonie myśląc
intensywnie. Od naszej rozmowy minęło kilka dni. Jong Hyun wrócił do normy, był
złośliwy, patrzył na mnie z politowaniem, kiedy najprostsze ćwiczenia sprawiały
nam trudność albo rzucał jakimiś dziwnymi pytaniami, jak to zwykł robić
wcześniej. Zastanawiałem się czy przypadkiem nie uroiłem sobie czegoś, bo kiedy
tylko się obudziłem on zaczął mi docinać. Dlatego miałem prawo zwątpić w jego
chęć niesienia pomocy.
- No dobrze, spróbuję jeszcze raz – odpowiedziałem,
chwytając mocniej cugle. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, przepełniony
zadowoleniem. Poklepał po łopatce mojego konia, po czym odsunął się o kilka
kroków i spojrzał na mnie wyczekująco. Skoro i tak miałem wziąć udział w dniach
otwartych, to przynajmniej postaram się wypaść jak najlepiej. Zwłaszcza, że
miałem ku temu swoje powody.
Odetchnąłem, zatrzaskując drzwiczki do boksu14
ogiera. Zaparłem się, że pokażę temu pajacowi, na co mnie stać, że nie dam mu
powodów do naśmiewania się ze mnie. Moja duma mi na to nie pozwalała, miałem
jej całkiem sporo w sobie. Nie byłem imbecylem, żeby nie nauczyć się prostego
układu, a Zeus był pojętnym zwierzęciem. Kapryśnym, ale pod koniec szło nam
całkiem nieźle, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Było to raptem kilka
kroków, ale jak na tak krótki okres czasu uznawałem to za spore osiągnięcie.
Zmrużyłem oczy, kiedy wyszedłem na zewnątrz. Słońce
przyjemnie grzało, aż było mi żal, że zbliża się wielkimi krokami zima. Nie miałem
nic do tej pory roku poza tym, że było szaro, ponuro, a moja skóra źle to
znosiła. Nawet latem, wyglądałem jak syn młynarza, a kiedy się opalałem, to na
paskudny, świńsko-różowy kolor. Niemniej teraz nie zamierzałem myśleć o zimie,
skoro jeszcze było na tyle ciepło, aby chcieć spędzać wolny czas poza budynkiem
szkoły. Nie miałem większych planów na resztę popołudnia głównie dlatego, że
niewiele mi go zostało. Treningi pochłaniały większość mojego czasu, a chociaż
nawał sprawdzianów już minął, to nadal musiałem odrabiać wszystkie zadania,
jakie wymyślili sobie nauczyciele. Zdarzało się, że do późna ślęczałem nad
książkami i nie miałem czasu nawet porządnie się wyspać. Na szczęście (cóż,
przynajmniej to pocieszało) nie tylko ja miałem napięty grafik. Woo Hyun dostał
się do drużyny reprezentacyjnej, jako że zarówno Min Ho jak i Jong Hyun nadal
byli zawieszeni. Miał przez to więcej treningów, a reszta jego zajęć była
równie wymagająca. Każdy, kto brał udział w dniach otwartych wyciskał z siebie
siódme poty. Po części dlatego, że opiekunowie naszych kółek tego wymagali.
Wszedłem do stołówki, chcąc zjeść prowizoryczną
kolację. Byłem głodny, jak wilk. Żołądek chyba przyrósł mi do kręgosłupa, od
śniadania nic nie miałem w ustach i każdy zapach, jaki przywitał mnie już w
progu sprawiał, że w moim brzuchu rozpoczynała się rewolucja francuska.
Nałożyłem sobie na talerz naleśniki, robiąc bardzo zadowoloną minę na ich
widok. Kto ich w końcu nie lubił? Przysiadłem przy swoim stoliku, od razu
zabierając się do jedzenia. Pochłaniałem kolejne kęsy z zachłannością więźnia jakiegoś obozu pracy, gdzie żywili go raptem o bochenku chleba i
wodnistej zupce z kaszy. W pewnym momencie się zakrztusiłem, więc zasłoniłem
dłonią usta, aby odkaszlnąć.
- Oho, uważaj albo się udusisz. To nie jest
przyjemna śmierć – usłyszałem za sobą i poczułem, jak czyjaś dłoń klepie mnie
po plecach. Podskoczyłem w miejscu, wytrzeszczając oczy. Momentalnie
przełknąłem kęs naleśnika, jaki utkwił mi w gardle i zrobiłem się cały
czerwony, łapiąc gwałtownie oddech. Sapałem, jak po ciężkim biegu, a kiedy
tylko udało mi się uspokoić, spojrzałem na chłopaka z wyrzutem.
- Jin Ki, wiesz, nie chcę narzekać… Ale jeśli będę
umierający proszę, dobij mnie, zamiast ratować – wysapałem, patrząc na
zmieszanego studenta spode łba. Prawdą było, że miał złote serce, jednakże był
strasznie niezdarny. Chciał dobrze, a w efekcie wychodziło odwrotnie. Chyba, że
robił to, o co się go prosiło. On i własna inicjatywa nie dogadywali się.
- Wybacz – zaśmiał się nerwowo, na co machnąłem
ręką. – Nie chciałem cię wystraszyć, wołałem cię. Nie słyszałeś?
Zmarszczyłem swoje brwi. Wróciłem do jedzenia, tym
razem robiąc to bardziej rozważnie. Bądź co bądź, samobójstwa nie planowałem. A
to byłaby naprawdę kiepska śmierć.
- Nie – rzuciłem lekko, zapychając usta twarogiem,
jaki wypadł spomiędzy ciasta. Przełknąłem go i oblizałem zadowolony usta.
Popatrzył na mnie z miną, której nie potrafiłem odgadnąć. – Zamyśliłem się.
Planowałem zjeść coś i iść do pokoju, bo chyba na nic więcej mi czasu nie starczy.
Jin Ki westchnął i zaczął się bawić swoimi palcami.
Lubiłem spędzać z nim czas. Był bardzo opanowany, w przeciwieństwie do Woo
Hyuna, który każdą możliwą okazję poświęcał gadaniu albo jakimś nadpobudliwym
aktywnością. Jin Ki z kolei zachowywał się bardziej jak introwertyk, nie był
jednak zamknięty w sobie. Nie musiałem ciągnąć go za język, kiedy siedzieliśmy
razem. Można było rzec, że przy nim dopiero naprawdę odpoczywałem. Choć
spędzaliśmy ze sobą niewiele czasu, zdążyłem złapać z nim wspólny język. Jakbym
znał go od dawna.
- Chcesz spędzić resztę wieczoru w pokoju? –
Spytał. Miałem usta pełne ciasta, więc tylko skinąłem głową. – To może coś
obejrzymy razem? Przyniosę laptopa i poszukamy jakichś filmów? Albo ty przyjdź
do mnie… Wiesz, nie chciałbym przeszkadzać twojemu współlokatorowi.
Otworzyłem usta, chcąc zaprotestować, ale szybko je
zamknąłem. Min Ho nie był kłopotliwy, często rozmawialiśmy i tłumaczyłem mu
nawet gramatykę z angielskiego przed sprawdzianem. Wolałem jednak uniknąć
krępujących sytuacji, miał w zwyczaju paradować po pokoju w samym ręczniku, a
to z samego początku nawet dla mnie było trochę krępujące. Mieliśmy w spodniach
to samo, ale uczono mnie czego innego.
- Pewnie, czemu nie – odpowiedziałem, podnosząc
kubek z kompotem do ust. Zrobił rozradowaną minę, przez co sam aż się
uśmiechnąłem. Nie mogłem nie widząc, jak jego oczy zmieniają się w dwa
migdałki, błyszczące zadowoleniem. Musiało mu być ciężko, tak naprawdę nie znał
tutaj nikogo poza mną i Jong Hyunem. Chyba ciężko zawierał znajomości. Pod tym
względem przypominał mi trochę Onew, chłopaka z którym pisywałem różne
wymyślone historie. Nadal znałem tylko jego pseudonim, a ostatnimi czasy
rozmawialiśmy ze sobą sporadycznie. Trochę mi tego brakowało, jednak i on i ja
nie mieliśmy czasu, na dłuższe konwersacje. Powinienem to zmienić, chociaż
mówił, że nie ma mi tego za złe.
- Zjesz i idziemy? – Zapytał, kiedy odstawiałem
szklankę na stolik. Pokręciłem głową, przez co jego uśmiech trochę przygasł,
ale zaraz się wytłumaczyłem.
- Muszę się iść przebrać. I chciałbym wziąć
prysznic. Wiesz, pachnę koniem i stajnią, na dłuższą metę to nie jest
komfortowe.
- Ach, no tak – przytaknął, drapiąc się po karku. –
To przyjdź pod gabinet, nie wpuszczą cię do naszego budynku samego. Przyjdę po
ciebie.
Uśmiechnąłem się do niego lekko. Nie chciałem się
szczerzyć z twarogiem w zębach, a to najwyraźniej wystarczyło starszemu, bo patrzył
na mnie z radosnymi iskierkami w oczach. Parsknąłem, kręcąc od razu głową z
niedowierzaniem. Był niemożliwy i czasami aż za bardzo pozytywny. Cieszył z
małych rzeczy, aż nie pomyślałbym, że ktokolwiek może czerpać przyjemność z
takich drobiazgów.
- No dobrze, jeśli mam gdziekolwiek iść to muszę
się umyć. Daj mi pół godziny – zawyrokowałem, podnosząc się z miejsca. Pusty
talerz odniosłem do okienka, nie chciałem dostać reprymendy od kucharek, że
muszą po mnie sprzątać. Były bardzo zrzędliwe. Spojrzałem na Jin Ki’ego, gdy
wyszliśmy na dziedziniec. Zmrużyłem nieco oczy, jako że słońce, choć wieczorne,
nadal niemiłosiernie raziło. – Przygotuj coś fajnego. Horror. Tylko taki, po
którym będę bał się usnąć.
Z mokrymi włosami, w znacznie wygodniejszych
ubraniach wyszedłem z akademika, kierując się w stronę szkoły. Było po ósmej,
słońce schowało się już za drzewami, więc zrobiło się chłodno i niemal całkiem
zapadł zmrok. Owinąłem się szczelnie grubą bluzą, przechodząc przez niski
płotek, aby nie iść dookoła. Mieliśmy jeszcze trochę czasu dla siebie przed
ciszą nocną, więc nie martwiłem się, że jakiś nauczyciel mnie przyłapie.
Szedłem wzdłuż grządek, na których rosły tuje, pomiędzy którymi odległość
wynosiła równe półtorej metra. Tak, mierzyłem. W tej szkole wszystko było
idealne, nawet róże, jakie obrastały płot po drugiej stronie. Z jednej strony
wyglądało to imponująco i pięknie. Z drugiej mnie przerażało. Nadal miewałem
przeczucie, że tutaj nie pasuję.
Przeciągnąłem się, przez co poły bluzy się
rozsunęły. W tym samym momencie zawiał chłodny wietrzyk, przez który od razu
zadrżałem, obejmując się ramionami. Niby w ciągu dnia było cierpło, ale noce
były już naprawdę chłodne. Większość uczniów przez to jak najszybciej wracała
do swoich pokoi, ewentualnie organizowali między sobą takie spotkania, jak my z
Jin Kim. Z tym, że raczej się krępowali i chodzili po swoich akademikach wedle
uznania. Na szczęście nikt nie ustanowił tutaj takiego rygoru, by po
korytarzach chodzili nauczyciele albo sprawdzali, czy śpimy. Nie byłem
zdziwiony, widząc w oddali Woo Hyuna, jaki zmierzał najpewniej w kierunku
swojego pokoju. Tym, co mnie zaskoczyło był wyraz jego twarzy. Wyglądał, jakby
ktoś naprawdę go wkurzył. U niego było to rzadkością, wszystko brał na śmiech i
przez ten miesiąc nie widziałem, by się wściekał. Teraz gdyby spojrzenia mogły
zabijać, rozstrzelałby wszystkich, którzy go mijali. Ruszyłem w jego stronę
uznając, że jeśli Jin Ki chwilę na mnie zaczeka, nic się nie stanie. Zmartwiłem
się. Znałem Woo Hyuna krótko, ale lubiłem tego postrzelonego chłopaka.
- Co jest, MyHyun? – Zagaiłem go, ale nie
odpowiedział. Zignorował mnie, przez co poczułem ukłucie zirytowania. Stłumiłem
je jednak. Zamiast coś odburknąć, pomachałem mu dłonią przed twarzą. Zatrzymał
się gwałtownie i popatrzył na mnie w taki sposób, jakby wcześniej wcale mnie
nie widział. To był kolejny dziwny znak. Dotychczas to on był tutaj tym, który
zagaja rozmowę. Potrafił mnie dostrzec nawet w tłumie, kiedy ja nie zauważałem
go, gdy stał obok. – Ej, co się stało? Wyglądasz, jakby co najmniej ktoś
oznajmił, że musisz wziąć ślub z Se Kyung.
- Tak się czuję – warknął chłodno. Zadrżałem, ale
nie dałem tego po sobie poznać. Zagwizdałem tylko cicho i przyjrzałem mu się
uważnie.
- Aż tak źle?
- Tak. Trener stwierdził, że Picasso nie wystąpi na
dniach otwartych, bo jest pinto15 – fuknął na mnie, aż
wytrzeszczyłem oczy. Zachowywał się, jakby to była moja wina. Popatrzyłem na
niego z niedowierzaniem.
- Słyszałem coś zupełnie innego, jeszcze rano
przecież mi mówił, że startujesz przede mną.
Prychnął z pogardą. Wiedziałem dobrze, dlaczego tak
to przeżywał. Wśród koni też dyskryminowano te nierasowe. Rodowód był najważniejszy
dla sędziów i nie słyszałem jeszcze o przypadku, by to pinto wygrał jakieś
ważne zawody.
- Pogadaj z Jong Hyunem – zasugerowałem, patrząc na
niego otwarcie. – Niech go przekona.
- W zeszłym sezonie mu się nie udało – mruknął,
zmieniając nagle postawę na zrezygnowaną. Odetchnąłem ciężko, przez chwilę się
wahając. Wspominał mi, że ma spore problemy przez kolor sierści swojego ogiera.
Było mi przez to przykro, Picasso był kochanym zwierzęciem i Woo Hyun dogadywał
się z nim, jak mało kto ze swoim wierzchowcem. To było przykre, że tak ich
dyskryminowano.
- Porozmawiam z nim – wypaliłem, na co spojrzał na
mnie zaskoczony. – Nie gap się tak na mnie, bo się rozmyślę. Pogadam z nim o
tym. Ale nic ci nie obiecuję.
Wydałem z siebie jęk, kiedy Woo Hyun rzucił mi się
na szyję. Skrzywiłem się, próbując wyswobodzić się z uścisku jego macek. Znów
przekraczał moją przestrzeń osobistą, a robił to nagminnie. Chwyciłem go za
ramiona, próbując odciągnąć od siebie.
- Mówiłem już, że cię kocham, MyBum? – Zaświergotał,
ściskając mnie mocniej.
- A możesz okazywać mi tą miłość z mniejszą
intensywnością? – Wysapałem, na co odsunął się ze swoim głupkowatym uśmiechem.
Ten człowiek nie przestanie mnie zaskakiwać.
- Gdzie idziesz?
- Do Jin Ki’ego – odpowiedziałem, patrząc na niego
podejrzliwie. Swoją drogą już byłem spóźniony. Drgnąłem, uświadamiając sobie,
że chłopak pewnie już na mnie czeka albo zaczyna się niecierpliwić.
- Mogę iść z tobą? Tak będę sam w pokoju, nie daj
się prosić... Nie każ mi się nudzić! – Spojrzał na mnie, przechylając głowę.
Zmarszczyłem nieco brwi. Prawdą było, że spędzałem takie wieczory z Woo Hyunem,
ale nie byłem pewien, co na to powie Jin Ki. Zagryzłem wargę z lekką niepewnością.
- No nie wiem... Nie uważasz, że będzie to bardzo
drętwa atmosfera? – Chciałem oszczędzić studentowi skrępowania. Mój przyjaciel
był nadpobudliwy, a to potrafiło przytłaczać.
- Będę grzeczny – zastrzegł od razu, unosząc jedną
dłoń na znak, że obiecuje. Westchnąłem ciężko, patrząc na zegarek. Pokiwałem
ostatecznie głową. Lepiej było odpuścić. I tak by się za mną powlókł.
- Dobra, chodź. Ale jak będziesz świrował, to cię
wykopię.
- Się wie! – Wyszczerzył się, ruszając zaraz za
mną.
Jin Ki już czekał pod gabinetem. Wyglądał, jakby
poczuł wielką ulgę na mój widok, przez co nie mogłem się nie uśmiechnąć. Chyba
zaczął się martwić, że go wystawiłem. Musiałem mu wytłumaczyć, dlaczego tyle
czasu mi to zajęło. Woo Hyun zaraz się wtrącił, narzekając na wszystko i
wszystkich. Spoglądałem na przerażonego bruneta, w którego oczach widniało
błaganie o pomoc. On miał spędzić z nim tylko kilka chwil, a ja tak miałem na
co dzień!
- Jesteście tak głośno, że słychać was nawet na
basenie. – Usłyszałem cierpki głos, w którym przebijało się zmęczenie.
Skrzywiłem się, bo to świadczyło tylko o tym, że spokojny wieczór wcale taki
nie będzie. Odwróciłem się, patrząc na Jong Hyuna. Wycierał włosy ręcznikiem
wcale nie przejmując się tym, że na dworze było nie tak najcieplej, a cała
nasza trójka miała na sobie bluzy. On, jak na osobę, która musiała wyróżniać
się z tłumu miał na sobie bokserkę, jakiej kołnierz moczyły krople, ściekające
z włosów.
- Kto jest głośno? – Wypalił Woo Hyun z tak
nieogarniętą miną, że Jin Ki parsknął śmiechem.
- Na pewno nie ty – sarknąłem, zwracając tym na
siebie uwagę Jong Hyuna. Zmierzył mnie trudnym do odgadnięcia wzrokiem, ale nie
powiedział nic. Zwrócił się za to do Jin Ki’ego, zarzucając ręcznik na kark.
Nie słyszałem, o czym rozmawiali. Musiała to być jakaś wielka tajemnica, bo
brunet jak nigdy ściszył głos, nachylając się nad uchem kolegi. Woo Hyun
popatrzył na mnie zmieszany, na co wzruszyłem obojętnie ramionami.
- Hyung, idziemy? – Spytałem z naciskiem, chcąc tym
samym jak najszybciej pozbyć się towarzystwa Jong Hyuna. Student pokiwał głową,
ale spojrzał na chłopaka z ciepłym uśmiechem.
- Idziesz z nami?
- Na pewno jest zmęczony, nie zmuszajmy go –
wtrąciłem niemal od razu, przez co spojrzał na mnie zaskoczony. Brunet jednak
uśmiechnął się nikle pod nosem, w ten swój figlarny sposób. Od razu
pożałowałem, że w ogóle się odezwałem. Chyba nie planował się zgadzać.
- Dlaczego nie? Nie pójdę spać razem z kurami, co
będziecie robić? – Spytał lekkim, przesadnie słodkim głosem. Wiedziałem,
dlaczego się zgodził. Tylko po to, by zrobić mi na złość. Szedł za nami, a
raczej ja wlokłem się na szarym końcu, kiedy tylko Jin Ki zaczął nad prowadzić
do swojego pokoju.
- Egzorcystę albo jakiś inny horror. Nie wiem
jeszcze. – Wzruszył ramionami. – Mam kilka płyt, można też włączyć coś z
internetu.
Zazgrzytałem zębami. Wiedziałem, że się
przyjaźnili. I wcale się nie zdziwiłem, że zaproponował chłopakowi wspólne
oglądanie, skoro miał nam towarzyszyć mój znajomy. Mimo to nie byłem zbyt
zadowolony wizją spędzenia wieczoru razem ze starszym Kimem w jednym, niezbyt
dużym pomieszczeniu. Może jeszcze miałem siedzieć obok niego? Mój dobry humor
szybko przygasł, tych dwóch za to dyskutowali zawzięcie nad tym, jaki film
wybrać. Nawet Woo Hyun się do nich przyłączył! Patrzył na mnie od czasu do
czasu, jakby chciał mnie nakłonić do wzięcia udziału w dyskusji. Na pewno
chciał, żebym już teraz z Jong Hyunem pogadał. Nie byłem na to gotowy
psychicznie.
Kiedy dotarliśmy pod pokój Jin Ki’ego pierwszy
wszedłem ja, a później za mną Woo Hyun i Jong Hyun. Jin Ki zamknął za nami
drzwi, po czym od razu podszedł do laptopa, żeby podłączyć go do telewizora.
Rozejrzałem się zaciekawiony. Pokój był trochę lepiej wyposażony, niż te nasze
w akademiku. Miał telewizor, niewielką kuchenkę składającą się z krótkiego,
piecyka i lodówki, przy ścianie stało tylko jedno, rozkładane łóżko, służące
głównie za sofę, a pod oknem biurko, na którym panował istny bałagan.
Prychnąłem rozbawiony widząc pobazgrane kartki, jakie najpewniej były
notatkami. Pismo miał, jak prawdziwy lekarz. W łazience stała pralka, zakomunikował
to zaskoczony Woo Hyun, a ja się wcale temu nie dziwiłem. Dla mnie byłoby to zbawieniem.
Mogliśmy albo sami do pralni odstawiać ubrania albo dawać to sprzątaczkom. Moje
były na to zbyt cenne.
Podszedłem do zasłoniętego okna, uchylając firankę.
Nie dziwiłem się wcale, że je zakrywał, mieszkał na parterze, więc każdy mógłby
mu patrzeć do pokoju. Co prawda okna były skierowane w stronę boiska szkolnego,
ale i tak niejednokrotnie uczniowie włóczyli się pomiędzy budynkami tam, gdzie
nie było im wolno.
- No to co w końcu oglądamy? – Zapytał Jin Ki,
siadając po turecku przed telewizorem. Odwróciłem się od okna i padłem na kanapę
jako pierwszy. Buty rzuciłem do przedpokoju, wylądowały niemal idealnie obok
tych, należących do gospodarza.
- Cokolwiek pod warunkiem, że będzie straszne –
wtrąciłem znudzonym głosem. Woo Hyun usiadł przy biurku, obejmując ramionami
oparcie, na których ułożył podbródek.
- Nie będziesz się potem bał zasnąć? – Usłyszałem z
lekką przekorą w głosie. Obdarzyłem Jong Hyuna złośliwym uśmieszkiem, kiedy
siadał obok mnie.
- W razie czego zawsze możesz mnie utulić do
poduszki – stwierdziłem, co wyraźnie go rozbawiło. Nachylił się nade mną, przez
co odsunąłem się lekko zbity z pantałyku. To nie taki efekt miało przynieść!
Miało go to rozdrażnić, dopiec mu, a nie odwrócić się przeciwko mnie.
- I znów będziesz się później tak we mnie wczepiał?
– Szepnął, a ja poczułem ogromną ochotę, aby go kopnąć.
- Chciałbyś – warknąłem niezadowolony. Dupek. Nie
kazałem mu kłaść się wtedy ze mną! Miałem to do siebie, że łapałem wszystko
podczas snu. Zazwyczaj poduszkę albo kołdrę, ale ponieważ nie spałem wtedy
sam... Nie chciałem się nawet przyznać, że po raz pierwszy od bardzo dawna rzeczywiście
się wyspałem, bez głupich snów. To nic nie zmieniało i na pewno fakt, że spałem
z nim nie miał nic do rzeczy.
- Włącz Almityville – zasugerował Jong Hyun, jakby
od niechcenia. – Chyba, że wolicie filmy o egzorcyzmach?
Jin Ki wzruszył ramionami, a i ja machnąłem na to
ręką. Słyszałem o tym filmie głównie przez wzgląd na Ryana Reynoldsa, lubiłem
tego aktora, więc się interesowałem filmami, w których grał. Tą pozycję miałem
odłożoną na później.
Jako że nie było sprzeciwów, nasz gospodarz włączył
wspomniany tytuł, od razy siadając pod kanapą, na której nie było miejsca przez
to, że Jong Hyun się rozłożył, jakby był u siebie. Zgasiliśmy światło, starając
się jak najbardziej zainicjować klimat odpowiadający tego typu seansom. Złapał
tylko za poduszkę, jaką ułożył na kolanach, po czym wbił wzrok w telewizor. Sam
wsunąłem sobie przedramię pod głowę i zacząłem się skupiać na tym, co pojawiało
się na ekranie.
Podciągnąłem pod siebie nogi, na kolanach opierając
podbródek. Woo Hyun zasnął w przeciągu pierwszych piętnastu minut, po pokoju
roznosiło się stłumione rękawem bluzy chrapanie. Uśmiechnąłem się tylko widząc
to. Zerknąłem kątem oka na Jong Hyuna, pospiesznie odwracając wzrok. To była
dobra chwila, żeby porozmawiać o dniach otwartych? Uznałem, że jeszcze
poczekam. Zająłem się horrorem, który nie był może szalenie przerażający, ale
potrafił mnie wystraszyć, gdy nagle i niespodziewanie coś się pojawiało.
Śmiałem się wtedy cicho sam do siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jin Ki wyciągnął
się na dywanie przysypiając, chwilami jednak podskakiwał wystraszony tak jak
ja, a Jong Hyun beznamiętnie patrzył w ekran. Nie patrzyłem jednak na niego
zajęty filmem. Był dziwny. Uwielbiałem filmy o duchach. Może chwila, w której
martwa dziewczynka wsadziła sobie w głowę palec byłem opiekunki nieszczególnie
mi się spodobała. Była obrzydliwa i niepokojąca. Wcisnąłem twarz w poduszkę,
jaką trzymałem na kolanach.
- Boisz się? – Usłyszałem szept nad uchem. Kanapa
odgięła się, kiedy Jong Hyun przysunął się bliżej mnie. Zerknąłem na niego z
niezadowoloną miną. Pokręciłem od razu głową i zmarszczyłem brwi na znak, że
nie podobał mi się ten docinek.
- Tak, ciebie.
Stłumił śmiech, ale nie żartowałem. Nigdy nie wiedziałem,
czego się po nim spodziewać, a to trochę mnie przerażało. Nie lubiłem tracić
kontroli, przy nim nigdy nie mogłem jej zachować.
- Jakoś tego nie zauważyłem wcześniej, Bummie –
mruknął nadal uśmiechając się lekko. Uderzyłem go łokciem w żebra, na co
skrzywił się i złapał za bolące miejsce. – Nie złość się, to było urocze. Nie
pomyślałbym, że taka z ciebie przylepa.
Zgromiłem go wzrokiem. Gdyby spojrzenia mogły
zabijać, padłby trupem na miejscu. Prychnąłem, co zwróciło uwagę Jin Ki’ego.
Jong Hyun machnął mu ręką, by się nie przejmował, a ja zazgrzytałem ze złości
zębami i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Że też było mi tego głupka
szkoda! Najwyraźniej przestał się przejmować swoimi problemami, też powinienem
mieć znów go gdzieś.
- To ty się do mnie przykleiłeś. A może już nie
pamiętasz? – Syknąłem cicho. Nie chciałem, żeby ktoś to usłyszał. Mógłby to
opatrznie zrozumieć, choć teraz chrapał w najlepsze.
Brunet wzruszył obojętnie ramionami. Liczyłem, że
jakoś go to zirytuje albo choć trochę wyprowadzi z równowagi, ale nie. Pan Wieczne Opanowanie nawet nie zareagował.
- Miałem spać na ziemi? Albo na nieposłanym łóżku? Poza
tym z taką przytulanką aż miło się leży – posłał mi zawadiacki uśmieszek.
Zrobiło mi się głupio, nawet bardzo. Miałem wrażenie, że już do końca szkoły będzie
mi to wypominał.
- Jeszcze trochę i pomyślę, że ci się to podobało –
mruknąłem, na co nie dostałem odpowiedzi. Rozległ się huk, a telewizor zgasł.
Niebo przecięła błyskawica, rozświetlając na krótką chwilę pokój. Woo Hyun
spadł z krzesła, ale poderwał się gwałtownie i zaczął rozglądać z przerażeniem.
Telewizor w między czasie znów się włączył, chociaż nie byłem pewien czy w
pewnym momencie naprawdę nie braknie nam prądu.
- Ale kicha – mruknął mój przyjaciel, ziewając
zaraz szeroko. Rozłożył się na podłodze obok gospodarza, biorąc ode mnie
poduszkę. Ułożył się wygodnie i nie zwracając na nic uwagi, położył się spać.
- To było dziwne – bąknął zdezorientowany Jin Ki.
Westchnąłem tylko bezradnie, szybko samemu doszukując się na kanapie
wygodniejszej pozycji.
- Jak będziemy się zbierać, to ci go zabierzemy –
odparłem, mierzwiąc z góry włosy chłopaka. Otrząsnął się i odwrócił do mnie,
łapiąc za kostki. Ściągnął mnie na dywan, przez co wylądowałem tyłkiem na
ziemi, krzywiąc się nieco. – Ej, to boli! Taki z ciebie higienista, że sam mi
kontuzji szukasz?
- Kontuzjować to ja cię dopiero mogę, dongsaeng –
prychnął rozbawiony. Połaskotał mnie, na co wierzgnąłem, wybuchając śmiechem.
Chyba znudziło mu się już oglądanie. Zresztą, to i tak była końcówka. Machałem
rękami, chcąc go odgonić od swojego brzucha, a przy tym zanosiłem się panicznym
śmiechem, tracąc szybko oddech.
- Onew-ah, nie możesz! – Jong Hyun zrobił
przerażoną minę, ale zaraz sam się uśmiechnął. – Ta ciamajda musi być cała do
dni otwartych. Potem droga wolna.
Popatrzyłem na niego z wyrzutem. Wytarłem
załzawione oczy, kiedy tylko Jin Ki przestał. Uniósł dłonie w obronnym geście, a
ja uderzyłem Jong Hyuna w kolano z oburzoną miną.
- To tak dbasz o swojego podopiecznego pajacu?! –
Fuknąłem na niego, szybko jednak robiąc skonsternowaną minę. Spojrzałem na
studenta pytająco, unosząc brwi. – Onew?
Pokiwał głową, ale odpowiedział mi brunet.
- Zawsze tak do niego mówię. To takie dziwne?
Wzruszyłem lekko ramionami. To mógł być przecież
zbieg okoliczności, prawda? „Mój” Onew
wcale nie musiał być Jin Kim... Zakuło mnie w klatce piersiowej. Dziwnie było
mi z myślą, że oto może miałem przed sobą osobę, z którą od dłuższego czasu
utrzymywałem kontakt. A jeśli tak było? Zastanawiałem się, czy Onew nadal
chciałby ze mną rozmawiać. Może wyobrażał sobie mnie zupełnie inaczej i czułby
się zawiedziony?
- I tak większość osób mówi mi po imieniu, nie
martw się, Ki Bum. – Jin Ki poklepał mnie po plecach. Posłałem mu słaby uśmiech
ciesząc się, że źle zinterpretował moje zachowanie.
- Powinniśmy się zwijać – wtrącił Jong Hyun,
patrząc na mnie znacząco. Odnalazłem wzrokiem zegarek, ze zdziwieniem
zauważając, że jest już grubo po dziesiątej. – Jutro widzę cię na ujeżdżalni i
nie ma żadnego wymawiania się. Bierz Śpiącą
Królewnę i chodź. Odprowadzę was.
- Pójdę z wami – zasugerował od razu student
podnosząc się z miejsca. Popatrzyłem na niego niepewnie w chwili, kiedy
szarpałem przyjaciela za ramię, aby się obudził. – Jeśli spotkacie nauczyciela,
możecie mieć kłopoty. I ktoś musi was wpuścić do akademika.
- Ja do mojego mam klucz. Możesz od razu iść z
nimi.
Jin Ki pokiwał głową. Odłączył komputer od
telewizora i wyłączył wszystko. Woo Hyun zdążył się podnieść i ubierał właśnie
buty. Dołączyłem do niego w chwili, kiedy Jong Hyun się przeciągał. Mnie samego
też bolały wszystkie mięśnie, ale nie myślałem o tym. W głowie miałem tylko
krążące pytania, jakie chciałem zadać. Jeśli Jin Ki i Onew to ta sama osoba,
powinienem mu powiedzieć, że to ja? Czy jednak nie? Wyszedłem na zewnątrz,
wciskając dłonie w kieszenie bluzy. Cholera, dlaczego wszystko musiało się tak
komplikować?
~***~
1Kłus –
dwutaktowy chód konia, wolniejszy od galopu, lecz szybszy od stępa.
2Cugle, wodze –
przymocowane do wędzidła skórzane, gumowe lub parciane paski, które jeździec
trzyma w rękach podczas jazdy.
3Ustępowanie – ćwiczenie,
wprowadzające do nauki chodów bocznych. W ustępowaniu koń nie jest zgięty,
jedynie ustawiony w potylicy w kierunku przeciwnym do kierunku ruchu.
4Ciąg – chód
boczny, w którym koń porusza się jednocześnie do przodu i w bok, przy czym jest
wygięty w kierunku do linii, po której się porusza. Ciąg może być wykonywany w
stępie, kłusie i galopie. Rozróżnia się ciąg w lewo i ciąg w prawo.
5Piaff – chód
konia stosowany w wyższych konkursach ujeżdżeniowych klasy GP (Grand Prix), a
także w hiszpańskiej szkole jazdy. Koń wykonujący piaff kłusuje w miejscu w
dużym zebraniu, wysoko unosząc przednie kończyny. W piaffie, inaczej niż w
pozostałych odmianach kłusa, nie ma momentu "zawieszenia". Pierwsza
para nóg (po skosie) dotyka ziemi, zanim druga para zacznie się unosić.
6Kłus wyciągnięty – przy
każdym kroku koń maksymalnie wyciąga kończyny, chód ten wykonuje się jedynie
podczas pracy na ujeżdżalni.
7Lotna zmiana nogi – manewr polegający na tym, iż koń
podczas galopu, znajdując się w fazie lotu zmienia nogę prowadzącą, na którą
galopuje (czyli przednią nogę, którą stawia jako ostatnią przed fazą lotu).
8Ujeżdżenie (dresaż) – dyscyplina jeździecka, w której koń
z jeźdźcem muszą wykonać szereg figur i zaprezentować różne chody na placu
zwanym czworobokiem.
9Siodło – część
rzędu końskiego stanowiąca siedzenie przeznaczone dla jeźdźca.
10Palcat, szpicruta – jedna ze sztucznych pomocy jeździeckich; krótki bat skokowy, służący do
wzmocnienia łydki lub skarcenia konia. Klepie się nim konia po łopatce lub tuż
za łydką jeźdźca.
11Ujeżdżalnia –
budynek lub plac przeznaczony do jazdy konnej, treningów i pokazów.
12Łęk – element
stelażu siodła, ograniczający siodło od przodu. Wygięty jest on w łuk, pod
którym znajduje się miejsce na kłąb konia.
13Strzemiona –
przymocowane do siodła metalowe łuki, w które jeździec wsuwa stopy.
14Boks – indywidualne,
zamykane miejsce dla poszczególnych koni. Boksy mogą być murowane, wykonane z
drewna, czy stalowych prętów. Posiadają otwierane jedno- lub dwuczęściowe
(górne i dolne) drzwi.
15Pinto – rasa koni pochodząca z USA. Konie
Pinto nie są właściwie rasą, lecz populacją o umaszczeniu srokatym. Do księgi
stadnej Pinto można wpisać każdego konia srokatego.
~***~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz