11 lipca 2016

Adagio Sostenuto: Rozdział 6


Tytuł: Adagio Sostenuto
Paring: JongKey - szczypta OnKey
Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 6/?

„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”


Siedziałem, jak na igłach, wpatrując się w tablicę. Byłem niewyspany, zmęczony, a w dodatku moje myśli szalały. Umysł pracował na najwyższych obrotach przez podejrzenia, jakie wzbudził we mnie nasz grupowy seans filmowy. Z Onew rozmawiałem dwa razy i ani razu nie miałem odwagi go zapytać o coś, co mogłoby mi dać jasną odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Dostrzegałem między jednym i drugim wiele podobieństw, ale starałem się nie popadać w paranoję. Obaj studiowali medycynę i mieli praktyki w szkole, ale czy to musiało znaczyć, że są tą samą osobą? Miałem wrażenie, że wariuję. Za każdym razem, kiedy myślałem, że być może Jin Ki jest „moim” Onew robiło mi się słabo, a w uszach szumiała krew.
Od dłuższego czasu zastanawiałem się, co by było, gdybyśmy spotkali się poza siecią. Lubiłem go, nawet bardziej, niż powinienem. Był tak naprawdę jedynym przyjacielem, jakiego miałem, takim prawdziwym. Wcześniej miałem tylko Zeusa. Miałem kolegów, ale nie utrzymywałem z rówieśnikami bliższych stosunków, cały swój czas spędzałem w siodle albo z babcią. Dopiero, kiedy poznałem Onew zacząłem się zastanawiać, dlaczego wcześniej nie brakowało mi obecności kogoś, z kim mógłbym porozmawiać o wszystkim. Chociaż dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że to było głupie. Nawet nie wiedziałem, jak naprawdę się nazywa! Nie miałem pojęcia, jak wygląda, w sumie… Nie wiedziałem o nim nic. A mimo to teraz, kiedy tak mało rozmawialiśmy tęskniłem za nim. I zastanawiałem się, czy on też. W pewnym momencie nawet Woo Hyun zaczął podejrzewać, że jestem chory i chciał mnie wysłać do gabinetu higienisty, ale szybko wybiłem mu ten pomysł z głowy. To by mnie zdecydowanie nie wyleczyło.
Kiedy tylko rozbrzmiał dzwonek, wypadłem na korytarz, wzdychając ciężko. Torba obijała się o moje ramię, gdy kierowałem się w stronę dziedzińca. Zajęcia niemiłosiernie mi się dłużyły. To był jedyny dzień, który miałem względnie wolny. Względnie, ponieważ Jong Hyun oczywiście zażądał, żebym poświęcił mu półtorej godziny, choć nie wiedziałem dokładnie, po co. Nie zastanawiałem się nad tym jednak jakoś szczególnie. Po prostu wyszedłem ze szkoły, od razu kierując się w stronę akademika. Chciałem się przede wszystkim przebrać.
Zerknąłem w stronę boiska. Słyszałem jakieś okrzyki niezrozumiałe dla mnie z tego miejsca, dlatego ruszyłem w tamtym kierunku zaciekawiony. Wszedłem po schodach na trybuny i powiodłem wzrokiem po boisku. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy dostrzegłem szkolną drużynę, biegającą po murawie. Byli spoceni i ewidentnie wykończeni, aż współczułem im tego, że musieli ćwiczyć w taką pogodę. Nie było wcale ciepło, wręcz powiedziałbym, że wiatr, który dzisiaj uraczył nas sobą był zimny. Drżałem za każdym razem, kiedy dmuchał mi w twarz. Powinienem może pomyśleć od wyciągnięciem z szafy „zimowego” mundurka.
Między zawodnikami dostrzegłem Woo Hyuna, który gorączkowo starał się wykrzesać z siebie jak najwięcej. Dostał okazję, kiedy zawiesili Jong Hyuna i Min Ho, najwyraźniej nie zamierzał jej przepuścić. W pewnych chwilach go podziwiałem. Starał się wypaść dobrze zarówno w meczu, jak i podczas występu na scenie, kiedy ćwiczyliśmy układ na dni otwarte. Jego udział w pokazie skoków nadal był niepewny. Tak, jak mu obiecałem, rozmawiałem o tym z Jong Hyunem. Nie mógł jednak obiecać, że coś zdziała i nawet nie chciałem o tym mówić przyjacielowi. Byłby rozczarowany, gdyby niewielka nadzieja okazała się być złudną.
Zerknąłem na trybuny, gdzie siedziało kilkoro uczniów. Często się zdarzało, że na tego typu zajęciach była widownia. Ja też podczas ćwiczeń nie raz widziałem, jak przyglądają nam się inni. Przywykłem do tego, jednak widząc kilka rzędów niżej zamyślonego Jong Hyuna przygryzłem wargę. Wpatrywał się w boisko pustym wzrokiem, najwyraźniej nic sobie nie robiąc z chłodnego wiatru, który rozrzucał mu zmierzwione włosy. Miał na sobie tylko koszulę, z podwiniętymi rękawami aż do łokci. Na ten widok zrobiło mi się tylko zimniej.
Przypuszczałem, co tak mu zaprzątało głowę. Pomimo, że nie dawał tego po sobie poznać, zachowywał się tak, jak zwykle – dokuczał mi, wygłupiał się ze znajomymi i wyciskał z nas siódme poty na treningu gdzieś tam miałem świadomość tego, że musi go to dręczyć. Miał grać w tym meczu, pokazać się „łowcom talentów” i spełnić oczekiwania ojca, jaki pokładał w nim duże nadzieje, jednak nie mógł. Bo mi pomógł. Czy było mi z tym źle? Chwilami tak. Im bliżej było meczu, tym bardziej ściskało mnie w dołku. Gdyby nie mój wyszczekany język, nie miałby kłopotów. Nie prosiłem go jednak o pomoc, więc starałem się jakoś zagłuszyć wyrzuty sumienia wmawiając sobie, że przecież nie miałem wpływu na jego decyzję. Musiał sobie poradzić z konsekwencjami, jak dorosły. Może właśnie z tego powodu próbował grać twardego, pewnego siebie i niewzruszonego, jakby każda oznaka słabości była dla niego zagrożeniem. Zauważyłem to. Ten jego arogancki ton, kiedy się czasami do mnie zwracał był taki wkurzający… I nawet myśl, że robi to przez nacisk ojca nie pomagała. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak nieustępliwi powinni być rodzice i mu współczułem. Pomimo, że mnie wkurzał, było mi go szkoda. Naprawdę miał talent – czego bym mu wprost nie powiedział, jeszcze zacząłby myśleć, że go lubię – i nie miałem pojęcia, dlaczego jego ojciec tak się czepiał. Mój, gdyby Jong Hyun był jego synem, chyba pękłby z dumy.
Westchnąłem, schodząc na dół. Miałem poczekać na niego przy boksie Zeusa i to zamierzałem zrobić. Udawać, że nie widzę, jak się zadręcza. Nie miałem ochoty mu dokuczać, pod tym względem i on był w stosunku do mnie w porządku. Chociaż może to za dużo powiedziane – o incydencie w sali muzycznej nadal nie rozmawialiśmy. Dlatego też to postanowiłem puścić w niepamięć. Po co myśleć o rzeczach nieistotnych?
- Przepraszam… Nie wiesz może, gdzie znajdę Choi Min Ho?
Odwróciłem głowę od boiska, gdzie aktualnie zawodnicy zaczęli trening z piłką. Zmarszczyłem brwi na widok drobnej osóbki, jaka stała przede mną, obejmując się ramionami. Cienka koszulka z długim rękawem na pewno nie dawała wiele ciepła. Przez chwilę myślałem, że to dziewczyna przez wzgląd na wyjątkowo lichą budowę ciała i długie rzęsy, okalające ciemne, lśniące oczy. Szybko jednak dotarło do mnie, że to było mylne wrażenie. Przyjrzałem się chłopakowi o długich, karmelowych włosach, sięgających ledwie ramion, zgrabnie wystopniowanych. Aż zatęskniłem za moim blondem. Poczułem nieprzyjemne ukłucie w brzuchu na samą myśl o tym, że musiałem się przefarbować.
Usłyszałem zniecierpliwione westchnienie. Najwyraźniej miałem do czynienia z osobnikiem, który przywykł do tego, że dostawał to, co chciał od razu. Uprzejmość z jego strony nagle wyparowała, zastąpiło ją poirytowanie, co ani trochę mi się nie spodobało.
- Nie patrz się na mnie tak, jakbyś zobaczył ducha, tylko powiedz mi czy wiesz, gdzie jest Min Ho. To chyba proste pytanie? – Sarknął, a ja zmrużyłem oczy. Ależ miałem ochotę go wytargać za te kłaki. Momentalnie chwilowy przypływ empatii do niego zelżał. Prychnąłem, wywracając oczyma.
- Wiem – odpowiedziałem, nie spuszczając wzroku z drobnej twarzy, teraz zasłoniętej materiałem czarnej maseczki. Zmrużył czarne oczy, a ja pogratulowałem sobie w duchu. Sztyletował mnie spojrzeniem, najprawdopodobniej starając się nie powiedzieć czegoś, co mogłoby mu zdecydowanie nie pomóc.
- A mógłbyś mi powiedzieć, gdzie on jest? – Zapytał powoli, siląc się na spokój. Skinąłem głową, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Odpowiedź była przecież prosta.
- Oczywiście, że mógłbym.
- Więc? Powiesz mi? – Dodał, a ja czułem się tak, jakbym dźgał patykiem śpiącego niedźwiedzia. Och, więc to tak wyglądałem, kiedy ktoś mnie drażnił?
- Nie – rzuciłem lekko, wywołując tym u niego konsternację. Zmarszczył kształtne brwi, ewidentnie wyregulowane. Kąciki moich ust ułożyły się w delikatnym, aczkolwiek złośliwym uśmiechu, gdy tylko dostrzegłem to nieme pytanie w ciemnych tęczówkach. – Pytałeś czy mógłbym to zrobić. Nie, czy zrobię – wyjaśniłem ze stoicyzmem, przechylając na bok głowę. Zazgrzytał zębami ze złości, a ja zrobiłem minę uroczego niewiniątka, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Jeśli wydaje ci się, że jesteś zabawny, to masz rację. Wydaje ci się – warknął, przestając próbować panować nad sobą. Zmarszczyłem lekko brwi. Naprawdę, czy wszyscy obracający się w tym kręgu musieli być tacy wkurzający?
- Oho, widzę ktoś tu znowu ma kłopoty.
Odwróciłem się, widząc Jong Hyuna, wychodzącego z boiska. Uśmiechnął się do chłopaka, jaki momentalnie zmienił swój ton. Rozpromienił się, przez co jego czarne oczy zalśniły wesoło. Popatrzyłem na starszego pytająco, jednak mnie zignorował, na rzecz tego dzieciaka, z którym się przywitał.
- Hyung myślałem, że zobaczymy się dopiero na Dniach Otwartych! – Zakrzyknął, a ja zacząłem się zastanawiać czy nie ulotnić się stąd jak najszybciej. Czy był ktoś, kogo Jong Hyun nie znał?
- Lubię zaskakiwać, Minnie – puścił mu oczko, jednak szybko westchnął. Po wcześniejszej melancholii nie było śladu. Jakby nigdy wcześniej nie bił się z myślami. Zadziwiające, jak szybko potrafił przybrać tą swoją nonszalancką maskę. Przybrał nieco bardziej poważny wyraz twarzy, najprawdopodobniej przewidując, o czym rozmawialiśmy, bo zaraz powiedział: – Min Ho jest na boisku. Gdzie indziej mógłby być, co?
„Minnie” zaśmiał się urokliwie, odrzucając swoje włosy na plecy. Wyglądał przy tym tak kobieco, że aż musiałem ugryźć się w język, żeby nie rzucić jakimś złośliwym korytarzem.
- Wolałem zapytać, ale ten tutaj – wskazał podbródkiem na mnie z niesmakiem na ustach – uznał, że zabawniej będzie się ze mnie ponabijać.
- Wypraszam sobie! Niepoprawnie postawiłeś pytanie – żachnąłem się i zacisnąłem zęby. Jong Hyun uśmiechnął się nikle, w ten swój cwaniacki sposób. Posłałem mu wściekłe spojrzenie. Nie oczekiwałem wcale, że weźmie moją stronę, ale mógłby chociaż przestać patrzyć na mnie w tak impertynencki sposób. Jego zuchwałość przechodziła wszelkie granice.
- Ach, Ki Bum… Naprawdę, tak lubisz robić sobie wrogów? – Spytał mnie retorycznie, patrząc na mnie z politowaniem. Wypuściłem powietrze z płuc, powoli odliczając od dziesięciu w dół. Boże, daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to go zabiję. I ja temu dupkowi współczułem?!
- Staram się jak mogę. W twoim wypadku to niestety nie działa – zrobiłem zbolałą minę, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Brunet mrugnął do chłopaka, który przyglądał nam się z rozbawieniem, jakiego wcale nie zamierzał ukrywać.
- Aish, Bummie, naprawdę… Ja tu próbuję być dla ciebie miły, a ty stroszysz się za każdym razem, jak tylko się zjawiam. Wiesz, większość psychologów uważa, że pociąg, to w rzeczywistości wysublimowany pociąg seksualny.
- Już to gdzieś słyszałem – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – Idąc tym tokiem rozumowania Min Ho pała do mnie miłością czystą i niepokalaną. Jego płomienne uczucia daje mi odczuć zawsze, kiedy odsuwa mi krzesło na stołówce albo podstawia nogę. Marzyłem o takim adoratorze.
Jong Hyun westchnął ciężko. Nic nie mogłem poradzić na to, że podczas każdej naszej rozmowy sarkastyczna natura brała górę. Zresztą, on też nieszczególnie się powstrzymywał przed docinkami i kąśliwymi uwagami.
- Nie przejmuj się, Minnie. Ki Bum tylko wygląda tak groźnie, w rzeczywistości nie gryzie – brunet mnie zignorował, zwracając się znów do swojego kolegi. Ten popatrzył na niego z nieodgadnionym dla mnie wyrazem twarzy, ale pokiwał głową, jakby ze zrozumieniem. Ja w tym czasie poczerwieniałem ze złości. Momentalnie zrobiło mi się ciepło. Powinienem w końcu przytulić pięść do tej jego przystojnej buźki?
- Nie dziwię się, że go lubisz. Jesteście po jednych pieniądzach – skwitował lakonicznie, obejmując się ramionami, kiedy znów zawiało. – Idę, zanim zamarznę. A wy bawcie się dobrze!
I pobiegł w stronę boiska, zanim którekolwiek z nas zdążyło cokolwiek powiedzieć. Prychnąłem tylko pogardliwie, jak rozjuszona kotka. Dom wariatów. Jeden gorszy od drugiego. Łypnąłem spode łba na Jong Hyuna, po czym trzasnąłem go pięścią w ramię, dając upust swojej frustracji.
- A to za co?! – Obruszył się, chwytając za bolące miejsce.
- Musiałem dać upust mojej żądzy – syknąłem z ironią, na co przez chwilę wyglądał, jakby nie wiedział, co mi odpowiedzieć. Szybko jednak odzyskał rezon, przysuwając się do mnie o kilka kroków. Momentalnie pożałowałem, że w ogóle zdecydowałem się odezwać. Dlaczego do cholery on zawsze podłapywał tą gierkę?! Nie mógłby raz odpuścić? Nie, skąd. Musiał uparcie brnąć do przodu, dopóki to ja się nie wycofywałem. Moja duma cierpiała. Bardzo.
- Wiesz, że jesteś uroczy, kiedy się złościsz?
Wlepiłem w niego zdziwione spojrzenie. Patrzyłem na niego, jak na idiotę, którym w zasadzie był, przez kilka krótkich chwil nie mówiąc nic. Otrząsnąłem się i odepchnąłem go od siebie zażenowany. Warknąłem tylko pod nosem ciche „Głupek”, po czym zacząłem iść w stronę stajni. Jong Hyun zaśmiał się, ale szybko do mnie dołączył, przypatrując mi się z zawadiackim uśmieszkiem.
- Ale tak poważnie… Dlaczego się tak zachowujesz? – Spytał, kiedy mijaliśmy klomb z różami. Gdzieś między płatkami bzyczał cicho bąk, co brzmiało dosyć zabawnie. Odetchnąłem, wzruszając lekko ramionami. Bo co mu miałem powiedzieć? Nie miałem pojęcia, to się działo samo. Po prostu tak na mnie działało jego towarzystwo. Irytował mnie z premedytacją, a ja się dawałem, co jeszcze bardziej mnie drażniło.
- Bo jesteś wkurzający. Nie oczekuj, że będę dla ciebie miły, skoro ty ciągle mnie dręczysz.
- Naprawdę tak to odbierasz? – Pokiwałem głową, łypiąc na niego nieprzychylnie. – Lubię się z tobą droczyć. Ale nie powinieneś myśleć, że z ciebie szydzę, Bummie. Nie sądzisz, że gdyby tak było, to zamiast stawać w twojej obronie zachowywałbym się, jak Min Ho?
Przełknąłem ślinę, oblizując zaraz usta. Może i miał w tym trochę racji. Może nie szturchał mnie na korytarzu, nie rzucał wrednymi uwagami, nie przezywał czy nie nękał, starając się znaleźć pretekst do tego, by się ze mnie ponabijać. Mimo to za każdym razem, kiedy choć próbował mi dogryźć przybierałem postawę obronną. Z Woo Hyunem też się przekomarzaliśmy, jednak Jong Hyun robił to w zupełnie inny sposób. Od niechcenia, tak lekko i niedbale, że sama jego postawa mnie drażniła.
- Zachowujesz się na tyle nieprzewidywalnie, że nie powinieneś mi się dziwić.
Wszedłem do stajni, od razu kierując się w stronę boksu Zeusa. Zdziwiłem się, nie dostrzegając kasztanowego łba, jaki zwykł mnie wyglądać, kiedy tylko usłyszał zbliżające się kroki. Nie słuchałem Jong Hyuna, który mówił mi właśnie, że z premedytacją nie zrobiłby mi przykrości. Gdzieś w głębi umysłu to zanotowałem, jednak teraz dopadłem drzwiczek boksu nękany przez niepewność. Chłopak umilkł, przystając obok mnie. Patrzyłem na ogiera, który leżał rozciągnięty na sianie i dyszał ciężko. Był spocony zupełnie tak, jakbyśmy właśnie skończyli trening, a przecież od kilkudziesięciu godzin nie miał na sobie siodła.
Wpadłem do środka jak burza, otwierając drzwiczki z takim rozmachem, że uderzyły o ściankę boksu. Zwierzę poderwało łeb na krótko i zarżało żałośnie. Metalowa obręcz ścisnęła mnie za serce. Zachciało mi się płakać, nie mogłem nic zrobić, by mu ulżyć. Coś go bolało, ale nie potrafił powiedzieć mi co. Patrzył na mnie lśniącymi oczyma niemal przerażony. Musiał się bać. Nie wiedział, co się z nim działo, dlatego uklęknąłem przy nim, chcąc zrobić cokolwiek, co mogłoby mu jakoż pomóc. Wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem. Pogłaskałem jego miękkie chrapy, teraz wręcz rażąco rozgrzane. Wydał z siebie krótki pomruk i poruszył nogami, kopiąc się w podbrzusze.
- Co jest, maluszku? – Spytałem zduszonym głosem, zagryzając zaraz wargę. Jong Hyun kucnął obok mnie, przypatrując się Zeusowi. Spojrzałem na niego wyczekująco, niecierpliwie czekając, aż coś powie. Nie patrzył na mnie, a na jego twarzy nie było śladu po wcześniejszym rozbawieniu. Grobowa mina sprawiła, że zadrżałem.
- To mi wygląda na kolkę – zaczął ze spokojem, a ja czknąłem, przez co zwierzę rzuciło łbem. Poczułem przejmujący chłód, a dreszcz przebiegł po moich plecach. Wiedziałem, co to mogło znaczyć. Choć nie miałem z tym styczności, a Zeus do tej pory nie miał żadnych problemów zdrowotnych, co nieco słyszałem o chorobach końskich. Zacisnąłem palce na sianie i wróciłem wzrokiem do kasztana, jaki leżał w bezruchu, najwyraźniej nie mając już siły na cokolwiek. Wyglądał tak żałośnie…
– Hej, Bummie, nie martw się. Nic mu nie będzie.
Poczułem, jak przesuwa opuszkiem małego palca po moim policzku. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, że oczy zaszły mi łzami. Oczywiście, że się bałem. Nie chciałem, żeby coś mu się stało. Kolka była na tyle niebezpieczną dolegliwością, że mogła skończyć się śmiercią. Na samą myśl o tym robiło mi się słabo. Kochałem go, tak naprawdę miałem tylko jego. Zwierzę ułożyło łeb na moich kolanach, próbując się do mnie przytulić. Uśmiechnąłem się smutno, ale nie wiedziałem, co robić. Szczerze mówiąc wcześniej nie byłem w podobnej sytuacji. Panikowałem, bo czułem się bezradny. Jong Hyun odsunął się ode mnie, chwytając za derkę1, a później i uwiąz2. Przypiął go do kantaru3 Zeusa, po czym złapał mnie za ramię i podniósł. Spojrzałem na niego pytająco bez większego zrozumienia.
- Idź po trenera. Niech zadzwoni po weterynarza, ja go wyprowadzę. Nie powinien leżeć.
Skinąłem posłusznie głową. Wypadłem ze stajni jak z procy, podczas gdy on próbował podnieść ważące prawie pół tony zwierzę, przekonując je miękkim głosem do jakiegokolwiek ruchu. Nie miałem czasu, żeby się temu przyglądać. Wpadłem do kantorka naszego trenera, który siedział z nosem w jakichś papierach. Zacząłem mu opowiadać o tym, co się stało, ale robiłem to na tyle chaotycznie, że szybko mi przerwał. Wziąłem kilka głębszych wdechów, ale nie pomogło mi to pozbyć się drżenia rąk, jakie wcisnąłem w kieszenie spodni, aby to ukryć.
Wyszedłem zaraz za nim z budynku. Jin Ki szedł koło mnie – nauczyciel kazał mi po niego pójść, kiedy on będzie dzwonił po weterynarza. Nie odzywałem się, wpatrując w ziemię. Obejmowałem się ramionami, pogrążony w swoich myślach. Nie znałem przyczyn kolki. Nie wiedziałem o niej nic poza tym, że mogła zagrażać życiu konia, ale zacząłem się obwiniać. Przeforsowałem go… Zmuszałem do treningów, choć do tej pory wydawało mi się, że robię to z rozsądkiem, aby mu nie zaszkodzić. Zagryzłem wargi tak mocno, że dolna pękła. Poczułem na języku metaliczny posmak krwi. Przełknąłem gulę, jaka zagnieździła się w moim gardle, po czym podniosłem wzrok. Zeus powoli szedł stępa obok Jong Hyuna, ze spuszczonym łbem. Zatrzymywał się co kilka kroków i grzebał kopytem w ziemi, ale chłopak mówił coś do niego, najwyraźniej przekonując, aby szedł dalej.
Jin Ki przystanął, patrząc na mnie z troską. Poczułem jego dłoń w swoich włosach, więc uniosłem wzrok, napotykając ciepły, krzepiący uśmiech. Odpowiedziałem mu tylko krótkim uniesieniem samych kącików ust, na nic więcej nie było mnie stać. Przystanąłem przy wejściu na ujeżdżalnię. Jong Hyun zatrzymał się, jako że dostrzegł nauczyciela, kroczącego pospiesznie w jego kierunku. Poklepał smukłą szyję ogiera i pogłaskał go po niej krótko.
- Jesteś dzielny – rzucił do zwierzęcia, na co uśmiechnąłem się blado. Chciałem podejść i zrobić cokolwiek. Widziałem strach w oczach Zeusa, który nie miał siły, aby się cofnąć, gdy dwoje obcych mu mężczyzn podchodziło do niego. Jong Hyun widząc to objął lekko łeb ogiera i przytulił do siebie, pozwalając mu znaleźć chwilę ukojenia. Szeptał coś do niego, głaskał po czole, wolno zsuwając dłoń pod brodę i czekał, aż trener obejrzy zwierzę. Przyglądałem się temu z rozczuleniem. Już wcześniej widziałem, w jaki sposób odnosił się do koni. Naprawdę je kochał, co okazywał na swój specyficzny sposób. Na pierwszym miejscu stawiał zawsze zwierzę, a dopiero później jeźdźca. Uważał, że nie powinno się wykorzystywać zaufania, jakim darzyły nas konie. Poczułem ukłucie w sercu, a mój uśmiech nieco przygasł. Patrzyłem, jak brunet uspokaja Zeusa, podczas gdy ja nie mogłem nawet go pogłaskać. Nie powinienem go dodatkowo stresować obecnością kolejnej osoby. Pomimo, że Zeus był moim koniem miałem świadomość, że nie mogłem dla niego zrobić nic.

- Co z nim? – Spytałem od razu, kiedy dostrzegłem Jong Hyuna idącego w moją stronę. Kiedy przyjechał weterynarz Jin Ki zabrał mnie do stajni, żebym nie przeszkadzał. Byłem mu wdzięczny, sam by się na to nie zdobył. Nie miałem odwagi zostawić Zeusa samego. Bezsilność mnie dobijała, a towarzystwo studenta nie pomagało tak, jak zwykle, chociaż przytulał mnie do siebie i obiecywał, że ogierowi nic nie będzie. – Jong Hyun, co powiedział weterynarz? – Dodałem zaraz, na co chłopak westchnął, wycierając dłonie w spodnie. Jin Ki patrzył na niego wyczekująco, chociaż chyba i tak to ja się bardziej stresowałem.
- Zabrali go na badania. Chciałbym powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogę – popatrzył na mnie ze skruchą. Zacisnąłem usta, starając się nie rozpłakać. – Dzisiejsza noc będzie decydująca, Ki Bum. Ale Zeus jest dzielny, poradzi sobie.
- Powinienem był jechać z nim – wypaliłem nagle, patrząc na chłopaka hardo. – Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej? Pojechałbym z nimi!
- Ki Bum, nie możesz... Masz lekcje jutro. Poza tym gdzie byś spał, na kozetce? – Jin Ki położył mi dłoń na ramieniu, ale strzepnąłem ją, patrząc na niego ze złością. Wiedziałem, że nie był niczemu winien, ale mimo to nie potrafiłem powstrzymać złości, jaką nakręcał strach i panika. Nie wyobrażałem sobie, co by było, gdybym nagle musiał pogodzić się z tym, że nie ma Zeusa.
- Zabrali go obcy ludzie do obcego miejsca! Musi być przerażony... Miałem tam być! Mogłeś mi powiedzieć, dobrze wiesz w jakich warunkach go spotkałem! Jak myślisz, co musi przeżywać?! – Spojrzałem na Jong Hyuna urażony. Odetchnął, podchodząc do mnie. Ułożył dłonie na moich ramionach nachylając się do mnie. Był wyższy raptem o kilka centymetrów, a mimo to czasami sprawiało to, że czułem się przytłoczony.
- Bummie, hyung ma rację – zaczął ze spokojem, patrząc mi prosto w oczy. – To na pewno nie łatwe ani dla niego ani dla ciebie, ale jest w dobrych rękach. Nikt mu nie zrobi krzywdy, chcą mu pomóc.
- On tego nie wie.
- Poczuje to. Nie jest głupi, to mądry zwierzak – uśmiechnął się do mnie łagodnie. Zrobiłem niepewną minę. Nie przekonywało mnie to. Nadal chciałem rzucić wszystko i popędzić tam, by uspokoić Zeusa. Każda podróż z samego początku go przerażała. Z czasem, kiedy jeździłem z nim nie było już tak źle. Przed wejściem do przyczepy się opierał, ale ostatecznie posłusznie do niej wchodził.
Jong Hyun zmierzwił mi włosy, odsuwając się. Spojrzał na zegarek, po czym rzucił do Jin Ki’ego coś, czego nie usłyszałem. Złapał mnie lekko za nadgarstek i pociągnął. Nie miałem siły na protesty, ruszyłem za nim pozwalając mu poprowadzić mnie tam, gdzie tego chciał. Wpatrywałem się w swoje buty, intensywnie myśląc. Nie odzywałem się, a starszy chłopak nie naciskał. Szedłem za nim, pociągając nosem. Słońce powoli zaczynało zachodzić. Dzień był coraz krótszy, więc pomimo wczesnej godziny robiło się ciemno. Nic dziwnego, była połowa października. Zadrżałem, kiedy chłodny wiatr znów dał o sobie znać. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale zrobiło mi się zimno. Skuliłem się nieco, zagryzając dolną wargę. Martwiłem się o Zeusa i bałem się, że naprawdę coś mu się stanie. Jeździłem na nim od kilku lat, zdążyłem przywiązać się do tego rozbrykanego „kucyka”.
Dopiero, kiedy Jong Hyun się zatrzymał podniosłem wzrok. Spojrzałem na niego pytająco, ale otworzył tylko przede mną drzwi do swojego pokoju i gestem zachęcił mnie, bym do niego wszedł. Przekroczyłem próg, dyskretnie się rozglądając. Od mojej ostatniej wizyty tutaj nic się nie zmieniło. Okno nadal było zasłonięte, a jedno łóżko wolne. Chłopak zamknął za nami drzwi, po czym posadził mnie na jego łóżku, teraz przykrytym ciemną narzutą. Przysiadł obok mnie nieustannie milcząc. Patrzyłem na swoje dłonie smętnie, wgryzając się w dolną wargę.
- Nie rób tak – szepnął Jong Hyun, dotykając kciukiem mojego podbródka. Przesunął opuszkiem po pękniętej wardze, wysuwając ją w ten sposób spomiędzy moich zębów. Objął mnie ramieniem i po prostu do siebie przyciągnął, przytulając do ciepłej klatki piersiowej. Westchnąłem, ale nie powiedziałem nic. Pozwoliłem mu na to. Oparłem głowę na barku chłopaka, zamykając przy tym oczy. Czułem się zmęczony, ale nie fizycznie. Bolała mnie głowa od nadmiaru myśli do tego stopnia, że dostałem gorączki. Piekły mnie policzki, a przez ciało przechodziły dreszcze. Dygotałem nieustannie, powstrzymując się jeszcze od szczękania zębami. Dlatego w pewnym momencie mocniej przylgnąłem do chłopaka, wsuwając dłonie pod jego ramiona, aby móc się swobodnie do niego przytulić. Usłyszałem ciche westchnienie, które brzmiało zupełnie tak, jak stłumiony śmiech. Zapewne bym się zarumienił, gdyby nie to, że obecnie jego zdanie na mój temat mnie nie obchodziło. Mógł się śmiać, choć w głębi bałem się, że będzie chciał to później wykorzystać, żeby się nade mną pastwić.
- Zimno ci? – Jong Hyun dotknął ustami mojego czoła. Mruknął coś do siebie i nie czekając na moją odpowiedź podniósł się, aby podejść do swojej szafy, z jakiej wygrzebał dres. Podniosłem głowę, a chociaż nigdy bym się do tego nie przyznał, to cale nie podobało mi się to, że się odsunął. Momentalnie znów zrobiło mi się zimno, dlatego objąłem się ramionami, decydując się jeszcze skinąć głową w ramach odpowiedzi. – Idź się umyć i przebrać. I tak do pokoju nie wrócisz... – Poruszył zabawnie brwiami. Zmarszczyłem swoje czoło, przyglądając mu się z pytającą miną. – Min Ho ma gościa. Wątpię, żeby cię wpuścili.
- To tak można?
- Nie, ale nikt nie musi o tym wiedzieć – mrugnął do mnie z lekkim uśmiechem. Podszedł do mnie, wyciągając dłoń, jaką przytulił do mojego policzka. Pogłaskał go lekko, niemal niewyczuwalnie, patrząc na mnie tymi swoimi ciemnymi, szczenięcymi oczyma. Były ładne, charakterystyczne. Nieco podkrążone i migdałkowate, Jong Hyun miał urokliwe obramowanie oczu oraz spojrzenie tak intensywne, że nie potrafiłem czasami go wytrzymać. Wpatrywałem się w niego urzeczony. Dopiero teraz pozwoliłem sobie wyciągnąć takie wnioski. – Idź się umyć, Bummie. Nie martw się już, nie pomożesz tym nikomu.
Podniosłem się powoli, biorąc od niego ubrania. Oczywiście, brzmiało to głupio, ale z drugiej strony miał rację. Trudno było jednak przestać się martwić. Odetchnąłem, zamykając się w łazience. Zrzuciłem z siebie ubrania. Odłożyłem je na zamkniętą ubikację, złożone w kostkę, po czym wszedłem pod prysznic, drżąc z zimna. Poczułem ulgę, kiedy tylko ciepła woda zaczęła spływać po moim ciele. Zamknąłem kabinę i przez krótki moment po prostu stałem, chcąc się rozgrzać. Dopiero po kilku minutach zacząłem się myć żelem, jaki znalazłem na brzegu brodzika. Pachniał miętą, jak każdy męski kosmetyk, jednak dziwnie mi było z myślą, że używałem czegoś, co należało do Jong Hyuna. Ja miałem swoje, bardziej kremowe, więc pachniałem później, jakbym się nasmarował jakimś zwyczajny kremem nawilżającym. Teraz czułem oszałamiającą woń mięty za każdym razem, kiedy żel zamieniał się w pianę na mojej skórze, zmywając z niej zmęczenie. Opłukałem się, nie chcąc nadużywać zbytnio gościnności chłopaka. Wytarłem się ręcznikiem, jaki wisiał na haczyku i szybko przebrałem, niemal tonąc w ciepłej bluzie. Zauważyłem, że chłopak lubił luźne ubrania, więc pewnie kupował sobie takie o kilka rozmiarów większe.
Wyszedłem z łazienki, naciągając rękawy na dłonie. W pokoju panował półmrok. Słońce zaszło już całkowicie, a zasłony w oknach nie przepuszczały żadnego światła. Na biurku jednak paliła się lampka, przez co widziałem, dokąd idę, chociaż żarówka oświetlała głównie blat. Jong Hyun odwrócił się, kiedy tylko usłyszał, że wchodzę do pokoju. Uśmiechnął się do mnie lekko, co starałem się odwzajemnić. Wyszedł mi jednak jakiś grymas, bo zaśmiał się cicho. Podszedł do mnie, od razu układając dłonie na moich policzkach. Nie patrzyłem na niego, nie miałem odwagi. Wiedziałem, że kiedy podniosę wzrok znów napotkam lśniące tęczówki, od których trudno było mi się oderwać, a jednocześnie, których spojrzenie przytłaczało. Wpatrywałem się w swoje bose stopy, zaciskając usta w wąską kreskę. Nieustanny niepokój w sercu dawał o sobie znać.
- Bummie, popatrz na mnie. – Głos Jong Hyuna był tak miękki, że momentalnie zrobiło mi się cieplej. Przyniósł dużo większą ulgę, niż prysznic, dlatego uniosłem głowę. Przyglądał mi się zmartwiony. Do tego stopnia obchodziło go to, jak się czułem? Zetknął razem nasze czoła. Przymrużyłem nieco oczy i powoli wypuściłem powietrze z płuc. Był tak blisko, że czułem ciepło, bijące od jego ciała. Pachniał nim, był w tym momencie jak idealny grzejnik, do którego znów chciałem przylgnąć. Odepchnąłem te myśli od siebie. Nie miałem żadnych powodów, by to robić… Zagryzłem wargi, tym razem znacznie lżej. Przez chwilę walczyłem ze sobą, aż wreszcie uśmiechnąłem się delikatnie do Jong Hyuna, na co na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
- Dlaczego zawsze mnie tak nazywasz? – Spytałem zduszonym głosem, niepewnie wsuwając dłonie na jego pas. Zacisnąłem palce na wysokości lędźwi chłopaka, mnąc mu koszulę. – Zawsze mówisz do mnie  „Bummie”.
- Bo wszyscy zwracają się do ciebie po imieniu. Lubię mieć coś, co przysługuje tylko mnie – odpowiedział miękko, bez żadnych ogródek. Zrobiłem zdziwioną minę, na co on posłał mi kolejny, ciepły uśmiech. Oczy starszego zalśniły nieodgadnionym blaskiem w ciemności, skupione tylko na mnie. To było tak cholernie krępujące... – Chcesz, żebym przestał?
Zawahałem się, ale pokręciłem głową. Byłem egoistą, zdawałem sobie z tego sprawę. Mimo to, kiedy zwracał na mnie swoją uwagę czułem gdzieś w głębi satysfakcję. Nieważne, że miałem ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że jest dupkiem. Nawet wtedy, gdy mi dokuczał, gdzieś w środku sprawiało mi to przyjemność. Było mi z tym źle, miałem sobie za złe swoją pychę, jednak na odczucia zbyt wiele poradzić nie mogłem.
- To znaczy, że jesteśmy przyjaciółmi?
Nawet w moich uszach to pytanie zabrzmiało idiotycznie. Momentalnie pożałowałem, że zdecydowałem się odezwać. Ta relacja była tak nietypowa, że na pewno nie można było jej nazwać w ten sposób. Jong Hyun widząc moje zwątpienie jedną z dłoni zsunął na mój kark, bym nie mógł się od niego odsunąć. Wsunął palce w krótkie włosy, przez co z trudem powstrzymałem się od westchnienia pełnego przyjemności.
- Przecież nie chcesz się ze mną przyjaźnić.
Skinąłem tylko głową. Miał słuszność, mówiłem to przecież niejednokrotnie. Tylko dlaczego teraz tak bardzo chciałem zaprzeczyć? Przesunął opuszkami po moim policzku, przyprawiając mnie o dreszcze. Nie poprzestał na tym. Ujął moją twarz w swoje dłonie i zmusił, bym na niego spojrzał. Uniósł kąciki ust w pełnym niedowierzania uśmiechu.
- Dlaczego płaczesz? – Spytał i dopiero w tym momencie poczułem, że mam mokre policzki. Pociągnąłem nosem, od razu wycierając oczy. – Jest ci przykro, bo się nie przyjaźnimy?
- Głupi jesteś – burknąłem tylko cicho. Nie uraziło go to, zaśmiał się, samemu ścierając kolejne łzy. – Martwię się...
- Bummie, gdyby coś było nie tak, to już byś wiedział. Zeus pewnie śpi i ma się dobrze.
- Zostawiłem go samego. Nawet nie chcę wiedzieć, co musiał przeżywać jadąc tam – zaprzeczyłem, patrząc na niego otwarcie. Uśmiechnął się z czymś, co wyglądało jak rozczulenie. Głaskał mnie po policzku, przesuwał opuszkami po szyi, by zaraz znów wrócić do twarzy. Stał przez cały czas tak blisko, że mógłbym policzyć wszystkie jego rzęsy gdyby w pokoju nie było tak ciemno.
- Dlaczego musisz być taki uparty? – Spytał retorycznie, zsuwając wzrok na moje usta. Trącił je opuszkiem kciuka, nim przytulił do nich swoje. Zamarłem, nie wiedząc, co się dzieje. Jong Hyun muskał moje wargi w niemal niewyczuwalny sposób, całował mnie tak delikatnie, jakby się bał, że zrobi mi tym krzywdę. Zamknąłem oczy i nieco niepewnie naparłem na usta chłopaka. Powinienem go odepchnąć, a on nie powinien zachowywać się w taki sposób. Nie byłem przygotowany na taką sytuację. Na to, że miękkie, ciepłr wargi przylgną do moich i będą całować mnie coraz pewniej, odbierając oddech, że szczupłe palce wsuną się w moje włosy i zaczną burzyć nieidealną fryzurę.
Jong Hyun nie czując oporu objął mnie mocniej. Dosłownie wpadłem mu w ramiona, ale dla niego najwyraźniej nie było to żadną przeszkodą. Zmusił mnie, bym przestąpił kilka kroków do przodu, samemu się cofając. Nie odsuwał się ode mnie przez cały ten czas. Zrobiło mi się gorąco, a w żołądku poczułem łaskotanie, które na swój sposób było przyjemne. Starałem się nadążyć, oddać pieszczotę pomimo, że rozsądek ostrzegał. W pewnym momencie straciłem równowagę. Wydałem z siebie cichy jęk, świadczący o zaskoczeniu i wystraszony otworzyłem gwałtownie oczy. Opadłem na kolana chłopaka. Objąłem go za szyję, przytulając się do niego. Nie miałem odwagi na niego spojrzeć, ale czułem, że się uśmiecha. Zakręciło mi się w głowie, jak i zapiekły mnie policzki. Naśmiewał się ze mnie? Coś mnie zakuło w sercu na samą myśl o tym. Chciałem się podnieść, ale nie pozwolił mi się od siebie odsunąć. Popatrzył na mnie z uwagą, lustrując wzrokiem moją twarz. Dotykał palcami mojej skóry, wpatrując się we mnie, jak w obrazek. Zacisnąłem powieki, starając się opanować. Miałem ochotę znów wybuchnąć płaczem, ale sam nie wiedziałem dlaczego dokładnie.
- Spójrz na mnie – poprosił cicho, na co niepewnie rozchyliłem powieki, spełniając jego prośbę. Jong Hyun ucałował moje czoło, a następnie przytulił do siebie, obejmując ramionami. Wsunąłem nos w zagłębienie jego szyi. Pachniał tak dobrze, że nagle pomysł z odsunięciem się wydał mi się głupi. Nie mogłem się odezwać, nie potrafiłem. Bałem się, że jeśli to zrobię powiem coś głupiego.
Chłopak westchnął cicho i zamknął oczy. Pogłaskał mnie po głowie, przeczesał moje włosy, po czym odsunął się nieznacznie. Ułożył dłoń na moim rozpalonym policzku, przez chwilę po prostu się we mnie wpatrując. Pociągnął mnie w swoją stronę, a ja nie mając większego wyboru padłem na łóżko. Niemal zatopiłem się w pościeli, która szybko mnie otuliła swoją miękkością. Zmrużyłem swoje oczy, kiedy nachylał się nade mną. Moje serce zabiło mocniej, gdy złożył przelotny pocałunek na moich ustach. Zadrżałem, co Jong Hyun najwyraźniej wziął za objaw mojego zmartwienia. Podniósł się na łokciach z wyraźną niechęcią, która zdziwiła mnie na tyle, że wpatrywałem się w niego oszołomiony.
- Połóż się i spróbuj zasnąć. Zaraz do ciebie przyjdę – obiecał, nim wstał z łóżka. Zanim jednak to zrobił dotknął raz jeszcze mojego policzka, po czym wszedł do łazienki najpewniej po to, aby wziąć prysznic.
Schowałem twarz w dłoniach. Chyba jeszcze nie docierało do mnie, co tak właściwie się stało. Leżałem przez dłuższą chwilę w bezruchu, wsłuchując się  w ciche odgłosy, jakie dobiegały z sąsiedniego pomieszczenia. Miałem w głowie taki mętlik, że najchętniej po prostu bym usnął. Gdyby tak to wszystko mogło okazać się jednym dziwnym snem… Spojrzałem w sufit i odgarnąłem grzywkę z czoła. Zerknąłem w stronę drzwi, za którymi rozległ się szum wody, rozlewającej się po kabinie prysznica. Poderwałem się z miejsca, pospiesznie odszukując buty. Czułem się jak tchórz, który wymyka się niepostrzeżenie, ale nie wyobrażałem sobie, bym miał spędzić w tym pokoju kolejną noc. Zatrzymałem się przy drzwiach i spojrzałem w kierunku łazienki. Zagryzłem dolną wargę, wahając się jeszcze przez chwilę. Nie byłem dumny z ucieczki. Chłopak podejrzewał, że zostanę, ale nie mógł się przecież rozczarować czymś takim… Nie byliśmy nawet przyjaciółmi.

~***~

1Derka – okrycie konia zakrywające cały tułów, czyli kłodę, a także czasem część szyi.
2Uwiąz – sznur do prowadzenia i przywiązywania konia, na przykład podczas czyszczenia.
3Kantar – rodzaj uproszczonej uzdy, używanej nie do jazdy, lecz podczas czyszczenia lub wyprowadzania konia.

~***~

2 komentarze:

  1. W.I.E.D.Z.I.A.Ł.A.M
    Po prostu wiedziałam. Wiedziałam że się pocałują w tym rozdziale lalalalalalala XDDD Mam tyle do napisania, a na 100% o czymś zapomnę... No dobra.
    Tak wiec pojawił się nasz uroczy Minnie. Bardzo uroczy i bardzo pyskaty, widać strasznie się mu spieszyło do tego Minho (no ciekawe czemu...), a Kibum nie moze się oprzeć żeby trochę go powkurzać XD I słusznie, jak się po dobroci nie chce to nie.
    Kim Jonghyuuuun. I Zeus. Aż mi się serduszko ścisnęło jak przeczytałam że jest z nim cos nie tak. A jak już oczami mej wyobraźni widziałam Jonghyuna który go wyprowadza i przytula to już w ogóle... Nie wiem czy serce ścisnęło mi się z żalu czy tez z rozczulenia. Uwielbiam w tym opowiadaniu tą relację człowiek koń. To nadaje mu wyjątkową... Atmosferę. Cudowne.
    Oczywiście Jonghyun pociesza go zabiera do siebie (bo ktoś wcześniej wspomniany zajmuje się sobą XD) i... Aaaaa lalalala i się całowali (ja się wcale dziwnie nie zachowuje...) No ale to, że ten tchórz ucieknie to jak żyje się nie spodziewałam. Serio XD Dobra sama jakbym była w takiej sytuacji to bym się nad tym zastanawiała, ale jeszcze bardziej ciekawi mnie gdzie on noc spędzi XD czyżby znów miał się wpakować w kłopoty a KTOŚ będzie mu tyłek ratował? X'D
    Muszę jeszcze koniecznie wspomnieć, że wszystkie rozmowy wychodzą ci genialnie. I te Sarkastyczne uwagi <3
    I chyba i tak o czymś zapomniałam. Jak przypomnę (i pewnie znów przeczytam rozdział) to dopiszę XD Czekam na kolejny, cos czuje że tam się pokomplikuje... ^^
    Fighting!
    Mika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tae miał już w sumie wejść w czwartym rozdziale, ale mi nie wyszło, widocznie tak miało być, to przeznaczenie, bo nawet mi tak bardziej pasuje. Key musiał się jakoś dowartościować, bo JJong go zawsze zagina, to na biednym Tae Minie się wyżywa. 8D
      Ja też uwielbiam tą relację, kocham ją. Czasami sama zazdroszczę Jong Hyunowi tego... nie mogłam się powstrzymać, tak mi to cudownie w głowie wyglądało, że musiałam to opisać. ~
      Szczerze? Tego, że Ki Bum ucieknie sama się nie spodziewałam. 8D Miało to wyglądać jeszcze trochę inaczej, ale ostateczna wersja ujrzała światło dzienne, bo Kim Ki Bum standardowo musi namieszać. W przeciwnym razie byłby chory. A gdzie spędzi noc... zobaczysz. ~
      Ojeju, naprawdę się cieszę, że Ci się podoba. Zawsze mam wrażenie, że wszelkie dialogi to moja pięta achillesowa. Boję się je pisać, żeby nie wyszły nienaturalnie. I zawsze mam wrażenie, że za szybko się kończą. XD Dlatego cieszę się, że ci się podobają, naprawdę. TT.TT To dużo dla mnie znaczy. ~
      Ahaha, no to zapraszam! Pokomplikuje się na pewno, mniej czy więcej, Key musi swoje odstawić, w końcu to dumna Diva. Pewnie będzie szybciej, bo już go mam poukładany w głowie. Mam plan, dzięki któremu będę dodawała rozdziały częściej, ale jak to wyjdzie... zobaczymy!
      Dziękuję za komentarz. ♥

      Usuń