Gatunek: AU/fluff/romans/komedia/smut/angst
Część: 9/?
„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”
„Żadna godzina życia nie została zmarnowana, gdy się ją spędziło w siodle.”
Mruknąłem niezadowolony pod nosem czując, jak robi
mi się duszno. Kręciłem się niespokojnie na miejscu, dopóki siano nie dźgnęło
mnie w nos. Zmarszczyłem się ze zdziwieniem i dopiero teraz zdecydowałem się
otworzyć zaspane oczy. Było mi gorąco, niewygodnie, a do tego zdrętwiał mi cały
lewy bok. Kiedy się ruszyłem poczułem promieniujący ból i „mrówki, spacerujące po mojej ręce. Skrzywiłem się, ale
zdecydowałem się odczekać kilka chwil, aż mi przejdzie. Leżałem spokojnie z
opóźnieniem zauważając, że moja poduszka unosiła się leniwie, a później
opadała. Potarłem ostrożnie powieki tak, by nie przysporzyć sobie bólu, po czym
podniosłem zaspany wzrok. Pomiędzy moimi brwiami wykwitła zmarszczka, kiedy dostrzegłem
pogrążoną we śnie twarz. To, co wziąłem za poduszkę okazało się być klatką
piersiowa Jong Hyuna. Przełknąłem ślinę, czując nagłą suchość w ustach.
Z wolna zaczęło do mnie docierać wszystko to, co
stało się poprzedniego dnia. Właściwie wieczora. Na myśl przyszedł mi w
zasadzie tylko ten nieszczęsny pocałunek, o który sam poprosiłem. Wcześniej
byłem zamroczony zmęczeniem, teraz z trzeźwym umysłem patrzyłem na twarz
pogrążonego we śnie Jong Hyuna, uśmiechając z rozczuleniem. Kiedy na niego
zerknąłem wystraszyłem się, że nie śpi. Miał lekko rozchylone powieki, ale
słysząc senny pomruk odetchnąłem z ulgą. Nie wiedziałem, czego się spodziewać.
Podniosłem się ostrożnie, aby go nie obudzić, po czym potarłem zaspane oczy. Nie
mogłem powiedzieć, żebym się wyspał, ale zmęczeniem też bym tego nie nazwał.
Zrzuciłem z siebie koc i wyplątałem się delikatnie z objęć ciepłych ramion.
Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem nie przypuściłbym, że ma więcej mięśni, niż z
początku mi się wydawało. A może po prostu przez te dwa miesiące nieco się
uwydatniły? Nadal nie powiedziałbym o nim „mięśniak”,
jednak w porównaniu do niego byłem chucherkiem z niedowagą.
Zeus drzemał w prowizorycznym boksie z jedną nogą
odciążoną. Promienie słońca wdzierały się soczyście do środka szopy przez
szpary między deskami i dostrzegłem, jak bardzo jego sierść była brudna po
samotnej tułaczce w lesie. Czy raczej mogłem sobie to wyobrazić widząc, w jakim
stanie była jego szyja. Jong Hyun musiał poprzedniego wieczora nakryć go derką1,
bo nie przypominałem sobie, bym coś takiego ze sobą przynosił.
Poczułem ukłucie w żołądku. Bolała mnie myśl, że
przeze mnie miał tyle nieprzyjemności. Powinienem coś z tym zrobić, tylko nie
wiedziałem, co. Bo przecież nie pobiję się z Min Ho. Miał wiele sposobów, jak
mi dopiec bez wychylania się, przekonałem się o tym, kiedy przechodząc obok
mnie na stołówce trącił niby to przypadkiem moją butelkę z sokiem. Zalał mi
wtedy książkę do angielskiego i dostałem dodatkowe zadania z gramatyki w ramach
kary. Sam jeszcze sobie poradzę. Ale co zrobić, żeby dali spokój Zeusowi?
Westchnąłem ciężko, odwracając wzrok do twarzy
śpiącego chłopaka. Miał zmierzwione włosy, w których błąkały się źdźbła siana,
a cienka stróżka śliny ściekała z kącika jego ust, na których skupiłem swoją
uwagę. Mimowolnie oblizałem swoje. Zadrżałem, czując na nich ciepło i miękkość
tych, należących do chłopaka. Przełknąłem ślinę, starając się opanować myśli,
jakie od razu zaczęły pędzić na najwyższych obrotach. Ten wczorajszy pocałunek
skomplikował więcej, niż przypuszczał mój zaćmiony umysł. Nie był
zobowiązujący, więc nie powinienem się martwić, ale zastanawiałem się, co
dalej. Przyznałem się do tego, że traktuję bruneta jak przyjaciela, owszem. Tylko
co z tego, skoro chwilę po tym się całowaliśmy? I dlaczego do cholery tak mi
się podobał pocałunek z innym chłopakiem?
Pokręciłem głową, targając swoje włosy. Nie
powinienem martwić się na zapas. I nie zamierzałem. Zamiast tego wyjąłem
telefon z kieszeni, czy raczej zacząłem go tam szukać, ale po naszych nocnych „igraszkach” na sianie wysunął się i
wtopił w słomę. Zmarszczyłem dotąd gładkie czoło. Była siódma, kilka minut po,
a zawody rozpoczynały się o dziesiątej. Zagryzłem wargę, zerkając niepewnie na
chłopaka. Nie chciałem go budzić, ale musieliśmy jeszcze dostać się do szkoły
na zawody. O ile w ogóle pozwolą wziąć mi w nich udział po numerze, jaki
wywinąłem. Miałem świadomość, że Min Ho się wykręci, jeśli spróbuję powiedzieć
dyrektorce, dlaczego zniknąłem z terenu szkolnego. Zresztą, nie miałem dowodów!
Nic mu nie zrobią za to, że otworzył bramę padoku, w ciągu dnia robiło się to
tyle razy, że na pewno nie było to zbrodnią. A fakt, że przy okazji wygonił
mojego konia… Cóż, tak czy inaczej byłem pewien, że jeśli spróbuję na niego
donieść tylko się ośmieszę. Chyba musiałem pomyśleć nad jakąś wiarygodną
wymówką.
- Jong Hyun? – Szepnąłem, układając dłoń na
ramieniu śpiącego chłopaka. Mruknął coś, kiedy go szturchnąłem i pochyliłem się
lekko, starając się jednak na niego nie dmuchać. Odczuwałem dyskomfort przez
nieświeży oddech, więc i pewnie dla niego nie było by to zbyt przyjemne.
Westchnąłem cierpko, kiedy przekręcił się na drugi bok. Uderzyłem go w ramię
rezygnując z łagodnej pobudki. Wydał z siebie zduszony jęk, po czym rozchylił
powieki, aby spojrzeć na mnie nieprzytomnie.
- Co? – Burknął ochryple, patrząc na mnie z
wyrzutem. Wyglądał uroczo z tym kogutem na głowie. Omal nie parsknąłem
śmiechem, bo cały jego image pana perfekcyjnego właśnie rozmazał się w moich
oczach na dobre. Powstrzymałem się, dając sobie mentalnego kopniaka. Poznawanie
go od tej strony było całkiem interesujące.
- Siano – wypaliłem, wskazując palcem na jego
włosy. – Śpiąca Królewna powinna już wstawać, nie mamy zbyt dużo czasu.
- Na co? – Ziewnął potężnie, nawet nie zasłaniając
ust dłonią. Wyglądał na wyczerpanego, aż miałem wyrzuty sumienia, że go
obudziłem. Nachyliłem się za to nad nim, by trzepnąć go w ten nastroszony
czerep. Dobry Boże, jak ten człowiek mi dźwigał ciśnienie… I ja się niby
martwiłem?
- Na szybki numerek, na miłe rozpoczęcie dnia –
sarknąłem, patrząc na niego z niezadowoleniem. Zdążył podnieść się do siadu i
właśnie tarł swoje popuchnięte od snu powieki, przeciągając się zaraz z
rozkosznym uśmiechem na ustach. Nie do końca wiedziałem, dlaczego tak lekko
przychodzi mi żartowanie w ten sposób, ale z drugiej strony wolałem potraktować
to swobodnie, niż uważać na wszystko, co mówiłem. Bądź co bądź, zawsze mogłem
obrócić wszystko w żart tak, jak robił to nagminnie Jong Hyun. Tym bardziej, że
i on lubił robić aluzje do tego typu tematów. Podobnie jak Woo Hyun.
Najwyraźniej było to tutaj popularne poczucie humoru.
- Nie miałbym nic przeciwko takiej pobudce –
odpowiedział, patrząc na mnie lśniącymi ślepiami. Bo w tej chwili to właśnie
przypominały jego oczy – dwa błyszczące, szczenięce ślepka, dodatkowo mocniej
podkrążone przez niewyspanie i fakt, że ledwo je otworzył. Zacząłem zwracać
uwagę na zaskakujące rzeczy.
- Nie wątpię, ale zanim zaczniesz mnie rozbierać
wzrokiem to może pomyśl, jak wyjaśnimy w szkole noc spędzoną tutaj –
zasugerowałem, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. Mlasnął sennie,
przybierając skonsternowany wyraz twarzy. Nie do końca się jeszcze obudził,
więc ciężej przyswajał to, co aktualnie do niego mówiłem. Rozejrzał się, chyba
dopiero teraz sobie uświadamiając to, gdzie byliśmy i co się stało. Przybrał
nieco poważniejszy wyraz twarzy, co niezaprzeczalnie mnie ucieszyło. Drażniło
mnie to, kiedy wszystko taktował tak lekkomyślnie.
- Która godzina? – Spytał, patrząc na mnie znacznie
przytomniejszym wzrokiem.
- Po siódmej. Ale trzeba jeszcze dotrzeć do szkoły
i może doprowadzić się do porządku, tak na wszelki wypadek. No wiesz, nie
wypada, by wyrzucali nas w takim stanie.
Parsknął śmiechem, przesuwając językiem po zębach z
cichym cmoknięciem, jakby w ten sposób chciał się pozbyć tego dziwnego uczucia
z ust. Sam mimowolnie się uśmiechnąłem, chociaż wizja tak rychłego powrotu do
domu wcale nie była kusząca. Na pewno jemu też to nie odpowiadało, ale cóż,
skoro wiedział, jakie konsekwencje mogą z tego wypłynąć chyba nie miałem
powodów, aby robić sobie wyrzuty. Aczkolwiek gdyby nie mój niewyparzony jęzor,
nigdy by do tego nie doszło. To było jak domino, wystarczyło trącić jedną
kostkę, by posypała się cała układanka.
Jong Hyun zmierzwił włosy, spoglądając na zegarek,
jaki miał na nadgarstku. Pokiwał tylko głową, zbierając koc, który wytrzepał z
siana na tyle, na ile potrafił i schował do plecaka. Miał całe zmięte ubrania,
przez co podejrzewałem, że sam nie wyglądam lepiej. Zerkałem na niego
niepewnie, po części trochę się bojąc, że jednak będzie chciał poruszyć temat
pocałunku. Zachowywał się jednak, jakby to było coś normalnego, naturalnego w
naszej relacji – czymkolwiek była. Uśmiechał się do mnie tak, jak zawsze i
żartował. Nie puścił tego w niepamięć, czułem to. Był bardziej rozluźniony i
swobodny. Myślałem, że będzie niezręcznie, ale nawet po pierwszym pocałunku tak
nie było. Chociaż, to chyba nie do końca tak. Było niezręcznie, przynajmniej ja
się tak czułem, bo Jong Hyun uznał, że lepiej będzie ze mną nie rozmawiać.
Nastroszył się, jak prawdziwa księżniczka i strzelał fochy. Teraz, kiedy zerkał
na mnie z ukosa, mrugał do mnie z zawadiackim uśmiechem, na co wywracałem
oczyma. Nie miałem więc chyba wielu powodów do obaw.
- Zbieraj się. Nie ma daleko, jeśli idzie się
drogą, ale jednak jest to kawałek do przejścia – rzucił w końcu, podchodząc do
Zeusa. Przypiął do jego kantara2 uwiąz3 i dopiero teraz
zdałem sobie sprawę z tego, jak ten człowiek był zorganizowany. Też powinienem
czasami pomyśleć, zanim coś zrobię. Sytuacja miała jednak swoje plusy,
przynajmniej wróciłem do rozmów ze starszym chłopakiem.
- Nie mam wiele do zebrania.
Podniosłem się, otrzepując z siana. Dopiero teraz
przeciągnąłem się, na co zastałe kości jęknęły z niemym protestem. Zakręciło mi
się w głowie, dlatego musiałem się podeprzeć płotku, jaki wydzielał miejsce
składowania siana od worków pełnych najpewniej jakiegoś zboża. Wsunąłem jeszcze
palce we włosy, chcąc je względnie okiełznać. Poprawiłem bluzę, jaka zsunęła
się z moich ramion, przez chwilę się wahając. Pomimo, że świeciło już słońce,
to jednak poranki były tak samo chłodne, jak wieczory. Dlatego zdecydowałem się
jeszcze zachować bluzę tym bardziej, że Jong Hyun i tak się o nią nie upominał.
W zasadzie miałem już trochę jego ubrań w szafie, może powinienem mu je kiedyś
oddać.
Chwyciłem za uwiąz, ciągnąc zwierzę do wyjścia. Nie
zaprotestował, tylko wstrząsnął łbem, parskając cicho. Zerknąłem wyczekująco na
bruneta, kiedy zarzucał plecak na ramiona. Nie wiedziałem, gdzie była ta droga,
o której mówił. Postanowiłem zatem zdać się na niego, bo jak znałem siebie
owszem, dotarłbym do szkoły, ale po drodze pobłądziłbym ze dwa razy. Może w
mieście się nie gubiłem, ale w lesie czy na polu już owszem. Dlatego
odczekałem, aż Jong Hyun otworzy drzwi, przez które wyprowadziłem Zeusa i od
razu ruszyłem za chłopakiem. Odetchnąłem głęboko, czując ten charakterystyczny
dla wsi zapach poranka. Uśmiechnąłem się mimowolnie, wracając na chwilę myślami
do czasów, kiedy spędzałem wakacje u babci na wsi. Aż zatęskniłem za tym
pianiem koguta, szczekaniem psa i ganianiem świń. Dostawałem później zawsze
ochrzan, bo chociaż w zagrodzie było czysto, to zawsze wracałem umorusany.
Wypuściłem powoli powietrze z płuc, wychodząc na
polną drogę. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że Jong Hyun zamiast ganiać
po lecie za mną po prostu przyszedł tędy spodziewając się, że znajdę stodołę i
postanowię tam zostać. Jeśli naprawdę tak było, to zacznę się zastanawiać, czy
przypadkiem nie posiada jakichś paranormalnych zdolności. Nie zdążyłem jednak o
nic zapytać, nawet wyobrazić go sobie w stroju super-bohatera, bo poczułem, jak
wsuwa w swoją dłoń moją. Zerknąłem na niego pytająco, gdy zaciskał niezbyt
mocno swoje palce. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, z pewną dozą
czułości, po czym pokonał dzielącą nas odległość, całując mnie w policzek. Coś
drgnęło w moim żołądku, przez co przełknąłem ślinę, niepewnie unosząc kąciki
ust. Nie powiedział nic, po prostu trzymał mnie za rękę, przesuwając od czasu
do czasu kciukiem po wierzchu mojej dłoni. Cisza, która temu towarzyszyła wcale
nie była krępująca. Powiedziałbym raczej, że była wręcz na miejscu. Nie
przychodziło mi do głowy nic, co mógłbym powiedzieć, dlatego też cieszyłem się,
że wcale nie muszę. Odetchnąłem tylko powoli, samemu zaciskając powoli palce na
ciepłej dłoni bruneta. Zupełnie nie rozumiałem jego zachowania. Ani tym
bardziej swojego, dlaczego czułem gorąco, uderzające do twarzy.
Z duszą na ramieniu wchodziłem na teren szkoły.
Jong Hyun puścił przed tym moją dłoń, bo widok dwóch chłopaków trzymających się
za ręce nie zasługiwał zapewne na owacje. Już i tak miałem wystarczająco dużo
problemów z niektórymi uczniami. Dawanie im kolejnych pretekstów do wyżywania
się na mnie byłoby czystą głupotą. Chociaż… Chyba mogłem mówić, że miałem po
swojej stronie Jong Hyuna? Niemniej, patrząc na rozgardiasz, który towarzyszył
szkole od samego rana nikt by na to nie zwrócił uwagi. Dlatego z ulgą
odetchnąłem, kiedy bez przeszkód zaprowadziłem Zeusa do boksu. Omal nie
zemdlałem, kiedy rozluźniłem się, a adrenalina opadła. Zrobiło mi się słabo, dosłownie.
Na szczęście obyło się bez bliskiego spotkania z podłogą. Spodziewałem się
raczej, że jeśli ktoś zobaczy nas wchodzących główną bramą na teren szkoły
zaczną się pytania lub chociażby znaczące spojrzenie. Było na szczęście na tyle
wcześnie, że sporo osób biegało jeszcze w dresie, nauczyciele też nie byli zbyt
zorganizowani, przez co tym razem obyło się bez jakiejkolwiek reprymendy. Już
nawet nie chodziło o mnie, a o Jong Hyuna, który z mojego powodu mógł się
wpakować w niezłe tarapaty. Musiałem chyba podziękować Bogu, Buddzie, czy kto
to tam w końcu u góry był, może nawet i sam Zeus za to, że nie był tak do końca
wyprany z człowieczeństwa.
Miałem na tyle czasu, aby się umyć, doprowadzić do
porządku i wyciągnąć ubrania z szafy. Zwykle nie jeździłem w białych bryczesach4.
Szybko się brudziły, jak na ubrania w tym kolorze przystało, a tego typu rzeczy
były drogie. Nie chodziło wcale o to, że nie było mnie na nie stać. Było,
mógłbym co rusz zmieniać je i na każdą godzinę jazdy mieć inne. Tylko wolałem,
by ojciec nie robił mi wyrzutów, że wyrzuca pieniądze w błoto. Pilnowałem więc
bardzo tego, co robiłem. Niemniej na tego typu wydarzenia ubierałem się
reprezentacyjnie. Nie mogłem wyglądać, jak niechluj, skoro wszyscy inni też
specjalnie się stroili. Nawet konie wyglądały w ten dzień szczególnie. Sporo
jeźdźców zaplatało zwierzętom na grzywach koreczki5.
Choć mnie osobiście się to nie podobało.
Wyjąłem rajtrok6, który czekał na okazję
w szafie, bym mógł go założyć. Odetchnąłem, powoli się ubierając. Wsunąłem
białą koszulę w bryczesy, przeglądając się w lustrze. Stresowałem się. Może i
mój mały wyskok udało mi się zatuszować – co w zasadzie nie powinno w
normalnych okolicznościach nikogo cieszyć, w końcu jak mogli nie zauważyć, że
całą noc nie było dwójki uczniów?! – ale i tak pozostawała jeszcze konkurencja,
w której chciałem jak najlepiej wypaść. Ujeżdżeniem już się tak nie
przejmowałem. To był wymysł Jong Hyuna i chociaż oczywiście nie zamierzałem
odstawić tego na pół gwizdka, to jednak wiązałem przyszłość ze skokami przez
przeszkody. Potrafiłem jeździć, całkiem dobrze zresztą, bo w końcu trenowałem
to od kilku lat, nie mogłem więc być w tej dziedzinie nowicjuszem. Stres jednak
zawsze dawał mi się we znaki. Pewnie dlatego właśnie nie zszedłem na śniadanie
mimo, że powinienem. Nic bym nie przełknął.
Odetchnąłem ciężko, wciągając na nogi oficerki.
Przez okno akademika widziałem, jak goście zaczynają się zbierać. Był to dla
mnie znak, że powinienem pójść do stajni wyszczotkować Zeusa, który po swojej
nocnej eskapadzie zdążył tylko dopaść wiadra z wodą i zjeść kilka marchewek,
nim zostawiłem go samego. Trochę się martwiłem, że jest zbyt zmęczony. Wyglądał
jednak dobrze, wręcz nawet roznosiła go energia i chyba nie przejął się zbytnio
tym, że spędził noc w prowizorycznych warunkach. Może przynajmniej on nie
będzie się stresował. Zresztą, i ja powinienem się uspokoić, jeśli nie chciałem
namieszać w głowie zwierzęciu swoim irracjonalnym lękiem.
Wszedłem do boksu z toczkiem7 pod pachą
i czarnymi, skórzanymi rękawiczkami w środku. Te w przeciwieństwie do tych,
których używałem na treningach wyglądały na nowe – miałem je na rękach raz,
może dwa razy na zawodach. Nawet specjalnie dzisiaj zaczesałem włosy do tyłu z
ulgą przyjmując fakt, że ich kolor nie wpłynął jakoś szczególnie na moją
prezencję. Ze zdziwieniem zarejestrowałem, że wyglądałem teraz zaskakująco
dobrze. A może po prostu przywykłem już do czarnych włosów.
Zeus wystawił ubrudzony łeb z boksu, patrząc na
mnie wielkimi oczyskami. Pokręciłem tylko głową ze zrezygnowaniem, od razu
zabierając się do czyszczenia go. W stajni panował rozgardiasz, dlatego
postanowiłem zająć się nim w jego boksie. Drążków nie było na tyle, żebyśmy
nagle wszyscy wyprowadzili swoje konie. Nie było to najwygodniejsze, jednak
wielokrotnie szczotkowałem go w tych niewielkich czterech ścianach – w zasadzie
nie tak małych – i nie stanowiło to dla mnie przeszkody nie do pokonania. Spoglądałem
ze zniecierpliwieniem na zegarek, chcąc jak najszybciej się uwinąć, a przy tym
nie pobrudzić. Ogier nie współpracował zbyt podekscytowany tym, co niebawem
miało nastąpić. Lubił się popisywać, była to dla niego idealna okazja do tego,
by dać upust energii, jaka go roznosiła. Wyczuwał napięcie wiszące w powietrzu,
moje niezbyt udolnie zamaskowane zdenerwowanie i atmosferę, jaka towarzyszyła
pokazowi. Niby szkolny występ, a tyle znaczył!
Osiodłałem go ostrożnie, zakładając mu siodło. Nie
chciałem zbyt mocno zacisnąć popręgu8, ale musiałem zadbać o to,
żeby sprzęt nie przesuwał się w czasie jazdy. Chyba nie chciałem wylądować
przed widownią na piachu. Po owijki9 oraz ogłowie10
musiałem się wrócić, nie dałbym rady zabrać wszystkiego na raz. Wszedłem do
kantorka, gdzie trzymaliśmy cały sprzęt. Skierowałem się do swojego wieszaka
nie chcąc tracić więcej czasu. Zostałem w stajni jako jeden z ostatnich, co
dodatkowo mnie stresowało. Odetchnąłem ciężko, starając się nie myśleć zbyt
wiele. Powtarzałem sobie, że będzie dobrze. W końcu co mogło pójść nie tak,
skoro nie udało się Min Ho wyeliminować mnie z tego pokazu?
Odwróciłem się, słysząc trzask drzwi. Do środka
wszedł Jong Hyun i najwyraźniej przyszedł tutaj w tym samym celu, co ja, bo
zdejmował z półki owijacze, jakie przeglądał jeszcze przez chwilę, chcąc dobrać
odpowiedni kolor pod czaprak11. Spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął
się nikle, w ten swój zawadiacki sposób. Był już kompletnie ubrany z tą
różnicą, że w przeciwieństwie do mnie miał na sobie ciemno zielony rajtrok. Tak
dla odmiany miał na sobie czarne bryczesy i oficerki jeździeckie, chociaż to
dla mnie nie było zbyt wielkim zaskoczeniem.
- Ty jeszcze tutaj? – Spytałem, chwytając za
naczółek12. Jong Hyun wygiął swoje kształtne brwi, odwracając się
bardziej w moją stronę. Odłożył owijacze z powrotem i podszedł do mnie,
krzyżując przedramiona na szerokim torsie.
- Dziwi cię to, Bummie? Wiesz, spędziłem noc w
stogu siana, nie miałem sporo czasu na to, żeby się umyć i ubrać – odpowiedział
żartobliwie, na co prychnąłem tylko. Niech tylko spróbuje mi to wypomnieć, a
jak Boga kocham, wepchnę mu palcat w tyłek.
- No coś ty? Poważnie? Nowe hobby czy tak
rekreacyjnie? – Sarknąłem, patrząc na niego z dystansem. Zaśmiał się krótko,
niemal szczekliwie i uniósł od razu dłonie w obronnym geście. Oho, czyżby pan „Wrogość to wysublimowany pociąg seksualny” postanowił
wziąć sobie do serca udowadnianie mi, że jest miłym człowiekiem?
- Ani jedno, ani drugie. Chociaż chyba znalazłem
sobie nowe hobby, to fakt – przytaknął po chwili zamyślenia, opierając się o
ścianę z nonszalancką pozą. Jeśli myślał, że to jest pociągające, to się mylił.
Nie było ani trochę, a tylko zachęcało mnie do rzucenia mu się do gardła.
- Jest coś jeszcze poza nałogowym wkurzaniem mnie? –
Burknąłem, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem. Jak zwykle, nic sobie z tego
nie robił, a ja dawałem się wciągać w jego gierki słowne. Czyli reasumując,
wszystko wróciło na poprzednią ścieżkę. Dlaczego ja się zadręczałem, jak nie
było czym? Powinienem raczej się obawiać, że pewnego pięknego dnia utopię tego
słonia i potem będę się martwił, gdzie ukryć ciało.
Jong Hyun pokręcił rozbawiony głową. Naprawdę nie
miałem pojęcia, co takiego fajnego jest w drażnieniu mnie i droczeniu się ze
mną. Byłem bardziej niż pewien, że jeśli wydrapię mu oczy, to już taki
zadowolony nie będzie.
- Przyszedłeś mnie sprowokować przed zawodami, bo
boisz się, że ze mną przegrasz? – Spytałem złośliwie, uśmiechając się do niego
iście niewinnie. Zadarłem nieznacznie podbródek dostrzegając, jak kąciki jego
ust układając się w zadowolonym uśmieszku. Musiało mu się podobać to, że
potrafiłem się odgryźć. Większość uczniów tutaj raczej nie potrafiła odpowiadać
na takie zaczepki. Może poza Min Ho, ale to palant, więc się nie liczył.
- Zamiast zadzierać nosa powinieneś lepiej skupić
się na tym, jak utrzymać się w siodle – polecił iście dobrotliwym tonem.
Prychnąłem rozbawiony. I mówił to ktoś, kto sam zleciał z konia. – Nie mam
powodów do obaw, jesteś dobry, ale ja jestem lepszy.
- Inaczej będziesz śpiewał, kiedy się okaże, że
Adagio do pięt nie dorasta Zeusowi – odciąłem się od razu, co wywołało jego
cichy śmiech. Naprawdę nie potrafiłem go rozgryźć. Ewidentnie mi dokuczał,
dupek jeden! Naprawdę starałem się nie wkurzyć na niego, bo to by zdecydowanie
nie pomogło mi wygrać. Odliczyłem więc od dziesięciu w dół, wpatrując się w
niego niemal bezczelnie.
- Oby tylko ten twój kucyk nie strącił zbyt wielu
belek – dodał zgryźliwie, a ja miałem ochotę go kopnąć. Poczerwieniałem ze
złości, jak zawsze, kiedy Jong Hyun za bardzo się angażował w docinki.
- Jeśli chcesz mnie wkurzyć, to nawet się nie
staraj! Bo na wsparcie z twojej strony nawet nie liczę – fuknąłem, tak nie do
końca z prawdą. Był bliski sprowokowania mnie i to bardzo. Brunet tylko się
uśmiechnął miękko, przysuwając do mnie. Spojrzałem na niego zaskoczony, kiedy
obejmował dłońmi moją szyję i zamykał usta w pewnym, ale jednocześnie łagodnym
pocałunku. Odruchowo opuściłem powieki, pozwalając mu na to, by przesunął
swoimi wargami po moich, nadal nieco spierzchniętych. Był to zwykły buziak,
który trwał dłużej, niż przelotny całus. Musnął kilka razy moje usta, przez co
westchnąłem z zadowoleniem. Rozluźniłem się i ułożyłem dłonie na jego ramionach
gotów pogłębić pieszczotę. Jong Hyun jednak odsunął się, spoglądając na moją
twarz. Cholernie nie znosiłem tego spojrzenia, kiedy wodził wzrokiem po moich
oczach z czymś, czego nie rozumiałem. Było to jakby pomieszanie czułości z
troską, na swój sposób łagodne i miękkie, a jednocześnie śmiało, jakby dobrze
wiedział, co robi. Przełknąłem ślinę, mimo wszystko nie mogąc oderwać wzroku od
ciemnych tęczówek, w których igrały figlarne ogniki.
- Ale przynajmniej przestałeś się stresować –
szepnął, całując mnie w czoło. Miał rację. Stres zamienił się w determinację i
gdzieś w odmętach podświadomości majaczyła mi myśl, że zrobił to z
premedytacją. Bym przestał się tak martwić. Sprowokował mnie specjalnie. Zaśmiałem
się, czując się głupio. Tak łatwo dałem się podejść.
- Jesteś okropny, Jong Hyun. Naprawdę. Twoje
niekonwencjonalne metody sprawiają, że nie nadawałbyś się na pedagoga –
mruknąłem, przechylając głowę na bok. Chłopak zaśmiał się cicho, przez co jego
oczy zamieniły się w dwa urocze półksiężyce. Miał tak charakterystyczny i
denerwujący uśmiech, że aż zaraźliwy. Odsłaniał dolne dziąsła, rozciągał
szeroko wargi przez co wyglądał, jak jakiś jaskiniowiec czy inny
neandertalczyk. Był szczery, rozluźniłem się przez to zapominając o
wcześniejszej złości.
- Najważniejsze, że są skuteczne, Bummie. Ale teraz
już lepiej chodź, popieścimy się później – obiecał, odsuwając się ode mnie.
Wytrzeszczyłem oczy na dwuznaczność tych słów. Nie, żeby mi to przez myśl nie
przemknęło, ale w tej chwili był nieprzyzwoity! Burknąłem pod nosem pełne
wyrzutu „Dupek”, na co zrobił
wyraźnie zadowoloną minę, znikając zaraz za drzwiami. I jak ja miałem być
zdrowy psychicznie, kiedy w tej przeklętej szkole notorycznie działo się coś,
przez co zdrowy rozsądek szedł na spacer razem z logiką?
Wypuściłem powoli powietrze z płuc. Ściągnąłem
mocniej wodze, by zawrócić konia, po czym poprowadziłem go prosto na okser13,
patrząc między jego uszami. Ogier wybił się, podwijając pod siebie swoje
kopyta, po czym zgrabnie wylądował na piachu, parskając krótko. Startowałem
jako siódmy, a drążki ustawione były na wysokości metra. Przejazd nie był wcale
taki prosty. Przed samym startem zmienili nam kolejność przeszkód i bałem się,
że je teraz pomylę. Nie miałem czasu na błędy.
Skupiłem się, prostując w siodle. Zeus rzucił raz
łbem, ale przytrzymałem cugle, zaciskając na nich palce. Nakierowałem go na stacjonatę14,
którą pokonał bez większego trudu, a później na rów z wodą. Nie przepadałem za
ta przeszkodą. Woda za nią potrafiła wystraszyć zwierzę, kiedy już ją dojrzało.
Kasztan wykonał kolejne cztery kroki, a ja zacisnąłem powieki. Spodziewałem
się, że odmówi skoku. Parsknął, przysiadając na tylnych łapach i przemknął nad
belką, trącając ją kopytem. Zadygotała, przez co wstrzymałem oddech, nachylając
się równolegle do grzbietu. Kopyta gruchnęły o ziemię, a ja odwróciłem się w
chwili, kiedy burza oklasków dała mi znać, że przeszkoda jest nietknięta.
Uśmiechnąłem się szeroko, po czym poklepałem ogiera po spoconej szyi w ramach
nagrody.
- Bezbłędny przejazd Kim Ki Buma i Zeusa! Czas pięćdziesiąt
dwie sekundy! – Usłyszałem głos jednego z nauczycieli, który zajmował się
komentowaniem. Ruszyłem kłusem w stronę wyjścia z ujeżdżalni, po czym
zeskoczyłem z siodła i niemal rzuciłem się ogierowi na szyję, podczas gdy
profesor zapowiadał kolejnego uczestnika, tym razem z innej szkoły. Przeniosłem
wzrok na siwą klacz, która wchodziła właśnie na czworobok z jeźdźcem na
grzbiecie. Siedział w siodle dumny i wyprostowany, patrząc na wszystkich z
wyższością, jakby ten przejazd był dla niego łatwością. Zmarszczyłem brwi,
głaszcząc łopatkę ogiera. Prychał cicho ze zmęczenia, ale byłem pewien, że jest
tak szczęśliwy, jak ja. To był jeden z naszych najlepszych występów! Byłem z
niego cholernie zadowolony i nawet jeśli nie znajdzie się nikt chętny do
uczenia mnie, nie szkodzi. Pobiłem osobisty rekord, to wystarczyło.
Zdjąłem toczek, by rozsypać włosy. Nieco opadły,
chociaż lakier nadal je trzymał. Ustawiłem Zeusa w cieniu, by ochłonął, a sam
spoglądałem na kolejnych zawodników z zaciekawieniem. Nie było wielu, którzy
pokonywali przeszkody bez najmniejszego błędu. Liczyła się też postawa i sposób
prowadzenia konia, czy potrafiło się odpowiednio rozplanować przejazd albo
obliczyć kroki zwierzęcia. Długo zajęło mi opanowanie tego, prawdę mówiąc nadal
miałem z tym problemy, dlatego Zeus trącał belki.
Zagryzłem wargę, dostrzegając karą klacz. Z gracją wyminęła
gniadego ogiera i weszła na ujeżdżalnię, wstrząsając łbem. Miała zaplecione
koreczki, a na ogonie dostrzegałem dobierańca15. Zastanawiałem się
czy to Jong Hyun ją uczesał czy polecił zrobić to komuś innemu. Nie posądziłbym
go o taki talent, ale biorąc pod uwagę dotychczasowe wydarzenia chyba nie
zdziwiłbym się, gdyby potrafił pleść końskie grzywy.
Szturchnął klacz piętami, przez co wyrwała się do
przodu, wyrzucając przed siebie zgrabne łapy. Sierść zwierzęcia połyskiwała
olśniewająco w popołudniowym słońcu, a ruchy były wręcz perfekcyjne. A może to
tylko ja odnosiłem takie wrażenie? Jong Hyun prowadził pewnie i zdecydowanie.
Nie dostrzegałem sygnałów ani poleceń, jakie wydawał Adagio, kiedy bez trudu
pokonywała kolejne przeszkody. Niemal płynęła nad belkami, z elegancją
podwijając kopyta, a kiedy lądowała wyglądała, jakby nie dotykała piasku. Jej
ogon falował za nią, gdy chłopak bez problemu kierował się na odpowiednie stacjonaty.
Zagryzłem dolną wargę, lustrując go uważnym wzrokiem. Wyglądał tak cholernie dobrze,
skupiony na tym, by skończyć przejazd bez jakiegokolwiek błędu, wpatrzony przed
siebie ze spokojem oraz opanowaniem, jakiego ja nie potrafiłem utrzymać.
Wyglądał, jakby był w swoim żywiole i teraz rozumiałem, dlaczego to on zajmował
się naszą grupą. Wiedział, co robił. Kołysał się w rytm jej ruchów, nawet nie
myśląc o tym. Miał taką wprawę, że robił to odruchowo.
Przełknąłem ślinę, czując uścisk w sercu. Nie
dorastałem mu do pięt, ten przejazd to była dla niego formalność, podczas gdy
ja musiałem się nieźle napocić, aby nie zrzucić żadnej belki. Jong Hyun
natomiast ledwo dotykał wodzy, a Adagio robiła to, o co ją prosił. Musiała być
naprawdę miękka w pysku. W dodatku nie widziałem, by brunet kiedykolwiek używał
palcata. Był przeciwny tego typu metodom. Sam uważałem, że jeśli jeździec
musiał w ten sposób wymusić posłuszeństwo na koniu, nie radził sobie
dostatecznie z panowaniem nad zwierzęciem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Za dużo
czasu z nim spędzałem.
Jong Hyun zsiadł z konia, nawet nie czekając na
wyniki. Albo go to nie interesowało albo był tak bardzo pewny siebie. Jedno i
drugie zakrawało o ignorancję. Teraz jednak, widząc jego zdolności oraz talent
wcale się temu nie dziwiłem. Wcześniej uważałem go za snoba, który tylko dużo mówił.
Widziałem jednak, że miał do tego pełne prawo. Ja nie miałem talentu, a on tak.
Potrafił go wykorzystać oraz rozwinąć. Zazdrościłem mu tego, ponieważ wszystko,
co osiągnąłem przypisywałem ciężkiej pracy.
- Co jest, Bummie? Nie cieszysz się, że tak dobrze
ci poszło? – Spytał Jong Hyun, podchodząc do mnie. Posłałem mu słaby uśmiech.
Jednocześnie cieszyłem się z mojego małego osiągnięcia i zastanawiałem się, jak
wiele jeszcze mi brakuje. Myślałem, że sporo już umiem, a tymczasem się
myliłem. I uświadomił mi to jeden przejazd. Tylko czego mogłem się spodziewać
po chłopaku, którego rodzice od dziecka sadzali w siodło?
Wypuściłem powoli powietrze z płuc. Głaskałem
Zeusa, patrząc na ujeżdżalnię, gdzie startował kolejny zawodnik. Zastanawiałem
się czy gdybym miał taki talent jak Jong Hyun, to mój ojciec zacząłby być ze
mnie dumny. Może powinienem posłuchać porad chłopaka, skoro się na tym znał? Chciał
mi przecież pomóc, tylko dlaczego?
- Ki Bum – upomniał się o moją uwagę, a ja
spojrzałem na niego. Skinąłem mu głową, posyłając zaraz złośliwy uśmieszek.
- Co to za popisy na ujeżdżalni, co? Chciałeś mi
zaimponować? – Spytałem, podając ogierowi kilka miętówek. Schrupał je chętnie,
krusząc wielkimi zębiskami. Jong Hyun wykrzywił usta w nonszalanckim uśmieszku.
- A co, udało mi się?
- O tak. Zastanawiałem się, jakim cudem utrzymujesz
się w siodle – pokręciłem głową z niedowierzaniem. To wcale go nie
usprawiedliwiało! Nie musiał być taki arogancki. – Z takim ego to byś i do
bryczki miał problem się zmieścić.
Parsknął śmiechem, jakbym właśnie opowiedział
świetny żart. Pogłaskał z niebywałą czułością chrapy Adagio, by zaraz wziąć ode
mnie kilka cukierków i podać klaczy. Przyglądałem mu się ukradkiem z
zaciekawieniem. Nie raz widziałem, w jaki sposób obchodził się z końmi. Nigdy
nie spotkałem osoby, która tak kochała te zwierzęta i otaczała je taką troską
czy czułością. Każdy gest przesiąknięty był jego serdecznością. Ten widok
chwytał za serce, musiałem to przyznać, chociaż niechętnie.
- Przyznaj, że wypadłem świetnie – zachęcił mnie,
krzyżując przedramiona na wysokości klatki piersiowej. Uśmiechnął się w ten
cwany sposób, a w jego oczach pojawił się znajomy błysk. – Chyba, że się
wstydzisz?
- Oczywiście. Krępujesz mnie, hyung... Nie
wiedziałeś? – Zagryzłem dolną wargę i zacisnąłem dłonie na wodzy Zeusa, tuż pod
jego pyskiem. Zrobiłem niepewną minę, odwracając wzrok. Jong Hyun zaśmiał się,
po czym pochylił w moją stronę. Zerknąłem na niego z ukosa. Wcześniej udawałem,
jednak tej reakcji się nie spodziewałem. Rozejrzałem się od razu, by upewnić
się, że nikt nas nie widzi.
- Gdybyś się jeszcze zarumienił to powiedziałbym,
że jesteś rozkosznym aniołkiem. Takim z rogami, żeby mu podtrzymywała aureolę –
mruknął sarkastycznie, a ja poczułem dreszcz, przechodzący wzdłuż kręgosłupa.
Nie powinienem tak reagować, zdecydowanie. Nie chcąc stracić twarzy posłałem mu
uroczy uśmiech, z miną prawdziwego niewiniątka. Zagryzłem swoje różowe usta, co
niemal od razu przykuło wzrok chłopaka. Na chwilę, niemal ułamek sekundy, ale
jednak na nie spojrzał. To podbudowało nieco moją pewność siebie.
- Przecież wiesz, że jestem skromnym, wstydliwym
chłopakiem. Pasowałbym do tej roli idealnie.
Przez jego twarz przemknął dziwny cień, który nieco
zbił mnie z pantałyku. Moje serce zabiło mocniej, gdy chłopak zbliżał się do
mnie, przez co poczułem ciepły oddech, owiewający moje usta. Przez sekundę
myślałem, że mnie pocałuje, tu przy wszystkich. Staliśmy nieco na uboczu, ale
mimo to gdyby ktoś przechodził, z łatwością mógłby nas dostrzec. Poczułem
przypływ paniki, choć nie potrafiłem się ruszyć oczekując na to, co zaraz
nastąpi. Przełknąłem ślinę, jednak nie doczekałem się pocałunku. Wargi
starszego zatrzymały się kilka milimetrów od moich. Kusiło mnie, by ich posmakować,
miałem jednak na tyle zdrowego rozsądku, aby wiedzieć, że to nieodpowiednie.
- Chętnie naruszę tą niewinność i zdeprawuję tego aniołka
– wymruczał niskim, nieco ochrypłym głosem. Brzmiał tak dwuznacznie, że
momentalnie zapiekły mnie policzki. Te żarty zaczynały być nieprzyzwoite! Odepchnąłem
go od siebie, furcząc ze złości. Trzepnąłem go w ramię, za które od razu się
złapał z szerokim uśmiechem na ustach. To wcale nie było zabawne! Ani trochę!
- Głupi jesteś, wiesz? – Warknąłem, mierząc go
morderczym wzrokiem. Budził we mnie tak skrajne emocje, że zaczynałem się
obawiać o moją równowagę psychiczną. Pokazałem mu język, ciągnąc Zeusa do
boksu. Miałem zdecydowanie dosyć, jak na jeden dzień. A nawet cały miesiąc.
~***~
1Derka – okrycie konia zakrywające cały tułów, czyli kłodę, a także czasem
część szyi.
2Kantar – rodzaj uproszczonej uzdy, używanej nie do jazdy, lecz podczas
czyszczenia lub wyprowadzania konia.
3Uwiąz – sznur do prowadzenia i przywiązywania konia, na przykład podczas
czyszczenia.
4Bryczesy – specjalne spodnie do jazdy konnej; od wewnętrznej strony mają
zamszowe wstawki, które zapewniają dobrą przyczepność do siodła.
6Rajtrok – marynarka do jazdy konnej, używana głównie na występach i zawodach.
7Toczek – nakrycie głowy
zapinane pod brodą, które chroni głowę jeźdźca w czasie jazdy przed urazami i
zranieniami. Wykonany jest przeważnie z włókna szklanego obciągniętego
materiałem. Jest elementem ubioru wskazanym podczas jazdy konnej i obowiązkowym
podczas zawodów. Obecnie często zastępowany bezpieczniejszym i trwalszym
kaskiem jeździeckim.
8Popręg – pas biegnący pod
brzuchem konia służący do utrzymywania siodła na grzbiecie zwierzęcia.
9Owijacze (inaczej owijki) – bawełniane lub
polarowe bandaże używane do owijania nóg konia nad kopytami; mogą być zapinane
na rzepy.
10Ogłowie – skórzana
uprząż zakładana przed jazdą na głowę konia; stanowi całość wraz z wędzidłem i
wodzami.
11Czaprak – bawełniana lub filcowa podkładka pod siodło wchłaniająca pot konia
i chroniąca jego grzbiet przed obtarciami.
12Naczółek – pasek na czole konia.
13Okser – szeroka przeszkoda, którą koń musi pokonać jednym skokiem. Okser
zbudowany jest z dwóch stacjonat o tej samej wysokości.
14Stacjonata – pojedyncza przeszkoda.
~***~